Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SzynSzylka

Zamieszcza historie od: 12 kwietnia 2012 - 22:00
Ostatnio: 14 stycznia 2024 - 21:19
O sobie:

dom bez zwierzęcia to tylko puste miejsce

  • Historii na głównej: 15 z 27
  • Punktów za historie: 10335
  • Komentarzy: 216
  • Punktów za komentarze: 1416
 

#85671

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Widział ktoś bezwłosą odmianę świnki morskiej?

Jakiś czas temu sklep, w którym pracuję sprowadził parkę takich (bez)futrzaków jako pierwszy zoologiczny w mieście. Maluchy chrupią marchewkę w klatce, a klienci podziwiają nietypowe stworzonko. Nagle dziewczyna, na oko licealistka, przekrzykuje gwar w sklepie: "A co to za dziwadła?!”.

Kolega, niewiele myśląc, wypala - "Hipcie karłowate!"... Świadkowie nie wiedzieli, czy śmiać się z żartu kolegi, czy z faktu, że dziewczyna przyjrzała się dokładniej, po czym wyjęła telefon i można było usłyszeć: „Tyyyy, nie uwierzysz, co mają w tym sklepie! Karłowate hipcie!”.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (186)

#85564

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taka sytuacja - mam nadzieję, że uda mi się zrozumiale opisać.

Proste skrzyżowanie (najprostsze – po jednym pasie ruchu w każdą stronę), z jednej strony przystanek autobusowy, a przed nim namalowana zebra.

Jadę prosto przez skrzyżowanie, mijam je i zatrzymuję się przed pasami (z daleka widziałam, że ludzie wysiedli z autobusu i podchodzą do przejścia dla pieszych). Pan w średnim wieku w ostatniej chwili odskoczył do tyłu, a rozłożonymi ramionami odepchnął dzieciaki idące obok niego, ponieważ kierowca audicy jadącej za mną bez najmniejszej próby hamowania wyminął mój samochód z prawej strony, o mało co nie rozjeżdżając ludzi na chodniku...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (158)

#62924

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tematyka, z jaką jeszcze nie spotkałam się na Piekielnych, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.

Szefostwo jakiś czas temu postanowiło niedaleko sklepu otworzyć gabinet weterynaryjny dla małych zwierząt z psim fryzjerem. Co do opcji nr 2 trafiło na mnie i koleżankę – kursy, praktyki, certyfikat i strzyże sobie SzynSzylka psiaki wg wzoru lub indywidualnych życzeń właściciela psa (a czasem kota). Klienci różni, ale z reguły właściciele wychodzą z uśmiechem i zadowoleni z efektów – ale dziś, chyba z racji dyżuru w 13-tego trafiła się Pani Piekielna.

Krótkie wyjaśnienie realiów:
- pies musi być uwiązany, by zapobiec wyrywaniu się i ewentualnemu skaleczeniu psa,
- pies ZAWSZE zachowuje się inaczej w obecności właściciela, co NIE ułatwia pracy z psem, więc nie bez powodu strzyżenie odbywa się w osobnym gabinecie a nie w poczekalni przy pańci,
- psi fryzjer może zwykłego kundelka obciąć tak, by wyglądał jak pies z wystawy i na odwrót, możliwe są również najwymyślniejsze fryzury, ale TYLKO pod warunkiem, że pozwala na to stan okrywy włosowej.

A teraz właściwa historia.
Nie każdy chce, by jego psa strzyc wg wzoru, więc jak zwykle przed zabraniem się do pracy wypytuję się o szczegóły i powtarzam 2 razy, by mieć pewność, jak psiaka obciąć. Jedno z pytań:
Ja - Czy zostawiamy falbankę?
PP- Nie, brzuszek na łyso.

Klientka wyszła do poczekalni, a ja wzięłam się do pracy. Po paru minutach klientka wraca do gabinetu, a pies na widok pańci zaczyna się wyrywać.

PP – Falbankę pani obcięła?
Ja – Przecież powiedziała pani, że brzuszek na łyso.
PP – No ale falbanka miała zostać!
Ja – Przepraszam, widocznie się nie zrozumiałyśmy.
PP – No trudno, stało się.

