Profil użytkownika
DeepPurple ♀
Zamieszcza historie od: | 13 marca 2019 - 20:33 |
Ostatnio: | 18 kwietnia 2020 - 12:34 |
- Historii na głównej: 2 z 2
- Punktów za historie: 453
- Komentarzy: 7
- Punktów za komentarze: 38
« poprzednia 1 następna »
Zamieszcza historie od: | 13 marca 2019 - 20:33 |
Ostatnio: | 18 kwietnia 2020 - 12:34 |
« poprzednia 1 następna »
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@Grav: Natychmiast i już się na to zgadzam! I jakieś 80% mojego grona pedagogicznego. Bardzo proszę o stosowną petycję do Ministra Edukacji Narodowej.
Do szału mnie doprowadza stwierdzenie, ze jeśli nie biję dziecka to wychowuję je bezstresowo. Czy my, ludzie dorośli, dostajemy lanie za to, że coś "spartaczyliśmy"? Czy do któregokolwiek z Czytelników Piekielnych" podszedł jego przełożony i dał Mu "z liścia" za to, że zrobił coś "nie tak"? Nie sądzę. A dlaczego? Bo jesteśmy dorośli. A czy w takiej sytuacji ponieśliśmy konsekwencje naszych czynów? No tak, bo tak działa świat. I tu tylko o to chodzi. O konsekwencje. I jeżeli tego nauczymy nasze dzieci (że każdy uczynek wiąże się z konsekwencjami) to naprawdę możemy wychować porządnych ludzi bez konieczności "udowadniania" swoich racji przemocą (fizyczną czy werbalną).
@tomatek: Nie, nie zamieni. Ale da więcej możliwości Dyrektorom podczas zatrudniania nowych ludzi. Nie rozumiem dlaczego o tym nie mówi się głośno: 20 lat temu, kiedy zaczynałam pracę na każdy wakat w szkole było 20-30 chętnych. Dyrektor mógł wybrać osobę, która "najbardziej rokowała". Dziś w mojej szkole od 2 lat mamy wakaty z przedmiotów: matematyka, fizyka, język angielski i język hiszpański. Nie mówiąc już o nauczaniu indywidualnym (znalezienie nauczyciela, który będzie jeździł od jednego ucznia do drugiego niemal graniczy z cudem). Czy pojawiają się CV? A i owszem ale po rozmowie z ich autorami Dyrektor stwierdza, że z "kosmitami" pracować nie zamierza. Hitem była pani matematyczka, która nieźle rokowała ale po 2 miesiącach pracy została "śmiertelnie obrażona" przez jedną klasę i do pracy już nie wróciła :) Podwyżka płac w tym wypadku zachęci ludzi, którzy chcą i lubią uczyć do pracy w szkole, bo dziś wolą mieć pracę, która nie będzie spełnieniem ich marzeń ale da możliwość przeżycia "od pierwszego do pierwszego'.
@marcel_S: Szanowny Panie, Poczułam się "wezwana do tablicy" zatem odpowiadam. Do napisania mojego postu skłoniła mnie chęć wyjaśnienia i "odkłamania" pewnych mitów, które wciąż pokutują w naszym Społeczeństwie, a które są dla naszej grupy zawodowej bardzo szkodliwe. Do kwestii zarobków odniosłam się w kontekście tego, że to nie są pieniądze za 18 godzin oraz stwierdziłam, że chcę pracować za "godziwe" pieniądze (jak chyba każdy), o wspomnianej przez Pana "misji" nie mówiłam wcale. Napisałam, zgodnie z prawdą, że lubię swój zawód, lubię pracę z Młodzieżą (choć jest coraz trudniejsza) i tylko dlatego nadal jestem nauczycielem, bynajmniej nie z powodu braku innych możliwości. Proszę ponownie przeczytać mój wpis i wskazać mi miejsce, w którym piszę, że uważam te 40 godzin za "obciążające". Absolutnie tego nie robię, wykonuję swoje obowiązki i rozumiem, że moja praca to nie tylko "tablicowa osiemnastka." Jedyna rzecz, która mnie "uwiera" to brak ewidencji tego czasu pracy (o czym wyraźnie piszę) i fakt, że wpływa to na negatywne postrzeganie naszego zawodu przez Społeczeństwo. Jeśli chodzi o zróżnicowanie zarobków nauczycieli. No cóż... jako rodzic wiem doskonale, że nie wszyscy zasługują na "tysiaka", nie wszyscy zasługują nawet na to, co zarabiają, ale nie mogę się z Panem zgodzić w kwestii tego, kto na podwyżkę zasługuje. Tego, że na podwyżkę zasługuje nauczyciel, który nie uczy ale stawia dobre oceny i nie "robi problemów", nawet nie skomentuję bo większość zarzutów w stosunku do nas opiera się właśnie na tym, że nie pracujemy jak należy. W tym wypadku zresztą sam Pan sobie przeczy. Bo z jednej strony postulat o tysiaka dla tego, który "wystawia dobre oceny, żeby się nikt nie czepiał", a z