Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

WscieklyPL01

Zamieszcza historie od: 1 czerwca 2011 - 19:18
Ostatnio: 17 sierpnia 2023 - 18:12
O sobie:

Niespotykanie spokojny człowiek .

  • Historii na głównej: 7 z 18
  • Punktów za historie: 5482
  • Komentarzy: 888
  • Punktów za komentarze: 8063
 

#17001

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótko o bezmyślnych przepisach.

Mój brat poproszony przez moją mamę o załatwienie pewnej sprawy w KRUS-ie udał się tam nie dalej jak 3 ni temu, uzbrojony w odpowiednie dokumenty, upoważnienia. Wszystko aktualne, ponieważ po wielu bojach z urzędami sam mu podpowiedziałem żeby 10 razy sprawdził co chce załatwić i co mu potrzebne. Przewidzieliśmy niemal wszystko.... niemal .

Brat wchodzi do urzędu, udaje się pewnym krokiem do właściwego pokoju, o dziwo załatwia co trzeba szybko i sprawnie. Droga urzędowa zwodniczo gładka, miała się zakończyć w okienku przy wyjściu, gdzie nasz dokument miał się zmaterializować po przejściu przez urzędniczą machinę. Brat wyszedł, zaczekał 5 minut. Podchodzi po tym czasie, pyta, dokument już czeka. [B]rat z uśmiechem sięga po tą karteluszkę, gdy nagle słyszymy od [U]rzędniczki:

U- Ale ja nie mogę tego wydać!!
B- Ale... dlaczego? - Brat podobno czuł ból szczęki uderzającej o hiszpańskie płytki.
U- Bo ja to muszę wysłać POCZTĄ(?), żebyśmy mili informacje w dzienniku nadawczym (lub podawczym , brat nie zapamiętał w jakim dzienniku bo był w szoku).

Wciąż z wyciągniętą ręką i nadzieją w oczach:
B- Ale przecież ja tu stoję, więc nie mogę jakoś pokwitować odbioru, skoro już jestem na miejscu???
U- Nie, ponieważ ja to muszę mieć w dzienniku!!!

Wezwanie kierownika i równie bezowocny dialog trwał jeszcze około 10 minut, w czasie których według słów brata mego jego twarz przybrała wszystkie barwy przewidziane w spektrum światła widzialnego.

Muru głupoty i braku logiki nie przebił i czeka aż przyjdzie poczta. Nie był to żaden witalny dokument, ale być tak potraktowanym przez ludzi, którym płacimy pensję... NOSZ K*&^%^A M@Ć

KRUS Kazimierza Wielka

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 464 (530)

#13452

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka opowiastka o ekopartyzantach
.

Nie spotykam nawiedzonych staruszek, dziwnych ludzi w kolejkach, ale widzę,że mam szczęście do organizacji pozarządowych, które werbują do swoich 'szczytnych" celów rzesze obecnej mocno rozchwianej emocjonalnie i słabo zorientowanej w rzeczywistości, emo-cyber-metro-młodzieży, która w imię czegoś zbawia świat na różne sposoby,ze skutkiem głównie tragikomicznym.

W tą niedzielę byłem w moich rodzinnych stronach odwiedzić babcię. W ramach bycia dobrym wnuczkiem skoczyłem po podstawowe zakupy, w drodze minęła mnie spora grupka długowłosych w czarnych powyciąganych strojach, pomyślałem, wakacje może jakiś miastowe „metale” zjechały. Nie zaprzątałem sobie tym głowy, bo to norma w lecie. Załatwiłem, co miałem i wracam.

Akurat przechodziłem koło domu sąsiada, jak widzę, że owa grupa "metali” przeskakuje ogrodzenie, dwumetrowy szczelny mur z desek, postawiony nie bez kozery.

Sąsiad starszy człowiek, mieszka sam, ma dla obrony 3 psy, kundle, ale będące skrzyżowaniem chyba wilka z bernardynem, każdy na oko 80 kg i subtelność maszynki do mięsa. Nie tolerują nikogo poza sąsiadem, na wypadek gości mają przy budach klatki, przy bramie widnieje napis ostrzegawczy i jest domofon, żeby się zaanonsować,bo pieski jak nie ma nikogo biegają sobie luzem.

