Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Eander

Zamieszcza historie od: 8 listopada 2012 - 11:09
Ostatnio: 3 maja 2024 - 19:23
O sobie:

Z góry przepraszam za błędy niestety gdy szybko pisze łatwo mogę coś przeoczyć.

  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 283
  • Komentarzy: 788
  • Punktów za komentarze: 4091
 

#62272

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od kilku dni zbieram się do opisania historii podobnej do tej http://piekielni.pl/62270
Moja żona ma nietypowe, jak na kobietę, hobby. Uwielbia obróbkę drewna. I dopóki mieszkaliśmy w bloku, z braku miejsca i warunków, były to drobiazgi - jakieś kuferki, skrzyneczki, świeczniki i ramki. Ale odkąd przeprowadziliśmy się do domu - hulaj dusza piekła nie ma. Jest za to prawie profesjonalny warsztat i mnóstwo drewnianego rupiecia pościąganego do renowacji. Pasuje mi to bardzo, bo prezent w postaci zestawu papierów ściernych albo jakiejś chemii do drewna jest zawsze mile przez nią witany. A ja zdecydowanie swobodniej czuję się prze półką z bejcami do drewna, niż w kosmetycznym przed półką z "bejcami" do twarzy :)

Gdy kupowaliśmy stary dom, poprzedni właściciele zostawili trochę niepotrzebnych im szpargałów. Część zupełnych śmieci. Ale na widok niektórych, mojej żonie świeciły się oczy :). Przez pierwsze 2 lata były właściciel przychodził z pytaniem, czy nie zostało tu... bo by mu się przydało. Część rzeczy zabrał. Nam nie były one do niczego potrzebne. Po 2 latach wziąłem go do budynków gospodarczych i kazałem przejrzeć to co zostało, bo zamawiamy kontener i pozbywamy śmieci. Nie zabrał nic.
- Panie - mówił - do nowego domu nie będę znosił starych rupieci.

Tej wiosny, żona wzięła "na warsztat" stare, drewniane ławki po byłych właścicielach. Przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy. Zamazane kilkoma warstwami farby olejnej, łuszczące się, pełne odprysków i nierówności. Chciałem nawet porąbać na je opał, ale nie pozwoliła :).
Praca zajęła jej kilka weekendów, ale dopieściła je i odnowiła rewelacyjnie. Zdarła farbę, wygładziła, zabejcowała, nałożyła warstwy zabezpieczające. Wyszło małe cudo. Całe lato funkcjonowały w kąciku grillowo-ogniskowym i cieszyły oko.

Dwa tygodnie temu, w sobotę rano wyciągnęło mnie na podwórko szczekanie psa. Były właściciel właśnie szykował się do zapakowania naszych ławek do swojego busa. Na pytanie co robi, odpowiedział, że to jego ławki i są mu potrzebne. Cóż, w kilku żołnierskich słowach powiedziałem mu co o tym myślę. I że teraz może je zabrać, gdy zapłaci odpowiednio wysoką sumę.
Ale ławki schowaliśmy "pod klucz". Będziemy wyciągać, gdy będą potrzebne.

A sąsiada - właściciela nie wpuszczę za próg domu. Bo to co zrobiliśmy wewnątrz starego, zapuszczonego, drewnianego domu, mogłoby go skłonić do żądania dopłaty za sprzedaż nieruchomości :D (Piękno drewna wydobyte spod ohydnych, starych płyt gipsowo kartonowych, wydobyte belki stropowe, odnowiona drewniana podłoga zrobiły z ruiny całkiem przyjemny i przytulny dom).

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 920 (970)

#55488

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałem kiedyś w Pogotowiu Ratunkowym, szumnie dziś zwanym Ratownictwem Medyczny. Pewnego dnia ze szpitala z oddziału Położnictwa, przyszło zlecenie na przewiezienie nowo narodzonego dziecka do specjalnego ośrodka. Okazało się iż dwu dniowa dziewczynka urodziła się bez rozwiniętego mózgu. Rodzice zrzekli się prawa do opieki przed porodem, mimo przewidywań dziecko żyło nadal, dawało odruchy i oddychało samodzielnie.