No nic, strzygę dalej. Z czystej uprzejmości nie wyganiam babki, która co chwilę zagląda do gabinetu, co wywołuje ataki szału u psa, który myśli, że zaraz go zabierze. Co jest do przewidzenia - szarpanina wywołuje efekt psa ciągnącego na smyczy, czyli po prostu zaczyna charczeć. Podczas dalszej pracy okazało się też, że psiak ma kilka miejsc na łapach, na których włos jest przerzedzony, co miejscami dało efekt nadmiernego wycięcia sierści. Sprawdzałam dokładnie, czy to ja czegoś nie zepsułam, ale przerzedzenia pojawiły się w miejscach do których jeszcze nie doszłam, więc raczej nie mogłam zepsuć. Zostało mi jedynie przycinanie i układanie w taki sposób, by jak najwięcej tych przerzedzeń ukryć, jednocześnie nie skracając włosa, którego i tak było niewiele - najdłuższe włosy na psie miały max 3 cm, więc i tak niewielkie pole do popisu.

PP – (znowu weszła ku wariacjom psa) No brzuch ok., ale na nogach czemu pani falbanki nie zostawiła?
Ja – Przecież zostawiłam i (uprzedzając jej kolejne pytanie) nie skracałam nic, tylko wyrównałam te i tak krótkie włoski.

Nie zdążyłam skończyć strzyc, kiedy kobieta zaczęła zdejmować pętlę z szyi psa. Stwierdziła, że wystarczy stresu zwierzaka.

Wkrótce zadzwoniła do koleżanki z recepcji z żalem, przez co dowiedziałam się, że jestem niekompetentna, bo:
- nie umiem obsługiwać sprzętu bo walczyłam z maszynką – nie mogłam założyć ostrza, bo okazało się, że technik dzień wcześniej używał mojej maszynki do ostrzyżenia kotki przed operacją i jakoś zablokował mi uchwyt na ostrze – to było pierwsze strzyżenie od tamtej operacji więc wcześniej nie wiedziałam, że coś popsuł - co wyjaśniłam kobiecie podczas jej naprawiania (ale chyba do niej nie dotarło).
- nie radzę sobie ze zwierzakiem – obchodzę się ze zwierzakami delikatnie, choć tylko głupi myśli, że każdy pies stoi spokojnie, pozwala manewrować przy każdej części ciała różnymi narzędziami i nie wierci się. A czy jakbym użył siły albo szarpnęła psa zabierającego łapę to z kolei powiedziałaby, że nie mam podejścia albo się znęcam?
- pies dusi się na pętli – dopóki nie wchodziła to stał spokojnie i się nie szarpał to się nie dusił.
- pies był obcięty nierówno – żeby nie się nie powtarzać, patrz akapit o plackach rzadkiej sierści.

Dla porównania właściciel drugiego strzyżonego dziś psiaka jasno umiał określić swoje wymagania – nie dopowiadał niektórych szczegółów wyłącznie w myślach licząc, że jestem jasnowidzem, ani nie wymagał by z 3 cm włosów wyczarować falbanę do podłogi. Można? Można! I dodam, że psiak był jednym z najgrzeczniejszych na moim stole.

psi fryzjer

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 358 (464)

#62449

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno nasza stara pralka uznała, że przyszedł na nią czas. A wiadomo - jak odejść, to z hukiem. Tak więc po zalaniu mieszkania, korytarza (i trochę też sąsiadów niżej) wyzionęła ducha.

Przyszła pora na kupno nowej pralki. W końcu mama upatrzyła sobie jeden model (ładna, więcej programów i obrotów, cicha, do tego wymiary w sam raz). Jednak [P]ani z AGD upierała się, że [M]ama będzie bardziej zadowolona z modelu, który ona poleca, bo energooszczędny, bo ekologiczny, bo sierść z ubrań zbiera, bo cud miód orzeszki i cena 2x wyższa.

[M] - No dobra, a wyjaśni mi pani, na czym polega ta energooszczędność, bo mnie to zawsze zastanawiało.
[P] - No bo ona ma tak programator ustawiony, że pierze oszczędniej na dodatek i powtarza płukanie by było dokładniej...
[M] - A jak ona usuwa kłaki? Bo mamy psa i 2 koty, więc kłaków jest mnóstwo - może by mi pani powiedziała na jakiej zasadzie to usuwanie się odbywa.
[P] - Żeby pozbyć się futra to ona przy płukaniu wodę podgrzewa, i podczas prania grzeje o 20 stopni wyżej niż ustawione.
[M] - Zaraz, zaraz, ale ja czegoś tu nie rozumiem - skoro musi płukać 2 razy, to 2 razy więcej ścieków wyprodukuje, więc jak to się ma do ekologii? A poza tym, gdzie tu energooszczędność, skoro pralka sama sobie wodę dogrzewa o 20 stopni? A jeśli są w niej rzeczy, których nie można prać w wyższej temperaturze?
[P] - No bo ona tak kłaki usuwa...
[M] - Wie pani co, ja jednak za gadżety podziękuję i poproszę tamtą pralkę, a co do tej powiem tylko tyle, że rolka do ubrań jest tańsza, a tak samo skuteczna.

