Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

LadyGoth

Zamieszcza historie od: 23 czerwca 2013 - 12:38
Ostatnio: 11 lutego 2015 - 17:27
  • Historii na głównej: 6 z 13
  • Punktów za historie: 4385
  • Komentarzy: 39
  • Punktów za komentarze: 170
 
zarchiwizowany

#60879

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie będzie długo ale jakoś ciągle o tym myślę: z uwagi na to, że pracy nie mam to jestem zarejestrowana w Urzędzie Pracy (nie pobieram zasiłku i nie liczę za bardzo na to, że mi pomogą pracę znaleźć, sama aktywnie szukam). Ponieważ szukanie na razie nie daje efektów to zgłaszam się w wyznaczonych terminach na podpisanie dokumentów i krótką pogawędkę, w trakcie której panie udostępniają mi segregator z tymi samymi nieaktualnymi od miesięcy ogłoszeniami ale w sumie nie w tym rzecz. Rzecz natomiast w kolejce, w której czekam za każdym razem dosyć długo. Wiadomo bezrobocia coraz więcej. Wraz ze mną czeka sporo ludzi więc strzępki rozmów zwykle do mnie docierają. Otóż 80% kolejki jak najbardziej pracę posiada - stoją panowie z budów, stoją panowie kierowcy, stoją panie sprzątające, panie pracujące w domach weselnych przy obsłudze imprez itp itd. Radośnie wymieniają na głos uwagi, który szef ile płaci i za co, co jeszcze udaje się ugrać w jakim urzędzie i innych pomocach. Czasem aż mnie ponosi żeby spytać tych pań zbierających podpisy czy ktoś w tym urzędzie ma o tym pojęcie i ile z tych osób pobiera zasiłki i inne świadczenia związane z brakiem zatrudnienia. Czy my jako naród bez kombinowania nie umiemy?

urząd_pracy

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 91 (213)
zarchiwizowany

#56231

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mojej mamy ale ponieważ i ja brałam udział to opisuję.
Otóż jest u nas parking pod Pocztą dosyć duży, przedzielony pasem zieleni z krawężnikami. Na tymże parkingu okoliczni rodzice zawsze parkują odwożąc dzieci na różnego rodzaju zajęcia odbywające się w Centrum Kultury i nie tylko. Na ten parking moja mama odwiozła mojego syna również na zajęcia. Kiedy podjechała wszystkie miejsce parkingowe były zajęte więc stanęła wzdłuż pasa zieleni przy krawężniku. Już miała wysiadać gdy zauważyła, że z miejsca parkingowego wyjeżdża jakaś pani dosyć mocno się przy tym męcząc. Mama człowiek nadmiernie sympatyczny odpaliła silnik na nowo i chciała cofnąć się o kawałeczek żeby pani sobie wyjechała. Kiedy tylko samochód się ruszył do tyłu (prędkość wiadomo prawie żadna) z tyłu rozlega się krzyk i walenie w bagażnik. Mama staje w miejscu. Drzwi zostają otwarte szarpnięciem i do środka wkłada głowę i nogę pan w wieku mamy (ok 60 lat) i zaczyna ubliżać na czym świat stoi proponując "obicie mordy" mamie i wyzywając od pijaczek, nienormalnych itp piratów drogowych. Mama zaczyna nerwowo przepraszać, przeprasza ze 100 razy ale pan nadal krzyczy sięga po telefon i dzwoni po policję bo on tego tak nie zostawi. Mama w przerażeniu i wizji własnej "obitej mordy" dzwoni po mnie, opisuje mi zdarzenie i prosi o pomoc. Zjawiam się razem z radiowozem. Panowie policjanci bardzo grzeczni, spokojnie pytają co się stało. Pan zaczyna dramat od nowa jednak już w innej formie. Noga zostaje okazana policji. Jedynym śladem jest błoto na nogawce. Mama tłumaczy co się stało, jak się stało i tłumaczy, że jest taka roztrzęsiona bo pan tu składał takie a takie obietnice. Pan oczywiście "nic takiego nie mówił" policja radośnie nie wnika bo po co dodatkowy temat gróźb itp.
Pan dopilnowuje do ostatniego przecinka żeby mama dostała mandat, pan biegnie do przychodni do lekarza (sobota więc nie ma), dzwoni po prawnikach, lekarzach itp. Policjanci próbują mu wyjaśnić, że mandat naprawdę starczy "nic się panu nie stało no nie ma co robić tragedii". Pan próbuje żądać danych i adresu mamy. Poinformowany zostaje, że nic z tego dane są dla policji nie dla niego. Zapisuje więc dane policjantów i wszystkie możliwe dostępne informacje.
Mama jeszcze raz przeprasza pana mimo całej sytuacji. Pan zapowiada, że spotkamy się w sądzie i to się nie tak wszystko pięknie skończy.
Szczęśliwie mama ubezpieczona od wszystkich przypadłości świata.
Opisuję to zdarzenie, bo nie rozumiem takiej zajadłości. Można się zdenerwować ale fizycznie nic mu się nie stało.
Całe szczęście, że policjanci podali nam swoje dane i obiecali potwierdzić, że nogę widzieli zdrową, że widzieli jak pan lata w kółko po parkingu cały i zdrowy. Pan się na to oburzył żeby mu nie insynuować chęci wyłudzenia odszkodowania itp. A co to innego jest?

