Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sororvis

Zamieszcza historie od: 4 stycznia 2014 - 16:00
Ostatnio: 3 lutego 2019 - 0:11
  • Historii na głównej: 1 z 3
  • Punktów za historie: 335
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 13
 
zarchiwizowany

#80008

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam dość.
Wiem, że w naszym kraju gadanie o polityce i narzekanie na rząd jaki by nie był to tak jak dla anglików rozmowa o pogodzie. Ot po prostu zapychacz, gdy brak bardziej zajmujących tematów. Czasem te dyskusje i narzekania są ważne, poważne i istotne, a czasem nie. Ale w ostatnim czasie przyjęły formę od której notorycznie skacze mi ciśnienie. Więc wolę tego unikać. Zwłaszcza, że temat aż do znudzenia wałkowany jest w moim rodzinnym domu przy każdej okazji. Moja matka tak się w kręciła, że temat polityki i głupich postępków tak rządu, jak i tych przeciw jest nie uchronny. Nie zależnie czy zaczniesz rozmawiać o filmach, pracy, muzyce, zwierzętach domowych czy pogodzie zawsze skończysz na polityce. Ile można. Owszem jak dzieje się coś nowego posłucham o tym chętnie RAZ. A nie, wałkowane codziennie, 5 razy dziennie, przez tydzień od wydarzenia.
Tak więc jak wspomniałam unikam tematu. W KAŻDEJ postaci. A dziś poczułam się tym tematem zaatakowana. Nie, nie przez mamę.
Pewnie obiło wam się coś o uszy na temat propagowania idei reformy sądów według partii rządzącej? No wiecie heca z ponurymi czarno szarymi bilbordami. Szczęściem mieszkam w takiej części mego miasta iż omijam te bohomazy wiszące tu i ówdzie w śródmieściu. Ale dziś słucham sobie spokojnie słuchowiska na Youtube i nagle pojawia się reklama… tfu...
Nie reklama, to bym przeżyła, tylko filmik propagandowy. Jakbym chciała się zainteresować tym tematem w czasie wolnym to bym sobie poszukała informacji. Pomijam że wciągu 10 sekund tego badziewia zanim zdążyłam je wyłączyć usłyszałam już co najmniej trzy bzdury. A ja w wolnym czasie nie mam ochoty się stresować, od stresów mam pracę.

piekłonet

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (23)

#75248

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Skorpiona o niewidomym archeologu przypomniała mi o kilku piekielnych historiach z osobami niepełnosprawnymi w roli głównej, w przypadku jednego studenta, to on był piekielny, w przypadku pozostałych piekielne jest jakieś durnoctwo systemu panującego na moim wydziale.

Zacznę od tego drugiego, bo jest znacznie częstsze i bardziej problematyczne dla ogółu.

Nikt nic nie wie:
Sprawa dotyczy osób niepełnosprawnych umysłowo lub mających jakieś wady/choroby ukryte (niewidoczne dla osób postronnych. Otóż znacząca część prowadzących na moim wydziale, nie jest informowana kto ma jakie orzeczenie o niepełnosprawności. Czyli jeśli nie widać wózka, kul, aparatu słuchowego, to muszą polegać na tym co powie im delikwent. I tu mamy trzy typy problemów
1) Było kilka przypadków gdy osoby były nie całkiem zdrowe na umyśle, a prowadzący o tym nie wiedział.
Postawcie się w sytuacji prowadzącego, który zadaje pytanie o cykl życiowy dajmy na to tasiemca, a dostaje całkowicie poprawna, aczkolwiek nie mającą z tematem nic wspólnego z tematem, odpowiedź dotyczącą wpływu glonów na rozwój ryb w zbiorniku wodnym. Nie wiesz czy delikwent robi sobie z ciebie jaja czy ma jakiś problem o którym nie wiesz. Z tej przyczyny nie wiesz czy wolno ci wstawić mu tego skądinąd zasłużonego buta, czy może lepiej nie, żeby nie mieć kłopotów za dyskryminowanie osoby niepełnosprawnej. (Nie pamiętam czy chodziło konkretnie o tasiemca i glony, ale gość nagminnie pisał nie na temat).