sklep AGD

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 520 (634)

#61418

przez (PW) ·
| Do ulubionych
K - Pani coś dla brojlerów bo mi zdychajom!
J - A powie mi pan coś więcej? Może jakieś objawy?
K - A skąd ja mam to wiedzieć? (a ja skąd mam wiedzieć?) No zdychajom po prostu, som, siedzom, jedzom i zdychajom - już z 10 mnie zdechło!
J - Ale czy zaobserwował pan jakieś niepokojące objawy? Niestety nie jestem lekarzem i mogę podać tylko lek pod kątem objawów, ewentualnie mogę zapisać pana w terminarzu by szef przyjechał i je obejrzał.
K - Ja nie wiem... (myśli aż para z uszu bije) ...może one biegunkę majo?
J - Pan się mnie pyta?
K - No bo ja nie wiem a one zdychajom.
J - Tym bardziej skąd ja mam wiedzieć, skoro ich nie widziałam?
K - No nie wiem a kiedy doktor bedzie?
J - Doktor jest w terenie - mogę albo pana umówić albo dać numer i umówi się pan osobiście.
K - To ja zadzwonie. (wyszedł bez numeru - myślę spoko, sporo rolników ma wizytówki albo numer szefa w telefonie).

Po tej rozmowie facet pojawia się regularnie co kilka dni i kolejne rozmowy wyglądają zawsze tak samo:
K - Szef jest?
J - Niestety jest w terenie.
K - To kiedy bedzie?
J - Nie wiem.
K - Bo mi dalej zdychajom!
J - Dzwonił pan się umówić?
K - No nie.

I tak w kółko - umawiać się nie chce, nie umie podać mi objawów, więc nawet nie mogę sama zapytać szefa co i jak i żeby przy następnej wizycie coś zaproponować, a na "zdychanie" samo w sobie niestety leku nie mam.

Rolnicy

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 475 (551)

#61400

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio w jednej z historii autor nawiązał do skeczu Kabaretu Moralnego Niepokoju. Po wczorajszej rozmowie telefonicznej mojego szefa, przypomniał mi się inny skecz: "BĘDZIE PAN ZADOWOLONY!"

