Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

LadyGoth

Zamieszcza historie od: 23 czerwca 2013 - 12:38
Ostatnio: 11 lutego 2015 - 17:27
  • Historii na głównej: 6 z 13
  • Punktów za historie: 4385
  • Komentarzy: 39
  • Punktów za komentarze: 170
 

#64609

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia może nie jakaś szokująco ciekawa, ale czasem człowiek musi coś z siebie wyrzucić.

Chodzę ja sobie na studia: zaoczne, uczelnia prywatna w stolicy. Jestem oczywiście w grupie dinozaurów, czyli tej małej złożonej z osób starszych dużo niż pomaturalna reszta. O jakieś 14 lat. Ktoś zaraz powie, że marudzę ale "ta dzisiejsza młodzież" jest naprawdę inna.

Chłopców mamy kilku - wszyscy na wykłady przybywają w dresach - spodnie wiszą, majty wystają, bluza ledwie brzuch przykrywa - sam smak. Dziewczątka niczym chodzące kopie szafiarek - zachwycone skaczą dookoła panów w dresach - ponoć studia to ostatni moment żeby złapać męża. Grupa duża, więc jak przyjdzie większość to wykład stracony. Drą się do siebie, gadają, śmieją, impreza po całości. Rozmowy przez telefon w trakcie wykładu - norma. W tym darcie się "No k.. słyszysz mnie?" Próba wejścia czy wyjścia z sali to lepiej stanąć z boku i przeczekać - panowie wychodzą pierwsi taranem depcząc po pantofelkach niezrażonych szafiarek.

Na każdą uwagę wykładowcy i prośbę o ciszę mają zawsze coś chamskiego do powiedzenia - oczywiście cała sala rży. Kolokwia czy zaliczenia to orgia ściągania, a jakże nowocześnie, telefonem oczywiście. Nie wiem, może to nie jest piekielne, ale mnie to przeraża.

studia

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 657 (811)

#62972

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia dotyczy profilowania w Urzędzie Pracy - kto się zetknął ten wie, kto nie miał okazji temu krótko mówię, że chodzi o odpowiedź na 3 pytania, które to odpowiedzi mają ustalić jakim typem bezrobotnego jesteśmy i jak bardzo zależy nam na znalezieniu pracy.

Ja pomyślnie przeszłam ową procedurę i dostałam miano bezrobotnego elastycznego czyli gotowego na wiele by pracę zdobyć. I tym to sposobem otrzymałam informację, że mogę wziąć udział w rozmowie z pracodawcą oferującym "stanowisko kierownicze". Ok.

Przychodzę wyznaczonego dnia na rozmowę i okazuje się, że jest nas w sumie ok. 25 osób wyraźnie różnych pod względem doświadczenia, stanu zdrowia (czytaj spożycia alkoholu), wykształcenia itp. Pan Pracodawca kręci się radośnie i opowiada paniom z UP jak to on nas wszystkich "załatwi" i jak nam wszystkim "przywali w papierach" w razie odmowy podjęcia pracy. Zaczyna się właściwe spotkanie, gdzie po 3 zdaniach okazuje się, że owa oferta pracy to stanowisko sprzedawcy wędlin i mięs w sklepie dużej sieci. Można tam zrobić super karierę wyróżniając się dzieleniem mięsa, wciskaniem promocji, układaniem wędlin itp. Wysłuchałam i chcę zrezygnować z rozmów indywidualnych, bo kurcze nie po to człowiek 2 kierunki studiów ma i 3 języki żeby habaninę podawać ale okazuje się, że rezygnacja równoznaczna jest z natychmiastowym pozbawieniem statusu bezrobotnego na minimum 120 dni. Ponieważ "ta oferta jest najlepszą jaką do tej pory w naszym UP mieliśmy, bo jest na umowę o pracę i żadne powody odmowy nie zostaną uwzględnione".

Zasiłku nie pobieram ale ubezpieczenia jednak szkoda, więc heroicznie idę na rozmowę do pana. Podaję CV i zapada dramatyczna cisza. Pan pracodawca dalej lekko agresywny, ale udało nam się dojść do porozumienia, że zatrudnienie mnie byłoby dla niego bez sensu, a ja właściwie to nie odmawiam mu ale jednak chyba mu się nie przydam na tym stoisku.
Dalej podążam z papierkiem od pana do pań z UP i pytam szczerze czemu wprowadzają mnie w błąd jakimś rzekomym stanowiskiem kierowniczym, czemu stawiają mnie i nie tylko mnie w takiej kuriozalnej sytuacji. Nie da się tego ustalić, ogólnie powinnam się cieszyć z takiej super oferty i z pomocy UP.

