Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mamaOli

Zamieszcza historie od: 9 marca 2014 - 20:15
Ostatnio: 5 września 2017 - 15:25
  • Historii na głównej: 4 z 5
  • Punktów za historie: 2325
  • Komentarzy: 157
  • Punktów za komentarze: 1096
 

#76348

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam znajomego, koleś koło 30-tki, związany z dziewczyną tuż po maturze. Metrykalnie są dorośli.

Wyprowadzili się do nowego mieszkania. W poprzednim mieli zwierzaka (małego w klatce). Wydali go. Różne rzeczy się zdarzają, różne są powody, ok. Zapytałam dlaczego. Odpowiedź zwaliła mnie z nóg.

Klatka nie pasowała im do wystroju mieszkania.

Nie wiem, ja mam chory stosunek do zwierząt, czy może jednak takie zachowanie nie do końca jest w porządku?

ludzie

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (284)

#67929

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kochani Piekielni,
weźcie mi powiedzcie, bo nie rozumem. Czy fakt posiadania dziecka skazuje mnie z automatu na Odpieluszkowe Zapalenie Mózgu? A może rzeczywiście, jestem kurde nienormalna...

Dla wyjaśnienia sytuacji. Mieszkam nie tyle jakoś daleko od rodziców (+-30km), ale musiałabym jeździć z wieloma przesiadkami aby ich odwiedzić, więc wyprawa z dzieckiem bez samochodu jest po prostu niewygodna. Ucieszyłam się więc ogromnie, gdy w moim miejscu zamieszkania pojawiła się kolejka aglomeracyjna. Zatem, młodą w wózek (co ważne - córcia waży 8,5 kg, wózek - 13), siup na pociąg, kolejką na osiedle rodziców - cud miód i orzeszki...

Ale, to przecież nie jest historia jak to można dojechać z miejsca na miejsce w komforcie. Wytarabaniłam wózek z młodą z pociągu (co nie było takie trudne, gdyż wyremontowany dworzec jest obecnie świetnie dostosowany i praktycznie z kolejki wysiada się jak z tramwaju) i idę do schodów, a tam klops, żadnego zjazdu, rynienek, czegokolwiek. Dwadzieścia kilka kilo balastu (córcia, wózek i bambetle) do zniesienia jakieś 40 stopni, upał też coś koło 40, a wózek ma swoje gabaryty.

Myślę sobie MASAKRA. Na szczęście jest winda. Oznaczona oczywiście jako winda dla wózków inwalidzkich, ale rozejrzałam się dokładnie, nikt nie czeka, nie jest na kluczyk, osób starszych, czy niedołężnych też nie ma. Wciągnęłam ją na górę i zjeżdżam do przejścia. Drzwi się otwierają i jak nie ryknie na mnie jakiś koleś. Że co ja sobie wyobrażam, że winda jest dla niepełnosprawnych, że takie roszczeniowe matki to wieszać się powinno, że fakt, że zjechałam windą oznacza, że jestem, cytat"leniwą flądrą z odpieluchowym zapaleniem mózgu".

No cóż, powiedziałam Panu co o nim sądzę i dlaczego, po czym wybałuszyłam oczy i zebrałam szczękę z podłogi, gdyż...

Obrońcą uciśnionych niepełnosprawnych okazał się konduktor, około 30-letni, który zamiast wejść na peron po schodach (wszak on flądrą, w dodatku leniwą nie jest) wsiadł do rzeczonej windy i wjechał na peron.

Czy tylko ja tu czegoś nie ogarniam?

ludzie i taborety

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 492 (572)

#63501

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś nie będzie piekielnie, ale śmiesznie. Wiecie jak to jest na zakupach w hipermarketach w ostatni weekend przed świętami...

Uzbrojeni w odpowiednią ilość cierpliwości, pozostawiwszy młodą pod opieką babci wybraliśmy się z lubym do hipermarketu. Już nawet lekko zawiedziona byłam bo i kolejek niewiele, i ludzie o karpie się nie zabijają (gdzież ta magia świąt się podziała:)) myślę, nic się nie wydarzy, bezproblemowo zrobimy zakupy.

Aż tu nagle... rozdzieliliśmy się, żeby było szybciej i każdy buszuje w swoich regałach...a w naszym koszyku buszuje jakaś staruszka:) Wiecie, taka Pani z gatunku mała, chuda zasuszona śliwka:) ale bardzo energiczna. Wyglądała prześmiesznie, gdyż robiąc kipisz w naszym koszyku wychylała się tak, aż jej się nogi od ziemi oderwały.

Po pierwszym szoku zastawiałam się czy popchnąć żeby wpadła do koszyka:), czy może jednak pociągnąć za płaszcz i postawić na ziemi.
Wywiązuje się taki dialog:

Ja: Przepraszam, ale to mój koszyk, Pani koszyk stoi chyba obok.

Staruszka: Tak, tak wiem. (Nie przerywając grzebania wśród naszych zakupów)

Ja: Proszę Pani, czemu Pani szpera mi w zakupach? To chyba nieładnie:)

Staruszka: Tak, tak wiem...

Ubawiona po pachy, w lekkim szoku kontynuuję dialog

Ja: To może zacznie Pani grzebać w swoim koszyku, a mój zostawi w spokoju?

Staruszka: Już, już...

I z błyskiem triumfu w oku wyciąga z mojego koszyka groch, triumf zamienia się w spojrzenie kota ze Shreka, staruszka traci energię i impet i patrząc mi w oczy stwierdza:

Staruszka: Bo mi tak ciężko robić te zakupy, a Pani młoda to sobie jeszcze raz weźmie ten groch. Mogę wziąć ten Pani?