Koło południa dzwoni telefon - odbiera [S]zef, przełącza na głośnik i rozmawia z [P]anią tele-naciągaczką.
[P] - Dzień dobry, tu firma Tele-Naciąganie w sprawie cudownej miodownej oferty przygotowanej specjalnie dla Pana odnośnie telewizji satelitarnej, czy mogę zająć chwilkę?
[S] - Chyba wiem, o co chodzi ale słucham.
[P] - Przygotowaliśmy specjalnie dla Pana cudowną miodowną ofertę odnośnie pakietu kanałów w telewizji satelitarnej, mianowicie proponuję Panu wspaniały super hiper ekstra luksusowy pakiet kanałów telewizyjnych, wszystkie kanały kodowane (chyba chodziło że miałby je odkodowane, ale brzmiało, jakby mieli mu wszystko zakodować), kanały filmowe, sportowe, przyrodnicze, seriale... no cud miód i pełna burżua i BĘDZIE PAN ZADOWOLONY!
[S] - Raczej nie jestem zainteresowany, nie mam czasu oglądać nawet tego co mam - jedyne co by mnie interesowało to obniżenie abonamentu.
[P] - Ale ja Panu proponuję wspaniały super hiper ekstra luksusowy pakiet kanałów telewizyjnych, ze wszystkimi najlepszymi kanałami, kosztuje tylko 300! (trzysta) złotych i jestem pewna, że BĘDZIE PAN ZADOWOLONY!
[S] - A ja pani tłumaczę, że nie mam czasu oglądać telewizji. Za to co mam płacę 180 zł, wstaję o 5 rano, wracam czasem nawet po północy i powie mi Pani kiedy ja mam to oglądać?
[P] - No bo Pan ma mniejszy pakiet od tego wspaniałego super hiper ekstra luksusowego pakietu kanałów telewizyjnych za jedyne 300 złotych - przy takiej ofercie gwarantuję panu, że BĘDZIE PAN ZADOWOLONY!
[S] - A ja Pani tłumaczę, że skoro nie mam czasu oglądać tego za co płacę 180 zł to tym bardziej nie będę miał czasu oglądać za 300 zł. Jeżeli poda mi Pani ofertę jakiegoś najmniejszego pakietu za mniejsze pieniądze to możemy podyskutować.
[P] - Ale ja nie mam takich w ofercie, dla Pana w ofercie mam super hiper ekstra luksusowy pakiet za jedyne 300 złotych i na pewno BĘDZIE PAN ZADOWOLONY!
(W czasie, kiedy ja zaczęłam zastanawiać się, czy to dzwoni automat, czy pani się po prostu płyta zacięła, szef wszedł na stronę internetową platformy której dotyczyła oferta i kontynuował)
[S] - (ogląda na stronie ofertę za 50 zł) Co mi Pani powie o pakiecie Comfort plus?
[P] - Niestety nie mam takiego w ofercie, dla Pana mogę jedynie zaproponować super hiper ekstra luksusowy pakiet za jedyne 300 złotych i wiem, że BĘDZIE PAN ZADOWOLONY!
[S] - Ale na stronie jest taka oferta i chciałbym, żeby mi Pani coś o niej powiedziała.
[P] - Niestety nie mam takich w ofercie, dla Pana mogę jedynie zaproponować super hiper ekstra luksusowy pakiet za jedyne 300 złotych i ponieważ oferta jest przygotowana specjalnie dla Pana to na 100% BĘDZIE PAN ZADOWOLONY!
[S] - Będę zadowolony jak zadzwoni Pani z ofertą pakietu za który nie będę musiał płacić astronomicznej sumy w czasie, kiedy nawet nie mam czasu oglądać telewizji. Do widzenia.

[S] - Kurna, uwierzysz SzynSzyla, że te osły już 4 raz do mnie dziś dzwonią z tą samą ofertą i żadne z nich nie widziało problemu w tym, że proponują mi ponad stówę podwyżki, mimo, że nie oglądam nawet tego, za co aktualnie płacę 180?

Tele-Naciągacze

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 432 (510)

#61115

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Klient sprzed godziny. Aż musiałam zajrzeć do słownika.

Obecnie nie siedzę w sklepie, tylko w lecznicy u szefa, gdzie z towarów, oprócz leków, mam tylko kilka rodzajów psich i kocich karm dla okolicznych rolników i mieszkańców wsi (lecznica dużych zwierząt za miastem). Nie znam ludzi z nazwisk, kilku kojarzę z twarzy - gościa z dziś pierwszy raz na oczy widziałam.

K - Poproszę karmę dla psa.
Ja - Jaką?
K - Bo wie pani, sąsiadka kupuje, a mój pies jej wyjadł i muszę odkupić.
Ja - A jaką karmę sąsiadka kupuje?
K - A skąd mam wiedzieć?
Ja - To chociaż podpowie mi pan coś konkretniej, choćby jaki pies, bo obawiam się, że nie znam pana sąsiadki i nie wiem co dla niego kupuje.
K - Ale jak to pani nie wie?
Ja - Pracuję tu od niedawna (w sensie że w lecznicy), mieszkam daleko i mam prawo nie znać ludzi i nie wiedzieć co kupują, poza kilkoma klientami którzy często robią zakupy.
K - Pani jest niemiła!
Ja - Nie jestem niemiła, tylko spokojnie tłumaczę. A moją sąsiadkę pan zna? Tą co ma ogródek pod moim oknem?
K - A skąd skoro pani nie znam.
Ja - A pana widzę pierwszy raz, i mam wiedzieć kto jest pana sąsiadem i co kupuje?
K - To tej mi pani sprzeda.
Ja - Ile zważyć?
K - No to pani mi powinna doradzić.
Ja - Ale musi mi pan powiedzieć ile mam zważyć, skąd mam wiedzieć ile pan chce kupić albo ile pan chce pieniędzy przeznaczyć na zakup?
K - Pani jest niekompetentna.
Ja - Czyli mam zgadywać? Skąd mam wiedzieć czy klient chce 0,5kg, 2 kilo czy cały worek?
K - Do tego jest pani ordynarna. Jak tak można, pani taka młoda i dopiero zaczyna, a tu już taki minus? Jak pani się w pracy chce utrzymać? Co na to pani szef?
Ja - Nie sądzę by szef wiedział co kupuje pana sąsiadka. Ja pracuję w tej same firmie od 8 lat, a skoro pracuję dalej to szefostwo nie miało powodów do niezadowolenia. I osobiście nie mam problemów z dogadywaniem się z klientami, którzy wiedzą, czego chcą i nie wymagają od sprzedawcy czytania w myślach.