W trakcie okazało się, że takich osób jak ja była większość. Mam wrażenie, że całe to profilowanie i pomaganie przez UP jest jedną wielką farsą.

urząd pracy

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 489 (601)

#60907

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Świeżo po rozmowie o pracę (w salonie kosmetycznym).

Było przemiło, rozmawiamy z Panią właścicielką o różnych aspektach pracy i współpracy, używanych produktach, szkoleniach przez mnie odbytych itp., itd., jak to na rozmowie. Po jakimś czasie zahaczamy wreszcie o kwestie finansowe - Pani mówi, że to taki system trzystopniowy, no wszystko zależy od ilości klientek i gładko zmienia temat. Po kilku minutach nawracam do tematu (no jednak chciałabym wiedzieć). Pani zbywa temat, sięga po swój kalendarz i mówi, że wpisuje mnie na następny dzień - będą klientki, sporo klientek, sprawdzimy w praktyce co umiem i jak mi pójdzie. W oszołomieniu z natłoku gadania, zgadzam się na wpisanie mnie na te testy.

Wracam do domu i nadal nie wiem ile mam zarabiać i na podstawie jakiej formy zatrudnienia. No nic, biorę za telefon (myślę sobie dopytam). Pani nie odbiera, piszę więc do niej smsa z prośbą o informację co do stawki i umowy. Sms odebrany (taki raport zdał mój telefon). Cisza. Nie poszłam więc na testy, bo mam niejakie wrażenie, że chodziło o darmowe zrobienie iluś zabiegów. Kilka takich testów w miesiącu i salon na pewno wychodzi na swoje.

praca_kosmetyka

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 354 (418)

#55346

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu potrzebowałam ulotek. Tak projektu jak i druku. Ponieważ miały one dotyczyć prostej, lokalnej działalności, to nie potrzebowałam wymyślnego dzieła ani zbyt dużej ilości owych ulotek.
Skierowałam się więc na allegro żeby przejrzeć oferty cenowe. Po przejrzeniu iluś tam ofert opiewających na tysiące sztuk (jak mówiłam ilość mnie nie potrzebna), znalazłam ofertę niejakiego Adama.

Adam oferował projekt w bardzo atrakcyjnej cenie i możliwość wyceny druku owego projektu. Wysłałam zapytanie wyłuszczając najpierw temat samej grafiki. Szybko okazało się, że cena jest chyba "na wabia" bo koszty zaczęły się mnożyć w oczach. Następnie przechodzimy do kwestii druku. Pytam grzecznie o wycenę 200-300 szt, bo tyle mi potrzeba, pan się upiera, że 5000 szt to lepiej. Ja grzecznie oponuję, bo co ja zrobię z resztą tej makulatury i nie tak chodzi o koszty, jak o to, że nie chcę tego potem wyrzucać. I tu wklejam odpowiedź z zachowaniem oryginalnej pisowni:

"bo prosze szanownej Pani rece mi poadaja niby nie ma głupich pytac tylko głupie odpowiedzi ale jak by sie Pani troche wysilił a nie tepo wysyłała zaptynia to by Pani wiedziała i słabia mnie tachy własnie ludzie 300 ulotek smiech poprostu ile pani za to zapłąci 40 - 50 żł + projekt ... za kwote 120 żł ma Pani 5000 z projektem i wysyłka czyli ile Pani oszcedzi s30 zł i ma Pani 300 ulotek niech mnie Pani nie słabi bo tacy własnie ludzie sa zmora poligrafi i nei tylko zreszta , allegro chyb aPani płaci za tekie e miale ciekaw ile bo ja za darmo nie robiłbym z sienbie idioty"


Pełen profesjonalizm jak dla mnie :)

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 773 (833)

#52221

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szukanie pracy to chyba ostatnio dosyć popularny temat i wzbudzający dużo emocji. Ja też jestem na etapie szukania. Ponieważ doskonale znam język hiszpański, to kiedy tylko pojawia się coś w tym zakresie od razu wysyłam CV.

I tak było i tym razem - ogłoszenie dotyczyło stanowiska tłumacza symultanicznego w firmie hiszpańskiej, która to firma właśnie wchodzi na nasz rynek. Reakcja na CV natychmiastowe - młoda, sympatyczna osoba zaprasza mnie na rozmowę do biura w dogodnym dla mnie terminie - super.