Komandosi-amatorzy jednak, mimo wyraźnych znaków ostrzegawczych, lezą tam w najlepsze. Podbiegam do jednego z nich i chcąc zapobiec masakrze, informuję ich, że pomijając fakt, że dokonują wtargnięcia, to wchodząc tam narażają się na utratę zdrowia, bo sąsiada widziałem pod sklepem, a tylko on panuje nad tymi psami.

Oni na mnie, że bronią słabszych, że widzieli budy tych psów, że one żyją w strasznych warunkach,że oni należą do Stowarzyszenia Obrony czegoś tam, współpracują z Animals, zrobią zdjęcia i nagłośnią i żebym nie przeszkadzał sprawiedliwości w działaniu.

Psy jak pamiętałem miały swoje budy, a że łatane wiejską metodą wyglądały jak posklejane z tysiąca części, ale o złym ich stanie nie było mowy, te psy, jako pupile sąsiada, miały tam wersal.

Jako pilny student praw Murphy'ego, nie podjąłem dalszej dyskusji z mądrymi inaczej i poszedłem w swoją stronę, dalszy bieg wydarzeń był prosty do przewidzenia.
Po stu metrach marszu jak nie usłyszę symfonii złożonej z wołania o pomoc, krzyków,pisków, przekleństw, wszystko okraszone basowymi szczeknięciami, biednych "piesków".

Odwróciłem się i przez klika sekund rozkoszowałem się widokiem jak sprawiedliwi wśród narodów świata spier&^%^% przez płot na wszystkie znane ludzkości sposoby.

Nie chciałem nic robić, przyznaję, bardziej zależało mi na zakupach babci, niż na tych homo (pożal się Boże)sapiens, ale to też żyć musi, tym bardziej,że część z nich "pieski' osaczyły na podwórku.

Wróciłem jednak po sąsiada. Jak wyłuszczyłem mu sprawę, to w życiu nie wiedziałem tak szybko biegnącego staruszka(75 lat). Psy jak tylko zobaczyły pana zmieniły się w ślitaśne kupy futra, ale to nie uchroniło metal-ekologów przed karą. Zostali wyrzuceni za fraki, jeden, co się stawiał dostał w pysk, aż mu trampki spadły. Jakby przeczytali tabliczkę, może by się zastanowili dwa razy, gdyż wyraźnie było tam napisane UWAGA ZŁY PIES A WŁAŚCICIEL JESZCZE GORSZY. Może następnym razem pomyślą...


Ma rodzinna wieś

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 872 (938)

#12752

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypowieść o piekielnym pasterzu dusz.
Lat temu 4, postanowiliśmy z moją wtedy dziewczyną, wziąć ślub kościelny. W tym celu, jeszcze przed zapowiedziami udaliśmy się do proboszcza, żeby uzyskać informacje, co mam przygotować, kiedy można przyjść,żeby dać na zapowiedzi, i co zrobić,żeby zadowolić biurokracje niezbędną do całej ceremonii.

Byłem z innej parafii, więc spodziewałem się,że czeka mnie trochę kilometrów, po ten czy tamten dokument, większość już miałem (tak myślałem) przygotowaną. Proboszcz jednak mnie nie zawiódł, nie lubię instytucji księży, uważam ich za relikt, który obciąża nam życie, więc spodziewałem się problemów, ale nie tego, co nastąpiło. Ów sługa boży kazał mi donieść jako dokument niezbędny - indeks zaświadczający o tym, że chodziłem na religię w GIMNAZJUM!!!.

Kończyłem 8–klasową szkołę podstawową, potem liceum, studia. Zgodnie z prawdą mówię, więc, że nie chodziłem do gimnazjum, bo go wtedy nie było, mam świadectwa, za cały mój okres pobierania nauki religii, i nie mogę donieść dokumentu, który nigdy nie mógł zaistnieć. On, że być musi i żadne zdroworozsądkowe tłumaczenie nie było w stanie przebić tego betonu.

Jako, że wiedziałem, jak bardzo zależy mojej przyszłej żonie, wezwałem na pomoc każdego znanego mi Boga cierpliwości, wytrzymałem tyradę jego świętoje&*&^wości inkwizytora i w postawie Juranda ze Spychowa pod Szczytnem, że doniosę potrzebne dokumenty, opuściłem kancelarię.