Serio, nie raz zdarzało się, że wymagano ode mnie bycia duchem świętym, ale koleś przegiął. Na prawdę byłam (wg słownika) wulgarna, prostacka, pospolita i w złym guście?

lecznica

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 372 (538)

#61142

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Żeby nie było, że tylko w sieciowych zoologicznych dzieje się zło.

Dla wyjaśnienia - lubię odwiedzać inne sklepy ze zwierzakami. Nie dlatego, by ogarnąć konkurencje pod kątem towarów czy usług, nie robię wywiadów - po prostu lubię zwierzaki i lubię je oglądać (zostało mi jeszcze z dzieciństwa, że muszę zajrzeć do każdego sklepu jaki mijam). A nuż inni mają zwierzaka, jakiego nie sprowadzamy albo takiego, jakiego w ogóle jeszcze nie widziałam na żywo.

Do rzeczy...

Szefostwo otworzyło kiedyś drugą filię naszego sklepu w markecie o realnej nazwie - niewielki jednoosobowy boks na uboczu galerii. Jakiś czas później na drugim końcu galerii jakiś inny prywaciarz otworzył podobny sklepik, może o trochę większej powierzchni - odwiedziłam go raz, ale po tym co zobaczyłam, nigdy więcej tam nie wróciłam:

- żółw stepowy o średnicy ok. 20 cm (pominę rozwarstwiającą się skorupę) siedział na trocinach w akwarium o boku ok. 25/40 cm (nie miałam miarki, więc podane wartości mogły odbiegać od rzeczywistości, ale proporcje się zgadzają - ogólnie zwierzak mógł tylko stać w miejscu bez możliwości odwrócenia się),
- króliki i świnki morskie miały tak przerośnięte pazurki, że można by było z nich zaplatać warkocze,
- do rażącego przeludnienia (przerybienia?) w akwariach, dochodzi krzywica u połowy ryb, braki w łuskach, zwłoki w każdym zbiorniku,
- po co sprzątać martwe zwierzaki? niech myszki pobawią się swoim martwym kolegą,
- na 5 koszatniczek 4 nie miały ogonów (odpadają im, kiedy się je ciągnie lub podnosi za ogon),
- większość gryzoni miała rany od walki ze sobą,
- ogólnie zwierząt było ok 3x więcej niż pozwalały na to warunki i wielkość klatek.

Nasz sklep zyskał na tyle popularność, że przy pierwszej okazji przenieśliśmy się do większego boksu na środku galerii - po krótkim czasie konkurencje nie wytrzymała takiego ciosu i postanowili zamknąć biznes. A może to nie przez nas tracili klientów tylko przez niekompetencję i nieuprzejmość, na którą skarżyli nam się klienci?

Przychodzi do nas właściciel z zapytaniem, czy nie przygarniemy kilku zwierzaków, bo on zamyka interes i nie ma co z nimi zrobić. Ok, jak za darmo daje, to nawet tak zapuszczone biedactwa możemy przyjąć. Przyniósł nam w kartonie wyrośniętego króliczka z pazurami niemal dookoła łapek i podstarzałą koszatkę (oczywiście bez połowy ogonka), ale nic - po doprowadzeniu do porządku nawet gratis do klatki można wydać, byle tylko miały lepiej (w takich przypadkach informujemy klienta, że możemy sprzedać zwierzaka albo gratis dać takiego po przejściach).

Mało piekielne?

