Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

TheWho96

Zamieszcza historie od: 4 października 2023 - 23:21
Ostatnio: 12 marca 2024 - 10:21
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 176
  • Komentarzy: 28
  • Punktów za komentarze: 125
 

#91120

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znalazłam dzisiaj karteczkę za szybą, a tego bardzo nie lubię. Po prostu uważam, że zostawianie komuś w ten sposób pasywno-agresywnych wiadomości, na które nie sposób odpowiedzieć jest słabe.

Na kartce (przemoczonej przez deszcz, ale jeszcze do odczytania) widniała informacja, że nie jest to prywatne miejsce parkingowe i żeby liczyć się z odholowaniem samochodu w przypadku ponownego zaparkowania. Nie powiem, trochę mnie rozbawiło, bo nawet gdybym stała w miejscu, w którym nie wolno parkować, nikt mi samochodu z tego tytułu nie ma prawa odholować. Mogą mi co najwyżej wlepić mandat, zwłaszcza, że nie ma tam możliwości nikogo zablokować.

Wróciłam z kartką do domu i pokazałam partnerowi, na co on powiedział, że zapomniał mi w sumie powiedzieć, ale jakieś dwa dni temu zdrapał mi jakąś wlepkę, którą ktoś zostawił na szybie. Po czym dodał, że on chyba wie nawet kto to, bo ponoć znajomy osoby wcześniej wynajmującej to mieszkanie (krewnej partnera) spruł się do niej jakiś czas temu, że ktoś, kto się po niej wprowadził, parkuje na zakazie. Partner odpowiedział jej, żeby go zachęciła do przyjścia do niego, to sobie porozmawiają. No, nie przyszedł. Typ jest ponoć laweciarzem (tak, wiem, że pomoc drogowa się obraża o to określenie, ale w tym przypadku chyba jednak adekwatne).

Na czym polega to „parkowanie na zakazie” zdaniem pana? Cóż, na miejscu na którym stoję jest wyrysowana koperta na asfalcie. Czego samozwańczy szeryf najwyraźniej nie wie, żeby coś było kopertą musi poza oznaczeniem na asfalcie mieć również znak pionowy z wyjaśnieniem kogo koperta dotyczy. Bez tego dodatku znak jest nieważny, mojemu partnerowi zdarzyło się na tej podstawie uniknąć bezzasadnego mandatu. W tym miejscu w żadnej formie nie widnieje informacja kogo miałaby dotyczyć koperta. Strefy zamieszkania też w tym miejscu nie ma, więc parkowanie poza wyznaczonymi miejscami też nie jest wykroczeniem.

Rozumiem, że mało osób o tym wie. Gdybym zabierała się do pouczania kogoś, to jednak bym najpierw sprawdziła czy rzeczywiście mam rację, ale to ja. Ale już abstrahując od tego - jak nudne trzeba mieć życie, żeby się zajmować takimi rzeczami? Generalnie on nie ma żadnego interesu w tym, żeby moje auto tam nie stało, oprócz tego, ze jak go tam nie będzie, to będzie mógł tam zaparkować sam.

Zastanawiam się jak temat ugryźć, bo nie wiem jak daleko się posunie. Rozważam zostawienie kartki na drzwiach klatki z wyjaśnieniem albo zaproszeniem do zapukania do naszych drzwi, to chętnie mu wyjaśnimy dlaczego jest w błędzie, ewentualnie wzywania straży miejskiej albo policji. Ewentualnie rozważam podrzucenie mu jego własnej kartki (gdyby się pojawiła następna) pod drzwi jego mieszkania tak, żeby wiedział, że wiem kto to, przypominajką, że gdyby mu przypadkiem przyszedł do głowy głupi pomysł odholowania gdzieś mojego samochodu na własną rękę swoją lawetą, to jest to zasadniczo kradzież. Jeśli nie odklei się tak bardzo, to zawsze może mi któraś wlepkę w końcu przykleić na lakier i go zniszczyć.

Z miejscami do parkowania bywa różnie w tym miejscu, w porach, w których parkuję, a nie będę rezygnować z legalnego miejsca z powodu niespełnionych ambicji niedouczonego idioty.

Parking osiedlowy

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 70 (94)

#91102

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu codzienny rytuał przeglądania memów zastąpiło mi scrollowanie rolek na instagramie. Strasznie uzależniające, wiadomo, ale wydaje mi się, że mam to w miarę pod kontrolą, nie wsiąkam za bardzo, są dni, że w ogóle nie odpalam, nie brakuje mi.

O ile IG dobrze mnie już rozszyfrował i podpowiada mi rzeczy, które mnie interesują albo bawią, o tyle Facebook ma spory problem z pozycjonowaniem mi rolek. Być może dlatego, że tam zdarza mi się je odpalić tylko od święta, z braku laku. I tak się złożyło, że z jakiegoś powodu Fb zarzuca mnie rolkami dotyczącymi związków i ogólnie relacji. Mnie osobiście ten content bawi, bo wiem jak jest naiwny, ale jak sobie czasem pomyślę np. o mojej 19-letniej kuzynce, która wychowywała się bez ojca i wchodzi z jednego toksycznego związku w drugi, to jednak trochę mnie to denerwuje, bo podejrzewam, że część młodych ludzi doświadczających pierwszych związków, łyka te wysrywy jak pelikany.

