Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Pakus

Zamieszcza historie od: 26 sierpnia 2011 - 21:34
Ostatnio: 4 lipca 2016 - 19:49
  • Historii na głównej: 3 z 12
  • Punktów za historie: 2804
  • Komentarzy: 13
  • Punktów za komentarze: 36
 
zarchiwizowany

#16579

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Studiuję na Politechnice jednego z większych miast naszego kraju. Na piątym semestrze trafiły mi się laboratoria z pewnego przedmiotu o mierzeniu. Polegały one na tym, że każdej grupie (ok 8 osób) przydzielony został prowadzący, z którym wykonywało się poszczególne ćwiczenia (pomiary) według pisemnej instrukcji, bo inaczej nie dało się wykonać sprawozdania (ważne!). Z przedmiotem problemów nie miałem, bo jestem całkiem dobry w te klocki, a i wykładowcy okazali się w porządku. Oczywiście z wyjątkiem jednego - dr L. Mojej grupie trafił się bardzo fajny prowadzący (który także prowadził wykład z tego przedmiotu), ale z dr L też mieliśmy niestety jedno spotkanie. Co takiego zrobił?

Godzina 16:15, wchodzimy do laboratorium z prowadzącymi. Jego oczywiście nie ma. Jeden z prowadzących próbuje się dodzwonić do niego na komórkę - nie odbiera. Telefon do sekretariatu - Pan doktor wyszedł na obiad godzinę temu. Grupa siedzi i czeka, ale nie pojawia się wcale.

Tydzień później zdecydował się pojawić. Mieliśmy akurat kolejne ćwiczenie z innym prowadzącym, ale z dr L umówiliśmy się, że zaraz po zakończeniu zajęć spotkamy się i omówimy w jaki sposób odrobimy poprzednie spotkanie (uroki studiowania...). Godzina 18 - kończymy ćwiczenie i idziemy do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie miał z nami spotkać się dr L. Pusto. Okazało się, że skończył spotkanie ze swoją grupą pół godziny wcześniej i po prostu sobie poszedł do domu.

Po jakimś czasie udało nam się spotkać w celu odrobienia ćwiczenia. Wszystko zostało przeprowadzone nieco inaczej niż w instrukcji, ale przecież jak nam tak kazał to robiliśmy, mimo zwrócenia na ten fakt jego uwagi. Kwiatki wyszły przy wykonywaniu sprawozdania, którego opis był w instrukcji. Ponad połowa obliczeń była niemożliwa do wykonania (np. X podzielić na liczbę pomiarów pomniejszoną o 3, z czego my wykonaliśmy 3 pomiary). Po konsultacji z wykładowcą oddaliśmy dr L sprawozdanie z uwagami o niemożliwości wykonania niektórych obliczeń z powodu przeprowadzenia zajęć inaczej niż jest to opisane w instrukcji.

2 miesiące później ostatnie zajęcia zbliżały się nieubłaganie, a ani oceny ani zwrotu do poprawy z tego sprawozdania nie ma. Dr L stwierdził, że on żadnego sprawozdania nie dostał. Jednak zaznaczył wcześniej taki fakt na liście na co odpowiedział, że poszuka. Znalazł. W drugim tygodniu sesji. Idę je odebrać i spotykam kilka innych grup z podobnymi problemami. Sprawozdanie oczywiście do poprawy, bo nie ma obliczeń. Nie ma możliwości ponownego wykonania ćwiczenia, bo laboratorium jest nieczynne w tym okresie, a więc i brak zaliczenia przedmiotu. W dosyć kulturalny sposób próbowałem mu wytłumaczyć, że przecież sami tak tego nie zrobiliśmy, ale w odpowiedzi usłyszałem, że jego to nie interesuje i nam tego nie zaliczy. Historia ma jednak szczęśliwe zakończenie, bo wykładowca jak i kierownik laboratorium zaliczyli naszej grupie sprawozdanie. Wpisy dostaliśmy ostatniego dnia sesji poprawkowej.

Najlepsze jest jednak to, co usłyszałem od wykładowcy:
- On tak wszystkim robi i są z nim cały czas problemy. Wkurza nawet innych pracowników i mamy go już serdecznie dość ale nie ma jak do wywalić.

Politechnika

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (165)
zarchiwizowany

#16577

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Parę lat temu wybrałem się do swojego lekarza pierwszego kontaktu (do tego typu lekarzy mam wyjątkowego pecha, ale to już inna historia). Do lekarza chodzę tylko, jeśli jest do dla mnie konieczność, a wtedy takowa się pojawiła, gdyż miałem kilka dokumentów do podpisu a i do tego się pochorowałem.

Wchodzę do gabinetu i po wymianie grzeczności przedstawiam lekarzowi objawy choroby. Przebadał, wypisał receptę...
- Czy to wszystko? - zapytał
- Nie, mam jeszcze do podpisania badania na studia (politechnika)
Po ich wypełnieniu pytanie się ponowiło, podobnie jak i moja odpowiedź, bo miałem jeszcze ze 3 dokumenty do wypełnienia. Gdy wspomniałem mu o ostatnich już dokumentach usłyszałem te oto słowa:
- K**wa mać, czy ty do jasnej cho***y nie mogłeś tego od razu mi dać? Myślisz, że ja mam k**wa czas na wypisywanie jakiś pier******ch?

W tym momencie zreflektował się i przeprosiłem, bo faktycznie mogłem mu to dać od razu, choć w każdym z tych papierów trzeba było wpisać coś innego. Młody byłem więc i przyjąłem naukę na przyszłość. Jednak to nie koniec historii.

Kilka miesięcy później historia się ponawia. Wchodzę do gabinetu i od razu, nauczony poprzednim doświadczeniem, wymieniam listę rzeczy, z którymi przychodzę. Co usłyszałem?
- Czy ty k***wa myślisz, że ja te wszystkie pierdoły zapamiętam? Po co to do cho**ry mi teraz gadasz? Nie możesz po kolei tego mówić? Co za poj***na młodzież teraz.

Nie, nie wytłumaczyłem mu dlaczego tak zrobiłem. Stres związany ze sprawą w sądzie chyba mu namieszał w głowie, a z dobrego źródła wiedziałem, że zarzuty miały swoje podstawy. Po tym jak zmieniłem lekarza trafiłem na łapówkarza (100 L4 na tydzień robi wrażenie), a kolejny lekarz był narkomanem. Strach się leczyć.

POZ

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (178)