No to wisienka na torcie:

Zamknęli sklep. Boks pusty kilka miesięcy, dopóki mały wędkarski sklepik nie postanowił powiększyć metrażu. Czego dowiedzieliśmy się, kiedy wędkarski się przenosił? Otóż, tego, że nie wszystkie zwierzaki gość oddał do nas - po ponownym otwarciu boksu cały market uderzył smród z akwariów i klatek. Tak - panu szanownemu nie chciało się nie tylko przynieść do nas wszystkich zwierzaków, ale i w ogóle wydać ich gdziekolwiek, posprzątać, zlać wodę z akwarium. Po prostu wysprzedał ile się dało do dnia zamknięcia, zabrał kilka wartościowszych rzeczy, a resztę zostawił jak stało - w tym również pełne akwaria z rybami i klatki z gryzoniami, które z braku pokarmu zaczęły zjadać się nawzajem.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 918 (966)

#60853

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pomyślałam, pomyślałam i przypomniałam sobie kilku klientów, przez których stwierdzam, że w jakimkolwiek handlu zwierzętami powinna zostać wprowadzona klauzula sumienia pozwalająca odmówić sprzedaży. W końcu, jeżeli "nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy" to w przypadku zwierząt... oceńcie sami:

1. Znawca.
On - Jak bede chciał kupić tego wenża to pani mi go wyjmnie?
Ja - Oczywiście.
On - I nie boi sie pani?
Ja - Nie.
On - To ja kupie bo jednego już mam.
Ja - A z ciekawości, jakiego pan ma?
On - No takiego jak tu jest w klatce(?) (może szczegółów się czepiam, ale już lampka zaświtała, że posiadacz gada nie pomyliłby terrarium z klatką)
Ja - No ale ja o gatunek pytam.
On - No taki jak ten co tu siedzi, ja hodować bende to musze drugiego mieć.
Ja - Ale skoro pan uważa, że takiego ma, to pytam o nazwę gatunku, a w przypadku planów co do hodowli, muszę zapytać o płeć posiadanego już zwierzaka.
On - Troche miejszy bendzie wienc pewnie to samniec jest a ja mam samice.
Ja - Gatunek?
On - Taki sam. To pani wyjmnie go bo kupie.
Ja - Obawiam się, że nie wyjmę.
On - Czemu? Ja kupie!
Ja - Nie sądzę, zwierzę to nie zabawka - pooglądać można sobie przez szybę albo na Animal Planet, a z pana wypowiedzi wnioskuję nie tylko, że pan nie ma w domu zwierząt, ale i nie ma o nich zielonego pojęcia.
On - Ja sie znam! Ja jestem hodowcą!
Ja - Jakoś wątpię, skoro nie zna pan nawet gatunku zwierzęcia.

2. Kochany tatuś.
Tata z 2 rozwrzeszczanych szkrabów, na oko nie starszych niż 3-4 lata, króliczek wybrany, oprzyrządowanie zapakowane, kwota do zapłaty w trakcie odliczania... nagle olśnienie tatusia!
KT - W razie co to rozumiem, że można oddać.
Ja - Ale zaraz zaraz, po pierwsze to co oznacza "w razie co", a po drugie to dlaczego oddać? Sprzęt nowy, nie uszkodzony, przecież oglądał pan przed chwilą.
KT - No ale królik...
Ja - Co królik? Młody, zdrowy, sam pan z dziećmi wybierał.
KT - No ale wie pani jak to jest (pokazuje na szkraby) bo dzieciaki, bo kaprys, a jak się znudzi to kto będzie sprzątał? (?!) (wyjmuję zwierzaka z pudełka i zaczynam rozpakowywać zakupy). Co pani robi?
Ja - Odkładam wszystko na miejsce.
KT - Ale z jakiej racji? Przecież kupuję.
Ja - Nie kupuje pan, a to nie jest wypożyczalnia.
KT - No wiem, przecież płacę.
Ja - Już pan nie musi i zwierzaka też nie mam prawa panu sprzedać, skoro pan tak stawia sprawę, powtarzam - to nie wypożyczalnia! To żywe zwierzę, a nie zabawka, którą po zabawie można rzucić w kąt. Potrzebuje opieki i uwagi i nie nadaje się dla ludzi nieodpowiedzialnych.
KT - Ja na panią doniosę do kierownika!
Ja - Proszę bardzo - kierownik, pomijając fakt, że w przypadku zwierząt i niektórych produktów nie obowiązują zwroty, jak dowie się o pana pomyśle, sam wyprosi pana ze sklepu. Odpowiedzialni ludzie przed przyjęciem do domu nowego "mieszkańca", starają się poznać chociaż podstawy dotyczące utrzymania zwierzęcia, a jestem pewna, że pan takowych nawet nie próbował poczynić, bo wiedziałby pan, że królik to dodatkowa odpowiedzialność na następne 8 lat (minimum) a nie na kilka dni, żeby dzieci się pobawiły i znudziły.