Po wyjściu, zaprzęgłem do pracy wszystkie szare komórki i po nitce do kłębka, dzięki pomocy paru zdrowych na umyśle osób plan był gotów.

W celu, wykonania fałszerstwa, bo inaczej nie mogę tego określić, udałem się na Franciszkańską 3, gdzie jak usłyszeli, co mam zrobić, pokładli się ze śmiechu, mnie nie było wesoło, ale pośmiali się i dali mi małą, wykonaną z papieru (chyba) toaletowego broszurkę (ów indeks), żeby mi wypełnił ksiądz, który teraz uczy w Gimnazjum tam gdzie chodziłem do szkoły. Już sam fakt, że ten „dokument” powstawał w takim świetle wzbudził u mnie politowanie pomieszane z skrajną wściekłością.

Pojechałem do siebie w kieleckie strony, celem dokończenia farsy. Reakcja księdza Romana była podobna jak jego krakowskich kolegów, plus kilka epitetów o świętojeb(*^ości co niektórych. Czarę goryczy przepełnił fakt, że owe indeksy w kieleckim nigdy nie weszły do użycia w gimnazjach, nawet jak już te szkoły istniały. Roman wypełnił jednak „dokument” jak trzeba i tak uzbrojony wróciłem z mą lubą na miejsce kaźni.

Tomás de Torquemada już czekał, w swojej pieczarze, która poziomem zadymienia, przewyższała chyba wszystkie czeluście piekielne, a Lucyfera wpędzała w kompleksy. Podałem dokumenty, a ten pozbawiony tlenu suchotnik, wrzucił to między inne papiery nawet nie patrząc i zaczął wypisywać swoje formułki, zadając już standardowe pytania.

Straciłem dwa dniu urlopu, wystawiłem się na pośmiewisko mnóstwa ludzi wiedząc jaką głupotę robię, zrobiłem prawie 400 km w obie strony tworząc fałszywy dokument. Tylko obecność mojej przyszłej żony sprawiała, że całą tę biurokratyczną komedię przeszedłem bez zostania oskarżonym o pobicie i zniszczenie mienia. Nie dożyje tych czasów, ale może ktoś kiedyś kopnie w mięsień pośladkowy wielki całe to towarzystwo w czarnych śpiochach i im podziękuje.

Kancelria parafialna 50 km do Krakowa

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 491 (633)
zarchiwizowany

#12957

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam
Krótka ( mam nadzieje) przypowieść o piekielnej cygance i ciapowatym studencie.
Lat temu 3, kiedy kończyłem studia na AP w Krakowie byłem uczestnikiem pewnej tragikomicznej scenki.

Idę sobie, kontemplując piękno przejścia podziemnego na rondzie czyżyńskim, kiedy ktoś mnie łapie za rękaw. Ponieważ okolica nie należy do bezpiecznych, nawet w dzień, odwróciłem się szybko mając już zaciśnięty w prawej ręce pęk kluczy, prymitywną ale skuteczną broń.

Na szczęście niedoszłym napastnikiem okazał się kolega "po fachu", też student, tyle że UJ. Minę miał nietęgą, łzy w oczach, a moja zaczepno-obronna reakcja prawie wysłała go do grobu, bo zbladł jak ściana i zaczął się trząść.

Stwierdziwszy brak zagrożenia szybko pytam co się stało. Chłopina szlochając powtarzał tylko -pomocy okradała mnie , nie byłem w stanie wydusić z niego więcej, poza tym że stracił 200 PLN. Udało mi się na tej histerii na dwóch nogach wymóc ,żeby mnie zaprowadził na miejsce, może ta ONA wciąż tam jest i coś poradzimy, choć już w myślach dawałem mu radę dzwoń zgłoś na policje, pogrąż się w żalu bo po ptokach kasy raczej nie zobaczysz.

Podróż na miejsce trwała całe 10 sekund bo tuż za rogiem stała gruba owinięta w 10 typów kurtek, szalików i cuchnąca jak sto diabłów Cyganka/ Turczynka/ Hinduska nie wiem ( grube, ciemnoskóre , ohydne babsko). No to ja do niej, że ten Pan twierdzi,że Pani go okradła,że 200 PLN, że w takiej sytuacji, nie pozostaje mi nic innego jak wezwać policje.