2) Osoba nie całkiem zdrowa na umyśle, wyżsi rangą prowadzący wiedzą, ci niżej postawieni nie, współstudenci też nie wiedzą nic. Na roku równoległym do mojego, ale na zaocznych, była dziewczyna z którą się kumplowałam. Była ambitna i bardzo zdolna, ale totalnie nie radziła sobie w kontaktach z otoczeniem, bywała agresywna mentalnie (krzyczała na innych ludzi nawet w błahych sprawach), apodyktyczna i przemądrzała, przynajmniej jeśli miała zły dzień.

Na pierwszym roku Magisterki zaczęła chodzić z nami na zajęcia dzienne, choć jak się chwaliła nie napisała licencjatu jeszcze, bo dostałą specjalna zgodę dziekana. Mądrzyła się i wywoływała awantury, Obrażała cały nasz rok na naszym wspólnym mailu, kasowała nam z niego pliki, nawet zmiana hasła nic nie pomagała. Ja przez wzgląd na to, iż się trochę kolegowałyśmy, broniłam ją na początku, aż do dnia gdy dostałym telefon z wyzwiskami i groźbami, bo ktoś nie wytrzymał i poszedł na skargę do dziekana z wydrukowanymi mailami jakie nam wysyłała. Od tego czasu miała na roku u nas przerąbane, nikt nie dzielił się z nią notatkami, przestaliśmy z nią rozmawiać a wiele osób za plecami obgadywało ja używając dość brzydkiego przezwiska. Nim rok się skończył wróciła całkiem na zaoczne.

Dziewczyna jak się okazało ma zespół Aspargera. I wszystkim opowiada jaki to nasz rok był nietolerancyjny. Tyle, że my o jej chorobie zwyczajnie nie wiedzieliśmy i wielu miało ją po prostu za wredną jędzę.

Był też chłopak z autyzmem, który przyjechał na konferencję organizowaną przez nasz wydział, cóż o jego chorobie dowiedzieliśmy się kiedy spił młodszego kolegę z pokoju hotelowego i podpalił drzwi. Jak rozumiecie wyłgał się wtedy z płacenia poszkodowania za te drzwi.

3) Udający chorych. Bywa, że ktoś całkiem sprawny, lub może nie całkiem, ale bez orzeczenia wmówił młodszemu stażem prowadzącemu i studentom, że je posiada.
To ten sam osobnik, którego jedynego uznaję za piekielnego. Miał owszem wadę kręgosłupa, a jego głowa była bardziej kwadratowa niż kolistą, jednak kolegom i części prowadzących wmawiał, że ma chorą wątrobę, nerki i mózg, więc nie jest w pełni poczytalny, no i należny mu się specjalne traktowanie.
Jak miało wyglądać to specjalne traktowanie?

- Najlepiej gdyby dostawał zaliczenie za sama obecność.
- Może spać na wykładach, nie żeby pracował, oglądał po nocy seriale i kreskówki, o czym głośno opowiadał.
- Każdy ma OBOWIĄZEK dać mu notatki/odpisywać na egzaminie.
- Inni studenci mają OBOWIĄZEK podać specjalnie do jego wiadomości każdą informację, nawet jeśli podawana jest do ogólnej wiadomości, a on stoi 1m od osoby mówiącej.

Ten jegomość, na moje osobiste nieszczęście się do mnie przyczepił. Nie ostrożnie na pierwszym roku byłam dla niego miła, bo wydawał się mieć podobne zainteresowania (fantastyka) i opowiadał zabawne i inteligentne dowcipy, z których nie sposób było się nie śmiać. Więc moja nieostrożność polegała na tym iż dałam mu odpisać notatki ze dwa razy, no i czasem z nim rozmawiałam. O ja głupia. Oto top 5 jego zagrań.

5) Przekładamy kolokwium o kilka dni do przodu, cała grupa umówiła się, że chcemy napisać je wcześniej, żeby mieć więcej czasu na naukę do egzaminów. Prowadzącemu pasuje, ustalamy datę, nasz Specjalny Kolega (SK) stoi razem z nami. Ze 2m od prowadzącego, a nie rozmawialiśmy konspiracyjnym szeptem.

Przychodzi dzień kolokwium Wszyscy są, wszyscy z wyjątkiem SK. No cóż, jego problem. Może mu nie pasowało i przyjdzie z inną grupą. Napisaliśmy, zdaliśmy, fajnie. Kilka dni później, w dniu pierwotnego terminu kolokwium, telefon. SK pyta gdzie jesteśmy i czemu niema koluwium. Następnego dnia urządził nam awanturę, że przecież powinniśmy byli mu powiedzieć że przekładamy, bo on jest niepełnosprawny, ma krzywy kręgosłup i chore nerki, i nie słyszał co mówimy. Jak się okazało chore nerki upośledzają słuch, w każdym razie na zawołanie.