3. Akwarysta specjalista (tym razem trafiło na kolegę).
3.1.
AS - Panie, rybki do akwarium!
K - ... (standardowy wywiad - jakie akwarium, jaka obsada, jakie warunki - by polecić odpowiednie gatunki)
AS - No takie (pokazuje gestem rozmiary mniej więcej standardu ok. 60 litrów), ryby różne, takie normalne, spokojne (wymienia przykładowe nazwy, choć dziw, że można wymienić 10 gatunków ryb z czego żadnego poprawnie), ze 40 jest...
K - Ale tak po prawdzie to już trochę przeludnienie (przerybienie?), będzie im ciasno i mogą zacząć walczyć o terytorium.
AS - Ale chociaż parę wybiorę, żeby kolory urozmaicić.
K - Tłumaczę panu, że za ciasno będzie.
AS - Co mi pan wciska! Pan mnie obraża, ja jestem doświadczonym akwarystą i wiem ile mogę mieć ryb! Ja mam akwarium już rok! (tu już jako świadek miałam problem, by nie wybuchnąć śmiechem, ale znając kolegę poczekałam na odpowiedź).
K - Oczywiście, ma pan rację. Czymże jest moje 27 lat posiadania akwarium (dodam, że ma w domu ponad 700 litrów), nauki, powodzenia w rozmnażaniu najbardziej wymagających gatunków ryb i roślin. Czuję się niegodzien obsługiwać tak doświadczonych i obeznanych akwarystów, bo moja wiedza jest niczym, w porównaniu z pańską.

3.2.
- Rybki do kuli poproszę.
K - Bardzo proszę, jaka kula?
- No spora (składa ręce w wanienkę, jakby chciała nabrać wody - rozmiar powalający, pewnie kieliszki do wódki ma w domu większe)
K - Wie pani, właściwie, to na jedną rybkę będzie już ciasno. (ale klient nasz pan) Proszę, tu są bojowniki, można sobie wybrać.
- Ale ja już tam sobie wybrałam (i pokazuje na akwarium z delikatnymi i wymagającymi pielęgniczkami).

3.3.
- Rybkę poproszę, o tą! (tak! nie TĄ w sensie TĄ ODMIANĘ, lecz TĄ w sensie TĄ KONKRETNĄ!, czyli 300 neonków w akwarium, a pan szanowny raczy pokazać, którą sobie upatrzył, ponieważ jest o 0,01 mm większa).
- Ale wie pan, że to stadna rybka, powinno być ich więcej, ponieważ bez stada stresują się, chowają, a w ostateczności mogą nawet paść bez przyczyny? (może i rybka za 2,50 ale jednak żywa istota)
- (myśli - poznałam po dymie uchodzącym uszami) Stadne pani mówi? To 3 poproszę.

4. Starsza pani.
SP - Poproszę papużkę i klatkę - takie śliczne tu macie, a ja miałam kiedyś taką i ona tak po domku latała i przychodziła i śpiewała... (bywają dni, kiedy ma się ochotę nieuprzejmie odpowiedzieć, gdzie się ma fakt, że ktoś kiedyś miał papużkę, ale cierpliwie słucham wywodów starszej pani, zanim łaskawie przejdzie do rzeczy i pokaże, co wybrała, zamiast blokować kolejkę, z której dochodzi już marudzenie, ileż to ludzie w kolejce muszą czekać)
Ja - Dobrze, proszę pani, którą papużkę złapać?
SP - Tą (nimfa - dorodny i pięknie ubarwiony samczyk)
Ja - A klateczka? (staram się unikać zdrobnień, ale jakoś jak się stoi za ladą to samo nieświadomie przychodzi, nawet koledze 2x większemu i szerszemu ode mnie).
SP - Ta jest piękna, kiedyś miałam podobną i taka papużka w niej mieszkała...
Ja - Ale (teraz jej przerwałam) zdaje pani sobie sprawę, że to klatka dla kanarka?
SP - No to co? piękna jest i do papużki też pasuje...
Ja - No właśnie nie pasuje. Kanarek to maleńki ptaszek, a te nimfy, choć już 3x większe, to jeszcze młode i urosną, zwłaszcza samce.
SP - No przecież dość duża, zmieści się w niej...
Ja - ... żeby siedzieć i nie móc się ruszyć, a ta nie jest egzystencja jaką lubią papugi. Ona musi mieć klatkę na tyle dużą, by móc rozłożyć skrzydła, nie mówiąc już o możliwości przefrunięcia się choć trochę. (pokazuję klatkę, która by się nadała, a tylko 10 zł różnicy, bo ta mała ze względu na kształt i materiał też nie była tania)
SP - No to będzie wychodzić na pokój i latać ja ta co miałam i co przychodziła i jadła z ręki...
Ja - Ile czasu ją pani oswajała, by mogła bez strachu latać i przychodzić i jeść z ręki?
SP - No kilka miesięcy.
Ja - I przez te kilka miesięcy papuga ma wegetować w za małej klatce bez możliwości ruchu, zanim oswoi się na tyle, by można było ją wypuszczać z klatki?
SP - Ona się szybko oswoi. Proszę zapakować.
Ja - Proszę bardzo.