Babsko widać ,że cwane, nic sobie z tego nie robi, już sam fakt,że tam została świadczył,że uważała sytuacje za wygraną. Obrzuciła mnie wszystkimi klątwami jakie znała, klęła na czym świat stoi, pluła , oskarżała mnie o gwałt na swojej osobie, już wieszczyła skazanie za ten czyn i wciąż śmierdziała.

Ograniczyłem się tylko, do stwierdzenia,że pani zaczeka z nami i zobaczymy komu policja uwierzy, po czym wyjąłem telefon, skończyłem go tylko odblokowywać, kiedy owa "dama" wcisnęła mi do ręki owe 200 PLN i z szybkością WARP 9 oddaliła się, pozostawiając w powietrzu ową niezapomnianą woń 1000 ubrań.

Finał koledze studentowi wróciły kolory i nawet odzyskał mowę. Pan przyszły prawnik przyznał się, że dał się namówić na wróżenie, ale Pani potrzebowała "grubego" nominału to jej dał O_o. Ja z miną martwego pokerzysty nie skomentowałem tego i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku udałem się w swoją stronę. Dziękuję nie usłyszałem.

Przejście Podziemne Kraków - Czyżyny

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (247)
zarchiwizowany

#12258

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam
Krótka( mam nadzieje) przypowieść jak zostałem piekielnym głupkiem
Lat temu 3 mój zakupiony w czasach studenckich od wątpliwej proweniencji sprzedawcy telewizor przeniósł się do krzemowego nieba. Postanowiłem nabyć nowy odbiornik. Udałem się w tym celu do pobliskiego sklepu,który ostrzega, że ludzie o pewnej ilości IQ nie powinni tam kupować, ale oczywiście nie posłuchałem i ściągnąłem na siebie chyba gniew jakiegoś bóstwa, bo tego co było potem do dziś racjonalnie wyjaśnić nie umiem.
Sprzęt zakupiłem, przywieźli, niesiony falą adrenaliny,testosteronu i herbaty minutka zdecydowałem się nawet na tak karkołomny manewr jak samodzielne podłączenie anteny. No i się zaczęło, wciąż będąc pod wpływem wymienionych środków psychoaktywnych zacząłem ustawiać programy ustawiłem i zapisałem 9, chcę ustawić pod 10 kolejny a tu zonk licznik wraca do 00. Jak 90% samców miałem się za samozwańczego znawcę sprzętu RTV patrzę na pilota i "myślę", przecież to jest sprzęt idiotoodporny(widać nie był do końca :)), wszystkie działają podobnie, na "starym" wystarczyło 2x nacisnąć ,żeby dostać dwucyfrowy kanał. " Myślę" -bubel, dokonałem więc selekcji 9 kanałów i nakręcałem się bojowo na jutro ,co ja im nagadam.
Skoro świt jak członek samoobrony po dietę poselską, ja skaczę do telefonu. Z progu wygarniam, jaka niekompetencja, że zawsze kupuję tam i jak oni mogli MI coś takiego zrobić itp epitety. Biednej konsultantce w toku mojego słowowodospadu udaje się wtrącić,że sklep przyjmie sprzęt na gwarancję, wytrącając mi tym samym broń z ręki kończąc mój godny Nerona monolog. Mieli się pojawić ci sami Panowie , którzy go przywieźli i przy okazji zabrać stary sprzęt do utylizacji, gdyż za pierwszym razem nie mieli miejsca.
Panowie przybyli dnia następnego, szczęście w nieszczęściu nie zdążyłem spakować TV i jeden z nich zadał sakramentalne pytanie co się stało. Dając wciąż ujście swojemu słowiańskiemu wkurzeniu wyjaśniłem. Gość wziął do ręki pilota wykonał jeden ruch kciukiem i na ekranie widzę "wojnę mrówek" tylko ....że na kanale 10 potem 11, 45, 88. W japońskich kreskówkach nie ma tak dużych oczu, żeby opisać poziom mojej konsternacji, wydukałem tylko
-J.... Jak Pan to zrobił ????????
Panowie trzymając powagę pensjonariuszy lokalnej kostnicy wyjaśnili mi co gdzie mam nacisnąć, myśląc, w tym momencie słusznie, że odkryli całego i zdrowego Neandertalczyka. Pod wpływem tych słów, lub może wysokiego ciśnienia, które w końcu poniosło krew i "olej" gdzie trzeba dotarło do mnie co się stało. Odwróciłem się na pięcie, wyszedłem z kuchni 6-pakiem, wcisnąłem im 100 PLN na drogę i na dywanie z superlatyw o ich znajomości rzeczy poniosłem ich do drzwi, życząc zdrowia wszystkim w ich rodzinach na dwa pokolenia do przodu.
Niech za pointę posłużą słowa jednego z Panów " ta firma ma zawsze taką konfigurację, jest o tym napisane w instrukcji....". Więc Panowie i Panie czytajmy instrukcje.

