Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nana

Zamieszcza historie od: 2 czerwca 2011 - 23:33
Ostatnio: 23 września 2012 - 23:21
  • Historii na głównej: 3 z 6
  • Punktów za historie: 1457
  • Komentarzy: 19
  • Punktów za komentarze: 115
 
zarchiwizowany

#21293

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Tariji o piekielnym nauczycielu fizyki, przypomniała mi moje przeżycia z nauczycielami tego przedmiotu.

Mój pierwszy nauczyciel fizyki twierdził, że dziewczyny nigdy fizyki nie zrozumieją i nie zależnie od tego ile umiały, mniej czy więcej, zawsze dostawałyśmy tróje. Mnie akurat to pasowało, nigdy talentu do fizyki nie miałam, chęci do nauki tegoż przedmiotu też nie (młodym i głupim się było, bardziej interesowały mnie inne dziedziny nauki). Gorzej miały dziewczyny, które się uczyły i zależało im na wyższej ocenie, ale wykłócanie się i tak nie nic nie dawało. Na takiej "nauce" zleciały 3 lata gimnazjum.

W liceum, w pierwszej klasie trafił nam się starszy facet, dla którego ten rok szkolny miał być ostatnim przed emeryturą.
Na jego lekcjach przepisywaliśmy książkę do zeszytu O.o.
Broń boże, jeśli ktoś stwierdził, że równie dobrze może się tego nauczyć z książki i nie marnować czasu na przepisywanie tego wszystkiego, za to od razu dostawało się pałę z odpowiedzi.
Czasami tak się zdarza, że człowiek z wiekiem staje się coraz bardziej nerwowy, tak było i z nim, kiedy się zdenerwował rzucał kredą albo dziennikiem i nie raz ktoś tym obrywał.
(Po każdej lekcji fizyki nasza wychowawczyni przez pół godziny ten dziennik kleiła, bo zazwyczaj tej nauki latania nie wytrzymywał).
Ten sam nauczyciel uczył nas informatyki. Lekcje te polegały na tym, że po włączeniu komputerów otwieraliśmy Worda, pan dyktował formułki, a naszym zadaniem było notowanie tego wszystkiego w tym, że Wordzie. Na koniec lekcji chodził po klasie i za te notatki wpisywał oceny. Oczywiście zależały one od jego humoru i od tego, kogo bardziej lubił, kto mu podpadł, bo jak można wystawić sprawiedliwą ocenę za coś takiego? Zaznaczam, że nie mogliśmy tego ani zapisać na komputerze, ani przegrać na jakiś nośnik, „bo nie wolno", a trzeba było to wszytko umieć. Kto zdecydował się notować w zeszycie dostawał pałę, za brak notatek w Wordzie O.o.
A wracając do fizyki, 2 kolejne klasy liceum uczyła nas Pani, która po zapisaniu jakiegoś wzoru na tablicy, przez połowę lekcji kombinowała jakby ten wzór nam wytłumaczyć. Zazwyczaj siadała przy biurku podpierała głowę ręką i tak "myślała" przez dłuższy czas aż w końcu wpadała na to, że może przepiszemy to sobie z książki.

* Może od razu uprzedzę komentarze, „czemu nie zgłaszaliście tego wszystkiego Pani dyrektor?". Próbowaliśmy tylko, że Pani dyrektor rzadko w szkole bywała, a to jakiś wyjazd szkoleniowy, a to jakieś zebranie. Po czasie, kiedy ogłosili, że za rok szkołę zamykają bywała jeszcze rzadziej.

Szkoła

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 28 (162)

#19743

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na przeciwko punktu, w którym kiedyś pracowałam stało stoisko z ubraniami "Blue Shad.w"
Ubrania- ładne, obsługa- weszliby klientowi do tyłka bez mydła, klient nasz pan.
W czym piekielność zapytacie?

Otóż dziewczyny, codziennie rano dostawały wytyczne, w co mają być ubrane i nie chodziło tu o ich prywatne ubrania tylko o te ze stoiska. Najczęściej były to te z nowej kolekcji, żeby zareklamować towar. Miały wziąć ze stoiska i się w nie przebrać (metkę albo odpiąć, a potem przypiąć z powrotem, albo po prostu schować pod ubraniem).
Chodziły przez cały czas swojej pracy w tych ubraniach, czasem było to 8 godzin, czasem 12 w zależności ile trwała ich zmiana. Po skończonej pracy przebierały się we własne ciuchy, a tamte z powrotem odwieszały.
Nie wiem czy tak było wszędzie, czy wytyczne szły z góry, czy zarządziła tak pani menadżer stoiska.

