Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SirNobody

Zamieszcza historie od: 20 czerwca 2011 - 19:41
Ostatnio: 7 listopada 2020 - 2:49
Gadu-gadu: 2835242
  • Historii na głównej: 1 z 5
  • Punktów za historie: 1040
  • Komentarzy: 199
  • Punktów za komentarze: 838
 

#65328

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Siedząc w czytelni pewnej sporej biblioteki, ukryty za regałem z książkami, stałem się przed chwilą świadkiem dość interesującej wymiany zdań:

*trzask otwieranych drzwi*

-Tutaj jest biblioteka?
-To jest czytelnia...
-Ale tutaj można wypożyczać?
-Nie, tutaj można skorzystać z zasobów księgozbioru tylko na miejscu. Wypożyczalnia jest po drugiej stronie budynku...
-A z czego można tu skorzystać?
-Z tego, co pan tu widzi...

*kilka sekund ciszy*

-A co to jest?
-To? A to, proszę pana, jest książka...
-Aaa... a to nie *trzask drzwi*

...to czego on tutaj szukał? :D

Biblioteka

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 482 (576)
zarchiwizowany

#65217

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewnego chłodnego, acz przyjemnego dnia, trafił Nobody na historię. Historia jakich wiele. O osobach i sposobach. O tych, co mają dys-y, oraz o tych, którzy je diagnozują. A następnie uczą tych posiadających podejścia "odczep się, mam dysorto". Dla ciekawych: http://piekielni.pl/65211

Nobody przeszedłby obok historii obojętnie... gdyby nie jeden szczegół. Sam miał z czymś takim do czynienia.

A w zasadzie z tematem... pokrewnym.

Ale do rzeczy: tak się złożyło, że Nobody ma Zespół Aspergera. Jest to w zasadzie ledwie cień jego dawnego ZA. Kilka(naście) lat temu, metafora, ironia, czy mowa niewerbalna, oczywiste już dla osób w jego wieku, dla niego były abstrakcją. Inteligencja Emocjonalna na poziomie zerowym, lęk, czy wręcz nienawiść do ludzi, kalki słowne, niechęć do zmian, obsesyjne zainteresowania przy jednoczesnych problemach z nauką szkolną, manieryzmy ruchowe, mowa monotonna, wieczny kozioł ofiarny - wypisz wymaluj biedne, autystyczne dziecko.

Jednakże, lata pracy nad sobą opłaciły się. Obecnie nawet w aspektach, w których wcześniej był, nazwijmy wprost: niedorozwinięty, bywa, że bije na głowę tych "normalnych". Zanalizowanie wiersza to dla niego pestka. Interpretacja mowy niewerbalnej? Żaden problem. Oczywiście nie wszystko robi tak łatwo i intuicyjnie, ale jednak się da. Nawet z kozła ofiarnego stał się liderem swojej grupy.

Morzna? Morzna.

Cóż to za wspaniała terapia zwróciła Nobody'ego społeczeństwu? - zapytacie. Do jakiego specjalisty się udać, by autysta wyszedł na ludzi? Przecież ktoś taki z góry skazany jest na porażkę życiową!

Otóż... właśnie, nie podałem jeszcze jednej informacji: nie mam oficjalnej diagnozy. Kiedyś miałem dostać papierek, aa, miałem mieć nawet terapię. Jednakże rodzina postanowiła inaczej - kadra mojej ówczesnej szkoły pozostawiała wiele do życzenia. Gdyby informacja o moim ZA (czy czymkolwiek innym) trafiła do nauczycieli, z pewnością z miejsca by wypłynęła. Nic by nie pomogło, a i pewnie by zaszkodziło. Przypadki takie już się tam zdarzały.
Jakkolwiek więc nierozsądnym by się to nie wydawało, diagnoza utknęła w martwym punkcie.

Zostałem z tematem sam. Nikt się nade mną nie litował, nikt się nie rozczulał nad biednym ZA. Nie ogarniałem czegoś? Miałem ogarnąć. Nie radziłem sobie w kontaktach towarzyskich? Miałem spiąć poślady i walczyć o miejsce w grupie, albo zaakceptować ten stan rzeczy. Nie mając żadnej diagnozy, zostałem po prostu wrzucany na głęboką wodę (w wieku 10 czy 11 lat zostałem zresztą sam także dosłownie - ojciec opuścił kraj, a choroba matki (SM) znacznie się zaostrzyła. Miałem więc na głowie nie tylko swoje "wielkie" problemy, lecz także zajmowanie się domem i chorą matką).

