Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Salemone

Zamieszcza historie od: 11 maja 2011 - 10:08
Ostatnio: 6 lutego 2016 - 14:53
O sobie:

Zła. Wredna. Niedobra. Menda społeczna. ect ect

  • Historii na głównej: 6 z 16
  • Punktów za historie: 4198
  • Komentarzy: 361
  • Punktów za komentarze: 2284
 

#66440

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w salonie Pewnej Sieci Komórkowej. Przyszedł Pan z rezygnacją z numeru. Standardowym naszym pytaniem w takim momencie jest dlaczego rezygnuje.

[P] Mam najniższą rentę, jak zapłacę za telefon nie mam za co jeść. To był numer syna. Zginął.

Cisza jaka zapadła sprawiła, że słyszałam jak rosną mi włosy. Smutne to, że w Polsce ludzie nadal żyją na skraju nędzy.

uslugi

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 531 (659)

#61963

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o znikających sprzętach (http://piekielni.pl/61957)przypomniała mi moje własne perypetie.

Mieszkałam swego czasu na stancji. Wynajmowałam jeden pokój w dość sporym mieszkaniu w kamienicy. Większość mojej kariery tam miałam świetnych współlokatorów. Ale jedna rodzinka zapadła mi w pamięć.

Wyprowadziła się znajoma, studia nie poszły jak chciała, więc wróciła w rodzinne strony. Na jej miejsce właścicielka przyjęła Piekielną z córką. A przynajmniej takie było założenie. Dość szybko okazało się, że zamiast osób dwóch, było osób pięć. Piekielna wzięła mnie i właścicielkę na litość, że ją wyrzucili z innego mieszkania, że zima, że ona coś innego znajdzie ale potrzebuje czasu. No i się zaczęło. Z pozoru sympatyczna rodzinka okazała się mieć lepkie rączki dosłownie do wszystkiego. Magicznie znikające jedzenie, kosmetyki kończące się szybciej niż normalnie... Wielu z Was pewnie to zna.

Cyrk zaczął się jednak, gdy się okazało, że Piekielna niechętnie będzie płacić za mieszkanie. Czyli, nie zapłaci wcale. Wyrzucić się nie da, bo umowy nie miała, bo okres próbny, płacić nie ma zamiaru, właścicielka wściekła, atmosfera w mieszkaniu gęsta, że siekierę powiesić. Po naradzie podjęłyśmy z właścicielką decyzję - zmieniamy zamki w komórce na węgiel (mieszkanie ogrzewane piecami kaflowymi) i dostęp do klucza mam tylko ja. Wyłamali drzwi.
W końcu udało się, po wykręceniu korków z ich pokoi (każdy pokój miał osobny, instalacja stara) Piekielna z familią postanowiła się z wielkim fochem wyprowadzić. I tu nastąpił mój błąd, że wyjechałam na święta do rodziny. Po powrocie zastałam zmienione zamki (na szczęście klucze szybko przywiozła właścicielka) w domu brak większości sprzętów. Pokradli niemal wszystko co dało się wynieść. Sztućce, moje kubki, krzesła, nawet ohydne, pomarańczowe dywaniki w łazience (datowane na głęboki PRL. Czajnik elektryczny się ostał, bo właścicielka przezornie, jak wyjeżdżałam, sąsiadom podrzuciła podstawę grzewczą czajnika. Syf jaki zastaliśmy w pokojach był nie do opisania. Dość powiedzieć, że tapeta z białej zrobiła się żółta, firany prałyśmy dwukrotnie i myłyśmy ona w kilkunastostopniowym mrozie.

Żeby było zabawniej, sprawa zgłoszona na policję, zostałam wezwana na przesłuchanie dopiero w marcu, a szanowny (tfu!) policjant sprawę umorzył, ze względu na brak dowodów...

lokatorzy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 399 (461)

#56372

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szukam pracy. Masowo rozsyłam CV w nadziei na znalezienie zajęcia.

