Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kayetanna

Zamieszcza historie od: 10 września 2011 - 21:54
Ostatnio: 9 czerwca 2019 - 16:59
  • Historii na głównej: 0 z 4
  • Punktów za historie: 533
  • Komentarzy: 550
  • Punktów za komentarze: 4918
 
zarchiwizowany

#67068

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może ktoś z Was pomoże mi rozwiązać zagadkę...Dziś rano napisała do mnie pewna pani na fb. Poniżej przytaczam treść:
"Witam Pani kayetanno choć się nie znamy pozwoliłam sobie napisać do Pani z takim pytaniem, ponieważ wiele osób dziś szuka jakiś dodatkowych rozwiązań w zyciu i nie mówię o typowej dodatkowej pracy ale o tym żeby w godzinach dodatkowych mieć szansę na stworzenie stałego, powtarzalnego dochodu. Prowadzę konkretny projekt, który oferuje bardzo wysokie dochody i poszukuję dwóch, trzech osób. Ponieważ się nie znamy i nie znam Pani obecnej sytuacji chciałam zapytać czy jest Pani otwarta na inne możliwości zarabiania pieniędzy poza tym czym obecnie się Pani zajmuje? Pozdrawiam serdecznie Magdalena Gheith"

Na moje pytanie kim jest, dlaczego pisze do mnie i jaką branżą się zajmuje:
"Szanowana Pani facebook jest portalem społecznościowym więc zdobyć kontakt nie jest niemożliwy, natomiast znalazłam Panią na grupie Warszawy historie ukryte.
Zajmuję się branżą, która jest niezwykle dochodowa ale nie traktowana zbyt poważnie jest to typowa konsumpcja konieczna. Globalnie tworzymy zespół ludzi, którzy nieświadomie działają razem finansując wszystkie przedsiębiorstwa na świecie. W ramach XXI wieku najnowsze technologie umożliwiają inną organizację rynku, która pozwala na to aby minimum 60% pieniędzy które każdego miesiąca wypływają z Pani budżetu domowego zaczęły pracować dla Pani.
Mogę Pani pokazać jak mogłaby Pani przestać tracić te ok. 60% pieniędzy, które przechodzą przez Pani życie , a także w jaki sposób użyć je inaczej i uruchomić drugie niezależne źródło stabilnego, wzrastającego dochodu.
Czy są to korzyści dla których byłaby Pani skłonna spotkać się, porozmawiać, popatrzeć na pewne schematy i zobaczyć jakie rozwiązania są dla Pani dostępne?"

Wiele sprzecznych sygnałów z tego wyciągam, ale pewnie ktoś próbuje mnie na coś naciągnąć.
Wie ktoś o co chodzi?

naciągaczed finanse zagadka

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (165)
zarchiwizowany

#64824

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W nawiązaniu do historii Papierkowej (http://piekielni.pl/64798), rozwinę swoją z komentarza.
Otóż mam na roku niewidomego kolegę (T). Minął pierwszy semestr, ale on już zdążył zrazić do siebie wszystkich, a to sztuka w 4 miesiące, w tym prawie miesiąc ferii świątecznych, wkurzyć prawie 60 osób!
Spróbuję zrozumiale opisać dlaczego. Zaznaczę od razu, że każdy opisany przypadek nie jest pojedynczy, zdarza się to notorycznie, praktycznie codziennie.
T. ma już magistra z innej uczelni, jednak przyszedł również zdobyć go u nas. To w sumie pierwsza dziwna sytuacja, bo jak niewidoma osoba ma zamiar pracować w więzieniu czy z trudną młodzieżą (to podstawowe miejsca pracy po naszym kierunku). Jednak to jego sprawa, choć uważam, że jak człowiek nie ma predyspozycji to nie powinien się pchać - ja supermodelką nie zostanę, to się do agencji nie pcham.