Z perspektywy czasu... wiecie co? Dziękuję losowi.

Obecnie spotykam coraz więcej osób ze zdiagnozowanym za dziecka ZA. Osoby, które miały dużo łatwiejszy start. Inteligentniejsze, bardziej pojętne, z mniej nasilonymi objawami. Przy odrobinie silnej woli i wiary w siebie mogłyby zajść naprawdę daleko.

"Terapeuci", a za ich sprawą także rodzice - nie dali im takiej możliwości. W opinii społecznej osoba z ZA to jest wieczne dziecko (widać to zresztą nawet na piekielnych - spotkałem się już z historiami o dorosłych mężczyznach z ZA, o których się pisało per "chłopiec"). Myślicie, że wśród specjalistów jest inaczej? Otóż... nie, oni tylko rozsiewają takie myślenie.
Że na biednego ZA należy dmuchać, chuchać, i nie daj boże dać żyć, bo przecież biedny i sobie nie poradzi. I to znajduje odbicie u osób, które znam: niesamodzielnych, na etapie rozwoju ośmiolatka. Często bez ukończonych szkół. Ludzi złamanych i odartych z wiary we własne możliwości. Nauczonych bezradności i lenistwa, bo przecież on jest biedny i ma ZA.

Kilku takim osobom już od jakiegoś czasu próbuję tłuc do głowy, że da się inaczej. I wiecie co? U niektórych widać efekty. Niektórzy wydają się potrzebować jedynie silniejszego kopniaka, by wyrwać się z tego stanu odrętwienia. Czegoś, czego nigdy nie dostali, zamknięci pod kloszem z chwilą wydania diagnozy (wyroku?)

Przy okazji kilka smaczków:
Do mojej matki przychodzi od jakiegoś czasu, w ramach pomocy społecznej, psycholog. Całkiem ogarnięta babka. Kiedyś nasza rozmowa padła na jej specjalizację - okazuje się, że zajmowała się dziećmi autystycznymi i z ZA.
Kiedy na potrzeby rozmowy przyznałem, że sam taki posiadam, nieumyślnie zapoczątkowałem sytuację wprost przedziwną.
Kobieta, która mnie znała już tygodnie, traktowała jak zwykłego człowieka (którym zresztą jestem. Jak pisałem - na pierwszy, często i na drugi i trzeci rzut oka nie wyróżniam się z tłumu pod względem nasilenia objawów), z chwilą przyswojenia informacji zaczęła mnie traktować jak małe dziecko. Zaczęła się do mnie wyrażać w sposób bezpośredni, krótki i dosłowny, udzielać rad jak sobie radzić w społeczeństwie (serio?), tłumaczyć mi, że osoby "takie jak ja" myślą nieco inaczej niż reszta ludzi (serio?x2). Kobieta, która przez wiele tygodni, mając ze mną styczność dzień w dzień nie zorientowała się, nie pomyślała nawet o tym, że mógłbym mieć cokolwiek ze spektrum autyzmu.

Po podaniu tej informacji, niemal jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w jej oczach stałem się bezradnym chłopcem potrzebującym szczególnej opieki.

Obecnie mnie to bardziej bawi niż złości, co swoje przeszedłem, co miałem wypracować - wypracowałem, przeszedłem nad tym do porządku dziennego i mam do tego dystans. Mnie już nie nauczy bezradności, szkoda mi jednak tych dzieci, które dostały się pod jej opiekę.

Ludzie, czy naprawdę sądzicie, że jeśli ktoś myśli w odrobinę alternatywny sposób, to od razu przestaje cokolwiek ogarniać?

Wisienką na torcie niech będzie mój przyjaciel, który w wyniku kilku dziwnych przekrętów dostał diagnozę Zespołu Aspergera, którego... nie ma. Kiedy słucham jego opowieści o tym, co przeszedł w związku z tym, krew mnie zalewa. Wyuczanie bezradności, praktyczne odmawianie mu samostanowienia, i zarzucanie mu sposobu myślenia, którego nie posiada, to tylko część z rzeczy, które go spotkały.