Jedną z moich ulubionych rzeczy w tych rolkach jest generalizacja: opisywanie jakiegoś swojego pojedynczego doświadczenia w formie niepodważalnej zasady, odnoszącej się do ogółu ludzkości. Przykładowo rolka z informacją, że jeśli facet codziennie do Ciebie piszę rano „dzień dobry” to znaczy, że w 90% przypadków pisze to równocześnie do 5 innych dziewczyn. Na pierwszy rzut oka widać, że ktoś miał nieprzyjemne doświadczenie tego typu, dorzucił do tego dane ewidentnie pochodzące z IDZD (Instytut Danych z Dupy, jakby ktoś się nie spotkał) i dorzucił tag #psychological facts.

Wczoraj, dla odmiany, wyświetliła mi się rolka o tym, że jeśli się z partnerem schodzicie i rozchodzicie raz za razem, to znaczy, że jesteście sobie pisani i musicie przestać „wymuszać” te zerwania. Też oczywiście #psychological facts. Myślę, że każdy kto widział kiedyś toksyczny związek, nawet niekoniecznie doświadczył, skojarzy te pętle prędzej z tym, niż z „przeznaczeniem” i „wymuszaniem zerwania”. Czyli tu już niekoniecznie generalizacja, bardziej normalizacja i romantyzowanie toksycznych związków.

Ja wiem, że to nic nowego, że materiały w internecie są szkodliwe, ale dla mnie to taka stosunkowo nowa piekielność.

Internety

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (138)

#90792

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Próbowałam dodać już trzy komentarze pod historią o porysowanych drzwiach wejściowych do mieszkania, ale chyba nie umiem w piekielnych, więc opiszę swoją sytuację po prostu tutaj. W komentarzach do tamtej historii rozgorzała dyskusja na temat drzwi otwierających się na zewnątrz w korytarzu, nie zachowujących 1,4 m odstępu od ściany korytarza po otwarciu, czyli niezgodnych z ppoż.

W moim bloku jest jedna klatka schodowa i na każdym piętrze jest jeden krótki korytarz w lewo i długi korytarz w prawo. Praktycznie każde piętro dorobiło sobie drzwi do tych korytarzy, zamykane na klucz. Czyli ja, mieszkając w krótszym korytarzu po lewej, wychodzę z mieszkania najpierw do części korytarza odciętej od innych drzwiami, do których klucz mam tylko ja i właściciele dwóch pozostałych mieszkań po tej stronie klatki. Kiedy się wprowadziłam, drzwi wejściowe do mieszkania otwierały się do środka, ale zainspirowani sąsiadem z naprzeciwka, który swoje drzwi przełożył, też je przełożyliśmy. Za naszymi drzwiami nie ma już nikogo, kto mógłby się obok nich ewakuować, natomiast otwierane do wewnątrz blokowały drzwi do łazienki z piecykiem gazowym, więc takie rozwiązanie wydawało się też bezpieczniejsze.

Mam niestety na piętrze sąsiadkę hobbystkę, która pasjami zgłasza innych mieszkańców bloku do administracji w różnych tematach. A to remont trwa za długo (mimo że w dozwolonych godzinach, nie naruszając ciszy nocnej), a to coś innego. Taka lokalna aktywistka. Ponoć przez jakiś krótki okres sama robiła karierę w administracji, stąd chyba ta nadgorliwość. Sama administracja dzwoni zazwyczaj z góry przepraszając, widać, że są zachowaniem sąsiadki zmęczeni, ale „muszą jakoś zareagować”. No i, jak się łatwo domyślić, dzięki życzliwości aktywnej społecznie sąsiadki, dostaliśmy z administracji informację, że mamy przełożyć drzwi, bo nie zachowują przepisowego 1,4 m do ściany korytarza. Skonsultowaliśmy temat ze znajomymi strażakami, którzy usiedli, przestudiowali i znaleźli kruczek - przepis mówi, że ta minimalna odległość nie dotyczy drzwi wyposażonych w urządzenie samozamykające. Kupiliśmy samozamykacz, zainstalowaliśmy, posłaliśmy informację wraz z opinią strażaków do administracji, podziękowali i zamknęli temat. Sympatyczna sąsiadka napatoczyła się na nas jeszcze raz i łzawym tonem opowiedziała mojemu tacie jak to ona się martwi o te drzwi, bo to takie niebezpieczne, bo co jakby kiedyś przyszło do nas jakieś dziecko, zapukało, a my otwierając drzwi je uderzymy, moglibyśmy je przecież zabić!

Nie zapytaliśmy jak dziecko miałoby się dostać do wydzielonej części korytarza przez zamknięte na klucz drzwi (które swoją drogą już nie stanowią dla sąsiadki problemu, mimo że realnie utrudniają ewakuację całemu korytarzowi). Nie zapytaliśmy też po co jakieś dziecko miałoby do nas przyjść. Wydawało nam się, że nie ma sensu pytać o logikę kogoś, kto uważa, że można zabić kogoś drzwiami otwierającymi się na zewnątrz (samym impetem otwarcia ich).