drugiej rozżalenie, że Córka miała dobre oceny "ino materiału na [lekcjach] nie było" i musicie Państwo płacić za korepetycje. Natomiast odniosę się do poruszonych przez Pana "efektów", które nauczyciele muszą uzyskać aby zasługiwać na podwyżkę. Rozumiem, że jest Pan niezadowolony z pracy nauczycieli matematyki i angielskiego (i nie przyznałby im Pan "tysiaka") ale, żeby pomóc Córce, która jest ambitna, wysyła ją Pan na korepetycje. W rezultacie Pana dziecko dobrze lub nawet bardzo dobrze zda maturę z tych przedmiotów i Ci nauczyciele będą mieli "wyniki" czyli "efekty". I, paradoksalnie, jeśli Pański postulat dotyczący "efektów" zostałby spełniony, to właśnie oni dostaliby podwyżkę. Pójdźmy dalej w "gdybaniu", załóżmy że wynik z matury z języka polskiego Pańskiej latorośli będzie znacznie niższy niż te, które (dzięki korepetycjom i samozaparciu) uzyskała z pozostałych przedmiotów obowiązkowych (broń Boże Jej tego nie życzę: życzę Jej samych "stówek"). W rezultacie "efekty" uzyskane przez nauczyciela, z którego jest Pan w miarę zadowolony będą gorsze i "tysiaka" nie dostanie. Jak Pan widzi zmierzenie efektów naszej pracy wcale nie jest proste. Proszę mi wierzyć, że miałam uczniów, którzy na początku liceum nie byliby w stanie uzyskać nawet 5% na maturze podstawowej a po 3 latach dostawali 50%. Dla osoby, która nie ma nic wspólnego z edukacją to żaden wynik, żaden efekt. No co to jest 50%? 80, 90, 100 - to są rezultaty. Tylko, że to 50% kosztuje i mnie, i mało zdolnego ucznia znacznie więcej niż 100% "zdolniachy", który uczęszcza na wiele zajęć dodatkowych. Ale proszę mi wierzyć, że większą satysfakcję mam z tych 50% "zrobionych z niczego", niż z wyników stuprocentowych. Kończąc moją odpowiedź pozwolę sobie jeszcze odnieść się do kwestii piekielności wielu Komentujących, w tym Pańskiej. Nie rozumiem dlaczego nie komentujecie Państwo mojego wpisu tylko swoje o nim wyobrażenie. W żadnym miejscu mojego postu nie narzekam na swoją pracę, a mimo to, wielu Komentujących czuje się w obowiązku udzielenia mi rady typu: "jak się nie podoba to zmień zawód". No ale właśnie się podoba i nie chcę zmieniać. Mój wpis przedstawił fakt dotyczący mojego zawodu i czasu pracy. Coś, co można w każdej chwili sprawdzić, wystarczy przeczytać odpowie
@bezznaczenia: Nigdzie mnie nie poniosło:) napisałam o szkole, w której pracuję. Choć rzeczywiście rady pedagogiczne sensu stricte odbywają się w sierpniu (organizacyjna) we wrześniu (plany pracy) w październiku (analiza wyników egzaminów zewnętrznych), w grudniu (klasyfikacja i zatwierdzenie klasyfikacji klas maturalnych na I semestr), w styczniu (klasyfikacja i zatwierdzenie klasyfikacji na I semestr w pozostałych oddziałach), w kwietniu (końcowa klasyfikacja i zatwierdzenie klasyfikacji klas maturalnych), w czerwcu (końcoworoczna klasyfikacja pozostałych klas) i w lipcu (6-8 godzinny moloch czyli ukochane przez nauczycieli podsumowanie pracy). Jedynym spotkaniem niewymaganym "odgórnie" jest spotkanie, w czasie którego analizujemy wyniki egzaminów zewnętrznych. Nie wiem więc jakim cudem nauczyciele szkół ponadgimnazjalnych (wkrótce ponadpodstawowych) z Twojej rodziny mogą mieć 3 rady. Jest to po prostu niezgodne z obowiązującymi przepisami prawa oświatowego. W "pozostałych" miesiącach w mojej placówce odbywają się tzw. "rady szkoleniowe" czyli po prostu szkolenia. W tym roku szkolnym żadnego spotkania nie miałam tylko w lutym (bo były ferie). Co do wywiadówek: rzeczywiście posłużyłam się skrótem myślowym. Zebrania w I semestrze są 3: na początku, na miesiąc przed klasyfikacją i semestralne a w II semestrze 2. Ale w pozostałych miesiącach mamy tzw. "dni otwarte", kiedy to od 17.00 do 19.00 dyżurujemy aby rodzice mieli możliwość indywidualnej rozmowy z nauczycielem każdego przedmiotu. Nie muszę dodawać, że dyżur mamy nawet jeśli pies z kulawą nogą w szkole się nie pojawi :). Miesiącami bez zebrań/spotkań z rodzicami w tym roku szkolnym były/będą: luty (bo ferie) i czerwiec (bo klasyfikacja końcoworoczna).
