Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Janek_snieg

Zamieszcza historie od: 7 maja 2017 - 11:26
Ostatnio: 12 listopada 2020 - 10:10
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 249
  • Komentarzy: 24
  • Punktów za komentarze: 191
 

#84183

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam z trojgiem współlokatorów i to dopiero od miesiąca z kawałkiem. Na początku bardzo miło, wszyscy oprowadzili mnie po mieszkaniu i zapewnili, że jak będę czegoś potrzebować, to żebym dawała znać. Sympatycznie.

Jak się zorientowałam później, jeden z nich dużo gotował. Samodzielnie przygotowywał sosy, burgery, mielone i wiele innych. Sprzątał po sobie, ale widocznie po jedzeniu tracił zapał, bo choć wszystkie naczynia były czyste, to zlew i gąbka pozostawały całe w drobinkach mięsa, ryżu, warzyw i innych takich rzeczy. Ok, nie chciałam być drobiazgowa i już na początku wspólnego mieszkania robić problemów, poza tym z asertywnością u mnie niestety na bakier, więc kupiłam zapas własnych gąbek innej wielkości i niezmywalnym markerem napisałam na jednej swoje imię. Dla mnie rozwiązanie idealne.

Kilka dni później jeden ze współlokatorów złapał mnie w kuchni, spytał, jak mi się mieszka, czy wszystko jest ok. Po chwili zapytał o tę nieszczęsną gąbkę. Powiedziałam częściową prawdę, że gąbka, jak to gąbka, brudzi się, a że nie jem mięsa, to jakoś mi się przyjemnie własną gąbką talerze i garnki myje. Współlokator głową pokiwał, wszystko jasne.

Do czasu.

Wczoraj wyjątkowo siedzę w domu, bo zwykle w godzinach wieczornych jestem w pracy, światło mam zgaszone, bo tylko siedzę na telefonie, kiedy wchodzi jeden ze współlokatorów z kolegami - inny niż ten, który pytał mnie o gąbkę. Wszyscy chyba trochę wstawieni, nie mnie to oceniać. Tak sobie siedzę, ignoruję, aż do moich uszu nie dotarło słowo "wegeterrorystka" (niejedzenie mięsa tak już działa na człowieka, że na pewne zwroty jest wyczulony).

Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
1: <wypowiedź, której nie złapałam, ze słowem wegeterrorystka>.
Mój współlokator: Ćśśś, ona tu mieszka.
1: Przecież jej nie ma, światło się nie świeci.
2: A co ona takiego ci wciskała?

[MW]: Żebyście widzieli, jak ona na mnie patrzy, jak sobie mięso robię, jakby mnie chciała zabić.

Tu gwoli wyjaśnienia, jeżeli patrzę, to tylko z zazdrością, bo jego dania pachną niesamowicie, a moja przygoda z wegetarianizmem zaczęła się stosunkowo niedawno.

[MW] Poza tym zażądała (!!!) własnej gąbki do mycia naczyń, żeby nie budzić jej krwią niewinnych zwierzątek, jak my, mordercy. Całą lodówkę nam zastawia swoim wegańskim szitem (jedna paczka sojowych parówek, jestem przed wypłatą) i tylko czekać, aż nam zacznie plakaty po domu rozwieszać.
1: Noo, poje***a jakaś.

Z asertywnością i konfrontacjami mam problem, więc nie wyszłam do nich. Jestem tylko ciekawa, czy informacja o gąbce nabrała takiego wydźwięku przechodząc z ust do ust, czy po prostu pan Kucharz był na tyle oburzony moimi parówkami sojowymi, że musiał sobie wykreować ze mnie wroga.

Mieszkanie

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (173)

#83803

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lekki niesmak po zakupach świątecznych.

Sklep z rękodziełem, ale i typowymi gadżetami, jak zapalniczki, otwieracze do piwa, magnesy na lodówkę. Ceny ponaklejane różnie - niektóre na koszykach z wysypanymi w nich drobiazgami, inne naklejone bezpośrednio na przedmioty albo przyczepione z podpisami do półek. Do takiego sklepu wybrałam się dzisiaj, dokończyć zakupy świąteczne.

Jeszcze jeden szczegół, który nie wiem, jak dużą rolę odegrał w historii - pełnoletność osiągnęłam już dawno, ale nie było przypadku, żeby przy kupowaniu alkoholu ktoś mnie o dowód nie poprosił. Po prostu - smarkato wyglądam, ani w tym moja wina, ani zasługa.

W sklepie wybrałam kilka rzeczy - kubek, świeczkę, ozdobną sakiewkę i piękną, haftowaną torbę. Cena bezpośrednio naklejona na torbie coś wydaje się za niska, ale nie chcąc odrywać jedynej ekspedientki od pracy, postanowiłam dopytać o to przy kasie.

I tu moja wina - stojąc w kolejce i odhaczając w głowie pozycje na liście prezentów, zapomniałam o sprawie. Podaję zakupy, ekspedientka ogląda towary i zaczyna je naliczać, ja grzebię w torebce w poszukiwaniu portfela, kiedy kątem oka rejestruję szybki ruch. Naklejona na torebce cena ląduje na ziemi. Chwilę później słyszę wymamrotaną przez ekspedientkę cenę - sporo wyższą niż ta, której się spodziewałam - a kobieta już rzuca się pakować mi rzeczy w prezentowy papier. Podchodzę do pani (kasa w kształcie litery U, kobieta umknęła na jeden z boków) i przyglądam się torebce.

Rzeczywiście, w środku była druga cena, kilkukrotnie wyższa niż poprzednia. Spokojnie mówię pani, że rezygnuję z zakupu, ta próbuje jeszcze przekonywać ("ale taka piękna torba!”), szybko jednak milknie.

Nie sądzę, żeby druga cena miała na celu wprowadzenie klientów w błąd, możliwe, że znalazła się tam przypadkiem. Uprzejmie jednak byłoby poinformować mnie o pomyłce, a nie liczyć, że nie zauważę sporej rozbieżności cen albo (co wydaje mi się bardziej prawdopodobne) że nie odważę się upomnieć o zwrot, bo jestem młoda.

Ja wiem, że kończy się sezon świąteczny, ale szanujmy się.

sklep z rękodziełem

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 74 (142)

1