Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nasedo

Zamieszcza historie od: 12 lutego 2011 - 13:15
Ostatnio: 19 marca 2016 - 10:08
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 1338
  • Komentarzy: 78
  • Punktów za komentarze: 462
 
zarchiwizowany

#44833

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o tym, jak to czasem warto się obudzić. Działo się to w czasach gdy nasza duma - Stadion Narodowy był rzeczywiście bardzo międzynarodowy a więc za słynnego "Jarmarku Europa". Lat temu jakieś 7, może trochę mniej.
Stadion, pełno wszelkiego rodzaju Wietnamczyków, wody mniej niż obecnie, czasem wynurzy się jakiś afropolak (?) i zawoła do swojego kontenera - dzień jak co dzień. Standardem tam było, że będąc tam odpowiednio wcześnie/ późno można było całkiem sporo wytargować hasłem "pierwszy/ ostatni klient" - nie wiem czy to na nich rzeczywiście działało czy musiał być jakiś powód żeby zeszli z ceny. W każdym razie w trakcie dnia jak już widzieli, że ludzi będzie sporo tak chętnie nie opuszczali.
Wybraliśmy się z rodziną na zakupy tam jakoś wcześnie rano, parę stoisk już zahaczyliśmy, pierwsze zakupy zrobione. Idziemy na kolejne stoisko, czeka tam na nas pani typu "tego kwiatu jest pół światu" (czytaj rasa żółta). Asortyment miała ciekawy, znaleźliśmy coś dla siebie, wybieramy i przystępujemy do targowania. Tutaj niemiłe zaskoczenie, pani jako jedna z nielicznych nie chciała się targować, ewentualnie zeszła o jakąś symboliczną sumę typu 2zł. Ja już zaprawiony w bojach po wcześniejszych zakupach mówię "to idziemy", oddaję pani zakupy i chce odchodzić. Mama trochę zawiedziona bo coś tam się jej akurat konkretnie podobało ale faktycznie drogo, pani sprawia wrażenie zdziwionej, ja dumny z siebie, taktyka zaczyna działać. Oddaje mi zakupy, ja wciskam jej torbę z powrotem, dorzucam coś w stylu "nie, nie" i odchodzę. Ona leci za mną, myślę "mam Cię". Tutaj do akcji wkracza mama, akcja jak w czeskim filmie, zabiera jej torbę, ja zabieram torbę mamie i oddaje tamtej. Sytuacja powtarza się jeszcze raz, znowu; mama jej, ja mamie i oddaje sprzedawczyni. Przestałem jak mama powiedziała, że wciskam jej nasze wcześniejsze zakupy.

Koniec końców pani po opanowaniu śmiechu zeszła z ceny jeszcze trochę, znaczy taktyka działała.

sklepy targ stadion

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (53)

#40237

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Polacy nie gęsi i swój język mają" jak mawiał poeta. Żeby jeszcze wiedzieli jak go używać. Ale do rzeczy:

Siedzę u fryzjera, już "w trakcie zabiegu", do gabinetu wchodzi pani. Po 50-tce, wymalowana jakby się z cyrku urwała, korale na szyi, zamiast brwi narysowane kreski (swoją drogą nie rozumiem tego - po co wyrywać brwi i je rysować?). Ogólnie na pewno znacie ten typ, pani sprawiała wrażenie jakoby z utęsknieniem czekała na zimę, bo do tego wyglądu brakowało jej chyba tylko futra. Wychodzi druga fryzjerka, usadza panią na fotelu obok i zaczyna się rozmowa, ja oczywiście się przysłuchuję.

[F] - fryzjerka, [K] - klientka

[F]: Co robimy?
[K]: Pani mi zrobi fisting.
[F]: Słucham?
[K]: Fisting chciałam.
[F]: Przepraszam, co?
[K]: No fisting, nie rozumie pani po angielsku?

Ja w tym momencie parsknąłem śmiechem (co mogło się źle dla mojej fryzury skończyć bo mi maszynka prawie przez środek głowy przejechała), pani chyba załapała, że coś jest nie tak, zaczęła się rozglądać po blacie przed nią. Znalazła jakiś lakier, podaje fryzjerce pokazując palcem na napis i mówi "o, właśnie to". Zerknąłem na pokazywane tajemnicze słowo, a tam STYLING.

Fryzjer

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 838 (910)

#19402

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę dni temu pojawił się tu wpis broniący chłopaka pokonującego zakręt z prędkością 160km/h, który zabił siebie i 4 inne osoby. Ta historia przypomniała mi inną motoryzacyjną piekielną opowieść.

Kilka lat do tyłu przyjęło się do nas dwóch młodych chłopaków. Przyszli razem, znali się już wcześniej, dojeżdżali z tych samych okolic, ogólnie kumplowali się. Na potrzeby historii nazwijmy ich [A]dam i [R]adek.
Obaj mieli ciągoty do motoryzacji. Adam, starszy i jak się wydawało nam wtedy trochę rozsądniejszy z tej dwójki lubił szybką jazdę. Tak szybką, że nawet Radek bał się z nim jeździć (prędkość w okolicach drugiej setki na liczniku i to wcale nie po autostradzie). Radek z kolei mimo braku prawa jazdy posiadał dwa samochody, którymi też lubił poszaleć, z tym, że już wolniej niż Adam.
U obu dało się zauważyć miłość do tego co zielone i nie tylko. Czasem zdarzyło się nam znajdować na szatni dziwne (puste już) torebki, od razu domyśliliśmy się do kogo należą. Miało to co prawda swoje plusy, dostawali takiego powera (lubili nie tylko to co zielone, ale jak się później okazało, że i co białe również - nawet bardziej), że robota była zrobiona dwa razy i dopominali się o jeszcze. Natomiast nasz stosunek do nich był co najmniej podejrzliwy.
O ile początkowo zaprzeczali, to im dłużej z nami pracowali tym bardziej się otworzyli, aż w końcu sami zaczęli opowiadać czego to oni nie próbowali. I tego dotyczy właśnie moja historia.

[A]dam: a, bo wiesz, byłem na weselu niedawno. Przed weselem wciągnąłem trochę żeby mieć siły na całą noc.
[J]a: Yy.. aha
[A]: No, i wiesz co? Faktycznie było mi lepiej. Piję ze wszystkimi, niektórzy się już zataczają, a mi nic. Co słabsi odpadli, poszedłem do ojca, wypiliśmy jeszcze we dwóch flaszkę na szybko, ojca zwaliło, a ja nic. No trudno, piję dalej. Jedna, druga, i nadal mi nic nie jest. Wkur**łem się, przechyliłem pół litra na raz i nadal jestem trzeźwy.
[J]: I co?
[A]: A nic, skoro nie działało to wsiadłem w samochód i pojechałem do domu.

I teraz epilog:

Radka jakiś czas później zwolnili, Adam jeszcze ze 2 miesiące po nim pracował. Zginął w wypadku samochodowym.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 405 (471)

1