By żyło się lepiej..?

PS. Mimo że nie mam oficjalnej diagnozy ("papierka"), zostało to potwierdzone już kilkukrotnie u wielu niezależnych psychologów. Nie jest to wiec "samodiagnoza".

Specjalyści

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (299)
zarchiwizowany

#31843

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam wszystkich. Do tej pory się nie udzielałem, bowiem i piekielni jakoś mnie omijają - albo moje życie jest samo w sobie tak piekielne, że to zjawisko mi spowszechniało.

Słowem wstępu - jestem transseksualistą k/m, czyli, najprościej rzecz ujmując, choć fizycznie należę do płci pięknej moja dusza i umysł są zdecydowanie męskie. Z przyczyn finansowych - jak i niepełnoletności nie jestem na hormonach ani po operacjach, jednak swojej tożsamości nie ukrywam już od czterech lat.*
Do tej pory nie stanowiło to dla nikogo problemu, większość z najbliższego otoczenia toleruje to - o ile nie akceptuje. No właśnie. Większość.

Z ojcem zawsze byłem blisko. Jako dziecko określano mnie mianem "córeczki tatusia". Wspólne pasje, zainteresowania, nawet muzyka - tematów wspólnych w bród.
I wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że wybrałem go sobie jako pierwszą osobę, której powiem o swojej tożsamości...

Ojciec, jak to osoba bliska, powinien nie być zdziwiony. Nawet mógł się domyślić tego wcześniej - po moim zachowaniu, typowo męskich zainteresowaniach. Był to w dodatku człowiek, o którym powszechnie wiadomo było że ma umysł otwarty - ateista, fascynat wszelkich różnorodności. Zafascynowany kulturą dalekiego wschodu, buddyzmem.

Człowiek o otwartym umyśle okazał się jednak osobą o umyśle pustym. Dlaczego?

Poziom pierwszy: Awantury. Że się popisuję, że mi nierówno pod sufitem, że chcę zwrócić na siebie uwagę. Że chcę go wpędzić do grobu.
Poziom drugi: Nawracanie. To mi się tak tylko wydaje, że to przez dorastanie (fail, zacząłem dojrzewać w wieku lat dziewięciu, nie czternastu). Że on rozmawiał, że on się zna. Że to niemożliwe.
Poziom trzeci: Nawracanie mnie na... homoseksualizm. Bo w końcu ja wcale nie muszę być transem, tylko po prostu... lesbijką. Zaczyna mi opisywać swoje seksowne koleżanki będące w związkach i jakie to jest fajne i przyjemne, i że nie muszę robić operacji by być z kobietą.
Poziom czwarty: Robienie ze mnie świra. Ten poziom ujawnił się głównie podczas rozpraw sądowych o przyznanie na mnie alimentów. Na argumenty matki, że jako osoba transseksualna potrzebuję pieniądze na diagnozę, badania, hormony a potem także operację stwierdził, że nie jestem osobą transseksualną tylko chorą umysłowo.

Kochany tatuś...



* To, że nie siedzę w szafie wcale nie oznacza, że chwalę się czego mi w gaciach brakuje i jak bardzo mi z tym źle na prawo i lewo. Piszę i mówię z końcówkami męskimi, posługuję się wśród przyjaciół męskim imieniem i - po prostu - nie ukrywam tego kim jestem.** Jeśli ktoś jest ciekaw jak mi z tym jest to odpowiadam na pytania, bo uważam że im więcej się wie czym jest to zjawisko tym większa tolerancja. Stereotypy to zło.
** Zanim się ujawniłem cierpiałem na przewlekłą depresję, próbując się sam tłamsić. To (a nie jak przypuszczają niektórzy, także z mojego otoczenia - chęć zwrócenia na siebie uwagi) przyczyna mojego coming outu.

"tatuś"

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 28 (66)
zarchiwizowany

#31837

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam wszystkich. Do tej pory się nie udzielałem, bowiem i piekielni jakoś mnie omijają - albo moje życie jest samo w sobie tak piekielne, że to zjawisko mi spowszechniało.