4) Chrapanie na wykładach. Ponieważ spał na wykładach regularnie, zdarzało się też że chrapał. Niejeden student spał na wykładach, tylko, że większość padających ze zmęczenia ma tyle przyzwoitości, by siąść w tylnym rzędzie i udawać, że nie istnieje. Ale nie SK. On siadał w pierwszym rzędzie i spał oraz chrapał dość ostentacyjnie. Raz w dość małej sali siedział na wprost prowadzącej i dość skutecznie ją zagłuszał. Po wykładzie zapytaliśmy się czemu skoro jest taki śpiący, to po prostu nie zostanie w akademiku i się nie wyśpi, w końcu wykłady nie są obowiązkowe.
SK: Przecież gdybym nie przyszedł na wykład okazałbym brak szacunku wobec prowadzącego.

3) Raz podszedł do mnie (starosty) z żądaniem bym mu poszła załatwić dopuszczenie do egzaminu z przedmiotu, którego pierwszą część ćwiczeń zawalił, a na drugiej ani razu się nie pojawił. Przyznam, że byłam zła, niedobra i mu odmówiłam

2) Zajęcia z chemii organicznej. Ćwiczenia, wiadomo jak to wygląda, podział na grupy, każda ma wykonać konkretne ćwiczenie. Właśnie niosę sobie kolbę z kwasem siarkowym-VI z punktu wydawania tak niebezpiecznego odczynnika i kieruję się do stołu mojej grupy. A tu nagle ktoś za mną krzyczy bardzo głośno "BUUUUUU" i na dodatek dźga mnie palcem w środek kręgosłupa. O mało nie upuściłam naczynia z kwasem. Zgadnijcie kogo zobaczyłam gdy się odwróciłam? SK zanoszącego się śmiechem. Miałam ochotę rozbić mu tę kolbę na głowie.

1) Mam zostać jego żoną. Tak stwierdził. Bo byłam dla niego miła, więc muszę. On musi mieć żonę, bo jest niepełnosprawny. Odmowy nie przyjmował, napastował mnie podczas ćwiczeń i wykładów, inni studenci i studentki reagowali tylko śmiechem. A ja się bałam. W wykrzykiwanych głośno komentarzach na mój temat i tego co mi każe robić, gdy już zostanę jego żoną był okropnie obsceniczny. W końcu stałam się niemiła, zaczęłam mu ordynarnie mówić, że ma się odwalić. Nie skutkowało. Tylko groził, że mnie pozwie, że jestem nietolerancyjna, bo on ma krzywy kręgosłup, a powinnam traktować go jak innych mężczyzn. W końcu mu powiedziałam, że gdybym go miała traktować tak jak innych mężczyzn, w analogicznej sytuacji, to bym mu już dawno strzeliła w pysk i dała kopa w czułe miejsce. Wtedy zaczął twierdzić, że się zabije.

Na szczęście koniec końców nie zdał drugiego roku, oczywiście przeze mnie, bo mu nie poszłam tego załatwić. Przynajmniej tak twierdził. A potem przestał się do mnie odzywać. Całe szczęście. To była ulga.

Podsumowując, nie mam nic do niepełnosprawnych, ale chyba dobrze by było wiedzieć, że w danej grupie jest ktoś kto ma problemy, byłoby to lepsze i prostsze, tak dla prowadzących jak i dla studentów, bo wszyscy wiedzieliby jak reagować na rożne ich wyskoki, lub jak unikać niebezpiecznych sytuacji.