Magia świąt... z pięć osób się już przyglądało,wszyscy w dobrych humorach, w tym luby.

Luby: A cukier też Pani chce?

Najlepsze było to, że oddając staruszce groch musieliśmy sięgnąć drugi z półki, która znajdowała się w tej samej alejce, w której stały oba koszyki. I powiedzcie mi, że starsi ludzie są bezradni:)

sklepy

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 597 (705)

#63333

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem,czy to piekielne, czy nie, czy mam się śmiać czy płakać. Będzie o Poczcie Polskiej i reklamacjach.

Piekielności część pierwsza.
Zamówiłam przesyłkę, kurier powinien ją dowieźć pod drzwi. Był jednak cwany. Puścił głuchego (akurat karmiłam dziecko, więc oddzwoniłam po ok. pół godzinie) i dał długą pozostawiając awizo, a co tam, niechaj klientka popycha na pocztę. Był też, i to mnie tak wściekło, chamski. Oddzwoniłam grzecznie pytając czemu nie wszedł, czemu puścił tylko sygnał i co dalej. Jaśnie szanowny na to, że mi się wydaje i on do mnie nie dzwonił, nie puszczał krótkiego i czego ja od niego chcę, poza tym - cytuję: "awizo ma? MA!, to won na pocztę". Zagotowało się we mnie, ale ostatkiem cierpliwości pytam, skoro on do mnie nie dzwonił, to skąd mam do niego numer na komórkę, rozłączył się.

Druga część piekielności.
Po takim potraktowaniu oddzwoniłam z innego numeru, życzyłam niemiłego dnia i łaskawie poinformowałam, że składam na Pana Kuriera skargę. Jak powiedziałam, tak zrobiłam, przy okazji złożyłam reklamację na niewykonanie usługi i poprosiłam o zwrot pieniędzy za przesyłkę. Było to 4 listopada. Dziś mamy 11 grudnia. Dzwonię więc na pocztę, żeby dopytać co z tą reklamacją. Pani zagląda do systemu i rozmowa wygląda tak:

Pani z Poczty(PP): No tak, reklamacja była, odpowiedź powinna wyjść 5 grudnia... ale nie wyszła.

Ja: Ale dlaczego?

PP: Nie wiadomo dlaczego.

J: A jest jakaś decyzja?

PP: Jest.

J: Jaka?

PP:Nie mogę powiedzieć, jest w piśmie, które jeszcze nie wyszło.

J: A chociaż wiadomo, kiedy wyjdzie?

PP: System nie podaje mi takiej informacji.

J: To co ja mam zrobić, żeby się dowiedzieć, czy została rozpatrzona i zostaną mi zwrócone pieniądze za przesyłkę?

PP: Napisać reklamację.

J: Na co?

PP: Na reklamację.

Boże... Widzisz i nie grzmisz....

poczta

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 557 (615)
zarchiwizowany

#58930

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Właśnie przeczytałam opowiastkę o Pani w busie i jej reklamówkach i zmotywowało mnie to do opisania mojej historii.

Mianowicie...
Pewnego dnia, w ciąży dość już widocznej będąc wracałam z pracy do domu. Ładna pogoda była, pierwsza wiosenna pogoda toteż autobusem, a co, spacer sobie zrobię.
Ponieważ pustawo było zasiadłam sobie na krzesełku przy wejściu co by po półgodzinnej trasie do domciu brzuchem w wąskiej alejce się nie przeciskać. I tak dojeżdżamy do punktu kulminacyjnego:)

Pod dużym miejskim rynkiem ludzie zaczynają napływać a wraz z nimi Pani Piekielna. Babka +/- 60, wymalowana, ubrana, z wyglądu z klasą. Podbiega omal do mnie i łup mi reklamówką pod nogi, wózek bojowy na warzywa obok i słyszę:
-ZŁAŹ
-Słucham? - ja na to, bo na prawdę mnie lekko zamurowało
-ZŁAŹ, starsza jestem miejsce mi się należy
No, ok... odzyskawszy mowę stwierdzam:
-Wie Pani, jestem w ciąży i to miejsce należy mi się tak samo jak Pani (skoro rozmawiamy kategoriami "mi się należy"), poza tym nie przypominam sobie, żebyśmy były na Ty...
Babka się zapowietrza i usłyszałam coś, czego na prawdę długo nie zapomnę i mimo, że raczej wygadana jestem, to na prawdę nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć:
-Najpierw K**** nogi rozkłada a później du** chce sadzać, ZŁAŹ
Ja świeczki w oczach...

I w tym momencie nie wytrzymał facet siedzący na przeciwległym siedzeniu. Koleś jakiś budowlaniec (bo spodenki robocze umazane miał na sobie - to tak mniemam), w jednej kieszeni piwko, w drugiej też, z lekko zachrypłym głosem.
W jedną rękę wózek bojowy, w drugą reklamówkę babki i na kolejnym przystanku wystawia jej torby na zewnątrz, wypycha ją cielskiem z autobusu, a tymi słowami się do niej zwraca:
- Z chamstwem nie jeżdżę...No wysiada Pani bo zakupy zostaną:)
I mi nie pozostało nic innego tylko powiedzieć dziękuję

A najlepsze jest to, że na prawdę nie spodziewałam się ani po babce takiego potraktowania, ani pomocy od takiego Pana, oj nauczyła mnie historia aby po pozorach ludzi nie sądzić:)

komunikacja_miejska

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 296 (442)

1