Słowem wstępu - jestem transseksualistą k/m, czyli, najprościej rzecz ujmując, choć fizycznie należę do płci pięknej moja dusza i umysł są zdecydowanie męskie. Z przyczyn finansowych - jak i niepełnoletności nie jestem na hormonach ani po operacjach, jednak swojej tożsamości nie ukrywam już od czterech lat.*
Do tej pory nie stanowiło to dla nikogo problemu, większość z najbliższego otoczenia toleruje to - o ile nie akceptuje. No właśnie. Większość.

Szkoła. Końcówka jednego z moich "okienek" (jestem wypisany z religii i WF, a nie mam zorganizowanych w tym czasie lekcji zastępczych więc siedzę w czytelni). Tuż przed dzwonkiem z sali (by się dostać do której trzeba przejść przez czytelnię) wysypują się uczniowie. Nagle słyszę urywek jednej z rozmów moich może o rok starszych kolegów (rozmawiali na tyle głośno, bym mógł ich usłyszeć):

- Te, słuchaj, a ty słyszałeś o tej Adzie z tej informatycznej?
- Której Adzie?
- No tej co chce sobie fiuta dospawać!
- (złośliwy rechot obydwóch)

Może i mało piekielne, ale po prostu... przykre.


* To, że nie siedzę w szafie wcale nie oznacza, że chwalę się czego mi w gaciach brakuje i jak bardzo mi z tym źle na prawo i lewo. Piszę i mówię z końcówkami męskimi, posługuję się wśród przyjaciół męskim imieniem i - po prostu - nie ukrywam tego kim jestem.** Jeśli ktoś jest ciekaw jak mi z tym jest to odpowiadam na pytania, bo uważam że im więcej się wie czym jest to zjawisko tym większa tolerancja. Stereotypy to zło.
** Zanim się ujawniłem cierpiałem na przewlekłą depresję, próbując się sam tłamsić. To (a nie jak przypuszczają niektórzy, także z mojego otoczenia - chęć zwrócenia na siebie uwagi) przyczyna mojego coming outu.

Podkarpackie RCEZ

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (225)
zarchiwizowany

#31836

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam wszystkich. Do tej pory się nie udzielałem, bowiem i piekielni jakoś mnie omijają - albo moje życie jest samo w sobie tak piekielne, że to zjawisko mi spowszechniało.
Z góry uprzedzam, wstęp długi, lecz potrzebny by historia była przejrzysta.

Słowem wstępu - jestem transseksualistą k/m, czyli, najprościej rzecz ujmując, choć fizycznie należę do płci pięknej moja dusza i umysł są zdecydowanie męskie. Z przyczyn finansowych - jak i niepełnoletności nie jestem na hormonach ani po operacjach, jednak swojej tożsamości nie ukrywam już od czterech lat.*
Do tej pory nie stanowiło to dla nikogo problemu, większość z najbliższego otoczenia toleruje to - o ile nie akceptuje. No właśnie. Większość.

Moi rodzice są po rozwodzie, mieszkam z matką. Matka, choć już blisko wieku przekwitania potrzebuje miłości oraz opieki (jest osobą niepełnosprawną). Z tego powodu związała się z pewnym mężczyzną (powiedzmy [J]ackiem), młodszym od siebie o dwadzieścia lat (z którym serdecznie się zakolegowałem, nie traktuję go jak wujka ni ojczyma - z racji wieku mógłby być moim bratem). Oboje dbają o siebie nawzajem. On o nią - swoją słodką, choć wymagającą otoczenia silnym ramieniem Lady, ona o niego - wyciągając go z "tradycji rodu" - alkoholizmu.

W domu rodzinnym (w miejscowości oddalonej od naszej o ok 30km) partnera mojej matki pozostał jego ojciec i brat, oraz "pomocnik". Ponieważ posiadają konia, a ja po matce odziedziczyłem naturalne ciągoty do jazdy na tych pięknych stworzeniach - od czasu do czasu jeżdżę tam, by rekreacyjnie na Gniadej pojeździć.

Choć sprawy mogą być pozornie zupełnie niepowiązane - są.

