Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

InuKimi

Zamieszcza historie od: 18 lipca 2011 - 23:38
Ostatnio: 3 lipca 2022 - 9:37
Gadu-gadu: 8754834
O sobie:

Młoda, trochę idealistka, nie znosi wulgaryzmów. Ćwiczy i pasjonuje się Aikido. Lubi anime i mangę, książki i filmy.

  • Historii na głównej: 14 z 20
  • Punktów za historie: 4220
  • Komentarzy: 1271
  • Punktów za komentarze: 3967
 

#66815

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaczynam rozumieć, dlaczego niektórzy ludzie patrzą na taksówkarzy wilkiem. Może to rodzaj skrzywienia zawodowego - a może po prostu miałam pecha.

Miasto, godzina 17.00, standardowa ulica jeden pas w jedną stronę, drugi pas w drugą. Jadę odebrać siostrę ze szkoły. Samochodów sporo, ale nie ma tragedii. Czerwone światło - jestem chyba ósma w ogonku, spokojnie czekam, słuchając muzyki.
Nagle widzę, że z prawej strony przeciska się jakiś samochód. Droga szeroka, ale bez przesady, więc koła z prawej strony musiał chyba mieć już na chodniku. Łysy mężczyzna z nadwagą, na dachu dumne "taxi". Otwiera szybę i pokazuje na migi, abym i ja uchyliła swoją.
Myślę - może coś z samochodem, ciekawe o co może mu chodzić? Otwieram okno.
-Słucham, o co chodzi?
-Czemu pani stoi na środku jezdni? Ma pani jeszcze pół metra do linii!
Patrzę w lewo - rzeczywiście, jakaś tam odległość od linii (podwójnej ciągłej) jest, choć pół metra to chyba lekka przesada.
-Nie rozumiem, o co chodzi?
-Bo pani tu blokuje przejazd! Proszę zrobić miejsce!
-Ale tu jest jeden pas.
-I co z tego?
-To z tego, że dwa samochody się nie mieszczą, bo jest tylko jeden pas.
Jak się pan na twarzy zmienił...!
-I CO, JA (!) TU, K**WA NIE MOGĘ PRZEJECHAĆ?!
Nie powiem, zdziwiłam się. Ale pozostałam spokojna.
-Nie, nie może pan.
-A spie***laj, ty pi**o głupia!
Wrzasnął i poszorował do przodu, przeciskając się koło następnych aut.

Podejrzewam, że pan miał gorszy dzień i postanowił wyładować frustrację... Dlaczego na mnie? Bo pewnie byłam jedyna w małym, starszym samochodzie, młoda kobieta, bez pasażerów. Idealny cel. ;)
Na szczęście żaden z innych czekających na zielone nie podążył tropem pana taksówkarza.

komunikacja_miejska usługi taksówka taxi drogi

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 347 (403)

#65603

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiejszy dzień przypomniał mi wydarzenie sprzed kilku lat - trochę zabawne, trochę piekielne.

Na pewnym etapie mojej edukacji miałam matematyczkę - postrach szkoły. Kobietę, która nigdy nie chorowała, nie przekładała sprawdzianów i nie zapominała o niczym. Nauczycielkę surową, ale sprawiedliwą - i co najważniejsze, naprawdę potrafiącą uczyć.

Mieliśmy zapowiedziany sprawdzian - duży zakres materiału, moim zdaniem trudnego, a więc spore wyzwanie. Jak zawsze imię, nazwisko, pani nauczycielka pisze na tablicy zadania dla grup A i B... Liczymy.

Pierwsze kilka przykładów, większość uczniów dookoła blednie. Trudne, nawet bardzo trudne. Męczą się, pocą, załamują ręce... A pracy nie ubywa, na tablicy wciąż kolejne i kolejne... Praca trwa, w klasie aż brzęczy od wzmożonych procesów myślowych.

Nagle - dzwonek, koniec lekcji! Patrzę na własną kartkę - zrobiona dopiero połowa zadań! Kiedy to minęło?
Koledzy i koleżanki chyba wcale dalej się nie posunęli, zewsząd przerażone spojrzenia - pała jak w banku.

Na to matematyczka spokojnie wstała i ruszyła do drzwi.
-Proszę pani, a sprawdziany?
Wyrwał się ktoś nieco odważniejszy.
Na to matematyczka odwróciła się twarzą do klasy i z jadowitym uśmieszkiem rzekła:

- Prima Aprilis.

Tego żartu raczej nie zapomnę.

szkoła matematyka sprawdzian prima aprilis nauczycielka nauczyciel

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 639 (689)

#65423

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zbrodnia i kara.

W centrum Katowic znajduje się punkt, w którym mieści się kilka różnych uczelni, głównie wydziałów Uniwersytetu Śląskiego. Codziennie więc przewijają się tam setki, jak nie tysiące, studentów. A jak wiadomo, gdzie wiele ludzi, tam wiele samochodów.

Toteż jest i parking. A właściwie kilka tragicznie zaniedbanych placów, na których od wielu, wielu lat studenci stawiają swoje maszyny. Im wcześniej się przyjedzie, tym lepsze miejsce można dorwać - a dzięki temu mniej spacerować po błocie, dołach i kałużach, wszechobecnych na parkingu.

Najbardziej ekskluzywne miejsca zapełniają się około ósmej rano, a żeby się do nich dostać, trzeba przejechać spory kawał placu, w tym zwężenie z dwoma dumnie stojącymi drzewami, które umownie wyznaczają wjazd.
Zdarzyło się jednak, że wjazd został zablokowany. Stanął jeden samochód, drugi, czwarty... I jakoś tak wyszło, że tam gdzie zawsze można było wjechać, zrobił się parking. Nie był to problem, bo tuż obok również można było dojechać do dalszej części placu. Do czasu. Wkrótce, około godzin południowych, w których znalezienie wolnego miejsca graniczy z cudem, ostatni wjazd został zastawiony przez średniej wielkości czerwony samochód.

Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że na najdalszym parkingu stało już mnóstwo samochodów, poupychanych gdzie się dało. I nie wszyscy ci ludzie siedzieli na uczelni do siedemnastej. Zaraz więc okazało się, że gros studentów nie ma możliwości wyjazdu.

Próby porozumienia z właścicielem (właścicielką, sądząc po pozostawionych na siedzeniu pasażera papierach z imieniem i nazwiskiem) nie przyniosły skutku. Stała się ofiarą własnej nieuwagi - bądź wyrachowania.

Znalazła się więc grupa pod wezwaniem, sztuk siedem, cztery męskie, trzy żeńskie plus jeden wykładowca starszy wiekiem, która postanowiła z tym problemem uporać się raz, a dobrze. Po obklejeniu wszystkich blokujących wyjazd samochodów tak zwanymi karniakami, postanowiono dłużej nie czekać i własnymi rękoma wypchnąć czerwony obiekt nienawiści. Choć na biegu wstecznym i hamulcu ręcznym, takiej sile nie mógł się oprzeć. Chcąc nie chcąc, pod naporem brodzących w błocie, żądnych krwi (i powrotu do domu) studentów, czerwony samochód musiał zwolnić wyjazd. Postawiwszy samochód w taki sposób aby każdy inny zainteresowany mógł z parkingu wybyć, studenci pogratulowali sobie, wysmarowali szyby pojazdu (oczywiście te nieobklejone karnymi k*****mi) błotem z parkingu, obfotografowali dzieło i w spokoju rozeszli się każdy w swoją stronę.

Da się? Da się.
Bo co jak co, ale w chwilach desperacji Polacy umieją jednoczyć się jak mało kto.

Natomiast która postać w historii była najbardziej piekielna, to już zdecydujcie sami.

polskie drogi mistrzowie parkowania studenci studencka inwencja parking

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 309 (413)

#64675

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W wakacje pracuję jako wychowawca - trener na obozach sportowych. W lipcu zdarzyło nam się pomieszkiwać z młodzieżą w pewnym hostelu ulokowanym w uroczej górskiej miejscowości, która swoją nazwę zaczerpnęła od przepływającej przezeń rzeki.

W tym konkretnym ośrodku byliśmy po raz drugi - za pierwszym było pysznie, miło, przyjemnie, po prostu cud, miód i malinka. Za drugim... Powiedzmy, pani właścicielka stwierdziła że skoro już dwa razy przyjechaliśmy, to trzeci raz nie musimy.

Sytuacji wartych wspomnienia było kilka, ale przedstawię tylko najjaskrawsze.

1. Kuchenne ewolucje.
Z poprzedniego pobytu zapamiętaliśmy pyszną, doprawioną (a nie mdłą, jak w większości ośrodków wczasowych) kuchnię i codzienne desery zarówno dla dzieci jak i wychowawców.
W kolejnym roku - niedziela: rosół, poniedziałek: rosół, wtorek: pomidorowa. Recykling pełną gębą. A rankiem na dokładkę spleśniały chlebek, pychota!
Od tamtego dnia czujność na posiłkach była wzmożona, na szczęście nikt się nie zatruł... Być może kuchnia też podwoiła wysiłki po paru rozmowach. ;p

2. Weselmy się!
Ośrodek posiadał dużą salę bankietową, inaczej zwaną stołówką lub też naszą salą do ćwiczeń - bo to właśnie tam mieliśmy rozłożoną matę i prowadziliśmy codzienne treningi.
Pewnego dnia pod ośrodek podjechał samochód wypełniony ciastami. Dzieciom aż oczy się świeciły - były pewne, że wreszcie dostaną słodki podwieczorek. Wkrótce jednak okazało się, że nie... To szykowało się wesele!
Gospodarna właścicielka postanowiła w sobotnią noc wynająć salę weselnikom, nie zważając na fakt że tuż obok znajduje się trzydziestka rozrabiających dzieciaków, które niekoniecznie mają ochotę siedzieć w pokojach zamiast na boisku (samochody orkiestry) czy na sali (przygotowania stołów i parkietu). Obozowicze stanęli jednak na wysokości zadania i nie zakłócili imprezy (poza podglądaniem przez przeszklone drzwi), a państwo młodzi nawet podzielili się ciastem.
Ciekawe tylko, czy byli uprzedzeni o tym, że ich wesele odbywać się będzie w ośrodku pełnym dzieci...
Kierownik obozu się nie wyspał, zabawy trwały do drugiej, goście rozchodzili się do czwartej...

3. Mój mały przyjaciel.
Mój osobisty faworyt - po południu wyjazd, rano pakowanie i ściąganie pościeli z łóżek. No właśnie - akurat nadzorowałam tę drugą czynność w jednym z pokoi chłopców, gdy jeden z wychowanków wymacał coś dziwnego pozbywając się poszewki na poduszkę. Chwila konsternacji i...
Ze środka wychynęła zaschnięta mysz.
Tak, chłopiec przez dwa tygodnie spał ze zdechłą myszą w poduszce.
Właścicielka przyznała potem, że niedługo przed naszym przyjazdem miała w tym pokoju przeprowadzaną deratyzację...

Jak można się domyślić, zerwaliśmy współpracę z tamtym ośrodkiem, w tym roku jedziemy gdzie indziej.

Ciekawostka - podczas tego obozu mieliśmy kontrolę sanepidu. Nie wykryto żadnych odchyleń od normy...

obozy kolonie

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 460 (518)