Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

luss313

Zamieszcza historie od: 7 września 2015 - 10:16
Ostatnio: 30 stycznia 2019 - 21:11
  • Historii na głównej: 5 z 6
  • Punktów za historie: 1232
  • Komentarzy: 34
  • Punktów za komentarze: 144
 

#80865

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś napiszę o piekielności, która niestety trwa od wielu lat i niestety będzie trwać i pewnie wielu z was mogła być jej świadkiem nie raz nie dwa. Chodzi o porzucanie zwierząt. Konkretna sytuacja.
Mam od niedawna kota. Cudowny zwierzak, chociaż bardzo nieplanowany w moim życiu.

Moi rodzice mieszkają na wsi. Jakiś czas temu zauważyli gościa kręcącego się nieopodal ich domu. Nieznany typ na motorze, wjechał w bardzo polną drogę po chwili odjechał w siną dal. Moi rodzice bardzo lubią spacery a, że moją rodzicielkę coś tchnęło poszli sobie na spacer inna trasą niż zazwyczaj. Skręcili właśnie w ową drogę co wyżej wspomniany osobnik. Co znaleźli w krzakach? 4 małe kotki. Przygarnęli do domu. Dali mleka (wiem, wiem, że mleko to nie najlepsza karma dla kotów, ale ekspertami w kotach nie są, więc dali to co uważali za dobre dla nich, a był już wieczór więc innej możliwości też nie mieli).

Jeden kociak niestety nie przeżył, nie wiem czy koleś wyrzucając zwierzaki może po prostu go jakoś uszkodził czy był chory wcześniej, trudno powiedzieć. Finał historii pozytywny dla pozostałej 3. Mama szybko znalazła dom dla jednego, drugiego sama przygarnęła, a trzeciego zabrałam ja. Mają w tej chwili opiekę, dobrą karmę i dużo miłości. Zabraliśmy je do weterynarza, który ustalił, że w momencie wyrzucenia miały jakieś 4 tygodnie max 5. Wszystkie 3 zdrowe chowają się cudnie i ładnie podrosły.

Jednak przeraża fakt, że ktoś zadał sobie trud, przyjechał do innej miejscowości by podrzucić koty na przysłowiowym zadupiu w krzakach, a nie poświęcił tej energii by samemu znaleźć dom dla kotów. Przecież miał je w domu przez te 4/5 tygodni. A kotka też nie urodziła ich znienacka tylko musiał wiedzieć,że jest kotna. Człowiek skur.... I szczęście, że skończyło się tak a nie inaczej.

Apel do ludzi, jeżeli nie chcecie zwierzaka, to oddajcie do schroniska, tam może nie czeka go życie w luksusie, ale przynajmniej będzie żyć.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (89)

#74305

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu historii Olanny96 przypomniała mi się podoba historia z mojej dawnej pracy w pewnym supermarkecie na T.

Pracowałam tam na dziele odzieży i któregoś dnia dostaliśmy polecenie zrobienia "czystki" w magazynie. Polegało to na rozpakowywanie po kolei kartonów i skanowaniu ubrań będących wewnątrz, sprawdzaniu czy są na specjalnej liście, i jeżeli były to odkładanie ich do utylizacji. Tak. Ogromne ilości ubrań, począwszy od ubranek dziecięcych, poprzez zwykle bluzki, spodnie, bieliznę kończąc na kurtkach zimowych i butach wszelkiego rodzaju, wszystko to szło na spalenie.

Były to rzeczy w dobrym stanie, które w poprzednich sezonach się nie sprzedały. Oddanie tego potrzebującym nie wchodziło w rachubę, zabranie/kupienie tego przez pracowników również nie. Szkoda, bo jest wielu potrzebujących ubrań dla dzieci, dla siebie. Domy samotnej matki, noclegownie/wstaw dowolną instytucje/ cokolwiek innego niż utylizacja...

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 237 (263)

#73584

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Polska młodzież. Co mają w głowach dzieci i o czym myślą kiedy robią zrzutkę kasy na małego chomika albo podobne zwierzątko tylko po to, żeby zrzucić je z piętra i patrzeć "jak leci" w dół i robić fotki trupowi i chwalić się innym dzieciom?

No ja p.... Brak słów. Historia zasłyszana, ale jak najbardziej prawdziwa. Niestety.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 288 (306)

#73038

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś historia o piekielnej pani doktor ogólnej.
Jest to lekarka urzędująca w małej gminnej przychodni, w zasadzie jedynej w promieniu dobrych kilkunastu kilometrów. I chyba właśnie przez to, pani doktor czuje się jak "bogini".
Nie chciałabym przedłużać, więc opowiem konkretne sytuacje.