Znalazłam na lokalnym forum ogłoszenie, które mnie zainteresowało. Wysłałam CV i dostałam dość szybką odpowiedź. Pani Ania zamieniła się w Pana Mariusza, a w mailu był link do pobrania, w którym miał być opisany profil działalności. Z czerwoną lampką, radośnie migającą nad czołem, wchodzę w link aby zobaczyć stronę e-pobieraczek.pl. Tak, dobrze myślicie, strona wymaga rejestracji, rejestracja na sms, a regulamin sprytnie ukryty. Oczywiście wysłanie smsa powoduje aktywację subskrypcji. Siedem razy w tygodniu. Ja podziękuję, ten plik nie był aż taki interesujący.

Ogłoszenie bezczelnie podkablowałam do moderatora strony, ale zastanawiam się ilu ludzi już się nabrało.

szukanie pracy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 581 (611)

#55959

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zawsze myślałam, że moja rodzinka wcale nie jest taka zła. Życie jednak zweryfikowało ten pogląd.

Niedawno zmarła moja babcia. Jako, że ja się nią opiekowałam w ostatnich chwilach, cała papierologia spadła na mnie. Przeszedł więc moment zamknięcia konta bankowego i wybadanie co dalej z babcinym kredytem. Z aktem zgonu w łapce zawitałam do przybytku zwanego bankiem i wyłuszczam sprawę. Zamknięcie konta przeszło bezproblemowo, z kredytem gorzej. Ubezpieczony nie był, płacić trzeba. Kwota niemała bo kilka tysięcy. Ale przecież rodzinka się zaoferowała, że kredyt spłacać będzie regularnie.

Tknięta przeczuciem zapytałam panią z okienka ile tam do spłaty zostało. W końcu jakby nie patrzeć kredyt przechodzi teraz na mnie, warto wiedzieć co i jak. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy okazało się, że prócz rat, które wpłacała babcia (a jestem ich 100% pewna, sama ustalałam stałe zlecenie na to) nie wpłynął ani grosz. A jeszcze niedawno pytałam, to twierdzili, że płacą.

Tak. Z rodziną to najlepiej na zdjęciu.

rodzina

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 528 (656)

#50761

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, że petent jest dla urzędu, a nie urząd dla petenta wiem nie od dziś. Jednak niektóre urzędy wybijają się ponad normę.

Przy okazji załatwiania jednej sprawy w MOPSie, przypomniała mi się sytuacja, która miała miejsce kilka lat temu.

Urodziłam synka, więc wybrałam się do MOPSU po becikowe. Tysiąc złotych piechotą nie chodzi, a wyprawka kosztuje. Pierwsza wizyta przebiegła bez większych problemów. Jedynym zgrzytem był fakt, że potrzebny był dowód osobisty ojca dziecka, a ściągnąć go z zagranicy nie bardzo miałam jak. Stwierdziłam jednak, że jakoś się to da załatwić, a panie w okienku stwierdziły, że wystarczy ksero dowodu. Wystosowałam więc wiadomość do narzeczonego i czekałam cierpliwie na przesyłkę, przy okazji zbierając pozostałe dokumenty.

Kolejna wizyta, wraz z teczuszką wracam do MOPS, a tam pani mi mówi, że brakuje jeszcze tego, czy tamtego. No kurczaki, nie mogła mówić od razu? Zacisnęłam zęby i potruchtałam do odpowiedniej instytucji po papierek. Udało się wszystko pozałatwiać, nie bez kombinacji niestety, bo narzeczonego nie ma, a papiery być muszą bo deadline na horyzoncie. Poczekałam tydzień, aż mi dokumenty przyślą (osobiście nie mogłabym odebrać za narzeczonego niestety) i po otrzymaniu ich biegnę znów do MOPSU (pominę konieczność organizowania opieki nad kilkumiesięcznym dzieckiem, chociaż MOPS powinien bardziej ułatwiać życie matkom).

