Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Vesania

Zamieszcza historie od: 6 lipca 2011 - 15:57
Ostatnio: 10 marca 2018 - 12:53
  • Historii na głównej: 3 z 5
  • Punktów za historie: 1269
  • Komentarzy: 39
  • Punktów za komentarze: 180
 
zarchiwizowany

#76893

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rejestracja numeru na kartę.

Gdzieś od okolic listopada mój operator zaczął bombardować mnie sms-ami o obowiązku rejestracji numeru, otrzymywałam ich nawet kilka dziennie. Treść była dość wymowna, gdyż informowano mnie, że mój numer "wkrótce" może zostać wyłączony, pojawiały się też groźnie i poważnie brzmiące sformułowania, jak np. "ustawa antyterrorystyczna". Przysłowiowy diabeł tkwił zapewne w tym, że jako użytkownik numeru na kartę, mogłam go zarejestrować w dowolnej sieci, niekoniecznie tej dotychczasowej, więc takie brzmienie sms-ów zapewne obliczone było na tych użytkowników, którzy nie wiedzą, że czas na rejestrację mija 1 lutego 2017. Łatwo się domyślić, że taki delikwent mógł wystraszyć się wizją rychłego ("wkrótce") wyłączenia numeru i co sił popędzić do salonu, bez tracenia czasu na analizę ofert innych sieci.

I tak koniec starego roku, jak i początek nowego, upłynął mi w towarzystwie tej radosnej sms-owej kanonady. Do straszenia wyłączeniem numeru "wkrótce", doszły jeszcze roztaczane przez operatora wizje długich kolejek, w jakich przyjdzie mi stać, jeżeli nie zarejestruję numeru już teraz, natychmiast. Wreszcie, na poły zmęczona już tym zawracaniem głowy, na poły świadoma, że w końcu i tak trzeba będzie tej formalności dopełnić, zarejestrowałam numer u dotychczasowego operatora. Miła pani w saloniku prasowym, zarejestrowała numer i wydrukowała mi potwierdzenie, na którym odczytałam komunikat od operatora, że wkrótce otrzymam sms-a z informacją na temat bonusów, korzyści i przywilejów wynikających z rejestracji w ich sieci.

No i tak sobie na tego sms-a czekam - od pierwszej połowy stycznia... widocznie "wkrótce" to u tych państwa termin bardzo płynny :).

rejestracja numeru

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 15 (99)

#73132

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed kilku lat, właściwie nie wiem, dlaczego przypomniała mi się akurat dzisiaj.

Gdy po intensywnych poszukiwaniach mieszkania do wynajęcia, udało się je w końcu znaleźć, załatwić formalności i zamieszkać, przyszedł czas na zakupy niezbędnego wyposażenia. Z racji tego, że do podgrzewania wody służył piecyk gazowy, jedną z pierwszych inwestycji był atestowany czujnik czadu. Zakup tego niepozornego urządzenia okazał się strzałem w dziesiątkę, bo choć piec nie należał do starych, drzwi do łazienki przez większość czasu pozostawały otwarte, okien praktycznie nie zamykałam, a kratki wentylacyjne były drożne, pewnego dnia czujnik wszczął alarm. Panowie ze straży pożarnej potwierdzili prawdziwość pomiaru, spisali protokół, zabronili używać pieca do momentu naprawy przez autoryzowany serwis, pogratulowali zakupu i pojechali.

Wezwany serwisant ustalił, że przyczyną pojawienia się czadu było zapchanie pewnych części pieca (wybaczcie brak precyzji). Elementy blokujące drożność gromadziły się od dłuższego czasu, a tego pamiętnego dnia osiągnęły takie stężenie, że spaliny, nie mogąc dotrzeć do przewodu wyprowadzającego, zaczęły cofać się do łazienki, wydzielając śmiertelny tlenek węgla.

Gdzie piekielność? Niecały miesiąc przed zdarzeniem gościłam pana dokonującego inspekcji instalacji i urządzenia gazowych w mieszkaniu. W pisemnym raporcie z kontroli, sporządzonym w formie tabeli, w jednej z kolumn wyszczególniony był "piec gazowy" - według adnotacji wszystko było w porządku.

Nie wiem, czy zaglądanie do środka pieca należało do jego obowiązków, więc nie wiem, czy piekielny był on czy ktoś, kto ustala, jak taka kontrola ma przebiegać i jak ma wyglądać protokół. W każdym razie, drodzy Czytelnicy, korzystający z pieców węglowych lub gazowych - zainwestujcie w czujnik, bo to faktycznie może uratować Wasze życie i dla własnego bezpieczeństwa poproście fachowca o porządną kontrolę urządzeń raz w roku. Obowiązkowe przeglądy zlecane przez administrację nie zawsze wystarczą, więc dbajcie o siebie i Waszych najbliższych :).

mieszkanie

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (217)

#72589

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia użytkowniczki Kuchareczkaa (72487), dotycząca małego rozgarnięcia braci akademickiej, przeradzającego się później w bezczelność, przypomniała mi jedną sytuację z moich studiów.

