Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

DeepPurple

Zamieszcza historie od: 13 marca 2019 - 20:33
Ostatnio: 18 kwietnia 2020 - 12:34
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 453
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 38
 
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
3 grudnia 2019 o 20:20

@Grav: Natychmiast i już się na to zgadzam! I jakieś 80% mojego grona pedagogicznego. Bardzo proszę o stosowną petycję do Ministra Edukacji Narodowej.

[historia]
Ocena: 16 (Głosów: 22) | raportuj
3 grudnia 2019 o 18:35

Do szału mnie doprowadza stwierdzenie, ze jeśli nie biję dziecka to wychowuję je bezstresowo. Czy my, ludzie dorośli, dostajemy lanie za to, że coś "spartaczyliśmy"? Czy do któregokolwiek z Czytelników Piekielnych" podszedł jego przełożony i dał Mu "z liścia" za to, że zrobił coś "nie tak"? Nie sądzę. A dlaczego? Bo jesteśmy dorośli. A czy w takiej sytuacji ponieśliśmy konsekwencje naszych czynów? No tak, bo tak działa świat. I tu tylko o to chodzi. O konsekwencje. I jeżeli tego nauczymy nasze dzieci (że każdy uczynek wiąże się z konsekwencjami) to naprawdę możemy wychować porządnych ludzi bez konieczności "udowadniania" swoich racji przemocą (fizyczną czy werbalną).

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
21 kwietnia 2019 o 18:50

@tomatek: Nie, nie zamieni. Ale da więcej możliwości Dyrektorom podczas zatrudniania nowych ludzi. Nie rozumiem dlaczego o tym nie mówi się głośno: 20 lat temu, kiedy zaczynałam pracę na każdy wakat w szkole było 20-30 chętnych. Dyrektor mógł wybrać osobę, która "najbardziej rokowała". Dziś w mojej szkole od 2 lat mamy wakaty z przedmiotów: matematyka, fizyka, język angielski i język hiszpański. Nie mówiąc już o nauczaniu indywidualnym (znalezienie nauczyciela, który będzie jeździł od jednego ucznia do drugiego niemal graniczy z cudem). Czy pojawiają się CV? A i owszem ale po rozmowie z ich autorami Dyrektor stwierdza, że z "kosmitami" pracować nie zamierza. Hitem była pani matematyczka, która nieźle rokowała ale po 2 miesiącach pracy została "śmiertelnie obrażona" przez jedną klasę i do pracy już nie wróciła :) Podwyżka płac w tym wypadku zachęci ludzi, którzy chcą i lubią uczyć do pracy w szkole, bo dziś wolą mieć pracę, która nie będzie spełnieniem ich marzeń ale da możliwość przeżycia "od pierwszego do pierwszego'.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
26 marca 2019 o 22:02