1. Leczenie osoby chorej na serce poprzez zapisywanie jej tych samych leków, bez wysłania na kontrolę do kardiologa przez prawie 15 lat, co doprowadziło w końcu do zawału i dłuższego pobytu w szpitalu.

2. Z ogromną łaską wystawienie skierowania do kardiologa, żeby zrobił badania po zawale i stwierdzenie, że jest to zupełnie niepotrzebne, bo przecież ona może dalej zapisywać swoje magiczne leki.

3. Zapisywanie kilku antybiotyków naraz, na jedno schorzenie, ponieważ szanowna pani doktor nie wiedziała na co tak naprawdę pacjent choruje, więc tak dla pewności zamiast dać skierowanie do specjalisty i zlecić odpowiednie badania, no to bach, dała potężną dawkę leków, a ty pacjencie sam się martw o skutki uboczne.

4. Ogólnie pani doktor nie uznaje specjalistów, jakichkolwiek, i wszystko leczy sama, aż padnie. Albo aż pacjent padnie.

5. Wszelakie choroby czy infekcje, czy podejrzenia infekcji, wybierzcie sami, leczy tym samym antybiotykiem od lat (niezależnie czy wymagają one leczenia antybiotykiem czy nie), czasem łaskawie zmieni dawki, a czasem nie.

Najgorsze jest w tym wszystkim to, że chodzą do niej ludzie z reguły starsi, w tym niestety moja mama, którzy ją wielbią i spijają każde słowo z jej ust.
No bo jak wytłumaczyć takim ludziom, że lepiej zarejestrować się w mieście oddalonym o prawie 50 kilometrów do najbliższego specjalisty w danej dziedzinie, następnie odczekać miesiąc, dwa lub i dłużej na wizytę na NFZ, lub nawet i szybciej, ale prywatnie i zabulić za wizytę, niż iść do pani doktor na jedną wizytkę? Nie da rady, próbowałam.

Bardzo intensywnie zastanawiam się nad jakimś uprzejmym donosem na doktorkę do NFZ, bo już mam dosyć tych mrożących krew w żyłach opowieści o niej.

doktor ogólna mała przychodnia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (224)

#73025

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam wszystkich!
Jak to ostatnio dosyć często bywa, zacznę historię od przytoczenia innej;)
http://piekielni.pl/72590#comments. Po jej przeczytaniu, przypomniała mi się moja przygoda z ospą, która zdarzyła się może z 4-5 lat temu, kiedy to, będąc już całkowicie dorosłym osobnikiem, zauważyłam na ciele krostki.

Lekarzem nie jestem, ale przeleciało mi przez głowę, że to może ospa, bo jako dzieciak nie chorowałam. Więc w te pędy z samego rana do przychodni. Odczekałam w niedużej kolejce do rejestracji i mówię co i jak. Jak pisaliście w komentarzach przy tamtej historii, osoby z podejrzeniem ospy powinny być zamknięte w izolatce i zbadane od razu. O tym wtedy nie wiedziałam. Umówiona byłam na popołudnie do rodzinnego.

I teraz piekielność i bezmyślność pielęgniarek/rejestratorek. Umówiły bowiem pacjentkę z prawdopodobieństwem ospy do rodzinnego, którego gabinet znajdował się tuż obok gabinetu ginekologa. Wyobraźcie sobie przerażenie lekarza, który mnie przyjął, bowiem razem ze mną, siejącą zarazki, siedziało chyba z osiem kobiet w ciąży i czekały na gina. Ja akurat miałam szczęście, bo jak wyjaśniłam sytuację pacjentom czekającym przede mną, to zostałam przepuszczona od razu. Gdyby nie to, to z pewnością czekałabym tam z dobrą godzinę, bo pechowo było tego dnia spore opóźnienie. A z tego co potem słyszałam, pielęgniarki dostały od pani doktor niezły opiernicz. Mam tylko nadzieję, że nie zaraziłam wtedy żadnej ciężarówki.

przychodnia ospa

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 301 (317)
zarchiwizowany

#73299

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dziś. Prawie wyjechaliśmy inteligentnemu panu kierowcy w zadek. Inteligentny pan kierowca miał przyciemniane tylne szyby... i tylne światła i to że hamował to można się było tylko domyśleć bo nagle znaleźliśmy się prawie w jego tylnym zderzaku. Kto go do ruchu wypuścił?

EDIT: kochani, nie uderzylismy w niego właśnie dlatego, że utrzymaliśmy odpowiednią odległość. Może źle opisalam wcześnie bo pisałam w emocjach stąd najazd na mnie. Z pewnością ktoś kto by się zagapil lub takiej odległości nie utrzymał to by w dziada stuknął.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 45 (119)

1