Jedna z rocznikowych koleżanek, Ania, słynęła wśród studentów naszego kierunku dzieleniem się notatkami i opracowaniami podanych przez wykładowców zagadnień do różnorakich egzaminów i zaliczeń. Robiła to całkowicie charytatywnie, niezmiennie twierdząc, że skoro solidne notatki i pomoce naukowe robi i tak sama dla siebie, aby łatwiej było jej się uczyć, to nie ma problemu, aby przy okazji ułatwić życie innym. Taka sytuacja trwała bodaj przez pięć sesji - Ania udostępniała swoje materiały do skserowania/zeskanowania każdemu, kto chciał, nie oczekując (i często zresztą nie słysząc) choćby zwykłego "dziękuję".

Sytuacja uległa zmianie podczas przygotowań do sesji letniej na III roku - z niewiadomych przyczyn, tym razem Ania nie poinformowała o możliwości skorzystania z jej dorobku. Innymi słowy - nie udostępniła w tej sesji żadnych swoich notatek ani opracowań. Jaka była reakcja wielu "kolegów" i "koleżanek" z rocznika? Chyba łatwo się domyślić - potężny, nieprzejednany, złowróżbny foch, połączony z obrabianiem tyłka, pretensjami o to, że Ania nie wywiązała się ze swojego oczywistego, psiego wręcz obowiązku. Gdy w końcu parę normalnych osób nie wytrzymało i głośno odezwało się, że dotychczasowe przysługi Ani były wyłącznie jej dobrą wolą, nie zaś zobowiązaniem, podniosło się kolejne larum, sugerujące, że było wręcz przeciwnie. Do dziś pamiętam komentarz jednego z oburzonych, obawiającego się o własny los podczas egzaminów: "Przecież ona przyzwyczaiła nas do tych notatek! Jak nie chciała robić teraz, to TRZEBA BYŁO uprzedzić!".

Ot, przyszłość narodu ;).

uczelnia

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 399 (407)

#68107

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu spółka Intercity wprowadziła obowiązkową rezerwację miejsc w pociągach TLK. Dla tych, którzy nie podróżują pociągami, krótko wyjaśnię: polega to na tym, że do każdego biletu dołączona jest automatycznie rezerwacja konkretnego miejsca w określonym wagonie. Podczas kupna biletu można wybrać (w miarę dostępności miejsc), czy woli się podróżować przy oknie, w wagonie przedziałowym, czy bezprzedziałowym itd. Niestety, niektórzy udają, że nic się nie zmieniło i próbują nadal forsować stary system "kto pierwszy, ten lepszy".

Rzecz działa się w pociągu kursującym na długiej trasie, z południa Polski na Wybrzeże, w sezonie letnim, więc wiadomo, że należy spodziewać się tłoku. Czekała mnie dziesięciogodzinna podróż, więc celowo zarezerwowałam sobie bilet z miejscem przy oknie. Wsiadłam, odnalazłam swój przedział i zastałam panią siedzącą na moim miejscu:

[J]: Dzień dobry. Czy pani również posiada bilet na miejsce nr 123? (takie sytuacje się zdarzają).
Cisza.
[J]: Przepraszam, czy pani również posiada bilet na to miejsce?

Tu już pani zaszczyciła mnie spojrzeniem, wyrażającym bezbrzeżnego focha, że śmiem zakłócać jej spokój i czegokolwiek oczekiwać. Następnie wyjęła swój bilet, przestudiowała go, nie odzywając się nadal słowem. Ja również milczałam, patrząc na nią, stojąc w drzwiach przedziału i nie zajmując żadnego z innych wolnych miejsc. Pani w końcu zareagowała... Z wielką łaską podniosła się z siedzenia i przeniosła swoje rzeczy. Gdy siadała na swoim miejscu, powiedziała niby cicho, niby do siebie, ale tak, żeby wszyscy usłyszeli:
- No... z tego miejsca już nikt na pewno mnie nie WYGNA!

Na końcu języka miałam odruchowe "dziękuję"... ale stwierdziłam, że w sumie nie mam za co ;).

PKP

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 368 (412)
zarchiwizowany

#59797

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótki apel o myślenie i odpowiedzialność, który zdecydowałam się zamieścić po znalezieniu w sieci tego obrazka:

http://kwejk.pl/obrazek/2062981/jak-pokonac-czkawke.html

Człowieku, zanim wrzucisz coś takiego do internetu pomyśl, że ktoś może nie wyłapać "ironii" i potraktować Twoją poradę poważnie. Przecież takie strony są odwiedzane również przez dzieci. Naprawdę warto brać sobie czyjeś zdrowie lub życie na sumienie tylko po to, aby mieć obrazek na głównej?

Internet

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (285)

1