Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

MaK86

Zamieszcza historie od: 19 czerwca 2011 - 11:35
Ostatnio: 24 kwietnia 2015 - 13:59
  • Historii na głównej: 2 z 5
  • Punktów za historie: 2131
  • Komentarzy: 29
  • Punktów za komentarze: 145
 

#62836

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lubię "dziwne" piwa. Znaczy nie pijam piw koncernowych, tylko inne polskie, które robione są przez małe prywatne browary.
Problem, jest tylko z dostępnością, bo nie dostanie się tego "u Krysi" w osiedlowym pod blokiem.

Trzeba przegrzebywać półki w sieciówkach typu Żabka, czy Piotr i Paweł, lub w hipermarketach. Bądź w sklepach piwnych specjalizujących się w owych markach, lecz tych jest jak na lekarstwo.

Pewnego dnia, zachciało mi się wypić piwo, a że zmęczony człek po pracy, to nie przebierałem się tylko hop do auta i do sklepu.
Wkroczyłem do jednego z Fresh Marketów na szczecińskim prawobrzeżu, przyodziany w jakiś wyciągnięty dres z pepco i jakąś koszulkę nie pierwszej młodości.

I tak znalazłem się z dwoma butelkami "dziwnego" piwa w kolejce do kasy. Przede mną, jakaś kobiecina, trajkocząca z młodą kasjerką na tematy prywatne. Za mną, ze dwie - trzy osoby oczekujące.
Jako, że po pracy, trzeba luzu, a ja akurat wyznawałem teologię "ZEN", było mi wszystko jedno. Niech gadają. Nie śpieszy mi się i zacząłem przyglądać się moim trunkom. I tak zerkam na datę, a tu ZONK!
Był początek września, a data ważności - środek lipca.

Jeżeli ktoś chce przepis na porządny katharsis, to polecam niepasteryzowane, niefiltrowane piwo z prawdziwymi drożdżami przeterminowane 1,5 miesiąca.

W momencie, kiedy zauważyłem datę [K]asjerka zaprosiła mnie do kasy.
K - Proszszsz...
J - Moment. Weźmie Pani te piwa i na bok odstawi.
K - Co? - spojrzała z taką dziwną wyższością.
J - Niech Pani sobie datę ważności przeczyta, a ja idę po inne.

Poszedłem do półki po inne butelki tej marki, a tu zdziwienie kolejne. Na półce z 10-12 piw tej marki. Nie było żadnego ważnego. Daty przekroczone od 4 do 8 tygodni. Wziąłem inną markę, ważną, i wróciłem do kasy.

J - Wie Pani co, na półce nie macie ani jednego ważnego piwa z tej marki. Po dwa miesiące przeciągnięte daty.
K - No i?
J - Co no i? Teraz powinna Pani tam pójść i te piwa ściągnąć.
K - Pojutrze mamy inwentaryzację to się ściągnie! Co się Pan denerwuje?!
J - Jak pojutrze? Ludzi potruć chcecie?
K - Nikt się nie otruje. To tylko piwo. Alkoholem nie można się otruć!

Kurtyna.

sklep fresh-market szczecin

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 808 (886)

#12126

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wiele osób tutaj, zastanawiałem się nad dodaniem swojej historii troszkę przerażającej. Dodaję, dzięki "zaszczurzonemu" i jego opowieści o dyspozytorach pogotowia ratunkowego i wzywaniu karetki pogotowia ratunkowego.

Działo się to tej zimy. Auto z powodu usterki trafiło na warsztat, więc zostałem unieruchomiony. Będzie to kluczowe w dalszym przebiegu.

Mój synek miał wtedy roczek. Pokaszliwał i jakoś wieczorem zaczął gorączkować powyżej 38 stopni. OK. Paracetamol, syrop na kaszel i pełna obserwacja rodziców. Stwierdziliśmy, że rano przejdziemy się do lekarza. W końcu nie raz dzieciaczki takie, mają gorączkę i nie ma co popadać w paranoje. Mały zasnął z nami. Około 23 obudził się strasznie rozpalony. Termometr w ruch. Wskazał 41,9 stopnia gorączki!
Z żoną strasznie się przestraszyliśmy. Taka temperatura w końcu zagraża już życiu dziecka. Pierwsze co, miska, letnia woda, tetrówki i okładanie dziecka, żeby zbić temperaturę. Następnie złapałem za telefon i już nawet nie na 112 (wszyscy wiemy ile się czeka na połączenie) ale bezpośrednio na 999. No i tutaj się zaczyna jazda. [J] - Ja, [D] - dyżurna w pogotowiu, [S1] sanitariusz 1, [S2] - sanitariusz 2.

