Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Pola9191

Zamieszcza historie od: 7 sierpnia 2013 - 13:19
Ostatnio: 29 listopada 2013 - 20:47
  • Historii na głównej: 2 z 7
  • Punktów za historie: 1090
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 15
 
zarchiwizowany

#54249

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczoraj wieczorem wybrałam się po zakupy do jednego z tańszych marketów.

Przed wejściem zaczepiła mnie parka dość młodych osób pytając czy mogła bym im kupić jakąś kajzerkę i najtańszą wodę do picia.
Oczywiście zgodziłam się bo nie prosili o pieniądze tylko o jedzenie. Zrobiłam swoje zakupy i jakieś tam dla nich by mogli zjeść nie tylko suchą bułkę ale też coś do niej. Gdy wyszłam i dałam im siatkę z zakupami babeczka się rozpłakała i prawie na kolanach mi dziękowała. Powiedziała, że stoją już pod sklepem ładnych kilka godzin i mimo, że prosili już wiele osób nikt nie zgodził się by kupić im głupią kajzerkę, a od rana nic nie jedli i nie pili.

Jestem osobą, która niechętnie daje pieniądze osobą wystającym pod sklepami bo najpewniej nie pójdą one na jedzenie tylko na alkohol. Ale jak proszą mnie o jedzenie to dlaczego mam odmawiać. Przecież nie zbiednieje od tej złotówki czy dwóch, a pomogę. Dlatego też nie rozumiem ludzi, którzy odmawiali kupna nawet głupiej kajzerki za 20 gr.
Wracając do domu rozmyślałam nad ta sytuacją i moja wiara w ludzi drastycznie zmalała.


Zamieszczam sprostowanie ze względu na komentarze.
Dość młodzi ludzie to dla mnie osoby po 30.

(nie)chęć niesienia pomocy

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (56)
zarchiwizowany

#54098

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z moją administracją ciężko jest się dogadać oczywiście w wypadku gdy lokatorzy czegoś chcą, bo jeżeli administracja potrzebuje czegoś to trzeba załatwić to na wczoraj.

Kilka sytuacji:

1. Przecieka rynna tak, że balkon u sąsiadki w czasie deszczu wygląda jak mały basenik. Chodziła zgłosić raz, drugi, trzeci. I nic inni lokatorzy też zgłaszali bo woda spływająca z balkonu lała się po elewacji i na chodnik wiodący do klatki. W końcu po jakiś 3 miesiącach ktoś się pojawił i załatał. Tyle, że u sąsiadki w mieszkaniu wylazł grzyb i prawdopodobnie trzeba będzie skuwać do żywej cegły by go wyplenić.

2. Rynna przy schodkach prowadzących na ulicę również cieknie więc w zimę chcąc nie chcąc powstaje mała ślizgawka. Czasami mam wrażenie, że mieszkańcy tańczą na niej lepiej niż "gwiazdy na lodzie". Najgorsze, że stara kamienica i większość mieszkańców to osoby w dość podeszłym wieku. A ominąć schodków nie ma jak bo to jedyne wyjście z podwórka.

3. Sprzątaczki... jak pojawią się raz na 3 miesiące to święto. W lato pół biedy, ale w zimę klatka wygląda jak by wpuszczono stadko świnek wprost z błota. Oczywiście zgłoszenia nic nie dały nadal syf jak się patrzy. Na dodatek nie sprzątają nadbudowanego piętra więc cały piasek idzie w dół. Przez to prawie złamałam nogę, a że byłam w ciąży to reakcje dość ograniczone no i dzieciątku mogło się coś stać jak bym zleciała ze schodów.