I: Większość naszych zajęć polega na przeczytaniu wcześniej tekstu, a na zajęciach omówieniu go, wykładowca wyjaśnia niezrozumiałe kwestie. Jednakże przez T. my mamy trudności z wtrąceniem się oraz omówieniem całego tematu, bo jego wypowiedzi są bardzo długie i często zapętlone: "Ja chciałbym powiedzieć, że na przykład, podam taki przykład, że yyyy chcę powiedzieć na przykład". Nie, nie podkolorowuję, tak wypowiada się człowiek 26-letni z tytułem mgr. Często są również bez większego związku z tematem.

II: Na początku roku oburzony stwierdził, że nie rozumie podejścia wykładowców, bo na poprzedniej uczelni (nastawiona na niepełnosprawnych, wiele kierunków związanych z pracą z takowymi) wykładowcy wysyłali mu swoje prezentacje, a tu on musi robić notatki!

III: Gdy tylko wyczuje, że ktoś jest obok niego, nie ważne czy to ktoś od nas czy zupełnie obca osoba, natychmiast łapie ją za ramię i każe się prowadzić, np. 3 piętra w dół do bufetu i często próbuje przetrzymać taką osobę, aby z nim siedziała i patrzyła jak je.
Ale! Gdy nie wie, że ktoś jest w pobliżu świetnie sobie radzi sam. Chodzi po schodach bez pomocy laski, a każda z sal wykładowych ma numerki napisane Braille'm.

IV: Mimo wszystko jest faworyzowany. Na ostatnim egzaminie mieliśmy z 3 tematów wybrać 2 i je opisać. On tuż po nas był odpytywany (nie pisze), na pierwsze dwa pytania nie potrafił odpowiedzieć, na 3 zaczął odpowiadać, ale doktor mu przerwała, bo odbiegł zupełnie od tematu. Dostał 4+, "za aktywność".

V: Egzaminy. Po co osoba niepisząca przychodzi na pisemne? Mówi, że on będzie cicho, sobie popowtarza. Jednak, co zdarzyło się pod rząd na pisemnych, jakoś w połowie zaczął nawoływać jedną z koleżanek, potem wstał, wyszedł bez laski z sali na kilka minut. Wszedł i głośno powiedział "dzień dobry" i ustał na środku, głośno zagadując doktor o swój egzamin. Po czym podprowadzony przez nią do swojej ławki zaczął pakować swoje rzeczy i ustał nade mną i koleżanką próbując do nas zagadywać.

Trochę długo mi wyszło i nie wiem czy oddałam piekielność. Dodam jeszcze, że na zajęciach potrafi nagle, bez żadnego związku zadać pytania jedynie luźno związane z tytułem przedmiotu.
Z jego zachowania wnioskuję, że może on być również w jakiś sposób upośledzony umysłowo. Jego mama traktuje go jak zupełne dziecko. I właśnie w ten sposób rodzice robią krzywdę swoim dzieciom - niepełnosprawne starają się chronić przed wszystkim, zamiast nauczyć żyć w społeczeństwie.

jeden z wydziałów uw

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (370)
zarchiwizowany

#17832

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja batalia z Komputronikiem (http://piekielni.pl/17269) ma niestety swój dalszy ciąg.
Otóż laptop w "serwisie" spędził prawie trzy tygodnie, z czego na początku panowie nawet nie raczyli poinformować ile to naprawdę potrwa, tylko ciągle (gdy już sama zadzwoniłam) słyszałam, że prawdopodobnie jutro/za dwa dni będzie do odbioru. Kilka razy wytłumaczyłam panom do czego służy telefon i zdarzało im się dzwonić i "przepraszać", że jeszcze nie mogę odebrać swojej zabawki. W końcu w ostatni piątek udało się! Powiedzieli mi, że w Czechach przechodził testy przeciążeniowe i nic nie wykryto, także oni sprawdzali i nic się nie dzieje. Faktycznie włączył przy mnie i działa, po blue screenie ani ślady. Wieczorem, gdy już wyłączyłam laptopa i poszłam się kąpać, coś mnie tknęło. Po kąpieli włączyłam go ponownie. I co? Ten sam błąd. Okazuje się, że nawet systemu im się nie chciało przeinstalować. A po rzekomej rysie na obudowie ani śladu. Nie chcę im zanosić go znowu. Jutro zadzwonię do Rzecznika Praw Konsumenta. No i czekam na mojego mężczyznę aż wróci z delegacji i przeinstaluje mi windowsa.

