Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Dekadencja

Zamieszcza historie od: 22 stycznia 2011 - 0:48
Ostatnio: 31 grudnia 2017 - 12:05
  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 761
  • Komentarzy: 561
  • Punktów za komentarze: 3024
 

#14980

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Dobry zwyczaj - nie pożyczaj..."

Podczas Woodstock′u w 2008′ spontanicznie wpadłyśmy z koleżanką Sarą na pomysł wyjazdu nad morze. Miał to być babski wypad, dość nietypowy; w planach spanie na plaży w namiocie i udział w "Festiwalu rytmu i ognia".

Do Gdyni dotarłyśmy autostopem, ostatnie pieniądze przeznaczając na prowiant i bilety festiwalowe. Nie przejmowałyśmy się brakiem środków - na drugi dzień moje konto w banku zasiliła wypłata. Niestety, portfel Sary został skradziony podczas Woodstock′u, a wraz z nim karta do bankomatu. Sprawę zgłosiłyśmy na policję, a z racji wieloletniej znajomości zgodziłam się udzielić koleżance kilkudniowej pożyczki. Pieniądze miała mi zwrócić po powrocie do domu.

Czas upłynął nam przyjemnie, nastał dzień powrotu do domu. Na dworcu PKP okazało się, że wszystkie pieniądze pożyczone koleżance "rozeszły się", więc zakupiłam bilet dla siebie (normalny), a Sara zdecydowała o wzięciu biletu "kredytowego" u konduktora w pociągu.

Wsiadłyśmy do pociągu i od razu skierowałyśmy się do kierownika składu. Ten standardowo poprosił o dokument tożsamości i tu - niespodzianka! Dowód osobisty został przecież skradziony razem z portfelem. Koleżanka z paniką w oczach prosi, żebym wzięła bilet na siebie, a jej odstąpiła ten który kupiłam. Oczywiście, wszystko z zapewnieniem o jak najszybszym zwrocie pożyczonej gotówki i spłacie "kredytowego" następnego dnia rano. Co robić? Zgodziłam się, papierek został wypisany, koleżanka dziękując po raz kolejny za pomoc schowała go na dno torby i podróż przebiegła spokojnie aż do końca.

Po rozstaniu na dworcu kolejowym, każda z nas udała się do swojego domu. I tu też zaczyna się piekiełko...

W poniedziałek próbuję dodzwonić się do Sary z pytaniem o termin zwrotu pożyczki. Telefon głuchy, po setnej próbie koleżanka odbiera i proponuje spotkanie dnia następnego u niej w mieszkaniu. Stawiam się punktualnie, jednak z odbioru pożyczki nici - koleżanka jeszcze nie wypłaciła z konta... Dogadujemy się, że zrobi mi przelew, a na pytanie o spłatę biletu kredytowego wyciąga go z torebki, wkłada "za szybkę" w witrynie jednego z mebli i stwierdza, że jutro na 100% się tym zajmie. Na drugi dzień dostaję sms z informacją, że bilet zapłacony.

Kilka dni później pieniędzy dalej nie ma na moim koncie. Szybki kontakt, Sara twierdzi że wysłała i w razie czego ma potwierdzenie przelewu. Po kolejnych kilkunastu dniach, telefonicznych prośbach i groźbach, próbach "złapania" Sary w domu i odzyskania funduszy (zbliżał się termin zapłaty czynszu...) dowiaduję się od wspólnych znajomych, że Sara wyjechała na wakacje ze swoim facetem i nie wiadomo, kiedy wróci.
W zapłacie czynszu pomógł mi mój chłopak, uspokoiłam się nieco, ale kontakt z Sarą dalej miałam "żaden" i pomysłów też brakło na to, jak odzyskać swoje pieniądze. Czara goryczy przelała się, kiedy pocztą otrzymałam zawiadomienie o niespłaconym bilecie kredytowymi i groźbie wpisania mnie do Krajowego Rejestru Dłużników! Zadzwoniłam upewnić się, że wpłata nie dotarła. Niestety, kolejny raz zostałam zrobiona w konia...

Chcąc czy nie, spłaciłam wystawiony rachunek. Pieniędzy pożyczonych nie odzyskałam do dziś (600zł), tak samo jak zwrotu za bilet kredytowy (ponad 200zł). Oglądając zdjęcia wspólnej koleżanki z imprezy sylwestrowej u Sary dostrzegłam za wspomnianą witrynką... a jakże! Rachunek za "mój" bilet kredytowy. Teraz już wiem, frajerką byłam niesamowitą. Pierwszy i ostatni raz w życiu...

Ruda N., zwana także "Sarą"

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 635 (671)

1