4. Jak wspominałam stara kamienica, bez centralnego ogrzewania więc w zimę każdy grzeje czym może. Sąsiad z dołu miał "kózkę" (taki mały piecyk), w której palił. Pech chciał, że komin odprowadzający dym pękł szczęście w nieszczęściu koniec zimy. Szczelina dość mała, ale dym zaczął wnikać mi do mieszkania, najśmieszniejsze, że z pod podłogi (mam drewnianą). W rogu przy pęknięciu podłoga wygląda na zwęgloną bo ni jak nie idzie domyć, najgorsze, że 2 miesiące wcześniej ją cyklinowałam. U sąsiada pękniecie większe co skutkowało tym, że jak próbował nagrzać w domu to wyglądało tak jak by rozpalił ognisko na środku pokoju. Więc trzeba otworzyć okno by się nie zaczadzić... no tak ale ciepło ucieka i tak wkoło. Zgłoszone początek kwietnia, mieli zadzwonić i się umówić by zobaczyć o co chodzi. Przypomnieć sprawę powędrowałam jakoś koniec czerwca. "Tak, tak my pamiętamy. Ekipa już zamówiona. W tym miesiącu na pewno będą". I co? Zgadliście do tej pory echo.

5. Problem ze śmieciami. Oczywiście ustawa śmieciowa zmiany itp. itd. Rozumiem. Ale lato, śmietnik dość blisko okien, z kubła się wylewa. Smród niesamowity. Otworzyć okien ni jak nie idzie. Ja jeszcze pół biedy bo 2 piętro, ale na parterze musieli mieć nieciekawie. Oczywiście interwencje z naszej strony, a administracja obiecuje, że w tym tyg wywiozą. Czekaliśmy 2 tyg ( może mało, bo czytając piekielnych widziałam historię o dłuższym czasie oczekiwania), ale pełny śmietnik w liczbie 1 ni jak nie starczał na śmieci więc nie było ich gdzie wyrzucić co skutkowało obstawieniem go worami z każdej możliwej strony.

6. Sąsiad z góry przywiózł meble... nie wiem skąd bo wyglądały dość nieciekawie. Ale wynajmuje mieszkanie więc trzeba je jakoś zagracić dla lokatorów. Tyle, że razem z meblami przywiózł karaluchy. Do tej pory nie było, a teraz wchodząc do kuchni widuję przynajmniej parkę owych stworzonek. No to wio do administracji niech coś zrobi zanim się na dobre rozlezą jakaś dezynsekcja czy coś. Oni na to, że nic nie mogą zrobić bo coś tam, ale wybiorą się do sąsiada lub napiszą pismo by coś zrobił. Osobiście też nie mogę sobie przeprowadzić "oczyszczenia" bo jak u niego i tak będą to wrócą, a poza tym mam małe dziecko, zwierzaki i nie miała bym się gdzie podziać z tym całym kramem. Wnioskuję, że od niego bo sąsiedzi z dołu ich jeszcze nie mają.

7. Na koniec może najmniej piekielna. Na klatce schodowej mamy cały ciąg starych okien, które ni jak nie są szczelne tak, że w zimę na klatce czasami jest zimniej niż na dworze. Oprócz tego okno zabezpiecza drewniana barierka, która w żaden sposób nie jest przymocowana. Zaatakowała już psa, mnie z wózkiem i kilku współmieszkańców wracających bardziej chwiejnym krokiem :). Najzabawniejsze jest to, że przyszło dwóch panów z narzędziami, wywnioskowałam, że będą umocowywać bo oglądali z każdej strony mierzyli i zaznaczali na ścianie miejsca mocowań. Wracając z pracy zatrzymałam się przy niej na chwilę by zobaczyć efekty działań obu panów. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie zrobili nic barierka jak była tak jest.

Może mało piekielne, ale uwierzcie takie drobnostki skutecznie potrafią uprzykrzyć życie lokatorom.

administracja

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 44 (126)
zarchiwizowany

#53732

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wybaczcie jeżeli kogoś urażę, ale mam wrażenie, że na infolinii Play pracują osoby, które nie potrafią dodać 2 do 2.