Obsługa Sklepu nie dla I****

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (293)

#10713

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia bardziej o piekielnym pechu jednego klienta, trochę śmieszno, ciut smutno.

Dwa miesiące temu stoję sobie właśnie w lokalnym markecie na „T”, przede mną 2 kobitki i jeden mocno, już zaprawiony Pan Waldek (nazwa robocza) przedstawiciel lokalnego cechu koneserów napojów różnoprocentowych. Wszytko idzie sprawnie, aż przychodzi kolej Waldka. Ten staje przed kasjerką, kładzie na taśmie jeden produkt piwopodobny (piwo za 1 PLN),rozgląda się bacznie, a po chwili zabiera puszkę z taśmy i z prędkością światła rzuca się w kierunku wyjścia.

Sklep ma 1 ochroniarza na zmianie, który ma "centrum monitoringu" (telewizorek ukryty w budce jak bankomat, przy której gość stoi od czasu do czasu) po drugiej stronie sklepu. Wiec myślę no to Walduś spryciarz rzutem na taśmę 1 piwo zarobił:) niech ma na zdrowie. W czasie tych 5 sekund Walduś pokonał, już odcinek od kasy do drzwi jakieś 7m i stanął tuż za wyjściem jak wryty. Ja w tym czasie spokojnie pakowałem zakupy, przepraszam za brak heroizmu, ale za gościem z 1 piwem gonić nie miałem zamiaru. Patrzę, co mu się stało, może miał tylko energii na te 7m a jedzie na zwykłych bateriach. Walduś pechowiec praktycznie wpadł na ochroniarza, który w tym czasie ustawiał wózki sklepowe w wiacie tuż przy wejściu i zaalarmowany hałasem postanowił wrócić do środka. Tak oto stanęli jakiś metr od siebie.

Mijają sekundy, w czasie, których mózgi obydwu na pewno ciężko pracowały nad tym, co począć. Ewentualne starcie tytanów miało się odbyć w wadze piórkowej, bo obydwaj panowie byli postury Artura Barcisia, ze wskazaniem na ochroniarza. Ochroniarz wyciągnął radio, rzucił tylko, że potrzebuje wsparcia, po czym ruszył w kierunku Waldka, który rzucał już standardowe okrzyki bojowe w stylu, co mi zrobisz jak mnie złapiesz. Nasz pijaczyna widząc, że ochroniarz nie ustąpi, postanowił wykonać manewr zwany odwrotem przyspieszonym.

Wbiegł z powrotem do wejścia, aby skorzystać z faktu,że drzwi sklepu są umiejscowione na rogu i pozwalają ściąć zakręt, jeśli się trafi na obie części otwarte. NIE TRAFIŁ. Druga para właśnie się zamykała, a pchany siłą bezwładności i zaburzeniami błędnika Waldek nie wyhamował i sprawdził doświadczalnie,że to pleksi naprawdę dużo wytrzyma. Cała ściana sklepu wpadła w rezonans. Od strony drzwi słychać było tylko zduszone
-O Jezu... Zabił mnie... - i tym podobne majaki Waldka, „który się drzwiom nie kłaniał”.
Jak już cały sklep ucichł po salwie śmiechu, wszystko wróciło do standardowej rutyny. Ochroniarz pozbierał naszego herosa, który już bez oporów zaczekał na sprawiedliwość, jak go mijałem wychodząc wyjaśniło się, że powodem tej szarży było nie 1 "piwo" a 4 (tyle zobaczyłem) butelki wódki, o marce, za którą trzeba dać ponad 100 pln za butelkę. Szkoda mi się pijaczka zrobiło, bo wpadł w niezły pasztet.