Real Rybnik

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 430 (512)

#18681

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielni sąsiedzi

Informacja ogólna:
Mieszkam na wsi, gdzie wszyscy się znają od dawien dawna. Mieszkam przy bocznej uliczce, która akurat przy moim domu się rozdwaja/rozwidla. Ja mieszkam na początku prawej odnogi, a na przeciwko na początku lewej odnogi (droga dojazdowa do dwóch domów, jeden z nich stoi pośrodku rozwidlenia) mieszka piekielne małżeństwo ok. 80letnie. Drogi powstały tylko z dobrej woli sąsiadów, którzy przesunęli granice swoich działek, żeby była możliwość dojazdu do innych. Zrobili to już moi pradziadkowie, więc już trochę czasu minęło, asfalt już wylany od kilkudziesięciu lat.

Pewnego dnia, tak bez powodu Piekielni wymyślili sobie, że sąsiad, którego dom stoi między dwoma drogami, i który bramę wjazdową ma tylko po lewej stronie działki, nie może jeździć po ICH drodze (droga na szerokość ok. 3m, z czego według mapek tylko 0,5m należało do nich reszta do owego sąsiada, któremu zabronili z niej korzystać), za to drugi sąsiad mógł korzystać bez problemu(?). No i tak zaczęła się wojna, przynajmniej raz w tygodniu była straż miejska, albo policja. W końcu, kiedy to sąsiad musiał przywieść węgiel na zimę trzeba było znowu zjechać tą nieszczęsną drogą, no to wtedy już doszło do rękoczynów. Staruszka podbiegła, wystrzelała po twarzy syna sąsiada, a staruszek wszedł na jego posesję i zaczął się rzucać, kiedy nie poskutkowały prośby o jej opuszczenie sąsiad po prosu go stamtąd wyniósł. Oczywiście zjawiła się policja wyjaśnienia itp. okazało się, że starsi państwo prowadzili kalendarz, kto kiedy i o której godzinie przechodził lub przejeżdżał przez ICH drogę.

Po tej akcji wszystko ucichło, ale ten spokój nie trwał długo, było zbyt pięknie i zbyt cicho. Sąsiad zrobił sobie bramę z drugiej strony, więc nie mieli się czego przyczepić i tym samym zaczęło im się nudzić, więc zaczęli szukać innych rozrywek, no i tak właśnie padło na nas.

Przyszło lato i wystawiliśmy klatkę z naszą papugą Nimfą na balkon. Niektóre papugi sobie podśpiewują inne piszczą i skrzeczą, nasza akurat zaliczała się do tych drugich. No i znowu zaczęły się wycieczki straży miejskiej, policji i tak na zmianę, bo oni nie mogą spać (w dzień o.O). Żeby mieć święty spokój przenieśliśmy ją za dom, żeby jej nie widzieli, jakiś czas był spokój, no ale tam szybko mógł ją dorwać kot, więc znowu trafiła na balkon no i znowu się zaczęło. W końcu staruszek przyszedł i powiedział, że jak zdejmiemy papugę to on nam pozwoli chodzić ICH drogą. Papuga oczywiście została, a im w końcu się znudziły wycieczki do nas, bo policja i straż już nawet nie przyjeżdżała tylko dzwonili. Potem podupadli na zdrowiu i przeprowadzili się do córki.

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że staruszek, któremu przeszkadzała pogwizdująca papuga, dostaje rentę, bo... niedosłyszy.

piekielni sąsiedzi

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 628 (678)
zarchiwizowany

#18677

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o tym jaki to mamy porządek w naszej przychodni.

Informacja ogólna:
Na parterze znajduje się rejestracja do okulisty, ortopedy i chirurga, a na pierwszym pietrze do lekarza rodzinnego, laryngologa itp. No i nie wiem jak jest gdzie indziej ale u nas przyjmuje się tylko pierwsze 20 osób, a rejestracja przez telefon jest nie możliwa.

Parę lat temu mama źle się czuła i postanowiła pójść do lekarza, niestety przy rejestracji wystąpił problem, mianowicie, dyskietka jest nie ważna. Jak się okazało, tata po przejściu na emeryturę musiał coś tam jeszcze podpisać, żeby dalej była aktualna czy coś w tym stylu, już nie pamiętam jak to dokładnie było.
No więc mama chora z powrotem do domu, a tata do Funduszu Zdrowia pozałatwiać wszystko. Tata wraca, wszystko załatwione, następnego dnia mama znowu wybiera się do lekarza.
I co?? Dyskietka nie ważna.
Mamy o mało co szlag nie trafił, tata wyjechał, przez dłuży czas go nie bedzie, więc wsiada chora w autobus i znowu do Funduszu Zdrowia, żeby to wyjaśnić. Co się okazało w przychodni muszą ściągnąć na komputery jakiś plik, żeby to wszystko aktualizować czy coś w tym stylu.
Ok w porządku, ale mama poprosiła, żeby tam zadzwonili i ich o tym poinformowali, bo ona nie będzie jeździć tam i z powrotem, bo moja babcia potrzebuje całodobowej opieki, że musi mojego brata odebrać z przedszkola itp. i ona nie ma ani ochoty, ani czasu na takie wycieczki.
Facet się zgodził, zadzwonił, wszystko wyjaśnił i zaznaczył, że mają to zrobić jak najszybciej, bo to już kolejna osoba od nich, która przyjeżdża z tym samym problemem.