parking

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (223)
zarchiwizowany

#56186

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem ciężko mi określić kto był piekielny, obawiam się w dużej mierze ja sama ale po prostu nie dało się powstrzymać. Otóż byłam na zakupach w Auchan (istotne ze względu na system kasowy - pani Kasjerka kasuje i pakuje zakupy do toreb). Stoję przy kasie i czekam grzecznie aż moje zakupy zostaną skasowane. Pani Kasjerka miła, raczej po 50. W momencie kiedy zbliża się koniec kasowania do taśmy podchodzi z wózkiem młodzian lat ok. 20. Wózek wypełniony do połowy workami na śmieci jednakowego rodzaju. Młodzian wypakowuje worki na taśmę. Kiedy kończy pani Kasjerka z grzecznym uśmiechem mówi spokojnie:
(PK) Ojej, mógł Pan nie wyjmować wszystkich, wystarczy mi jedno opakowanie i resztę bym policzyła bez wyjmowania z koszyka
Na co młodzian robi się lekko czerwony wyraźnie poziom agresji się podnosi na twarzy:
(M) Wyjąłem bo Pani mi to ma spakować!
No to już przyznam, że tego typu ton i zachowanie we mnie budzi zwierzę więc najpierw pod nosem niewinnie mówię:
(Ja)uuu jaki Pan
Pani Kasjerka uśmiecha się cierpliwie wiadomo ona nie może skomentować bo zaraz będzie miała problem w pracy. Ale młodzian dosłyszał moje sapnięcie więc natychmiast:
(M) nooo cooo ja tu jestem klientem, ja tu płacę, jej płacą z moich pieniędzy żeby ona mi to spakowała i ona mi to spakuje bo za to jej płacą!
(Ja) nie "jej" i nie tym tonem do tej pani
(M) ja płacę nie będę pakował mnie się należy itp itd (generalnie w kółko to samo)
(Ja) a może już starczy?
(M) bo co? bo co? Ja tu mam prawo itp itd
No niestety nie wytrzymałam i w końcu spokojnym tonem pytam:
(Ja) z jakiej wiochy chłopcze ty tu przyjechałeś, że rżniesz takiego pana? U siebie na wsi tak się nauczyłeś?
Nie wiem co odpowiedział bo ryk śmiechu osób w kolejce za nim zagłuszył resztę.
Uśmiech na twarzy pani Kasjerki mnie osobiście poprawił humor na cały dzień. Głównie dlatego, że wiem, że ona sama bronić się nie mogła

supermarket

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (398)
zarchiwizowany

#52757

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka zdarzeń po ostatnim motocyklowym weekendzie:

Wyjeżdżam ze zlotu bramą (brama twierdzy, brukowana wielkimi kamulcami nierównymi, na których motocykl tańczy bez szans na przyczepność. Co robi pani turystka przechodząca bramą? Patrząc mi w oczy idzie mi prosto pod koło. Opanowuję cudem taniec na bruku (kto jeździ ten wie - prędkość zerowa, 370kg masy motocykla). Również cudem się zatrzymuję przed klapkiem pani turystki, patrzę na nią i pytam grzecznie: co pani robi, czemu idzie mi pani pod koło? W odpowiedzi pani zmienia się na twarzy i wyrzuca stek obelg (szczęśliwie nie wszystkie słyszę bo silnik jednak pracuje i echem się odbija w bramie). Pani nie ustępuje więc pozostaje mi poczekać i zacząć taniec na kamieniach od nowa. Pokonuję bramę, na szczęście dalej jest już asfalt (droga dojazdowa jak najbardziej dla pojazdów). Niestety również czeka mnie ostry slalom wśród spacerujących środkiem. Szczytem myslenia jest przystanąć nagle żeby się pogapić na motocykl. Ale oczywiście na środku drogi, względnie robiąc krok w bok ale po koła oczywiście.
Następna sprawa to współistnienie na drodze z samochodami. Najfajniej jest jechać za mną tuż na moim bagażniku (jak odpuszczę gaz to wjedzie mi na plecy) i tak przez ileś km. Po czym nagle zryw i natychmiastowa potrzeba wyprzedzenia mnie - w zakręcie przy podwójnej ciągłej spychając mnie z drogi gdy jadę złożona w zakręcie. Przy czym oczywiście (to dotyczy 97% kierowców samochodów) manewr wyprzedzania najlepiej jest skończyć natychmiast- czyli zjechać przede mnie tak żeby zderzak samochodu prawie otarł mi się o przednią oponę a następnie przyhamować. Wyjeżdżanie na czołówkę to też jedna z norm.
Bardzo fajnie jest też wyjechać jak do wyprzedzania, zrównać się ze mną i zacząć oglądać motocykl - oczywiście ruch głowy w prawo wyzwala automatyczny ruch kierownicy samochodu w prawo również co skutkuje zjeżdżaniem na mnie i spychaniem mnie.
Inna sprawa to wyjeżdżanie ze stacji, barów itp. Póki jestem bardzo daleko to samochód stoi wytrwale i miga. Jak jestem kilka metrów od samochodu, kierowca patrząc uważnie na mnie zaczyna wyjeżdżać. Rozumiem, ze jak pas jest pusty to wyjazd ze stacji nie ma tego smaczku co jak się człowiek właduje komuś i zmusi go do hamowania najlepiej awaryjnego. Oczywiście wyjazd najlepiej jest zrobić w tempie spacerowym.
Nie wspominam nawet o robieniu miejsca do wyprzedzania czy omijania samochodów stojących w korku itp. Od lat różne organizacje walczą o to ale nie dociera. Tylko się pytam po co ludzie są tak ambitnie oklejają samochody jakże pozytywnymi naklejkami z napisami "patrz w lusterka [...]" lub "dla wszystkich starczy miejsca" skoro potem zachowują się kompletnie inaczej? Właśnie taki pan wczoraj wyczaił, że jadę sobie poboczem omijając korek (robię to rozsądnie góra 30 km/h) i zjechał mi centralnie na to pobocze wymuszając zatrzymanie. Może poczuł się od tego lepiej.

motocykl

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (42)
zarchiwizowany

#52602

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem kupowanie roweru okazało się sprawą piekielną.
Ponieważ Młodzież moja się nagle nauczyła jeździć na rowerze to pomyślałam, że będzie rozsądnie i bezpiecznie jak się zaopatrzę w rower i będę dziecku towarzyszyć w zmaganiach z trasą. Rowerzystka ze mnie do kitu więc uznałam, że szkoda pieniędzy na jakieś wypasione sprzęty i w zupełności wystarczy sprzęt używany. Niestety objazd komisów się nie udał - ceny nadal zbyt wysokie. No więc pozostaje allegro. Przeglądam oferty i znajduję to co bym chciała - nieduża damka, używana w rozsądnej cenie (komis z Kolbuszowej, że już tak szczerze napiszę.
Brak opisu powinien mnie zaalarmować ale był telefon więc pomyślałam, ze spytam co i jak z rowerem. Miły pan twierdzi, że rower jest sprawny, oraz, że jeśli teraz wcisnę magiczne "kup teraz" to on natychmiast zrobi pełny serwis roweru i zapakuje go do wysyłki. No to wciskam, płacę i czekam. Przesyłka szybka to fakt. Otwieram pudło - rower w kawałkach niczym nie osłoniętych wszystko w pudle lata luzem. Do tego jest brudne i z rdzą. No nic na tyle na ile umiem, składam rower do kupy. Dzwonek połamany, linka hamulca posklejana nie nadaje się do montażu, dynamo zdezelowane wisi. I wisienka na torcie - koło przednie bez wianków co skutkuje niemożliwością jazdy praktycznie.
Siadam więc i piszę maila z prośbą o informację dlaczego pan mnie oszukał i co zamierza z tym fantem zrobić. Na odpowiedź czekam cały dzień więc w międzyczasie kupuję części, czyszczę no jakoś muszę z tym cudem żyć. Pan odpisuje - nie pasuje to proszę spakować i odesłać. Nooo tak, teraz jak poskładałam i wyczyściłam to na pewno go panu odeślę. Piszę więc, że nie chcę odsyłać ale chciałabym zwrot kosztów naprawy. Pan na to - to ja mogę pani wysłać wianki i linkę do hamulca, czy tak będzie ok? No nie, nie będzie bo raz, że już to kupiłam a dwa, że za czas jaki spędziłam na czyszczeniu tego cudaka i zawiedzione nadzieje syna na szybką wycieczkę raczej nie dadzą się uratować paroma częściami z łaski wysłanymi. Pan się głowi dłuższy czas i w końcu decyduje, że odeśle mi parę groszy.
Sprawa w teorii zakończona pozytywnie ale jednak niesmak pozostaje głównie wobec takiego podejścia do klienta. Po co było kłamać i czemu nie można uznać swojego lenistwa czy niechciejstwa za fakt i ponieść jego konsekwencji z godnością? Komentarza do aukcji nie wystawiłam bo w zasadzie teoretycznie negatyw już się nie należy. Ale nic innego bym wystawić nie chciała.