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (251)
zarchiwizowany

#62803

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam konto od jakiegoś czasu ale dziś naszło mnie by dodać coś od siebie.
Historia z zeszłego miesiąca. O indywiduach, które czasem jeżdżą PKP. Nie, nie będzie o imprezach w przedziałach tylko o małżeństwie koło 40'tki, które miałam wątpliwą przyjemność poznać w pociągu na trasie Warszawa-Szczecin przez Poznań do którego zmierzałam z naszej pięknej stolicy. Na wstępie dodam, że wprost uwielbiam jeździć pociągami. Jeździłam już tak, że spało się na korytarzu, że zimno było jak w psiarni, lub gorąco jak w piekle ale to nigdy nie były dla mnie piekielności. Kompanów też miałam różnych: od gadatliwych starszych pań, po młodzież rozrywkową. Ale do piekielnych zaliczam właśnie to małżeństwo w średnim wieku.
Wracałam ze Szkocji, co dość istotnie. Leciałam wcześnie rano żeby być w kraju, a co za tym idzie i w domu o jakiejś sensownej godzinie. Więc cała poprzednia noc spędziłam na lotnisku. Nie wyspana wsiadłam sobie do pociągu bardzo konkretnego z moim bagażem, nie zbyt wielkim ale trochę ciężkim i nieporęcznym. Walizka na górę (pomógł mi pewien miły starszy pan, bo mój wzrost nie pozwala dosięgnąć do półki). Siadam sobie na moim miejscu. Cła szczęśliwa, bo w przedziale tylko 3 osoby. Na następnej stacji wsiadła pani z małym chłopcem, ale dziecko okazało się nad podziw spokojne i wesołe. Ale później dosiadło się owo małżeństwo, trudno powiedzieć gdzie konkretnie wsiadali bo mi się przysnęło, oni mnie obudzili. Żona(Ż)jeszcze pół biedy,ale facet (F). Cóż zagadywał wszystkich, ok może chcieć pogadać bo nic lepszego nie ma do roboty. Starszy pan, pani od tego dziecka i druga pani trochę starsza od jego żony rozmawiali z nim nawet chętnie.
Gorzej jak się chętnym nie było. Ogólnie cała podróż byłą zlepkiem zaczepek o rozmowę i głupawych rozmów ale ja przytoczę tylko 4 bardziej wnerwiające.
1) Jechała też z nami starsza pani (SP) rozwiązująca krzyżówki.
F: Może ja pomogę bo pani a ma tak pusto w tych krzyżówkach.
SP: Nie dziękuję, dam sobie radę.
F: Ale ja chce pani pomóc.
SP: Na prawdę nie trzeba.
F: Ale ja chcę bo widzę że pani nie umie, to pomogę. Ni ech pani to da. - zabrał jej krzyżówkę chwile po przerzucał. _ Widzi panią tego pani nie zrobiła i tego i oo te wszystkie są puste. - powetował trochę znudził się i odłożył. W miedzy czasie kobieta wyjęła jakąś książkę biograficzną i zaczęła czytać.
F: To Rydzyk jest na okładce?
SP: Nie , zdecydowanie nie. - lekko urażona - To Profesor jakiś tam jakiś (serio nie zapamiętałam bo byłam trochę śpiąca)
F: Aaa profesor a mądry chociaż, bo moi na studiach to byli idioci.
Ż: Ty już lepiej nie mów o swojej szkole i studiach
F: A czemu nie? - do dziecka przy oknie (4-5 letniego) - mały chcesz posłuchać jak przejść przez szkołę zdać maturę i zrobić magistra i się nie na robić? Tak jak ja na polskim , matura , wylosowałem pytanie o "Dżumę" ha ha tylko streszczenie przeczytałem jak zawsze. A ona mnie pyta czy czytałem w ogóle tę całą "Dżumę". Ja jej na to , ze tak, oczywiście całą od deski do deski. Kim był w "Dżumie" Camus. A ja jej na to Lekarzem, zapomniałem ze to ten rąbnięty autor był, w ogóle jak trzeba mieć zryta psyche żeby coś takiego wymyślić. Niezłe Science-fiction (WTF?? Wyjaśni mi ktoś na jakiej podstawie zaliczył to do tego gatunku?). No ale nie ważne. Ale 3 dostałem.
Ż: już to lepiej opowiedz jak dodałeś 3 z matmy, z egzaminu na studiach. Maił napisać pracę i potem o tym opowiedzieć. Oczywiście ja napisałam, bo on nie umie 2 zdań dobrze sklecić. No napisałam, nawet nie przeczytał i oddał. Poszedł na egzamin a tam go pytają o zagadnienia z pracy a on tylko karpia puścił. No to dostał 4,5 za pracę i 2 z odpowiedzi, ostatecznie 3 na koniec. Tak samo magisterkę obronił.