Supermarket

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 467 (549)
zarchiwizowany

#10640

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam
Zebrałem siły, aby zakończyć moją sagę z tepsą i zakładaniem tak powszechnych mediów jak internet i telefon w małym biurze.
Część 2 Internet
Będąc już szcześliwym posiadaczem linii telefonicznej, tego samego dnia popędziłem do salonu tepsy zamówić internet. wiedziałem czego chce, wiedziałem jakie łączę ,jakie produkty mają, byłem nawet świadom ile się czeka. Był tylko jeden szczególik zamawiałem wsztyko jako osoba prywatna , dokumenty dla firmy były juz prawie gotowe i dostłem je tydzień później, ale gonił mnie czas,więc znając dodatkowe koszty kar umownych ,za poźniejsze zmiany w papierach, mimo wszystko wcieliłem plan w życie.
Kobita w salonie mnie zrozumiała( taką miałem nadzieje) , przyjęła zamówienie. Sam punkt po punkcie sprawdzilem wszytkie cyferki w zgłoszeniu. Poszedł email z SYSTEMU ,do NICH , do CENTRALI jest 3 tygodnie do Świąt , czeka się 2 tygodnie na techników, ale goniąc resztkami optymizmu myśle -Dam rade.
Mineły 2 tygodnie , nie zaskoczę nikogo ,że technicy sie nie zjawili, przez ten czas jak zwykle czekam na telefon , nie interweniuje, bo jeszcze nie minął termin. Gdy czas minął dzwonie do salonu. Sprawdzają co poszło nie tak, któryś zmądrych inaczej pracowników CENTRALI, zaklasyfikował moje zgłosznie ,że chce nową linie internetu- .... w mieszkaniu!!!, gdyż kupiłem neostrade od nich rok wcześneij i działa sparawnie ,a że nazwisko to samo to lu . Nie zobaczyli ze w biurze chce DSL-stałe IP i ,że jest inny adres. Wiem już, że nikt nawet nie tknał tego zgłoszenia, a technicy dzwonić mieli niebawem do mnie do domu !!!, a cała procedura miała trwac kolejne 2 tygodnie ,od chwili ponownego zgłoszenia. Prosta zmiana adresu na jednej kartce papieru -ale to dla pracujacych w salonach tpsa za duzy wysiłek.
Oczywiście nie zdąrzyłem z terminem otwarcia nowego lokalu na 01/01/2011. Pół biura przewiozłen do mnie do mieszkania, podpiołem do prywtnej linii i tak pracowałem na walizkach a nie jest to proste w 2 pokojowym mieszkaniu ,w międzyczasie przyszedł na świat mój syn,wiec pandemonium na 100 fajerek. Czekałem tak sobie na techników, którzy bez wysłanego zgłoszenia nie mgli do mnie przyjechać.Zgłosznie mieli wysłać jacyś ONI z CENTRALI. Jako,ze sytuacje jak rasowy Polak opanowałem w stopniu pozwaljącym funkcjonować ,zająłem sie pracą. Jakie bylo moje zdzwienie jak 48 h poźniej straciłem inetrnet w domu. Co sie okazało sułtani intelektu z tepsy dziłają na zasdzie A-B, raz przyjete zgłosznie musi być wykonane do końca. Zmiany w zamówieniu dokonane niemal natychmiast w salonie,nie były ,jak naiwnie myślalem, równie natychmiastowe w CENTRALI.Internet odcieli mi zgodnie z planem :-). Jako,że poziom PRL-owskiego absurdu siegnał już za wysoko, przemiesciłem się do salonu tepsy , gdzie piekielnej instytucji urzadziłem piekielną awanturę,w całą sprawe w końcu włączył się kierownik, który wychynał nagle z nieznanych czeluści. W ciagu 3 dni, dostałem internet w biurze, znów 2 minuty dla Panów techników i po robocie, po kolejnych 3 dniach odzyskałem łącze w domu- kolejne 2 minuty .
Kończąc te epistołę,normalnie zacząłem pracować w połowie stycznia, a do dzis nie moge otrzymac umowy ani pół faktury za internet,którego to własnie używam pisząc te słowa . Jak ta firma wogóle utrzymuje się na rynku , ma ktoś jakieś wyjaśninie posłucham z checią