Uradowana, że już koniec załatwiania, wkraczam do pokoju i oddaję teczuszkę (trochę jednak tych papierków było). No i co się okazało? Nie może być różowo, prawda? Otóż szanowne (tfu!) panie urzędniczki stwierdziły, że nie mogą mi przyjąć dokumentów bo (UWAGA!) ksera dowodów są różnej jakości (że co?!). Tego było za wiele. Wściekłam się niesamowicie i w kilku krótkich słowach (bez przekleństw) oświadczyłam, że zażalenie to mogą składać do punktu ksero w Holandii i że to nie moja wina, że mają lepsze maszyny od tych w Polsce. Pani się zapowietrzyła, dokumenty przyjęła, a ja wściekła jak osa wyszłam z nadzieją, że prędko nie wrócę.

Powiedzcie, dlaczego szukają takich bzdet, byleby tylko wniosek odrzucić? Najlepiej niech cofną wszelkie zasiłki (bo i tak szkoda na nie zachodu), oszczędzą ludziom nerwów.

Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 414 (526)

#9703

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będąc w około 20 tygodniu ciąży (co ważne w tym czasie wyczuwalne są już ruchy dziecka, a przynajmniej ja je wyczuwałam) nagle źle się poczułam. W sobotę zaczęłam wymiotować , w niedzielę doszła do tego biegunka. Nie mogłam jeść ani, o zgrozo, pić. Bojąc się o stan swój i potomka poprosiłam znajomego i pojechaliśmy, około 10 rano, na izbę przyjęć.
Przede mnę była tylko jedna osoba więc miałam nadzieję że szybko zostanę przyjęta bo byłam tak słaba ze ledwo stałam na nogach. Z karnacji jestem blada, ale tego dnia wyglądałam jak chodzący trup. Oczywiście okazało się że moje nadzieje były tylko mrzonkami, bo lekarz i dwie pielęgniarki musieli zrobić sobie przerwę. Ale dzięki temu dowiedziałam się, że na izbie przyjmuje pediatra. W głębi duszy ucieszyłam się bo myślałam że będzie świadom, że w moim stanie takie schorzenia są groźnie, nie tyle dla mnie ile dla dziecka. Oczywiście tuż za drzwiami czekało mnie kolejne rozczarowanie... Tuż przy drzwiach wygłosiłam formułkę:

[Ja] Dzień dobry. Jestem w 20 tygodniu ciąży, od wczoraj wymiotuję i mam biegunkę, nie mogę jeść ani pić.
[Lekarz] Proszę się położyć.

Gdy tylko wykonałam polecenie wyciągnął stetoskop i zaczął mnie osłuchiwać.
[L] No rzeczywiście słyszę że coś bulgocze (nie no dziwne... przecież tam jest dziecko). Proszę wracać do domu, pić wodę i jeść BANANY...

W ciężkim szoku, ale bez siły na jakiekolwiek kłótnie wyszłam stamtąd i wróciłam do domu wymiotować dalej.
Następnego dnia miałam umówioną wizytę kontrolną u ginekologa ale pech chciał że udało mi się tam dojechać dopiero o 17tej, gdy on już kończył praktykę. Złapałam go na oddziale i na pytanie o samopoczucie powiedziałam mu co i jak. W tym momencie zostałam totalnie owrzeszczana (lekarz ma specyficzne podejście do pacjentek - jest dość bezpośredni, lecz bardzo lubiany) że dlaczego nie przyszłam szybiej, że tak nie można, że coś mogło się stać dziecku. Powiedziałam mu że owszem, ale ja byłam, dzień wcześniej, rano na izbie i zostałam wysłana do domu, i tu podałam mu zalecenia jakie otrzymałam. Doktor spytał mnie tylko czy pamiętam nazwisko lekarza i stwierdził że idzie "ope**lić tego kretyna". Mi natomiast kazał zorganizować sobie piżamę i przybory toaletowe i wrócić na oddział.

Jak się okazało byłam tak odwodniona, że przez trzy dni dostawałam trzy razy dziennie kroplówki.

Izba przyjęć

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 360 (446)

1