Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

PolskiChorwat95

Zamieszcza historie od: 26 sierpnia 2015 - 20:00
Ostatnio: 31 października 2020 - 10:54
  • Historii na głównej: 4 z 24
  • Punktów za historie: 1681
  • Komentarzy: 154
  • Punktów za komentarze: 211
 

#69410

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam predyspozycje do chorób z zakresu laryngologii. Pech chciał, że w święto Wielkiej Nocy obudziłam się o godzinie 6 nad ranem z ogromnym bólem prawego ucha, z mokrą twarzą od łez (nawet nie wiedziałam, że da się przez sen ;)). Po każdorazowym wstaniu, zmianie pozycji czy nagłym odwróceniu się miałam mroczki przed oczami, miałam wrażenie, że powoli tracę przytomność. Ból niemiłosierny, dodatkowo głowa mi pęka, dotyk prawej strony głowy, nie mówiąc już o uchu - niemożliwy.

Z racji tego, że było święto to wszystkie placówki medyczne był zamknięte, tak więc wsiadłam w autobus i pojechałam do szpitala (w autobusie przez ból straciłam przytomność). Doczołgałam się na SOR, wchodzę rycząca i cała czerwona do środka. Nie widzę żadnego pacjenta oprócz starszego, brudnego mężczyzny wymiotującego do miednicy w poczekalni, więc od razu podeszłam do lekarza, który rozmawiał z kobietą z recepcji. Wyjaśniłam sytuację, powiedziałam o wszystkich objawach, utracie przytomności, zresztą lekarz sam widział, w jakim jestem stanie.

[L]- lekarz
[J]- ja

[L] Proszę iść z tym do lekarza pierwszego kontaktu.
[J] Ale dziś jest święto, wszystko jest zamknięte. Jakbym nie miała już wcześniej poważnych sytuacji z uchem i byłaby to pierdoła, to bym do Was nie przyjeżdżała.
[L] To proszę iść po świętach.

Nie powiem, troszkę mnie zatkało. Nie należę do osób "rozcięłam sobie palec, krew trochę leci to pojadę do szpitala, bo na pewno umrę", potrafię sama sobie dać radę jeśli wiem, że nie przekracza to moich możliwości. Jakbym nie czuła, że to coś poważnego to naprawdę nie fatygowałabym się z tym na SOR. Prosiłam faceta, czy nie może chociaż zajrzeć do tego ucha, przecież był tylko jeden pacjent, którym zresztą w tym momencie się nie zajmował. Mówiłam, że zemdlałam z bólu, że kiedyś już miałam podobną sytuację i wylądowałam w szpitalu na 2 tygodnie, że ból jest nie do opisania i nie daje normalnie funkcjonować. Facet powiedział tylko, że jakbym umierała, to by mnie przyjął, ale nie zagraża to mojemu życiu. Odwrócił się na pięcie i wrócił do recepcjonistki.

Byłam wściekła, ile razy widziałam, jak karetka zabierała pijanego do nieprzytomności bezdomnego człowieka, a lekarz nie chciał pomóc osobie, która rzeczywiście medycznej pomocy potrzebowała.

I tu pytanie do Was.. rzeczywiście lekarz na SORze miałby obowiązek udzielić mi pomocy tylko w momencie bezpośredniego zagrożenia życia? Czy nawracający problem z uchem, w którym brak szybkiej reakcji prowadzi do szpitalnego łóżka nie kwalifikuje się do udzielenia takiej osobie pomocy? Tym bardziej, że oprócz mnie był na oddziale tylko pijany, wymiotujący człowiek..

SOR szpital słuzba_zdrowia

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 251 (353)

1