@marcel_S: Szanowny Panie, Poczułam się "wezwana do tablicy" zatem odpowiadam. Do napisania mojego postu skłoniła mnie chęć wyjaśnienia i "odkłamania" pewnych mitów, które wciąż pokutują w naszym Społeczeństwie, a które są dla naszej grupy zawodowej bardzo szkodliwe. Do kwestii zarobków odniosłam się w kontekście tego, że to nie są pieniądze za 18 godzin oraz stwierdziłam, że chcę pracować za "godziwe" pieniądze (jak chyba każdy), o wspomnianej przez Pana "misji" nie mówiłam wcale. Napisałam, zgodnie z prawdą, że lubię swój zawód, lubię pracę z Młodzieżą (choć jest coraz trudniejsza) i tylko dlatego nadal jestem nauczycielem, bynajmniej nie z powodu braku innych możliwości. Proszę ponownie przeczytać mój wpis i wskazać mi miejsce, w którym piszę, że uważam te 40 godzin za "obciążające". Absolutnie tego nie robię, wykonuję swoje obowiązki i rozumiem, że moja praca to nie tylko "tablicowa osiemnastka." Jedyna rzecz, która mnie "uwiera" to brak ewidencji tego czasu pracy (o czym wyraźnie piszę) i fakt, że wpływa to na negatywne postrzeganie naszego zawodu przez Społeczeństwo. Jeśli chodzi o zróżnicowanie zarobków nauczycieli. No cóż... jako rodzic wiem doskonale, że nie wszyscy zasługują na "tysiaka", nie wszyscy zasługują nawet na to, co zarabiają, ale nie mogę się z Panem zgodzić w kwestii tego, kto na podwyżkę zasługuje. Tego, że na podwyżkę zasługuje nauczyciel, który nie uczy ale stawia dobre oceny i nie "robi problemów", nawet nie skomentuję bo większość zarzutów w stosunku do nas opiera się właśnie na tym, że nie pracujemy jak należy. W tym wypadku zresztą sam Pan sobie przeczy. Bo z jednej strony postulat o tysiaka dla tego, który "wystawia dobre oceny, żeby się nikt nie czepiał", a z drugiej rozżalenie, że Córka miała dobre oceny "ino materiału na [lekcjach] nie było" i musicie Państwo płacić za korepetycje. Natomiast odniosę się do poruszonych przez Pana "efektów", które nauczyciele muszą uzyskać aby zasługiwać na podwyżkę. Rozumiem, że jest Pan niezadowolony z pracy nauczycieli matematyki i angielskiego (i nie przyznałby im Pan "tysiaka") ale, żeby pomóc Córce, która jest ambitna, wysyła ją Pan na korepetycje. W rezultacie Pana dziecko dobrze lub nawet bardzo dobrze zda maturę z tych przedmiotów i Ci nauczyciele będą mieli "wyniki" czyli "efekty". I, paradoksalnie, jeśli Pański postulat dotyczący "efektów" zostałby spełniony, to właśnie oni dostaliby podwyżkę. Pójdźmy dalej w "gdybaniu", załóżmy że wynik z matury z języka polskiego Pańskiej latorośli będzie znacznie niższy niż te, które (dzięki korepetycjom i samozaparciu) uzyskała z pozostałych przedmiotów obowiązkowych (broń Boże Jej tego nie życzę: życzę Jej samych "stówek"). W rezultacie "efekty" uzyskane przez nauczyciela, z którego jest Pan w miarę zadowolony będą gorsze i "tysiaka" nie dostanie. Jak Pan widzi zmierzenie efektów naszej pracy wcale nie jest proste. Proszę mi wierzyć, że miałam uczniów, którzy na początku liceum nie byliby w stanie uzyskać nawet 5% na maturze podstawowej a po 3 latach dostawali 50%. Dla osoby, która nie ma nic wspólnego z edukacją to żaden wynik, żaden efekt. No co to jest 50%? 80, 90, 100 - to są rezultaty. Tylko, że to 50% kosztuje i mnie, i mało zdolnego ucznia znacznie więcej niż 100% "zdolniachy", który uczęszcza na wiele zajęć dodatkowych. Ale proszę mi wierzyć, że większą satysfakcję mam z tych 50% "zrobionych z niczego", niż z wyników stuprocentowych. Kończąc moją odpowiedź pozwolę sobie jeszcze odnieść się do kwestii piekielności wielu Komentujących, w tym Pańskiej. Nie rozumiem dlaczego nie komentujecie Państwo mojego wpisu tylko swoje o nim wyobrażenie. W żadnym miejscu mojego postu nie narzekam na swoją pracę, a mimo to, wielu Komentujących czuje się w obowiązku udzielenia mi rady typu: "jak się nie podoba to zmień zawód". No ale właśnie się podoba i nie chcę zmieniać. Mój wpis przedstawił fakt dotyczący mojego zawodu i czasu pracy. Coś, co można w każdej chwili sprawdzić, wystarczy przeczytać odpowie

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
15 marca 2019 o 19:17

@bezznaczenia: Nigdzie mnie nie poniosło:) napisałam o szkole, w której pracuję. Choć rzeczywiście rady pedagogiczne sensu stricte odbywają się w sierpniu (organizacyjna) we wrześniu (plany pracy) w październiku (analiza wyników egzaminów zewnętrznych), w grudniu (klasyfikacja i zatwierdzenie klasyfikacji klas maturalnych na I semestr), w styczniu (klasyfikacja i zatwierdzenie klasyfikacji na I semestr w pozostałych oddziałach), w kwietniu (końcowa klasyfikacja i zatwierdzenie klasyfikacji klas maturalnych), w czerwcu (końcoworoczna klasyfikacja pozostałych klas) i w lipcu (6-8 godzinny moloch czyli ukochane przez nauczycieli podsumowanie pracy). Jedynym spotkaniem niewymaganym "odgórnie" jest spotkanie, w czasie którego analizujemy wyniki egzaminów zewnętrznych. Nie wiem więc jakim cudem nauczyciele szkół ponadgimnazjalnych (wkrótce ponadpodstawowych) z Twojej rodziny mogą mieć 3 rady. Jest to po prostu niezgodne z obowiązującymi przepisami prawa oświatowego. W "pozostałych" miesiącach w mojej placówce odbywają się tzw. "rady szkoleniowe" czyli po prostu szkolenia. W tym roku szkolnym żadnego spotkania nie miałam tylko w lutym (bo były ferie). Co do wywiadówek: rzeczywiście posłużyłam się skrótem myślowym. Zebrania w I semestrze są 3: na początku, na miesiąc przed klasyfikacją i semestralne a w II semestrze 2. Ale w pozostałych miesiącach mamy tzw. "dni otwarte", kiedy to od 17.00 do 19.00 dyżurujemy aby rodzice mieli możliwość indywidualnej rozmowy z nauczycielem każdego przedmiotu. Nie muszę dodawać, że dyżur mamy nawet jeśli pies z kulawą nogą w szkole się nie pojawi :). Miesiącami bez zebrań/spotkań z rodzicami w tym roku szkolnym były/będą: luty (bo ferie) i czerwiec (bo klasyfikacja końcoworoczna).

