Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tosia

Zamieszcza historie od: 27 listopada 2012 - 23:02
Ostatnio: 29 września 2016 - 18:19
  • Historii na głównej: 0 z 2
  • Punktów za historie: 325
  • Komentarzy: 21
  • Punktów za komentarze: 42
 
zarchiwizowany

#47697

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś o policji...
Na pewno słyszeliście, jak pasażer dostał mandat za to, że kierowca nie miał prawa jazdy...?
Albo to jak facet dostał mandat za to, że przeklął, gdzie wcześniej ratował życie...? To coś w ten deseń..

Mieszkam ja z babcią i synem. Nigdy wcześniej, jak nie zdarzyła się taka sytuacja, tak teraz mały darł się przed snem wniebogłosy, z nie wiadomo jakiego powodu. Zdarza się dzieciom przecież, że płaczem próbują coś wymusić...
W domu zawsze było przekonanie, że dzieci NIE MAJĄ PRAWA płakać. Dziwne, nie? Do rzeczy...
Po ataku płaczu, przyszła babcia zobaczyć co się dzieje, ale nie to, że zapyta, tylko od razu z wyzwiskami, porównującymi mnie do pani jeżdżącej na koniu. Wszystko to przy dziecku, jaka to ja nie jestem zła. Serce z kamienia normalnie, bo nie uległam zachciankom syna.
Odpowiedziałam tylko aby się nie wtrącała. Jednak złośliwość górą. Babcia wykręciła w domu wszystkie bezpieczniki, przez co nie mogłam zrobić dziecku herbaty, zapalić lampki nocnej itp... Nie powiem, że nie zdenerwowałam się, bo bym skłamała. Zeszłam do niej i stanowczo, ale uprzejmie zwróciłam się z prośbą o wkręcenie bezpieczników na swoje miejsce.
[...]
epitety w moją stronę.
[...]
Wkurzyłam się już nieźle, bo nie chciałam aby tak do mnie mówiła przy dziecku. Rozkazałam jej włożyć te bezpieczniki, bo już nie prosiłam. W odwecie rzuciła się na mnie z rękoma. No cóż...Mam trochę więcej siły od niej, więc ją odepchnęłam lekko. Zaczęła mnie kopać w brzuch. Szczęście, że na przykład w ciąży nie byłam. Niezła kondycja swoją drogą...
No nic... Z bólem serca wezwałam policję, aby przywrócili ją do istot rozumnych.
Przyjechali, zaprosiłam do siebie, opowiedziałam co się wydarzyło, że tu zawsze babcia wszczynała awantury, że mam to nagrane na telefonie... Ostrzegłam, że babcia będzie robić szopki i udawać wielkodusznego anioła.
Zeszli do niej...
Nie myliłam się. Babcia przewróciła swój pokój do góry nogami, że to niby ja. Rozczochrała się, że to niby też ja ją zaatakowałam. Biadolenie pod tytułem "oj jaka ta wnusia nie dobra" i wszystko inne, co na nie moją korzyść.
Parka policjantów oczywiście nie uwierzyła młodej mi, tylko starszej kobiecie, która była dla nich oazą spokoju. Fakt-wtedy byłam troszkę roztrzęsiona... Nie chcieli posłuchać nagrań, ani obejrzeć filmików. To moja wina i już. Efekt? Sprawa w prokuraturze o znęcanie się nad babcią...