Pewnego chłodnego, poniedziałkowego poranka - czytać "czas matur" bieżącego roku - zapadła decyzja. Jedziemy na konie. Okazja idealna - poniedziałek, wiec rodzinka jeszcze się nie spiła. Jacek ma na drugą zmianę. W domu zawsze może w czymś pomóc (mimo że jego ojciec jest "głową" tamtejszego domu to Jacek się do tej pory zajmował wszystkim, od robienia obiadu po ścinkę drzew na zamówienie dla zarobku).
A więc rano wstajemy, pakujemy manatki i w drogę. Jesteśmy na miejscu pój godziny później i radośnie idziemy do domu Jacka...
...gdzie przywitali nas awanturą.

Okazuje się, że zbyt optymistycznie założyliśmy, iż w poniedziałkowy ranek nikt normalny nie pije. W tym domu jak widać urządzono sobie wtedy zawody "kto najdłużej utrzyma się w stanie nieważkości". A że astronauta astronaucie nierówny, więc i w będąc w kosmosie nie każdy jest pokojowo nastawiony do reszty wszechświata.

Na pierwszy ogień poszedł Jacek. Został oskarżony o kradzież pieniędzy przeznaczonych na domowe wydatki, oraz o to, że nowonarodzony w mieścinie bękart należy do niego. "Dziecko pochodzące z łona kobiety otwartej na ludzi" to jedno z łagodniejszych "przydomków", jakie zostały mu wtedy nadane.

Moja kulturalna prośba o danie mu świętego spokoju zwróciła uwagę owej "kochanej rodzinki" na mnie.
Mimo, iż ojciec Jacka wydawał się rozumieć mój mały problem, w tym momencie diabeł w niego wstąpił.
Dowiedziałem się, że:
- sypiam z Jackiem [sic!];
- jestem niewyżyty seksualnie;
- jestem napaloną lesbijką (mimo że sypiam z Jackiem, patrz wyżej);
- komputer nie jest mi do niczego potrzebny (o tym zaraz);
- mam "wsadzać sobie palce w piz... domyślacie się co, a nie w komputer";
- on załatwi mi to, żeby mi odebrano komputer;
- jestem złośliwym, bezmózgim smarkaczem.

Dlaczego ojciec Jacka mnie zwyzywał?
Okazało się, że ktoś wysyła do jego [ojca Jacka] kobiety chamskie sms-y. Rzekomo z komputera. Rzekomo to ja to robię.
Dlaczego?
Ponieważ jestem jednym z nielicznych osób w gronie znajomych tego Pana, który mam komputer i potrafię z niego korzystać (jestem w technikum informatycznym). Uwadze owego pana uszedł fakt, że nie posiadam ani numeru do jej szanownej Lady, ani motywu, by robić im na złość.

Wizyta skończyła się zanim się zaczęła. Jako że nie posiadaliśmy wystarczającej kwoty by kupić bilety na busa, staliśmy wraz z Jackiem bite trzy godziny próbując złapać okazję, w zbyt lekkich ubraniach. Ostatecznie pojechaliśmy autobusem.

I taka nasuwa mi się myśl - wiele osób uważa, że osobom starszym, z racji większych doświadczeń należy się bezwzględny szacunek.
...nawet jeśli są to wiecznie zachlani, byli traktorzyści po podstawówce, którzy nie mają szacunku do Ciebie?



* To, że nie siedzę w szafie wcale nie oznacza, że chwalę się czego mi w gaciach brakuje i jak bardzo mi z tym źle na prawo i lewo. Piszę i mówię z końcówkami męskimi, posługuję się wśród przyjaciół męskim imieniem i - po prostu - nie ukrywam tego kim jestem.** Jeśli ktoś jest ciekaw jak mi z tym jest to odpowiadam na pytania, bo uważam że im więcej się wie czym jest to zjawisko tym większa tolerancja. Stereotypy to zło.
** Zanim się ujawniłem cierpiałem na przewlekłą depresję, próbując się sam tłamsić. To (a nie jak przypuszczają niektórzy, także z mojego otoczenia - chęć zwrócenia na siebie uwagi) przyczyna mojego coming outu.

Mieścina na Podkarpaciu

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 14 (156)

1