Biuro w samym centrum Warszawy - bardzo pozytywne wrażenie. Przychodzę na umówioną godzinę i zostaję zaproszona... do kuchni. Tam zawisamy na barowych stołkach i zaczynamy rozmowę. Otóż moja praca polegać będzie na stałym towarzyszeniu jednemu z 3 szefów Hiszpanów w jego zadaniach codziennych, ponieważ nie znają ani słowa po polsku. Brzmi fajnie. I na tym fajność się kończy.

Po rozmowie pan radośnie zaprasza mnie do natychmiastowego rozpoczęcia dnia próbnego, nie ma co tracić czasu chodźmy w teren "do klientów". Przy windzie poznaję kandydata na handlowca i razem we trójkę idziemy. Otóż teren okazuje się chodzeniem od mieszkania do mieszkania i nagabywaniem ludzi na podpisanie umowy z jednym z operatorów telefonii komórkowej i internetu. Odbijamy się od drzwi do drzwi przez następne 8 godzin, bez możliwości odpoczynku. Wracamy na czworakach do biura i mam poczekać na ocenę dnia próbnego. Czekam 30 minut ale nikt teraz nie ma dla mnie czasu. Mam iść do domu, oni zadzwonią. No to idę.

Faktycznie wieczorem dzwonią, są zachwyceni poziomem języka itp. No to przejdźmy do konkretów: Praca codziennie 8 godzin na nogach od drzwi do drzwi jak w dniu próbnym, tyle, że codziennie będziemy poszerzać rejon, więc kolejne kilometry z buta dojdą. Pensja - 1000 zł netto. Zaczynam się śmiać i pytam pana Hiszpana czy zdaje sobie sprawę, że 1000 zł to kosztuje blok pracy tłumacza symultanicznego (jednorazowo 4 godziny). Pan musi przemyśleć, zadzwoni za chwilę. Dzwoni - 1200 zł ale muszę zacząć od jutra. Śmiałabym się dalej ale tak mnie wszystko bolało po tym dniu dreptania, że już nie miałam siły.

Ciekawa tylko jestem ile takich osób na dni próbne wykorzystali na darmową obsługę swojej firmy.

poszukiwanie_pracy

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 520 (574)

#52223

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szukania pracy ciąg dalszy - jeszcze jedna "zabawna" historia.

Ogłoszenie dotyczyło stanowiska managera w parku linowym. Miejscowość oddalona od Warszawy o jakieś 30 km, co też jest istotne. Wysyłam CV, ponieważ doświadczenie kierownicze mam kilkuletnie. W tym przypadku też szybka reakcja, pani chce się spotkać w Galerii Mokotów na kawę i rozmowę.

Spotykamy się i rozmowa przebiega fantastycznie, rozumiemy się z panią bez słów. Pani informuje mnie, że to pierwszy etap, na drugi umówi mnie z właścicielem obiektu już na miejscu. Ode mnie to jakieś 70 km w jedną stronę, ale ponieważ praca brzmi obiecująco (zarządzanie całością nowego parku linowego plus klubem muzycznym na terenie plus bazą sportową z hotelem i spa), to decyduję się natychmiast na tę drugą rozmowę.

W wyznaczonym dniu jadę na miejsce - duży budynek, wyraźnie z czasów PRL odpicowany średnio, stojący po środku wsi z 5 domów. To już mnie trochę zastanowiło. Zaczynam rozmowę z prezesem/właścicielem, w tym wypadku też super się dogadujemy, ja mam pomysły, pan ma środki na realizację i jest otwarty na wszelkie działania. Idziemy obejrzeć obiekt. I tu już całkiem światełko alarmowe świeci - klub muzyczny to 5 stolików z ceratą i barem, spa to stara wanna i coś jakby stół do masażu, pokoje hotelowe jak schronisko dla młodzieży. Jedyne co wygląda rozsądnie to ten park linowy, jeszcze nie wykończony ale przynajmniej nowy i zgodny z opisem.

Wracamy do biura, gdzie ja już jestem zdecydowana na ewakuację ale grzecznie słucham propozycji do końca: 1000 zł na rękę bez umowy, bez zwrotu kosztów dojazdu do klienta czy telefonu, reszta rozliczenia to prowizja 10% od tego co zapłaci klient. "No wie pani jak tu przyjadą z jakiegoś banku czy korporacji, to sobie pani wyobrazi te 10% to duża kasa będzie". Przyjadą? Tu? Do tego syfu w środku niczego? Wątpię.

poszukiwanie_pracy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 515 (563)

1