Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Piekielna

Zamieszcza historie od: 28 lutego 2011 - 20:14
Ostatnio: 16 sierpnia 2011 - 15:20
  • Historii na głównej: 5 z 6
  • Punktów za historie: 678
  • Komentarzy: 32
  • Punktów za komentarze: 223
 

#10936

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historię, którą chcę wam przedstawić opowiedziała mi moja siostra. Niedawno dostała pracę jako sekretarka, czy tam asystentka, pewnej pani psycholog. Kobieta ta ma nazwisko, które nie sugeruje jej płci (na potrzeby historii nazwę ją Sokół). W piątek siostra była pierwszy raz w pracy. Usiadła za biurkiem, pani Sokół siedziała u siebie... Ogółem cisza i spokój. Wtem do biura wpada zdyszana pani w średnim wieku.
- Ty Ku*wo! Dzi*ko je*ana! Dałaś dupy panu Sokołowi żeby tu robotę dostać, a moja biedna Zosia tak się starała! Taki dobry psycholog, a byle ku*wę zatrudni co mu loda zrobi! Su*o jakaś! Zniszczę Cię!- rzuciła miło na wstępie. Moją siostrę zamurowało. Faktycznie, wymagania pani Sokół były ogromne co do obowiązków i umiejętności pracowników, ale nie doszło do niczego o czym mówiła ta kobieta.
- Przepraszam bardzo ale o czym pani mówi?- zapytała moja siostra.
- Dobrze wiesz o czym mówię! Pan Doktor Sokół to bardzo wymagający szef, nie zatrudniłby takiego barachła jak Ty! Tylko moja Zosia jest na tyle wykształcona by z nim pracować! Ku*wo jakaś! Trzasnęłaś mu loda i dostałaś pracę u niego! Ja to dobrze wiem! Znam takie jak Ty! Dzi*ki i karierowiczki!
- Nie życzę sobie, żeby pani zwracała się do mnie w taki sposób. Poza tym doktor Sokół to KOBIETA!
Wtedy z gabinetu wyszła doktor Sokół zaalarmowana krzykami. Przywitała się z imienia, nazwiska i zawodu oraz zapytała w czym problem. Kobieta awanturniczka zamilkła nagle. Odwróciła się na pięcie i rzuciła na odchodne:
- Ja i tak wiem że się sku*wiłaś żeby zabrać tą robotę mojej Zosieńce! Po czym uciekła zostawiając moją siostrę i panią doktor zamurowane ze zdziwienia.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 780 (826)
zarchiwizowany

#9252

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja mama daaawno temu pracowała w Telekomunikacji Polskiej. W tamtych czasach telefon miało na prawdę niewiele osób. Do jej obowiązków należało przełączanie rozmów międzymiastowych i międzynarodowych. W tamtych czasach każdą rozmowę łączoną przez TPSA jawnie kontrolowano, czyli co jakiś czas panie pracujące w telekomunikacji powtarzały "rozmowa kontrolowana". Z tego okresu moja mama przynosiła do domu wiele anegdotek. Oto kilka z nich :)

1. Mama odebrała telefon i standardowa regułka:
- Halo, z kim łączyć?
- Ymm... Ze Staśkiem.
- Ale z jakim miastem?
- No... z tym gdzie mieszka Stasiek.
- Czyli?
- No Staśka pani nie zna? Staśka każdy zna!
W sumie mama nie dogadała się z owym panem i nie połączyła go ze sławnym Staśkiem.

2. Dzwoni stęskniona żona do męża który pracuje w Stanach Zjednoczonych.
- Kochanie, tylko mi się tam nie puszczaj w tych Stanach bo jakieś Ejcy* tam szaleją. Żebyś mi tego cholerstwa do domu nie przywlókł bo mamusie sprowadzę na stałe...
*oczywiście chodziło o AIDS.

3. Koleżanka mamy z pracy stoi zmęczona po całonocnej zmianie w kolejce za jajkami (tak, to te czasy w których stało się w kolejkach za wszystkim!). Prawie zasypia na stojąco gdy 'budzi' ją sprzedawca:
- Ile jajek?
Biedna kobieta wyrwana z letargu odezwała się bez namysłu:
- Rozmowa kontrolowana!

4. Rozmawiają ze sobą dwie koleżanki, plotkują w najlepsze gdy nagle moja mama mówi standardową dla tych czasów regułkę "rozmowa kontrolowana". Wtedy nastaje cisza, po chwili odzywa się jedna z kobiet i mówi przerażonym tonem głosu:
- Mój stary miał rację, nie wolno gadać przez ten diabelny telefon bo się słyszy obce głosy...

Telekomunikacja Polska SA za PRLu :)

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (261)

#8856

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To, co dzisiaj zobaczyłam w sklepie przeszło wszelkie moje wyobrażenia o nieodpowiedzialnych matkach. Poszłam do osiedlowego spożywczaka po drobne zakupy. Kręcąc się między półkami widziałam jakąś młodą matkę z dzieckiem w wózku. Początkowo nie zwracałam na nią uwagi, wyglądała jak typowa młoda tipsiara z dzieckiem wystrojonym jak choinka. Dziecko małe, kilkumiesięczne gaworzyło sobie coś pod nosem, co wyraźnie przeszkadzało matce. Dała mu coś do łap żeby przestało gadać. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że była to butelka z piwem! Dziecko, jak to dziecko - pach i co do rączki to do buzi. Nagle rozległ się paniczny krzyk dziecka, wyglądnęłam zza półek i aż mnie zamurowało. Dzieciak był zalany krwią, skaleczył dziąsło kapslem od piwa. Matka akurat stała przy kasie i... darła się na ekspedientkę że ją do sądu za to zaskarży! Że nie powinno się trzymać w sklepie rzeczy niebezpiecznych dla dzieci i tak dalej. Mi odebrało mowę, strasznie boję się widoku krwi więc odsunęłam się za półki i próbowałam nie zemdleć. Dobrze że w sklepie był jeszcze jakiś pan, który wyskoczył do tej matki:
- Niech pani ryja nie drze, tylko na pogotowie z dzieckiem leci!
Dziewczyna wrzasnęła żeby się nie wtrącał i szybko pojechała z dzieckiem, na pogotowie mam nadzieję...

