Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SzynSzylka

Zamieszcza historie od: 12 kwietnia 2012 - 22:00
Ostatnio: 14 stycznia 2024 - 21:19
O sobie:

dom bez zwierzęcia to tylko puste miejsce

  • Historii na głównej: 15 z 27
  • Punktów za historie: 10335
  • Komentarzy: 216
  • Punktów za komentarze: 1416
 
zarchiwizowany

#29335

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Żeby nie było, że tak w kółko o zwierzakach, to dziś opowiem o sąsiadach z piętra. Dla wyjaśnienia: mieszkamy koło jednostki wojskowej, w starych koszarach - tzw. pruskim murze (budynki o konstrukcji drewnianej, czyli schody, barierki, okna też drewniane – myślę, że fakt istotny). Wspomniana rodzinka to ludzie z gatunku bardzo się kochających, na co wskazuje liczba dość już wyrośniętego potomstwa.

Kilku członków owej rodziny miało słabość do żółtego napoju z pianką, a jeżeli finanse pozwalały, również do szlachetniejszych trunków. Jednak tylko w jednym z nich po spożyciu nadmiaru w/w cieczy, budziła się dusza artysty. Wtedy to zaczynały się prace mające na celu zmianę wystroju klatki schodowej. Jak to w sypiącym się budynku, klatka schodowa nie należy do najpiękniejszych, więc należało od czasu do czasu zaprowadzić w niej artystyczny nieład, w skład którego wchodziły:

- śmieci (jeżeli nie było w domu, to zawsze można przynieść z dworu)
- na ścianach i podłodze plamy z różnych płynów bliżej nieokreślonego pochodzenia (pełniły również ważną funkcję - aromaterapeutyczną)
- wybite szyby w oknach (duszno na korytarzu a obsługa otwierania i zamykania okien przecież taka skomplikowana); czasem też całe skrzydła okienne miały lekcje latania z 1 piętra
- redekoracja ścian – bo po co okablowanie ma tkwić pod tynkiem? - przecież wiszące i grożące porażeniem wyglądają o wiele ładniej…

I tak przez lata sąsiad utrzymywał „porządek” na klatce na stałym poziomie, do czasu… Pewnego dnia (miałam jakieś 10 lat i byłam sama w domu) usłyszałam hałasy dochodzące zza drzwi wejściowych. Wyglądam przez wizjer i co się okazało? Sąsiadowi znudził się korytarz, więc postanowił poszerzyć swoje prace również o schody. Niestety wtedy okazało się, że barierki towarzyszące schodom nie mieszczą się w światopoglądzie artysty, więc cóż innego miał zrobić, jeśli nie skorygować za pomocą słusznych rozmiarów siekiery?

Do dziś jak wspominam tę sytuację, dziękuję opatrzności, że artystyczna dusza tego artysty nie miała w planach drzwi sąsiadów, ewentualnie przemeblowania ich mieszkań…

klatka schodowa

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 75 (123)
zarchiwizowany

#29219

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytuję Piekielnych i czytuję i kiedy już myślę że nic mnie więcej nie zdziwi to nagle pojawia się perełka która bije na głowę wszystkich. W końcu i ja postanowiłam coś napisać. Słowem wstępu – zaraz po maturze dostałam pracę w sklepie z gatunku zoologicznych, gdzie udzielam się niemal w każdej chwili wolnej od studiów. Trzeba przyznać, że praca całkiem sympatyczna (zwierzaczki i w ogóle) o ile nie ma się do czynienia z klientami… Wiem, wiem, klient nasz pan, podstawa handlu i inne takie, ale prawda jest taka, że na każdą miłą osobę przypada 10 piekielnych. Ale cóż… bez nich nie powstało by tyle ciekawych historii, którymi teraz mogę się podzielić.

Na początek chrzest bojowy jaki zaliczyłam krótko po rozpoczęciu pracy. Młoda i obrotna szybko ogarnęłam nazwy karm, ich ogólny skład itp. i umiałam doradzić w zakupach tym, którzy jeszcze nie wiedzą czym będą karmić pupila. Pewnego słonecznego dnia wkracza pani [P]piekielna i rzuciwszy mi na ladę 3zł (słownie trzy złote) orzekła:

[P] – Dla MOJEJ KICI to co zwykle.
Ja, zdając sobie sprawę ze średniej pamięci do twarzy, tym razem byłam pewna, że pierwszy raz na oczy babę widzę.
[J] – ???
[P] – …
[J] – A mogę wiedzieć jaką karmę pani kupuje?
[P] – Dla mojego kotka – tą co zawsze.
[J] – A czy mogłabym poznać więcej szczegółów? Choćby prosić o nazwę karmy?
[P] – A skąd mam wiedzieć? Ja tu zawsze kupuje i wiecie co.
[J] – Obawiam się, że jestem tu nowa i nie wiem co pani brała, ale jeżeli będzie pani tak miła i odpowie na moje pytania to na pewno dojdziemy jaką…
[P] – Co to za porządki?! Jak to nie wiesz? Ja tu od dawna kupuje! Ja stała klientka! Co to ma znaczyć że nie wiesz!
[J] – No nie wiem, pracuję tu od niedawna i tak się składa że nie było dane mi wcześniej pani obsługiwać…
[P] – No do czego to teraz doszło! Żebym JA stała klientka musiała zapamiętywać nazwy wszystkich karm bo jakiejś bezczelnej smarkuli nie chce się odrobiny wysiłku włożyć w obsługę klientów…

Po kilku jeszcze soczystych zdaniach jaka to jestem niewychowana smarkula nieszanująca klientów doszłyśmy z szanowną piekielną do tego, jaka to karma. Owe WSZYSTKIE karmy jakie miła pani miała pamiętać okazały się 1 (słownie jedną) karmą o stosunkowo prostej do zapamiętania nazwie. Była to pierwsza osoba którą postanowiłam zapamiętać by zapobiec kolejnym awanturom.

W tym miejscu kilka słów od serca:
Kochana pani piekielna! Pragnę uświadomić że jak w każdym sklepie codziennie przewija się u nas co najmniej kilkudziesięciu kupujących oraz co najmniej drugie tyle oglądających. Podsumowując – przed naszymi oczami każdego dnia przewija się grubo ponad setka twarzy, więc nie uważam za przejaw bezczelności faktu, że nie mamy obowiązku pamiętać co każda osoba danego dnia kupiła, ile zapłaciła, na co wybrzydzała, co oglądała ani w który półdupek się podrapała, albowiem jest to po prostu niewykonalne!

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (229)