komis_rowerowy

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (24)
zarchiwizowany

#52459

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótka historia o przedłużaniu umowy z operatorem (dużo fioletu w salonach):
Umowa skończyła mi się na początku czerwca (oczywiście ja musze o tym pamiętać bo to nie te czasy, że dzwoniono w tej sprawie przypomnieć i zaoferować coś lepszego). Do dzisiaj odbijałam się w kolejnych salonach - przy każdej wizycie - zawieszenie systemu "może się Pani przejdzie i wróci za 10 min"? Przechadzałam się wracałam system dalej nie działa. Ok. To może chociaż się dowiem jaka jest oferta i jaki aparat mogę wybrać? Dowiedzieć się mogę ale żaden z wybranych przeze mnie telefonów nie jest dostępny w salonie. Będzie kiedyś tam. I tak przez ponad miesiąc w różnych salonach. Dzisiaj podjęłam ostateczną próbę załatwienia sprawy. Oczywiście w jednym salonie system natychmiast się zawiesił :D w drugim już działał ale aparatów oczywiście nie ma, miały być ale nie ma. Ok. To może przedłużę na rok bez aparatu? Zgadzam się ale na koniec się dowiaduje, ze oferowany mi od ponad miesiąca abonament nie dotyczy internetu. Za internet jest dopłata. Co czyni ten abonament droższym od konkurencji :D
Podziękowałam i poszłam zmienić operatora. W salonie obok (dawna Era) system działa, abonament z internetem tańszy, aparat dostępny do ręki, podpisałam w 10 minut wszystko. Można? Można

telefon

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (22)
zarchiwizowany

#51592

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia krótka i powszechnie znana, czyli nowa Listonoszka na poczcie. Latami jeździła tu na rowerze w charakterze Listonoszki przemiła pani o wyglądzie nieco patologicznym ale o niesłychanej solidności wykonywania zawodu. Zasłużenie zatem awansowała gdzieś w strukturach pocztowych i nastała nowa pani. Ja oczywiście rozumiem, że nauka i wdrożenie trochę trwa ale...nagminnie mam awizo w skrzynce, mimo, że jestem w domu i pocztę mogę odebrać o każdej zamarzonej przez panią porze. W mojej skrzynce przynajmniej raz w tygodniu znajduje się poczta z innych adresów. Chodzę więc i wykonuję pracę za panią bo żal mi sąsiadów,bo może to coś ważnego na co czekają. Ostatnie 2 przesyłki listowe do mnie musiały się walać gdzieś po urzędzie ponieważ doczekałam się telefonu od zaniepokojonej awansowanej poprzedniczki. "Niech pani przyjdzie od tyłu ktoś te listy pani poda bo jeszcze zginą". No cudnie, że ta pani tam czuwa. Przyjeżdżam więc, pukam najpierw delikatnie, potem ostrzej do tylnych drzwi rzeczonego urzędu. Słyszę ze środka salwy śmiechu, przekleństwa i ogólnie nastrój imprezowy. W końcu ktoś otwiera, ale nikt nic nie wie. Po 20 minutach kotłowania się na zapleczu listy się odnajdują. Odnajduje się też nowa pani Listonoszka, zapłakana ze śmiechu w nastroju cudownie zabawowym. "Fajnie sobie tu pracujecie" wyrwało mi się sarkastycznie, niestety ironia pozostała bez odbioru. Dzisiaj znowu znalazłam awizo wgniecione w róg skrzynki, z piątku - oczywiście byłam cały dzień w domu...

poczta

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (200)

1