policja

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (243)
zarchiwizowany

#43543

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiem Wam o piekielnej rejestratorce oraz lekarce w osiedlowej przychodni.
Mam ja synka. Lat 3. Przedszkolak. Wiadomo jak to w takich obiektach, chorobę można załapać szybko. Tak też było i ostatnio. Mały miał zapalenie oskrzeli. No nic... Do domu, leczenie i leżenie. Po ponad tygodniowej kuracji wrócił do przedszkola. Szkoda, że tylko na jeden dzień. Następnego dnia dzwoni do mnie telefon, że natychmiast mam odebrać synka. Blada, zdenerwowana i przez to spocona lecę jak głupia po niego. Na miejscu okazało się, że ma silną gorączkę, wysypkę na całym ciele i wymiotuje. Myślę sobie WTF?! Rano było wszystko w porządku. No nic. Postanowienie: odwiedzić przychodnię i zapisać już, natychmiast, zaraz, bo to przecież dziecko, któremu nie wiadomo co się dzieje. W przychodni mówię Pani [R]ejestratorce o co chodzi. Tłumaczę, że nie mam przy sobie zaświadczenia o ubezpieczeniu (jestem zarejestrowana w UP. Musiałabym jechać po uaktualnienie obecnego ubezpieczenia). Jednak nie tłumaczyłam jej nic na ten temat. Mówię jej, że dziecko jest ubezpieczone mimo wszystko do 18-go roku życia, a poza tym wykupiłam mu pakiet ubezpieczeń w przedszkolu, obejmujący też takie sytuacje. Pokazuje jej to i wywiązuje się taki dialog:
J: Proszę to jest zaświadczenie z przedszkola o ubezpieczeniu.
R: Co to za ulotki mi tu daje?! To się nie liczy i tego nie chcę!
J: Ale to jest potwierdzenie tego, że dziecko może iść gdziekolwiek, do jakiegokolwiek lekarza!
R: Nie chcę tego marnego świstka! Ma przynieść mi normalne ubezpieczenie!

Nie chcąc się dalej kłócić, z ledwo żyjącym dzieckiem na rękach zapytałam szanownej kiedy będzie jakiś lekarz.

Dwie godziny później...

R do koleżanki:
"O to ta wszystkowiedząca!"

Zignorowałam.

Koleżanka pani R powiedziała mi, że jeśli ludzie mnie puszcz ą bez kolejki, to będę mogła wejść do (w końcu) pani [D]oktor.
Zaznaczę od razu, że nie rejestrowałam się rano, gdyż nie przewidziałam takiej sytuacji. O ja głupia, a mogłam wiedzieć, że dziecko nagle się rozchoruje.

Ludzie pozwolili, bez żadnych problemów. Nie odzywał się jeden [P]an. Przychodzi D- widać, że świeżo po studiach.
No to ja gotowa do wejścia i nagle P wstaje i pyta D czy może już wejść. Już poddenerwowana:
J: Przepraszam, ale byłam szybciej niż Pan, a pierwsza osoba puściła mnie przed siebie!
P: To ja byłem pierwszy gówniaro! Rejestrowałem się o 7 więc nie pi**dol głupot.

W szoku nie mogłam wydusić z siebie słowa. Darowałam. P wszedł pierwszy.

Później pytałam się od której godziny zaczyna się rejestracja. 7.30...

W końcu moja kolej. Uwaga wchodzę...
J: Dzień dobry (z uśmiechem).
D: Jak Pani się nazywa?
J: Tosia.
D: Powinna się Pani mnie spytać najpierw czy w ogóle Panią przyjmę bez rejestracji.
J: Więc przyjmie Pani moje dziecko?
D: Nie wiem... Proszę powiedzieć o co chodzi.
Tłumaczę. Ona bada.
D: To następstwa zapalenia oskrzeli.
Kolejny karpik na twarzy
No nic. Może ma rację. Przepisała coś tam i poszłam.
Niestety malec źle znosił antybiotyk, dlatego następnego dnia, już z rejestracją, poszłam do drugiej lekarki- tym razem miłej, wykształconej kobiety.
Diagnoza: Szkarlatyna.

Teraz leczę dziecko odpowiednimi lekami i jest coraz lepiej.
Nie rozumiem tylko, jak można być tak pozbawionym czegokolwiek, co ludzkie, aby nie pomóc bardzo choremu małemu dziecku i jak można będąc lekarzem dać receptę na coś co nie ma nic wspólnego z objawami choroby? Mały dostawał syrop na kaszel, a powinien być natychmiastowo leczony czym innym. No szlag myślałam, że mnie trafi!

służba_zdrowia

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (192)

1