Rozumiem, że znacie przepisy i stąd Wasze zbulwersowanie w komentarzach pod tamtą historią, ale są czasem takie sytuacje, w których przepis nie ma sensu, a mimo to obowiązuje. Co do argumentów o wyważaniu drzwi, że łatwiej jak się otwierają do środka - gdyby o to chodziło w tym przepisie, to nie byłoby tego zapisu, ze przy odpowiedniej odległości od ściany albo samozamykaczu, jest ok. W mojej konkretnej sytuacji np. gdyby z jakiegoś powodu drzwi do łazienki zablokowały drzwi wejściowe, to wyważenie ich wcale nie byłoby łatwiejsze.

Bloki

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 99 (125)
zarchiwizowany

#90791

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Próbowałam dodać już trzy komentarze pod historią o porysowanych drzwiach wejściowych do mieszkania, ale chyba nie umiem w piekielnych, więc opiszę swoją sytuację po prostu tutaj. W komentarzach do tamtej historii rozgorzała dyskusja na temat drzwi otwierających się na zewnątrz w korytarzu, nie zachowujących 1,4 m odstępu od ściany korytarza po otwarciu, czyli niezgodnych z ppoż.

W moim bloku jest jedna klatka schodowa i na każdym piętrze jest jeden krótki korytarz w lewo i długi korytarz w prawo. Praktycznie każde piętro dorobiło sobie drzwi do tych korytarzy, zamykane na klucz. Czyli ja, mieszkając w krótszym korytarzu po lewej, wychodzę z mieszkania najpierw do części korytarza odciętej od innych drzwiami, do których klucz mam tylko ja i właściciele dwóch pozostałych mieszkań po tej stronie klatki. Kiedy się wprowadziłam, drzwi wejściowe do mieszkania otwierały się do środka, ale zainspirowani sąsiadem z naprzeciwka, który swoje drzwi przełożył, też je przełożyliśmy. Za naszymi drzwiami nie ma już nikogo, kto mógłby się obok nich ewakuować, natomiast otwierane do wewnątrz blokowały drzwi do łazienki z piecykiem gazowym, więc takie rozwiązanie wydawało się też bezpieczniejsze. Mam niestety na piętrze sąsiadkę hobbystkę, która pasjami zgłasza innych mieszkańców bloku do administracji w różnych tematach. A to remont trwa za długo (mimo że w dozwolonych godzinach, nie naruszając ciszy nocnej), a to coś innego. Taka lokalna aktywistka. Ponoć przez jakiś krótki okres sama robiła karierę w administracji, stąd chyba ta nadgorliwość. Sama administracja dzwoni zazwyczaj z góry przepraszając, widać, że są zachowaniem sąsiadki zmęczeni, ale „muszą jakoś zareagować”. No i, jak się łatwo domyślić, dzięki życzliwości aktywnej społecznie sąsiadki, dostaliśmy z administracji informację, że mamy przełożyć drzwi, bo nie zachowują przepisowego 1,4 m do ściany korytarza. Skonsultowaliśmy temat ze znajomymi strażakami, którzy usiedli, przestudiowali i znaleźli kruczek - przepis mówi, że ta minimalna odległość nie dotyczy drzwi wyposażonych w urządzenie samozamykające. Kupiliśmy samozamykacz, zainstalowaliśmy, posłaliśmy informację wraz z opinią strażaków do administracji, podziękowali i zamknęli temat. Sympatyczna sąsiadka napatoczyła się na nas jeszcze raz i łzawym tonem opowiedziała mojemu tacie jak to ona się martwi o te drzwi, bo to takie niebezpieczne, bo co jakby kiedyś przyszło do nas jakieś dziecko, zapukało, a my otwierając drzwi je uderzymy, moglibyśmy je przecież zabić!

Nie zapytaliśmy jak dziecko miałoby się dostać do wydzielonej części korytarza przez zamknięte na klucz drzwi (które swoją drogą już nie stanowią dla sąsiadki problemu, mimo że realnie utrudniają ewakuacje całemu korytarzowi). Nie zapytaliśmy też po co jakieś dziecko miałoby do nas przyjść. Wydawało nam się, że nie ma sensu pytać o logikę kogoś, kto uważa, że można zabić kogoś drzwiami otwierającymi się na zewnątrz (samym impetem otwarcia ich).

Rozumiem, że znacie przepisy i stąd Wasze zbulwersowanie w komentarzach pod tamtą historią, ale są czasem takie sytuacje, w których przepis nie ma sensu, a mimo to obowiązuje. Co do argumentów o wyważaniu drzwi, że łatwiej jak się otwierają do środka - gdyby o to chodziło w tym przepisie, to nie byłoby tego zapisu, ze przy odpowiedniej odległości od ściany albo samozamykaczu, jest ok. W mojej konkretnej sytuacji np. gdyby z jakiegoś powodu drzwi do łazienki zablokowały drzwi wejściowe, to wyważenie ich wcale nie byłoby łatwiejsze.

Bloki

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (17)

1