Spedycja

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 67 (139)
zarchiwizowany

#10607

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam
Pracuję w niewielkiej firmie spedycyjnej zajmujemy się dbaniem o to ,żeby wszystko dojechało na swoje miejsce i na czas.
Historia jest z początków zakładania biura w mieście "gdzie się wszystko zaczęło":-), a tyczy się odysei jaką przeszedłem celem podłączenia w biurze telefonu i internetu . Stali bywalcy serwisu stawiają kolejny krzyżyk przy ukochanym skrócie wszystkich Polaków -TEPSA. Historia ciągnie się przez ponda 3 miesiące wiec podzielę ją na 2 rozdziały .
Część 1 Telefon.
Bez powyższych mediów prowadzenie działalności spedycyjnej jest niemożliwe, a ja jako osoba cierpiąca na "urzędowstręt" i początki paranoi, postanowiłem starć się o ich podłączenie z dużym (lecz nie wystarczającym jak się okazało ) wyprzedzeniem .
Listopad 2010 wkraczam do biura tepsy , gdzie już na starcie zonk, nie mogę zgłosić 2 rzeczy na raz do podłączenia. Musi być najpierw telefon i muszę znów przyjść jak podłączą linie i powiadomić ich, że jest ( podłączają i zapominają czy co ??? ) i wtedy zgłoszą DO CENTRALI przez inny SYSTEM,że chce internet,słowa system i centrala śniły mi się długo po zakończeniu tej historii. Do tygodnia ma być monter, mówię sobie OK i chwale się w duchu za przezorność(przedwcześnie).
Mija 2 tygodnie, terminy mnie gonią bo 1 stycznia mam być już na nowej lokacji a tam nic nie działa a na net miałem czekać od chwili zgłoszenia 2 kolejne tygodnie na kolejnych monterów , moje obawy rosły. Dzwonie do tego biura około 20 razy i dopiero za którymś wychodzi,że monterzy dzwonili do mnie już od tygodnia,żeby się umówić w biurze na podłączenie,ale żadna z non stop naładowanych komórek nie odbiera ( nie mam i nie chce mec telefonu tepsy w domu) a na telefony internetowy, który mam, dzwonić nie chcieli lub nie mogli , to już pozostanie tajemnicą.
W połowie 3 tygodnia zrywam się z pracy i lecę do tego salonu osobiście , bo słyszę to samo monterzy nie mogą się umówić, a ja już sto razy swoje kontakty podwałem i prosiłem sprawdzić czy mają dobre numery. Tepsa numerów do ekipy nie podaje oczywiście, bo by ich ludzie zabili ilością połączeń.
Przeglądam, ciągle spokojny jak rzeka w zimie, to co podpisałem i jakie dane wpisałem w tym salonie, numery się zgadzały , tknięty przeczuciem ,że ona gdzieś to wysłała do CENTRALI ,żeby sprawdziła co otrzymała CENTRALA. Załamany jak stary dach odkrywam,że w każdym numerze był błąd i ja się pytam , dlaczego. Standardowe oskarżenie pada na znaną wszystkim sektę ONYCH (jest taka w każdej instytucji). Poprawione numery wysłano e-mailem znów gdzie..DO CENTRALI, a ja blady już liczę dni jaki mi zostały do otwarcia biura i zaczynam się martwić. Tym razem monterzy zadzwonili następnego dnia i podłączyli linie w dosłownie 2 minuty 6 grudnia 2010.
Przez ponad miesiąc nie znalazł się mądry, żeby zweryfikować podawane przez mnie dane, żadnej koordynacji , kontroli, standardów, logiki. A najgorsze miało jeszcze się wydarzyć, ale do tego opisu muszę zebrać siły.
Pozdrawiam wszystkich użytkowników PIEKIELNYCH,pierwsza historia wybaczcie obszerność

Spedycja

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (138)