Dla wyjaśnienia - zdzieranie gardła nie kosztuje, a im więcej się produkuję dla samego spokoju sumienia, tym większa szansa, że czasem coś dotrze do zakutego gara i w 1 na 10 przypadków jest szansa, że człowiek się ogarnie i zwierzak nie ucierpi. Dlatego zaproponowałam jeszcze na odchodne, że jakby jednak się zdecydowała, to zapraszam - wymienię klatkę na większą. I JEST! NA NASTĘPNY DZIEŃ POJAWIA SIĘ ŚWIATEŁKO W TUNELU!

SP - Nie stoi w kolejce, a informuje, że poczeka aż JA będę wolna (czyżby coś?) Dzień dobry, ja w sprawie tego, co pani mi wczoraj mówiła... (trochę zawstydzona, mówiąc do mnie liczy kafelki na podłodze, znaczy można się spodziewać sukcesu wychowawczego).
Ja - Słucham. Jak papużka się czuje?
SP - No bo wie pani, bo ja tą klatkę kupiłam, bo ona mi się tak podobała, taka ładna (...) ale ona tak siedzi na dole i się nie rusza i taka smutna i jeść nie chce, a pani tak tłumaczyła, że to za mała i mi się wydaje, że to o to chodzi i że myślę, że pani rację miała i ja nie wiem co teraz zrobić...
Ja - W sensie, że wymieniamy klatkę na tą większą?
SP - Bo jak się przyjrzę, to ta też nie jest wcale brzydka, a mój papużek by się lepiej poczuł... Tylko ja nie wiem, bo on już siedział w tamtej klatce i nie wiem co zrobić.
Ja - Wie pani, możemy się umówić, że zostawi pani pieniądze za klatkę jako zastaw, przełoży do niej papugę, a tamtą pani umyje i przyniesie a wtedy oddam pieniądze i wezmę tylko te 10 zł różnicy w cenie.
SP - Byłaby pani taka kochana? Jest pani wspaniała! (no cóż, bywam wredna, ale jednak jeśli chodzi o dobro zwierzaka, to budzi się we mnie siostra miłosierdzia).

Epilog bez happy endu: Z relacji kolegi dowiedziałam się, że pani, a jakże, małą klatkę przyniosła wypucowaną, wymieniła, odzyskała resztę pieniędzy, które jednak zaraz przeznaczyła na kupno papużki. Towarzystwo dla pierwszej zapytacie? Nie - nowa! No bo kto to słyszał zamykać okno przy próbie przełożenia nieoswojonego ptaka z jednej klatki do drugiej?

sklep zoologiczny

Skomentuj (83) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 560 (714)

#60802

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Klientka nabyła psiaka marki shihtzu, więc teraz czas na kompletowanie wyprawki: jedzonko, spanko, zabawki... czas na miskę...
- To jeszcze miskę wybiorę - ta jest ładna i kolor też pasuje.
- Do wody dać taką samą, czy inną?
- Nie, wezmę tylko tą.
- Ma pani już miskę do wody?
- Nie.
- ?
- Pani z hodowli powiedziała, żeby nie dawać wody, bo on wtedy sika.
- To co wg pani z hodowli pies ma pić?
- Powiedziała, że ewentualnie karmę trochę rozmoczyć ale nie dużo, bo sikać będzie.

Co dobija bardziej? To że "hodowca" rozgłasza takie bzdury, czy to, że dorośli ludzie biorący od nich zwierzaka kupują te bzdury bez zastanowienia?

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 766 (808)