Groszek

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 432 (512)

#8807

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj przypomniała mi się historia sprzed miesiąca. Poszłam do jednego z droższych sklepów z markową bielizną w celu zakupienia sobie czegoś ładnego na zbliżającą się rocznicę. Tak się złożyło że spodobał mi się chyba najdroższy komplet, ale cóż, raz w czas można sobie dogodzić droższą pierdółką. Akurat przy kasie zrobiła się kolejka więc ustawiłam się grzecznie i czekam. W tym czasie wpada do sklepu wściekła jak osa kobieta. W ręku trzymała pognieciony paragon i komplet, taki sam jaki chciałam kupić. Mimo złości wypisanej na twarzy ustawiła się kulturalnie w kolejce za mną. Trochę nieśmiało ale postanowiłam do niej zagadać, bo może się okazać że cud-komplet ma wady, a nie chcę wydawać kupy kasy na byle co. Więc zagaduje uprzejmie:
- Dzień dobry, przepraszam, widzę że pani oddaje ten komplet, który właśnie chciałam kupić. On ma jakieś wady? Materiał czy coś...
- WADY!? - Wrzasnęła tak że aż podskoczyłam ja, kasjerka i cała kolejka. W tym momencie pożałowałam, że otworzyłam usta...
- PROSZĘ PANI! Te szmaty są przeklęte! Pecha przynoszą! Ja się temu skur****nowi, chu**wi zaj***nemu stroję w jakieś seksowne bielizny, kolacje mu robię, a ten ku**s, padalec, przychodzi w dzień naszej rocznicy do domu z KOLEGAMI! Rozumiesz pani!? Z KOLEGAMI! A ja, jak ta poj***na stoję z pier****nymi truskawkami, w tych majtkach przed nimi! DO DUPY Z MĘŻCZYZNAMI!! WSZYSCY SIĘ JEB**E!! - Krzyknęła, rzuciła paragon i komplet na ladę i wyszła ze sklepu z takim impetem, że mało nie wyłamała drzwi...

sklep z pechową bielizną :)

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 842 (946)

#8681

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia ta miała miejsce w poczekalni u weterynarza. Byłam druga w kolejce, przede mną siedziała kobieta, z dość wyraźną nadwagą, wymalowana, typu ąę. Początkowo nie widziałam z jakim zwierzakiem przyszła, jednak gdy pan przed nią wszedł do gabinetu, owa kobieta ruszyła się z miejsca. Chciała usiąść na krzesełku najbliżej drzwi gabinetu jednak smycz wystająca spod jej starego siedziska stawiała opór. Niewzruszona dama pociągnęła mocno smycz, a spod siedzeń wysunął się na brzuszku mały kudłaty pies. Był w okropnym stanie i wyglądał na przerażonego. Zwróciłam pani uwagę, że psa boli takie ciągnięcie po starych drewnianych panelach, kobieta jednak tylko obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem i prychnęła żebym nie pyskowała, bo to JEJ pies i JEJ sprawa. Pomyślałam, że weterynarz sam zwróci jej uwagę na to jak traktuje psiaka i zrobi coś z tym więc nic więcej nie mówiłam. Po kilku minutach wyszedł 'pacjent' a za nim lekarz. Wtedy w psiaka damulki coś wstąpiło! Zaczął piszczeć, radośnie podszczekiwać, tak mocno ogonem kręcił że mu tyłek latał jak żulkowi na lodzie :) Damulka poderwała się z miejsca i zaczęła przepraszać Weta za zachowanie zwierzaka. Na słowa, że to JEJ pies, Wet zrobił minę jakby kobiecina opowiadała mu o kosmitach.
- Ale przecież to pies mojego brata! Tydzień temu ktoś go ukradł sprzed spożywczaka na ulicy Zielonej...- powiedział tak powoli jakby tłumaczył alfabet chiński przedszkolakowi. Panna ĄĘ przybrała nagle koloryt buraczka w barszczyku, zacinając się i jąkając stwierdziła że psiak przyszedł do niej do domu. Zostawiła go u Weterynarza i pobiegła do swojego auta. Wtedy Weterynarz zadzwonił do swojego brata i powiedział, że poznał kobietę która ukradła mu psa po aucie którym odjechała spod gabinetu :)

Weterynarz w mojej miejscowości

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 878 (974)

#7835

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja dzieje się w osiedlowym sklepie, raczej średniej wielkości ale można znaleźć w nim wszystko. Poszłam tam na zakupy, z ciężkim koszykiem podchodzę do kasy, a przede mną stoi tata z małą córeczką (na oko jakieś 5 lat). Położyli na pasie jakieś soczki, chipsy i plecak szkolny. Pani kasjerka kasuje wszystko i już ma podać kwotę jaką ma zapłacić tatuś, gdy nagle córeczka wylatuje z tekstem:
- Tatusiu, a te słodycze co do plecaka włożyłeś są za darmo?
Zapadła ogólna cisza, mężczyzna przybrał kolor dojrzałego buraka i uciekł ze sklepu ciągnąć córkę za sobą.

Stokrotka

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 899 (993)

1