Trzeci dzień z rzędu mama znowu do lekarza. Cud! Dyskietka działa, a że kolejka dość długa to w między czasie zeszła na dół zarejestrować się do chirurga, no i co? Tak!! Zgadliście!! Dyskietka nie ważna!
Tego już matula nie wytrzymała, zrobiła taką awanturę, że mają burdel, że nie potrafią jednego pliku ściągnąć, i że chce rozmawiać z ordynatorem (czy kto tam tą przychodnią rządzi). Pani w rejestracji oburzona, jak można powiedzieć, że one tam burdel mają, no ale w końcu po kogoś tam zadzwoniła.
Przyszedł jakiś tam doktor i twierdzi, że to co ona mówi to nie możliwe, że u nich wszystko ok!
Mama kazała przy niej zadzwonić do Funduszu i to wyjaśnić bo ona tam trzeci raz nie pojedzie i oni to mają załatwić. No i w końcu się wyjaśniło, że rzeczywiście mama mówi prawdę, że to ich wina.
Tłumaczenie pań w rejestracji: bo one nie zdążyły jeszcze tego ściągnąć.
No nie można tak było od razu, a nie robić z ludzi idiotów i wmawiać im, że to ich wina, że sami maja to sobie załatwić, bo one mają wszystko w porządku.

No i w taki oto sposób, mama straciła 3 dni, żeby zarejestrować się na wizytę trwającą niecałe 10 minut.

służba_zdrowia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (160)

#10715

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy to piekielna, w każdym razie historia " bo mnie się należy".

Jakiś czas temu na dłoniach wyskoczyły mi takie małe bąble, które strasznie swędziały. Postanowiłam wybrać się do dermatologa, przede mną parę osób, czekamy na swoją kolej. W pewnym momencie wchodzi kobieta po 60, i podchodzi do rejestracji [R]-Pani w rejestracji [K]-Kobieta [P]- pan w poczekalni

[K] Dzień dobry, chciałam się zapisać do pani doktor na najbliższy wolny termin, ale koniecznie po południu bo rano nie mogę.
[R] Dzień dobry, najbliższy wolny termin mamy 25 maja, czyli po jutrze.
[K] Nie, nie, po jutrze to ja mam umówioną wizytę u kardiologa.
[R] No to może 3 czerwca?
[K] 3 czerwca to ja do laryngologa idę.
Pani w reje już trochę nerwowo, ale dalej przegląda kalendarz
[R] 16 czerwca może być?
[K] 16 czerwca, to ja mam wizytę u chirurga.
[R] No to 28 czerwca, później pani doktor ma 2 tygodnie urlopu i następny wolny termin jest 18 lipca.
[K] Ale 28 czerwca to ja do ortopedy idę, a 18 lipca to za późno, nie da się nic szybciej?!

Ludzie w poczekalni już zaczynają śmiać się pod nosem.

[R] Proponowałam pani szybsze terminy, ale pani nie odpowiadają.
[K] No, ale ja jestem umówiona u innych lekarzy, może 1 albo 2 czerwca się coś znajdzie.
[R] Mówiłam pani, że dopiero 3ego jest wolne miejsce.
[K] No, ale ja 20 lat w Służbie Zdrowia pracowałam, nie znajdzie się dla mnie nic szybciej?

W tym momencie pan w poczekalni parsknął śmiechem, z reszta nie tylko on. Kobieta obróciła się, popatrzyła na faceta i pyta

[K] A pan z czego się śmieje? Ja 20 lat przepracowałam w Służbie Zdrowia i mnie się należy!
[P] Pani, ja 20 lat składni płacę mnie też się należy, a 2 tygodnie czekałem.

Tu kobiecina już się bardziej poddenerwowała i krzyknęła

[K] Ale ja i dla nich pracowałam i składki płaciłam mnie się bardziej należy!