Telefon w Play wziął na siebie mój tata, więc postanowiłam, że skoro zarabiam sama to mogę przenieść numer na siebie. Pani bardzo miła, rzeczowa szybko załatwiła sprawę. Więc pełne zadowolenie.
Przyznaję moje niedopatrzenie nie zapłaciłam rachunku na czas i dostałam informację, że jak nie zapłacę w ciągu iluś tam dni to wyłączą połączenia wychodzące. Więc jak tylko miałam możliwość to zapłaciłam. Uprzedzam od razu, że zmieściłam się w terminie tych kilku dni. No ale na moje nieszczęście wyłączyli. No nic pewnie nie zaksięgowali czy coś, niedługo włączą. O ja naiwna, po tygodniu dzwonię i przedstawiam swoją sprawę. Pan nie wie o co chodzi, ale coś tam zrobi i po 2 dniach na pewno tel będzie włączony. No dobra, mija kolejny tydzień i nic oprócz tego wyłączyli połączenia przychodzące więc zero kontaktu ze światem... Zadzwoniłam do nich z 10 razy i nikt nie wiedział o co chodzi coś tam sprawdzali i niby wszystko ok. Dopiero miła pani doszła o co chodzi, przenosząc numer na siebie zmienił się również numer konta na które mam wpłacać pieniądze za rachunki, moja wpłata leżała sobie grzecznie na starym koncie. Pani przeksięgowała wpłatę i już następnego dnia po 3 tyg milczenia telefon działał.

Ja się pytam nie można było od razu podać nowego numeru konta? Wtedy nie było by tej całej szopki. No i czy tylko 1/10 osób pracujących w play po przedstawieniu całego zarysu sytuacji jest na tyle kompetentna by wyjaśnić co się stało i rozwiązać problem w ciągu 3 minut?

infolinia play

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (25)
zarchiwizowany

#53332

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja mama jakiś rok temu miała zabieg operacyjny i po rozmowie z lekarzami zdecydowała się na znieczulenie w kręgosłup. Bo po co usypiać, bezpieczniej no i szybciej pani dojdzie do siebie.

Cała szopka zaczęła się po jakiś 3-4 miesiącach od zabiegu. Mamę zaczęły boleć nogi do takiego stopnia, że nie spała po nocach, łykała ciągle prochy przeciwbólowe, które nic nie dawały no i ogólnie nie nadawała się do życia.
Poszła do pracy, 1 dzień, 2 dzień, ale 3 już nie mogła się podnieść z łóżka. No to do lekarza. Oczywiście szereg badań u różnych specjalistów. Żeby wam nie skłamać to chyba była u 6 i nic. No to od swojej doktor dostała skierowanie do szpitala. O dziwo przyjęli dość szybko. Poleżała sobie tak z 5 dni bo weekend się znalazł no, a przecież jej nie wypiszą bo nie ma lekarza prowadzącego. Przeprowadzili raptem kilka badań bo bazowali na tych wcześniejszych. O dziwo wszystko w porządku okaz zdrowia, ale że boli to leki przeciwbólowe - Tramal najmocniejsze co mieli, tak dawali, że mama ledwo kontakt ze światem.

W wypisie wszystkie badania jak najlepsze więc trzeba się udać do swojego lekarza niech coś wymyśla. Niestety doktór skończyły się pomysły co może być przyczyną tego bólu więc kolejne skierowanie do szpitala, w którym napisała, że trzeba przeprowadzić szczegółowe badania.

No to mama po szpitalach, ale najbliższe przyjęcie na listopad może grudzień.... Dzięki znajomością przyjęli w lipcu. Radocha może coś poradzą. Lecz tam ta sama śpiewka popatrzyli we wcześniejsze badania wszystkie ok wiec nie ma potrzeby robić ponownie. Zrobili mamie akupunkturę, masaż prądem i inne cuda. Nie pomogło więc leki przeciwbólowe by jakoś mogła funkcjonować. Jeden brak tolerancji i mamie ciśnienie w górę, no to drugi to samo, przy trzecim nic się nie dzieję, no to lekarze stwierdzają, że będą podawać tyle, że mama zgłasza, że po nim ból jak jest to jest, ale to nic nadal będzie pani łykać.