Pojechaliśmy do małej wsi pod Zieloną Górą i okazało się iż ośrodek dla dzieci z wadami rozwojowymi prowadzą siostry. Trochę się go naszukaliśmy ale jak miejscowi wskazali nam ośrodek Caritas, niestety na budynku oprócz nazwy zakonu nie ma wzmianki o Caritasie. Siostry się przywitały, zabrały dziewczynkę, porozmawialiśmy oprowadziły nas po ośrodku, który zrobił na nas piorunujące wrażenie - szczególnie te dzieci odrzucone, skrzywdzone, pozostawione na pastwę losu, państwa, a przygarnięte przez siostry, i otoczone miłością i opieką.

Podczas wypełniania dokumentacji rozmawialiśmy o trudach opieki nad maluchami, potrzebach, i wtedy koledze wyrwało się pytanie o Caritas czy im nie pomaga... skoro wszyscy w wiosce mówią, że działają pod opieką Caritasu. Siostra spuściła wzrok, zapadła cisza, potem powiedziała że utrzymują się z datków rodziców tych dzieci i ludzi dobrej woli. Caritas pojawił się raz... by wywiesić tabliczkę 3 lata temu w świetle kamer i tyle ich widzieli.
Ale jak widać w świadomości ludzi marka pozostała... Siostry po latach prób i próśb o pomoc ściągnęły tabliczkę i pokornie bez kamer i mediów pracują nadal, dając schronienie i nadzieję chorym dzieciom.

ksieza

Skomentuj (69) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1054 (1132)

#55446

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Późne popołudnie, SOR. Piękna pogoda, wszyscy wyjechali, spokój jak nigdy, nawet karetki jakoś nie przyjeżdżają.

Do gabinetu zagląda pani, wiek koło 50 lat. Nieśmiało pyta, czy może zająć chwilkę, bo ma problem z dzieckiem i chciała się poradzić. Oczywiście, chociaż lepiej byłoby przyjść z dzieckiem. Ale mimo wszystko zapraszam.

P: Mam problem, bo mój synek ma biegunkę, słabo je, ja nie wiem czy to już poważne, czy się martwić... Do szkoły nie ma siły chodzić, dziś rano nawet kleiku nie chciał zjeść.
J: A od kiedy tak się dzieje?*
P: Oj, już od wczoraj tak trzyma, słabiutki taki.
J: A dużo mu pani daje pić?
P: Malutko pije, a co wypije to od razu wymiotuje, nawet herbatki miętowej nie może.

[oszczędzę Wam wywiadu dotyczącego szczegółów biegunek, przejdźmy dalej]

J: ...ale bez zbadania dziecka nic pani więcej nie mogę powiedzieć, musi pani przyjść z synkiem. To może być niegroźny wirus, ale tak czy inaczej muszę ocenić dziecko, czy nie jest odwodnione, czy nie trzeba będzie dać kroplówki.
P: Ojej... No dobrze, to ja poproszę synka.
J: Pani przyszła z synem? To proszę wprowadzić dziecko, tylko zadzwonię do pielęgniarek, żeby założyły historię.
J: (wyglądając przez drzwi) Paaaweł! Chodź tu!

I tu zaskoczenie stulecia - zamiast ojca z maluchem na ręku wchodzi... dorosły, wysoki facet. Brodaty.

Musiałam mieć strasznie głupią minę, bo pani od razu potwierdziła, że to właśnie ten synek z biegunką. No nic, zbadany (matka chciała się wepchnąć za parawanik!), mamusia uspokojona, odesłany do domu.

A teraz zastanówcie się: skąd ona wiedziała jakie kupy robi jej malutki syneczek? :)


*[wiem, pierwsze o co powinnam zapytać o wiek, ale zasugerowałam tym kleikiem i szkołą, byłam prawie pewna, że rozmawiamy o wczesnoszkolnym chłopcu, nawet mi się pomyślało, że pewnie stara matka i nie ma jak się poradzić koleżanek]

PS. Na pamięć podziałała mi http://piekielni.pl/55432 ale nie mogłam tego powiedzieć na początku :)

sorzyk w szpitaliku

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 584 (632)

1