Nie rozumiem nadal jak można traktować klienta jak idiotę i nic, dosłownie nawet najłatwiejszej czynności (przeinstalować) nie zrobić?

Komputronik / Packard bell

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (26)
zarchiwizowany

#17269

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszły piątek kupiłam laptopa. Nie wiem czy ma to znaczenie dla dalszego przebiegu, ale była to ostatnia sztuka, więc dostał mi się egzemplarz z wystawy. No nic - obejrzałam obudowę, wszystko w porządku, przejrzałam z grubsza jego zawartość, w porządku. Nie jestem jakimś specem, ale też umiem troszkę więcej niż tylko włączyć komputer i kliknąć w ikonkę przeglądarki. W tym samym dniu ledwie po dwóch czy trzech godzinach użytkowania wywaliło mi blue screena. Ok, dziwne, bo nawet na starym złomie tego nie widziałam. Włączył się tryb naprawczy. Telefon do mojego mężczyzny, bo akurat jest na drugim końcu Polski. Poinstruował mnie, co jeszcze mogę zrobić. Ok, działa. Następnego dnia, niespodzianka! Tuż po włączeniu blue screen, tryb naprawczy, w końcu się włącza. I tak jeszcze wytrzymałam do poniedziałku. Tego dnia przyjechał mój brat (informatyk z zamiłowania i ze studiów). Sprawdza, stwierdza, że to wina źle zainstalowanego systemu i że po prostu trzeba pojechać do sklepu, bo nie dołączają teraz płytki czy czegoś z systemem. Jedziemy.
Na miejscu mówią nam, że lapka możemy odebrać jutro, najpóźniej o 13 zadzwonią. Mija 13, dzwonię, mówią mi, że jeszcze góra godzinka i na pewno będzie gotowy i zadzwonią. Jako że odwiedzałam w tym dniu babcię to mimo iż telefonu nie dostałam pojechałam tam, ok.16. Okazało się, że jednak sprowadzą mi nową sztukę, bo znaleźli, że jeszcze pamięć nie działa jak powinna. Lapka mam dostać w czwartek. No dobra, irytuję się, ale, że jestem troszkę w gorącej wodzie kąpana to oddycham głęboko i informuję tylko, że CZEKAM na telefon.
Mija sobie czwartkowe popołudnie i cisza. Dzwonię.
[j]a, [s]przedawca
s: Jednak będziemy naprawiać, ponieważ wymienić nie możemy. Jest rysa na obudowie.
j: Jaka rysa? Kilka dni temu go przyjmowaliście, grzebaliście przy nim i żadnej rysy nie było.
s: Rysa jest, będziemy naprawiać.
j: Jeśli rzeczywiście jest to zrobił ją któryś z pracowników, a za to już ja nie odpowiadam. Miałam dziś dostać laptopa, nie ważne czy naprawionego czy nowego. Miał być.
s: Rysa jest.
Dogadać się nie da rady, więc dzwonię do kierownika. Ten mówi, że zadzwoni następnego dnia i powie na kiedy dostanę sprawny komputer.
Wczoraj zadzwonił, ma być na wtorek. Jestem ciekawa czy będzie ciąg dalszy.
Widać, firma ma w głębokim poważaniu klientów. Kupić u nich bardzo łatwo, ale wyegzekwować od nich to, co się klientowi należy już niemal nie sposób. Nie dotrzymują słowa, jak się zdaje niszczą cudzy sprzęt oraz nie szanują klienta.
Historia ku przestrodze, dlatego podaję nazwę firmy. Moja pierwsza historia i jakaś przydługa wyszła :)

Komputronik

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (201)

1