[D] - Pogotowie ratunkowe, słucham.
[J] - Dobry wieczór. Moje nazwisko Piotr Piekielny, adres Piekielna 666, Pieklisko, mój syn ma 12 miesięcy, ma 42 stopnie gorączki, proszę o wysłanie karetki
[D] - Mhmmm, a gdzie dziecko należy do przychodni?
[J] - Należy do przychodni "tutaj", a jakie to ma znaczenie?
[D] - No ja dam panu numer telefonu do lekarza dyżurującego, pewnie coś doradzi, może przyjedzie.
[J] - Szanowna pani, ja nie chce lekarza. Ja chcę natychmiastowej pomocy dla mojego dziecka!
[D] - Ja do gorączki karetki nie będę panu wysyłała!
[J] - Jak to do gorączki? Pani, to nie jest 37, tylko 41,9! Proszę o przyjazd karetki, bo nie wiem, czy czasem ta gorączka już nie wpłynie na dalszy rozwój dziecka!
[D] - Nie proszę pana. Proszę zbić temperaturę czymś i będzie dobrze.
[J] - Poproszę pani nazwisko!
[D] - Dyżurna, numer xx

W tym momencie zaczęły mi puszczać nerwy. Dodatkowo adrenalina i strach o moje dziecko. To wszystko wzięło górę nad rozsądkiem - jak się później okazało, bardzo dobrze.

Zacząłem rzucać na początek inwektywami średniego kalibru. "Cholera", "pierniczę" itp.
Ale z każdą chwilą z dzieckiem było coraz gorzej. W trakcie rozmowy i okładów żona po raz kolejny zmierzyła temperaturę. 42,1. Czyli powoli nadal rosła.

No więc zacząłem już rzucać mięsem armatnim. Czy powinienem? Nie wiem. Sami osadźcie.

[J] - Jeżeli mi nie przyślesz karetki, to spotkamy się albo w sądzie albo u twojego przełożonego!
[D] - Proszę się zachowywać i nie przeklinać. Karetka nie zostanie wysłana!
[D] - Jak ta j***na karetka nie przyjedzie, to będziesz odpowiadać, jeżeli coś się stanie mojemu dziecku!

Epitety którymi zacząłem rzucać były naganne. Wiem. Ale kto inny by zachował zimną krew?
Po chyba 3 minutach przepychanki słownej kobieta po drugiej stronie rzuciła tylko:
[D] - Karetka jedzie na pana koszt.

Po 10 minutach podjechała karetka na sygnałach. Weszło dwóch młodych sanitariuszy, na początku baaardzo sceptycznie nastawionych. Gdy weszli i zobaczyli mdlejące dziecko, przeprowadzili błyskawiczny wywiad i rzucili tylko:
[S1] - Szybko, dziecko owinąć kołdrą i do karetki, pani też tylko kurtkę założy i jedziemy szybko do Szpitala w Pieklisku.

Wychodząc usłyszałem cicho jak mówili do żony:
[S2] - Dostaliśmy zgłoszenie, że jakiś pijany dzieciak wzywa pogotowie, bo dzieciak ma stan podgorączkowy!

Karetka odjechała, a ja co sił na rowerze pojechałem do szpitala. Co się okazało? Obustronne zapalenie płuc oraz zapalenie oskrzeli.

Żona z synkiem spędziła ponad tydzień w szpitalu. Młody był pod kroplówkami i na bardzo mocnych antybiotykach.
Dzisiaj synek ma się dobrze. Nie wpłynęło to na jego zdrowie, ale strachu się najedliśmy co nie miara. Ja spotkałem się z przełożonymi pani dyspozytorki. Wiem z pewnego źródła, że pracuje tam dalej. Chociaż nigdy, przenigdy nie miałem problemu z wezwaniem służ ratunkowych, tym razem przejechałem się ostro. Do dzisiaj ogarnia zalewa mnie zimny pot gdy zadaję sobie pytanie „A co, gdybym nie wynegocjował tego przyjazdu karetki?”

Piekielna dyspozytorka pogotowia ratunkowego

Skomentuj (81) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 795 (871)

1