Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Treli

Zamieszcza historie od: 14 stycznia 2013 - 20:40
Ostatnio: 14 grudnia 2017 - 21:11
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 2342
  • Komentarzy: 49
  • Punktów za komentarze: 527
 

#74489

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś zostałam zjechana z góry na dół, od pań podejrzanej konduity (dwa określenia) i intymnych żeńskich części ciała (jedno określenie) - za to, iż stanęłam na własnym, oznaczonym tabliczką, oraz kopertą miejscu parkingowym. I czy ja nie widzę na własne kaprawe oczy, że ON swoim srebrnym audi, właśnie się szykował do zaparkowania. I że mam odjechać. NA TEN TYCHMIAST!
Z mojego miejsca.

Jakkolwiek wybaczyłabym pomyłkę starszej osobie (jest ich koło mego parkingu sporo, gdyż ZUS za rogiem), tak zamurowało mnie doprawdy na te pretensje od chłopka co najmniej piętnaście lat młodszego ode mnie.
Słowo daję, dalej mnie zdumiewa absurd takich sytuacji.
Bo to nie pierwszy raz tutaj. I pewno nie ostatni.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 266 (282)

#46647

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o piekielnym kliencie, piekielnym kucharzu i piekielnej pizzy.

Kilkanaście lat temu, na pewno coś około 15, funkcjonowały restauracje połączone bardzo znanej sieci pizzerii amerykańskiej, z jeszcze bardziej znaną siecią restauracji (z pikantnymi kurczakami w tajemniczej panierce). Zaplecza miały owe restauracje osobne, w jednej części produkowało się skrzydełka, udka i nóżki, a w drugiej pizzę. Tzw. wydawka i kasa była już wspólna.
I w każdej takiej hybrydzie (przynajmniej w Krakowie) była tzw. deliverka czyli dojazd z zamówieniem do klienta.

Dzień jak co dzień - klient zamawia pizzę telefonicznie, ale w głosie słychać charakterystyczny bełkot nawalonego, dodatkowo okraszony owy bełkot suto, jak kasza skwarkami łaciną chodnikową.

[K] Wy tam, uje złamasy!!! Ujową tą pizzę robicie, w ogóle bez smaku jezd!!! Macie mi zrobić super ekstra luks placka, bo ja wam pokażę!!! Pikantną! Żeby mi ryj odpadł od razu!!! No!!!

Jak pojawiał się równie uroczy klient, przyjmujący zamówienie włączał głośnomówiący, aby każdy z kierowców mógł zagrać w marynarza o to kto jedzie. :-)
Dodatkowe komentarze wpisywało się w komputer przy przyjmowaniu zamówienia, ale w tej sytuacji, nie było czasu pisać, przyjmujący pobiegł świńskim truchtem do kuchni.

[Z]: Chłopaki!!! Klient chce taką pizzę pikantną, żeby mu ryj odpadł!!! Co robimy?!!

Plackowy zamyślił się tylko przez ułamek sekundy (Pomysłowy Dobromir i kulka nad jego głową – zwizualizujcie sobie).

Plackowy: Idziemy na kurczaki!

[Z] nie dyskutował z fachowcem, udali się zatem na drugą stronę. Plackowy szepcze do ucha Kurczakowemu. Kurczakowy uśmiecha się jak sam demon z piekła i wyjmuje saszetkę z... marynatą do sławnych pikantnych skrzydełek.
Otwierało się ją w rękawicach gumowych i goglach, ponieważ taką moc piekielną w sobie ma w swej tajemniczej, czystej i skondensowanej postaci.
Chłopaki posypali obficie i ze szczerego serca pizzę i jazda.

Za jakiś czas telefon.

[K] Ludzie!!!! Nie wiem jak to zrobiliście, ale po jednym gryzie WYTRZEŹWIAŁEM! Jutro będę srał szkłem, ale co tam!!! Dzięki!!! Było pycha!!!

Obsługa zbaraniała. Chłopaki odeszli smutni, że im się dowcip nie udał.
Piekielną w finale została jedynie pizza.

gastronomia

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1992 (2066)
zarchiwizowany

#46222

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w kinie. Nie w sieci, ani w studyjnym, ale w pewnej pozostałości po PRL - owskiej hojności we wspieraniu kultury.
Kino jak kino, pewne „obowiązki” wobec klienta ma, a jednym z nich jest sprzedaż znienawidzonej przez pracowników, którzy ją muszą robić, prażonej kukurydzy - zwanej po amerykańsku popcornem, oraz przesłodzonej syropem wody z gazem co2, zwanej dalej coca colą, lub spritem, czy też innym pepsi i polo coctą.
Pewnej sennej soboty, około południa, po nalocie rodziców z dziećmi na porankowy seans (pamiętają niektórzy co to „Poranki”?), oraz przed nalotem dorosłych na popołudniowy seans, siedzę sobie przed komputerem przeglądając…a co, www.piekielni.pl.
Nagle telefon. Dzwoni pracownica [L] z barku.
[L]: Eeeee, Treli? Mogłabyś przyjść tu na chwilę? – ton głosu taki, jakby co najmniej trupa karalucha zobaczyła na zapleczu. A nad nim kondukt pogrzebowy.
[J]: A co się stało?
[L] Po prostu tu przyjdź….
Idę. Z daleka widzę, jak przy barku kinowym stoi sobie [F]acet około 25-30 lat, ubrany na sportowo, łysy i w okularach tzw kujonkach. Na blacie barku stoi kubek z napojem. Nic podejrzanego na pierwszy rzut oka.
[J]: Dzień dobry, słucham.
[F]:Sprzedajecie zepsutą fantę.
Patrzę pytająco na pracownicę, a ona wznosi oczy do nieba. Acha… Zaczyna się.
[J]:Jaka jest data? (ważności na syropie) – pytam [L]
[L]:Do jutra, do 14:30
[J]:Nalej mi trochę.
[L] nalewa i mimo, że nie lubię fanty próbuję. Fanta jak fanta. Nic specjalnego, smak normalny czyli pomarańczopodobny.
[J]:Proszę pana, napój jest dobry, ale jak pan się rozmyślił, to zwrócimy panu pieniądze.
Widzę jak [L] kręci głową. Czyli coś tu nie gra. Ale jeszcze nie wiem co.
[F]:Ale ja za nią nie zapłaciłem.
[J]:??? To o co chodzi?
[F]:Bo ja się wczoraj tą fantą zatrułem. Jest przeterminowana i sfermentowana.
[J]:O_o Nie jest. Jest ważna do jutra i sama ją sprawdzałam. Właściwie to czego pan oczekuje ode mnie?
[F]ODSZKODOWANIA!
[J]Ale za co?
[F]:Ja to zgłoszę na policję. Jak możecie sprzedawać fantę na dzień przed upływem daty ważności!?

