Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Treli

Zamieszcza historie od: 14 stycznia 2013 - 20:40
Ostatnio: 14 grudnia 2017 - 21:11
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 2343
  • Komentarzy: 49
  • Punktów za komentarze: 527
 
zarchiwizowany

#46222

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w kinie. Nie w sieci, ani w studyjnym, ale w pewnej pozostałości po PRL - owskiej hojności we wspieraniu kultury.
Kino jak kino, pewne „obowiązki” wobec klienta ma, a jednym z nich jest sprzedaż znienawidzonej przez pracowników, którzy ją muszą robić, prażonej kukurydzy - zwanej po amerykańsku popcornem, oraz przesłodzonej syropem wody z gazem co2, zwanej dalej coca colą, lub spritem, czy też innym pepsi i polo coctą.
Pewnej sennej soboty, około południa, po nalocie rodziców z dziećmi na porankowy seans (pamiętają niektórzy co to „Poranki”?), oraz przed nalotem dorosłych na popołudniowy seans, siedzę sobie przed komputerem przeglądając…a co, www.piekielni.pl.
Nagle telefon. Dzwoni pracownica [L] z barku.
[L]: Eeeee, Treli? Mogłabyś przyjść tu na chwilę? – ton głosu taki, jakby co najmniej trupa karalucha zobaczyła na zapleczu. A nad nim kondukt pogrzebowy.
[J]: A co się stało?
[L] Po prostu tu przyjdź….
Idę. Z daleka widzę, jak przy barku kinowym stoi sobie [F]acet około 25-30 lat, ubrany na sportowo, łysy i w okularach tzw kujonkach. Na blacie barku stoi kubek z napojem. Nic podejrzanego na pierwszy rzut oka.
[J]: Dzień dobry, słucham.
[F]:Sprzedajecie zepsutą fantę.
Patrzę pytająco na pracownicę, a ona wznosi oczy do nieba. Acha… Zaczyna się.
[J]:Jaka jest data? (ważności na syropie) – pytam [L]
[L]:Do jutra, do 14:30
[J]:Nalej mi trochę.
[L] nalewa i mimo, że nie lubię fanty próbuję. Fanta jak fanta. Nic specjalnego, smak normalny czyli pomarańczopodobny.
[J]:Proszę pana, napój jest dobry, ale jak pan się rozmyślił, to zwrócimy panu pieniądze.
Widzę jak [L] kręci głową. Czyli coś tu nie gra. Ale jeszcze nie wiem co.
[F]:Ale ja za nią nie zapłaciłem.
[J]:??? To o co chodzi?
[F]:Bo ja się wczoraj tą fantą zatrułem. Jest przeterminowana i sfermentowana.
[J]:O_o Nie jest. Jest ważna do jutra i sama ją sprawdzałam. Właściwie to czego pan oczekuje ode mnie?
[F]ODSZKODOWANIA!
[J]Ale za co?
[F]:Ja to zgłoszę na policję. Jak możecie sprzedawać fantę na dzień przed upływem daty ważności!?

Już wiem, że mam do czynienia ze sfrustrowanym czubkiem, więc mówię:.
[J]:Niech mnie pan nie straszy policją, nie mam panu nic więcej do powiedzenia w tej kwestii, do widzenia. (W myślach dodaję jeszcze, żeby mnie pocałował w sam środek…… pleców)
Odwracam się na pięcie i odchodzę.

Dosłownie za 20 minut telefon.
[L]Nie uwierzysz!! On tu wraca z policją!!!

HĘ???

Przed wejściem stoi auto policyjny Parówkowóz (operuję taką nazwą busa policyjnego ze względu, że często stoją nam przed wejściem w trakcie i po meczu na sąsiedzkim stadionie. ;-) I dwóch zblazowanych panów w popularnych „czarnuchach” (!!!) kroczy za w/w okularnikiem.
[P]olicjant: ten pan zgłosił, że chcieliście go otruć.
[L] już nie wytrzymuje absurdu i parska śmiechem. Ja niestety, a raczej moje stanowisko jest skazane na zachowanie powagi.
[J] wyjaśniam całą sytuację z naszej strony, prowadzę policmajstra na zaplecze (mimo, że wcale nie muszę, ale nie mam nic do ukrycia przecież.) gdzie pokazuję całą maszynerię do produkcji zapojki do kukurydzy i chipsów. Pokazuję daty ważności, nie tylko fanty, ale też innych syropów, wyjaśniam co i jak. [P] słucha uważnie, sądzę nawet, że jest po raz pierwszy w życiu na zapleczu kinowym i nie miał bladego pojęcia, że napoje z dystrybutorów tak się leje, a nie…z butelek na przykład czy z beczek.
Okularnik chciał truchtać za nami i wryć się niepostrzeżenie za szerokimi pleckami czarnego funkcjonariusza, ale zmiażdżyłam go wzrokiem, a drugi policmajster przytomnie go powstrzymał.
[P]: Kiedy pan to kupował?
[F]: Wczoraj. Jak się zorientowałem, że jest sfermentowana, to już zdążyłem wypić połowę! Potem spać nie mogłem w nocy! Biegunkę miałem!
[J]: A dlaczego pan wczoraj nie przyszedł do kierownika, aby zgłosić że jest coś nie tak?
[F]: NIE BYŁO CZASU.
Rączki mi opadły.
[J]:Ma pan rachunek fiskalny, który by świadczył, że to u nas kupione?
[F]:NIE WYDANO MI!
O ty wuju. Gadasz androny, ponieważ wszyscy u nas są przestrzegani tysiąc razy o wydawaniu paragonów fiskalnych i wiedzą jakie kary mogą ich za to czekać.
[J]: Akurat to nieprawda, ale nie chce mi się z panem dalej kłócić.
I odwracam się od obwiesia.
[F] Sapie
Proponuję panom mundurowym, aby spróbowali napoju, na co grzecznie odmawiają, więc mówię do nich, że pan zapewne się z członkiem męskim na łby pozamieniał (oczywiście parlamentarnymi słowy), i że gada farmazony krótko mówiąc. Na dodatek nie ma ŻADNYCH dowodów, że u nas kupował napój.

Finał jest taki, że panowie policjanci, spisali mnie mówiąc że muszą przyjąć zgłoszenie. OK. Następnie oddalili się w swoim jedynie wiadomym kierunku.
Po ich wyrazie twarzy, mam nadzieję, że ze zgłoszenia wyżej opisanego wariata zrobili samolocik.
[F] z pianą na pysku idzie w siną dal.

Opowiadam później reszcie załogi zaistniałą sytuację.
Kolega: Czy te ch**e nie mają co robić, tylko przyjeżdżać do zepsutej fanty??? K**WA???

Hmm. Cóż, trudno się z tym dictum nie zgodzić.

Ale najlepsza była moja [S]zefowa…
[S]: Zrobiłaś CH**OWI zdjęcie?!
[J]:O_o policjantowi????
[S]: Głupiaś! Temu chłopu w okularach!
[J]: Nie…
[S]:To skąd będę wiedzieć komu teraz przywalić w mordę?!!?!?!

A wyglądał tak normalnie...

Kino

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 17 (53)

1