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
14 marca 2019 o 20:57

@babubabu89: @Grav: Obawiam się, że to nierealne. Weźmy tylko kwestię urlopów. Nauczyciel ma wolne wakacje i ferie bo uczniowie mają wolne wakacje i ferie (i to też aż tak proste nie jest ale nie będę się już nad tym rozwodzić). I teraz, zamiast 8 tygodni płatnego urlopu (tyle się nam należy - zapis w Karcie) miałabym 26 dni. W sumie rezygnuję tylko z 3 tygodni (bez 1 dnia). Dla mnie OK. Ale chcę mieć możliwość wykorzystania ich wtedy, kiedy to ja ich potrzebuję a nie w czasie wolnym dla uczniów. Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo to byłoby dezorganizujące dla pracy szkoły? Jakie śmieszne i straszne historie mogłoby to rodzić? Wbrew pozorom Karta Nauczyciela aż tak wiele przywilejów nie daje. No może poza tym, że zwolnienie nauczyciela jest problematyczne (ale nie niemożliwe). Ale akurat w tym miejscu zgadzam się ze Społeczeństwem: to jest patologia. Nie powinno być tak, że w XXI w. w polskich szkołach siedzą skamieliny, które od 30 lat dyktują te same notatki z zeszycików założonych na studiach.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 9) | raportuj
14 marca 2019 o 15:54

@Librariana: No widzisz, nie do końca tak jest. Akurat moje zadania dodatkowe wymagają ode mnie przebywania w szkole. Wykonuję je po lub przed lekcjami. W domu tylko sprawdzam i przygotowuję testy oraz lekcje. Również wycieczki i wyjścia ze szkoły często wykraczają czasowo poza moje "godziny pracy". Choć masz rację, że nie zawsze. Zebrania z rodzicami i rady pedagogiczne odbywają się w szkole minimum raz w miesiącu. Taka rada trwa zazwyczaj około 2 godzin a zebranie... no cóż. Moja koleżanka rekordzistka zaczyna o 17.00 a kończy o 21.00. Jeśli chodzi o brak etatów - to nie wiem jakiego przedmiotu uczysz ale zapraszam do Warszawy - tu brakuje wielu nauczycieli. No chyba, że Twój nick jest związany z wykonywanym zawodem, to rzeczywiście, oferty pracy dla nauczycieli bibliotekarzy pojawiają się rzadko, ale się pojawiają. I, wybacz, ale irytuje mnie argument: "idź pracować w korpo". Czy naprawdę człowiek który kocha swoją pracę, dobrze ją wykonuje, jest lubiany i szanowany przez uczniów i rodziców, odnosi jakieś sukcesy, musi zmieniać zawód po to, żeby społeczeństwo go szanowało? Czy naprawdę chciałabyś, żeby wszyscy nauczyciele - pasjonaci odeszli z pracy? Czy chciałabyś, żeby Twoje dzieci uczyli nieudacznicy i niedouczeni frustraci? W swoim wpisie nie odnosiłam się do zarobków. Napisałam jedynie o "godziwych zarobkach". Jeśli uważasz, że nauczyciel dyplomowany, który z najwyższym dodatkiem stażowym zarabia 2800 netto, zarabia godziwe pieniądze to masz, oczywiście, do tego prawo. Mój wpis odpowiadał na bardzo mądry postulat Marcelki i miał na celu wyjaśnienie ludziom nie związanym ze szkołą, dlaczego nie zostanie on spełniony i dlaczego rządzącym odpowiada to, że nikt nie ewidencjonuje naszego czasu pracy. Nie odpowiem Ci natomiast na pytanie w jaki sposób w łódzkich szkołach sprawdzano czas pracy nauczycieli. Pamiętam jedynie, że robiła to zewnętrzna firma audytorska. I na koniec: naprawdę nie miałabym nic przeciwko temu, żeby spędzać 8 godzin w szkole i nie taszczyć ze sobą, w tę i z powrotem, ton podręczników, materiałów, klasówek i prywatnego laptopa (bo na szkolnym sprzęcie często pracować się nie da). Serdecznie pozdrawiam:)

« poprzednia 1 następna »