2)Dobre rady Pana Ojca:
Po pewnym czasie opowieści gdy o jego edukacji się mu znudziły, podobnie jak dręczenie babci wybrał mnie. Dla uściślenia powiem, że choć jestem dorosła (24 lata) nie wyglądam na tyle, bom niska, drobna, mam okrągłą buźkę, nie maluje się i ubieram nie modnie a wygodnie. Ponadto podróżowałam z pluszowym słoniem. Zabawkę tę dostałam lata temu od rodziców i zawsze zabieram ją w dalekie podróże (była ze mną na wszystkich krajowych wyjazdach ale też we Włoszech, w Czechach, w Niemczech, w Rosji i na Ukrainie) więc oczywistym też jest, że towarzyszyła mi również w podróży do Szkocji (była to moja pierwsza samotna wyprawa zagraniczna i dość mocno się tym faktem stresowałam). Oczywiście Facet chyba nie byłby sobą gdyby się do mnie nie przyczepił.
F: Taka duża dziewczynka a jeszcze z zabawką, moi synowie w liceum już nie jeździli z przytulankami. Pod maluj się nieco dziecinko bo nikt cię nie zechce.
J: Nie jestem w liceum. - podjęłam delikatną próbę wyjaśnienia
F: Aaa to pewnie ostatnia klasa gimnazjum (nikomu nie przyszło do głowy, że mamy Październik i jak bym była w wieku szkolnym raczej nie jeździłabym po kraju, a co dopiero za granicę w środku tygodnia). To tym bardziej, przecież taka zabawka to obciach. Chłopaka sobie nie znajdziesz. A dziewicą nie można być do końca życia. (Gdyby nie to, że opierałam się o plecak to chyba moja opadającą szczeka wybiłaby dziurę w podłodze wagonu. No ja pierniczę takie uwagi obcym ludziom dawać. Serio nawet dalsi krewni czy znajomi nie powinni wygłaszać uwag, a zwłaszcza takich, na temat mojego stylu bycia i życia.)

3) Zdrowie ogółu:
Małżeństwo otwarło sobie po piwku.
F: Ja jestem abstynentem to znaczy piję ale nie palę. (a to się nie nazywa niepalący?)
Ż: tak , bardzo zdrowo żyje i się odżywia. Obiad: ziemniaczki schabowy surówka, zbilansowana dieta. (i to niestety nie był sarkazm)A że trochę wypije, 8 piw to dla niego taka drobnostka, że może i po nich prowadzić. Ale palenie jest takie złe i tak szkodzi ludziom wokół ciebie, nie rozumiem ludzi którzy palą. Niszczą sobie życie i zatruwają atmosferę.

4) Szukamy synowej
W połowie trasy wsiadła jakaś studentka z rozmowy wynikało że jest na pierwszym roku. Dziewczyna dość ładna, modnie ubrana i miła. F postanowił namówić ją żeby wyszła za jego syna, bo on teraz matury nie zdał, bo miał takie złamane serce, bo go jego dziewczyna, z którą chodził aż rok go zostawiła. (no po prostu Werter)
F: Ale on taki biedny ty byś mu życie rozweseliła, nie jedziesz do Szczecina, wysiadasz z nami i do nas jedziesz, od razu poznać go musisz. - wyciąga tablet i włącza Facebooka - Patrz tu jest jego zdjęcie. Widzisz jaki przystojniak. A matury, ze niema się nie przejmuj, to taki przeżytek w końcu "Matura to Bzdura" hehe. A ty wykształcona będziesz to wystarczy.
D: ale ja sądzę, że lepiej jak pana syn sobie sam znajdzie dziewczynę która mu się będzie podobać.
F: Co ty on gustu nie ma. Poprzednia miał taką lafiryndę. Ja wiem lepiej. No jak się nazywasz to sobie twoje imię i nazwisko zapisze, i wyślę ci zaproszenie do znajomych. To go poznasz trochę. Mogę ci powysyłać jego zdjęcia jak był mały, żebyś wiedziała jakie dzieci mogą wam się urodzić.
D: Na prawdę, wie pan, ja mam chłopaka. Jestem z nim szczęśliwa.
F: CO z tego, z moim będzie ci lepiej. Zostaw tamtego. No weź.
(i tak aż do końca podróży)

Ja pierniczę. Oczywiście gadali tak głośno, że spać się nie dało.

towarzysze podróży

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 44 (282)

1