Po czy odwróciła się i jakby nigdy nic do pani w rejestracji

[K] To co kochana znajdzie się DLA MNIE jakieś wolne miejsce?
[R] Tak jak pani mówiłam wolne miejsca mamy 25 maja, 3, 16, 28 czerwca, a później dopiero 18 lipca.
[K] Ale to za późno, ja muszę szybciej! Mnie się należy!

Tutaj już wszyscy zaczęli się głośno śmiać włączając panią z rejestracji. Kobiecina oburzona obróciła się na pięcie wrzasnęła, że już nigdy tu nie przyjdzie i trzasnęła drzwiami.

Swoją drogą, ja mając 21 lat musiałam ustawić sobie w telefonie przypomnienie o wizycie, która była za dwa tygodnie, żeby nie zapomnieć, a kobiecina wyrecytowała z pamięci wizyty na kolejny miesiąc.

PS. Okazało się, że mam uczulenie na słońce!!! ;(;(

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 451 (517)
zarchiwizowany

#10916

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dwa lata temu, moja babcia spadła ze schodów i złamała sobie nogę. W szpitalu stwierdzili obustronne złamanie kostki, wpakowali ją do gipsu i do domu. Zaznaczam, że nie zrobili jej żadnych badań, tylko prześwietlenie kostki, nawet nie zapytali czy coś jeszcze ją boli oprócz nogi. No i leżała tak przez jakieś 3 miesiące. Po zdjęciu gipsu wszystko było ok, chociaż nie jest już tak sprawna jak kiedyś. Minęło parę miesięcy i babcię zaczęły boleć plecy, po tygodniu mama zabrała ją do lekarza. Pani doktor stwierdziła, że to starość i przepisała ketonal na ból. Po 3 dniach babcię dalej trzymało wiec znowu do lekarza. Tym razem dostała zastrzyki. Minęły dwa dniu i dalej nic nie pomaga no to do szpitala. Babcie wpakowali do jakiejś sali gdzie miała czekać na lekarza, a mamę wyprosili. Mama siedząc w poczekalni już z jakąś godzinę słyszy jak [B]abcia zaczyna wołać

[B] Siostro siku...

Nikt nie reaguje

[B] Siostro siku!

Dalej nikt nie reaguje, a mojej mamie w dalszym ciągu nie wolno tam wejść. No ale babcia przestała wołać to mama pomyślała, że może już ktoś się nią zajął. Po 20 minutach znowu

[B] Siostro siku!!

Mama zdenerwowana w końcu weszła, już nawet nie przejmując się zakazem. Zobaczyła, że babcie położyli na łóżku i podnieśli te takie boczne barierki/oparcia (nie wiem jak to nazwać) i babcia nie umie sama sobie z tym poradzić, żeby iść do toalety. Mama próbowała je opuścić, ale też nie dała rady. Biegnie do [P]ielegniarek

[M] przepraszam, czy może mi pani pomóc z tym łóżkiem, mama musi do toalety.
[P] proszę pani ja tu mam tyle roboty, ja tu drukuję dokumenty panu doktorowi!
[M] A, to jak mama zsika się w majtki to będzie mieć pani mniej roboty?!

Bez odpowiedzi mama znowu biegnie z powrotem do babci i dale szarpie się z tym łóżkiem. Za parawanem mieli akurat kogoś z wypadku, a obok stał ratownik i na coś czekał no i w końcu się ulitował i pomógł mamie, która zabrała babcie do toalety.
Po paru godzinach przychodzi lekarz, młody szczawik co on to nie jest, taki wyuczony i w ogóle. Zlecił prześwietlenie i znowu zniknął na ponad godzinę. Przyszedł pooglądał zdjęcia, diagnoza: trzy złamane kręgi które źle się zrosły (najwidoczniej złamała je przy tamtym wypadku, ale wtedy nie skarżyła się na ból, bo bardziej wystraszona była widokiem stopy, która dosłownie wisiała tylko na skórze i bardzo ją bolała). Doktorek popatrzył na babcię, na mamę i rzekł

[D] No i co ja mam z tą panią zrobić?! Przecież my jej tu nie pomożemy ( W szpitalu!!) Co ja mam z nią zrobić?!

Wtedy mama nie wytrzymała i wypaliła

[M] no to może do kostnicy ją od razu zawieziemy, i tak już długo nie pozipie będzie miał pan problem z głowy?!

Dopiero wtedy zauważył, że mama się wkurzyła i odpuścił. Kazał jej dostarczyć rzeczy babci, a do babci powiedział

[D] weźmiemy panią na kilka dni, ale i tak już z panią nic nie zrobimy. Musi Pani sama sobie kupić gorset ortopedyczny.

Mamie opadły ręce, a babcia się popłakała. Po 5 dniach wróciła do domu i do tej pory jest na lekach przeciwbólowych.




Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (150)

1