Już wiem, że mam do czynienia ze sfrustrowanym czubkiem, więc mówię:.
[J]:Niech mnie pan nie straszy policją, nie mam panu nic więcej do powiedzenia w tej kwestii, do widzenia. (W myślach dodaję jeszcze, żeby mnie pocałował w sam środek…… pleców)
Odwracam się na pięcie i odchodzę.

Dosłownie za 20 minut telefon.
[L]Nie uwierzysz!! On tu wraca z policją!!!

HĘ???

Przed wejściem stoi auto policyjny Parówkowóz (operuję taką nazwą busa policyjnego ze względu, że często stoją nam przed wejściem w trakcie i po meczu na sąsiedzkim stadionie. ;-) I dwóch zblazowanych panów w popularnych „czarnuchach” (!!!) kroczy za w/w okularnikiem.
[P]olicjant: ten pan zgłosił, że chcieliście go otruć.
[L] już nie wytrzymuje absurdu i parska śmiechem. Ja niestety, a raczej moje stanowisko jest skazane na zachowanie powagi.
[J] wyjaśniam całą sytuację z naszej strony, prowadzę policmajstra na zaplecze (mimo, że wcale nie muszę, ale nie mam nic do ukrycia przecież.) gdzie pokazuję całą maszynerię do produkcji zapojki do kukurydzy i chipsów. Pokazuję daty ważności, nie tylko fanty, ale też innych syropów, wyjaśniam co i jak. [P] słucha uważnie, sądzę nawet, że jest po raz pierwszy w życiu na zapleczu kinowym i nie miał bladego pojęcia, że napoje z dystrybutorów tak się leje, a nie…z butelek na przykład czy z beczek.
Okularnik chciał truchtać za nami i wryć się niepostrzeżenie za szerokimi pleckami czarnego funkcjonariusza, ale zmiażdżyłam go wzrokiem, a drugi policmajster przytomnie go powstrzymał.
[P]: Kiedy pan to kupował?
[F]: Wczoraj. Jak się zorientowałem, że jest sfermentowana, to już zdążyłem wypić połowę! Potem spać nie mogłem w nocy! Biegunkę miałem!
[J]: A dlaczego pan wczoraj nie przyszedł do kierownika, aby zgłosić że jest coś nie tak?
[F]: NIE BYŁO CZASU.
Rączki mi opadły.
[J]:Ma pan rachunek fiskalny, który by świadczył, że to u nas kupione?
[F]:NIE WYDANO MI!
O ty wuju. Gadasz androny, ponieważ wszyscy u nas są przestrzegani tysiąc razy o wydawaniu paragonów fiskalnych i wiedzą jakie kary mogą ich za to czekać.
[J]: Akurat to nieprawda, ale nie chce mi się z panem dalej kłócić.
I odwracam się od obwiesia.
[F] Sapie
Proponuję panom mundurowym, aby spróbowali napoju, na co grzecznie odmawiają, więc mówię do nich, że pan zapewne się z członkiem męskim na łby pozamieniał (oczywiście parlamentarnymi słowy), i że gada farmazony krótko mówiąc. Na dodatek nie ma ŻADNYCH dowodów, że u nas kupował napój.

Finał jest taki, że panowie policjanci, spisali mnie mówiąc że muszą przyjąć zgłoszenie. OK. Następnie oddalili się w swoim jedynie wiadomym kierunku.
Po ich wyrazie twarzy, mam nadzieję, że ze zgłoszenia wyżej opisanego wariata zrobili samolocik.
[F] z pianą na pysku idzie w siną dal.

Opowiadam później reszcie załogi zaistniałą sytuację.
Kolega: Czy te ch**e nie mają co robić, tylko przyjeżdżać do zepsutej fanty??? K**WA???

Hmm. Cóż, trudno się z tym dictum nie zgodzić.

Ale najlepsza była moja [S]zefowa…
[S]: Zrobiłaś CH**OWI zdjęcie?!
[J]:O_o policjantowi????
[S]: Głupiaś! Temu chłopu w okularach!
[J]: Nie…
[S]:To skąd będę wiedzieć komu teraz przywalić w mordę?!!?!?!

A wyglądał tak normalnie...

Kino

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 17 (53)

1