W końcu po 12 dniach leżenia i praktycznie bezcelowego zajmowania łóżka wypis, a tam najlepsze:

Diagnoza - polineuropatia czuciowa
Badanie takie, a takie (niestety nie pamiętam jakie)- wykluczyło polineuropatię czuciową.

I bądź tu mądry człowieku stwierdzają chorobę, którą w drugiej linijce wykluczają. Mamę jak boli tak boli, a lekarze nie wiedza co jej jest.

służba_zdrowia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (17)
zarchiwizowany

#53035

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Urzędy, urzędy i jeszcze raz urzędy.
Wiadomo jak chce się coś załatwić to trzeba czekać bo oni mają 30 dni na rozpatrzenie, ale jeżeli oni czegoś od nas oczekują to trzeba załatwić to natychmiast bo jak nie to poniesie się konsekwencje.

Moja historia zaczyna się po śmierci mojego taty. Wprowadziłam się do jego mieszkania i walczę w sądzie o umowę najmu, ale to temat na inną historię. W wyniku śmierci mojego taty i zamieszkania przeze mnie w lokalu podniesiono mi czynsz na 100%. Zaraz potem go zmniejszono bo doniosłam pozew sądowy. W wyniku tych zmian w 2011 narosła niedopłata na czynszu i ciągnęła się tak przez 2 lata o czym nikt nie raczył mnie poinformować. Najśmieszniejsze jest to, że dostając rozliczenia co roczne za media, których opłaty wnoszę do administracji były zawsze na +. W tym roku miałam nadpłaty prawie 1600 zł więc radość niesamowita 2 miesiące bez płacenia :) Po zapłacie za kolejny miesiąc z ciekawości udałam się do administracji do działu księgowości z zapytaniem czy jest jakaś niedopłata czy nadpłata, wtedy miła pani poinformowała mnie, że zalegam z czynszem za 2 miesiące za 2011 mina mi zrzedła bo po podliczeniu odsetek jakie narosły w ciągu 2 lat wyszło, że muszę spłacić prawie 2 tysiące... No dobra przełknęłam czarę goryczy i postanowiłam spłacać po trochu tą zaległość by mieć spokój. Jednak po kilku dniach administracja przeszła samą siebie dostałam pisemko o zadłużeniu informujące mnie, że mam spłacić zaległość w ciągu 14 dni od otrzymania go, a jak nie to wniosek do sądu będą pisać o egzekucję.Najśmieszniejsze jest to, że pismo zostało wrzucone do skrzynki. Więc gdyby przyszło co do czego mogła bym się kłócić, że nie dostałam i tyle. W ogóle kto widział, że takie pisma wrzuca się do skrzynki i nie wymaga podpisu od osoby zainteresowanej?!? Poziom frustracji osiągnął zenit. Gdyby poinformowali mnie wcześniej o zadłużeniu nie miała bym problemu w spłacie teraz mam małe dziecko i na nie idzie większość wydatków. Zadzwoniłam ze skargą na nich do pani, która sprawuje nad nimi kontrolę. Miła, rzetelna obiecała, że sprawdzi dlaczego tak długo administracja nie informowała mnie, wyciągnie konsekwencje i oddzwoni. Na pytanie dlaczego rozliczenia zawsze dostawałam na + powiedziała, że to drukuje komputer i że to w moim interesie jest się dowiedzieć czy mam nadpłatę czy wręcz przeciwnie. W każdej normalnej administracji na takim pisemku z rozliczeniem załączają informację o ewentualnych niedopłatach i automatycznie potrącają od nadpłaty. Oczywiście telefon nie zadzwonił ani razu od mojej skargi, podejrzewam, że konsekwencji też nie wyciągnięto. Po prostu ręce opadają. Z resztą mam wiele innych opowiastek o mojej administracji, którymi z pewnością się z wami podzielę.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 68 (128)

1