@babubabu89: @Grav: Obawiam się, że to nierealne. Weźmy tylko kwestię urlopów. Nauczyciel ma wolne wakacje i ferie bo uczniowie mają wolne wakacje i ferie (i to też aż tak proste nie jest ale nie będę się już nad tym rozwodzić). I teraz, zamiast 8 tygodni płatnego urlopu (tyle się nam należy - zapis w Karcie) miałabym 26 dni. W sumie rezygnuję tylko z 3 tygodni (bez 1 dnia). Dla mnie OK. Ale chcę mieć możliwość wykorzystania ich wtedy, kiedy to ja ich potrzebuję a nie w czasie wolnym dla uczniów. Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo to byłoby dezorganizujące dla pracy szkoły? Jakie śmieszne i straszne historie mogłoby to rodzić? Wbrew pozorom Karta Nauczyciela aż tak wiele przywilejów nie daje. No może poza tym, że zwolnienie nauczyciela jest problematyczne (ale nie niemożliwe). Ale akurat w tym miejscu zgadzam się ze Społeczeństwem: to jest patologia. Nie powinno być tak, że w XXI w. w polskich szkołach siedzą skamieliny, które od 30 lat dyktują te same notatki z zeszycików założonych na studiach.
@Librariana: No widzisz, nie do końca tak jest. Akurat moje zadania dodatkowe wymagają ode mnie przebywania w szkole. Wykonuję je po lub przed lekcjami. W domu tylko sprawdzam i przygotowuję testy oraz lekcje. Również wycieczki i wyjścia ze szkoły często wykraczają czasowo poza moje "godziny pracy". Choć masz rację, że nie zawsze. Zebrania z rodzicami i rady pedagogiczne odbywają się w szkole minimum raz w miesiącu. Taka rada trwa zazwyczaj około 2 godzin a zebranie... no cóż. Moja koleżanka rekordzistka zaczyna o 17.00 a kończy o 21.00. Jeśli chodzi o brak etatów - to nie wiem jakiego przedmiotu uczysz ale zapraszam do Warszawy - tu brakuje wielu nauczycieli. No chyba, że Twój nick jest związany z wykonywanym zawodem, to rzeczywiście, oferty pracy dla nauczycieli bibliotekarzy pojawiają się rzadko, ale się pojawiają. I, wybacz, ale irytuje mnie argument: "idź pracować w korpo". Czy naprawdę człowiek który kocha swoją pracę, dobrze ją wykonuje, jest lubiany i szanowany przez uczniów i rodziców, odnosi jakieś sukcesy, musi zmieniać zawód po to, żeby społeczeństwo go szanowało? Czy naprawdę chciałabyś, żeby wszyscy nauczyciele - pasjonaci odeszli z pracy? Czy chciałabyś, żeby Twoje dzieci uczyli nieudacznicy i niedouczeni frustraci? W swoim wpisie nie odnosiłam się do zarobków. Napisałam jedynie o "godziwych zarobkach". Jeśli uważasz, że nauczyciel dyplomowany, który z najwyższym dodatkiem stażowym zarabia 2800 netto, zarabia godziwe pieniądze to masz, oczywiście, do tego prawo. Mój wpis odpowiadał na bardzo mądry postulat Marcelki i miał na celu wyjaśnienie ludziom nie związanym ze szkołą, dlaczego nie zostanie on spełniony i dlaczego rządzącym odpowiada to, że nikt nie ewidencjonuje naszego czasu pracy. Nie odpowiem Ci natomiast na pytanie w jaki sposób w łódzkich szkołach sprawdzano czas pracy nauczycieli. Pamiętam jedynie, że robiła to zewnętrzna firma audytorska. I na koniec: naprawdę nie miałabym nic przeciwko temu, żeby spędzać 8 godzin w szkole i nie taszczyć ze sobą, w tę i z powrotem, ton podręczników, materiałów, klasówek i prywatnego laptopa (bo na szkolnym sprzęcie często pracować się nie da). Serdecznie pozdrawiam:)