Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Z_Pamietnika_Mlodej_Lekarki

Zamieszcza historie od: 2 września 2013 - 12:48
Ostatnio: 27 kwietnia 2016 - 1:29
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 2931
  • Komentarzy: 41
  • Punktów za komentarze: 264
 

#70749

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podczas gdy zajadałam się szyneczką od babci, przypomniała mi się historia z czasów, kiedy młoda lekarka była jeszcze niedoszłą lekarką i jak miała ochotę wybić zęby swojej współlokatorce z powodu kawałka mięsa. A działo się to tak:

Moja ówczesna współlokatorka była weganką. Niestety, nie należała ona do grona miłych wegan, którzy choć mięsa nie jedzą, to innym w talerz nie zaglądają. O nie, ona była weganką wojującą. Ile to ja się lamentów (ze łzami w oczach!) nasłuchałam o tym, że mam krew biednych zwierzątek na rękach, to nawet nie ma co wspominać. Udało mi się nawet usłyszeć, że jedząc miód wykorzystuję niewolniczą pracę pszczół i jestem okrutna. Jej nawyk ponownego mycia sztućców, talerzy czy garnków jeżeli przyuważyła, że miały kontakt z mięsem uważałam za osobliwy, aczkolwiek w gruncie rzeczy nieszkodliwy.

Jednak miarka się przebrała, kiedy po świętach przywiozłam do mieszkania specjał kulinarny zwany domową, wędzoną szynką zrobioną specjalnie przez moją babcię, żebym na studiach chociaż coś dobrego zjadła :) Szyneczka wylądowała w lodówce i bezpiecznie tam leżała do śniadania. Niestety, tylko do tej pory, ponieważ kolacji już nie doczekała.

Kto kiedykolwiek jadł taką szynkę, wie, że ma ona piękny zapach dymu. Nie jest on na tyle silny, żeby przejść na inne produkty, jednak lekko wyczuwalny, na pewno mocniej niż w przypadku wędlin ze sklepu. I niestety ta jej cecha stała się przyczyną utraty smakołyku.

Wracam zmęczona wieczorem do domu, w duchu się ciesząc na smaczną kolację, a tu niestety, szyneczka się zdematerializowała. Domyślając się co się stało, zapukałam do swojej współlokatorki, która z miną urażonej niewinności stwierdziła, że szynkę wyrzuciła, bo jej śmierdzi, bo ona na pewno zepsuta i na jej biedne warzywa przechodzi, przez co chce się jej wymiotować.
Po krótkiej acz treściwej awanturze postanowiłam wybawić ją od rzeczonej zieleniny i przerobiłam warzywa na gulasz. Tak, z mięsem. Fakt, musiałam znieść później mały atak histerii, ale i tak było warto.

Panna mieszkała ze mną jeszcze tylko miesiąc, po czym się wyprowadziła do bardziej cywilizowanych ludzi.

współlokatorzy

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 382 (414)

#55644

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj historia bardzo krótka, acz treściwa.

Ludzie kradną ze szpitali co popadnie. Rękawiczki, papier toaletowy, krany, baterie od pilotów, czy nawet regulatory od grzejników. Jakkolwiek jest to piekielne, zdążyłam się do tego przyzwyczaić, ale wczoraj, podczas rozmowy z moją znajomą pediatrą, dostałam dosłownie furii.

Powiedzcie mi, bo naprawdę tego nie rozumiem. Jakim trzeba być, za przeproszeniem, ch**** żeby kraść zabawki z oddziału onkologii dziecięcej?

P.S. Jeszcze taki mały smaczek na koniec. Po zgłoszeniu sprawy na policję, panowie stwierdzili, że nie mogą nic zrobić, bo żadna z tych kradzieży nie była na dużą kwotę, więc jest to "mała szkodliwość społeczna czynu."

złodzieje ; słuzba_zdrowia

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 780 (830)

#55247

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będąc młodą lekarką często spotykam się z piekielnościami nie tylko w wykonaniu pacjentów, ale też wszelkiej maści personelu medycznego. Tym razem rzecz o pielęgniarkach z oddziału chirurgicznego.

Pewnie nie każdy wie, ale na niemal wszystkich oddziałach zdarzają się tak zwane "martwe godziny", kiedy nie ma praktycznie nic do roboty. Wszyscy pacjenci przyjęci, opatrunki pozmieniane, do planowych popołudniówek jeszcze sporo czasu, także można sobie w spokoju odpocząć. Ja jednak, jako osoba nieco nadaktywna, zamiast wpompowywać w siebie kolejne litry kofeiny, postanowiłam spędzać ten czas produktywnie. Tak więc dzień w dzień, chodziłam po oddziale rozmawiając z pacjentami, udzielając informacji (często podczas obchodu pacjenci wstydzą się pytać lekarzy, lub po prostu nie wiedzą o co zapytać), czy pomagając w drobnych sprawach takich jak zakupy w kiosku, czy wybranie numeru do dzieci/wnuczków. Możecie sobie wyobrazić jakim pozytywnym zaskoczeniem reagowali pacjenci, którzy zazwyczaj nie mieli do kogo się zwrócić.

Pewnego dnia, kiedy po skończonym "obchodzie" wpadłam do dyżurki pielęgniarskiej zrobić sobie coś do picia, spotkałam się z morderczym wzrokiem jednej z [P]ielęgniarek, która ignorując moje powitanie, tak oto rzecze:
[P]: Pani doktor to lepiej skończy te swoje obchodziki, bo pacjenci się tylko przyzwyczają, a my tak latać nie będziemy.
[J]: Słucham? Chyba powinna być pani zadowolona, że nie dość, że odwalam za was spory kawał roboty, to jeszcze ordynator odbiera pochwały za opiekę na oddziale. [8 w ciągu pierwszych 2tyg.]
[P]: Pani doktor, pani sobie zaraz pójdzie na inny oddział, a pacjenci zostaną. A bieganie na każde zawołanie nie należy do naszych obowiązków!

Powiem szczerze, zdębiałam i dobrą chwilę zajęło mi przetworzenie tego co usłyszałam. Pani pielęgniarka wyszła obrażona i nie odzywała się do mnie do końca mojego pobytu na chirurgii.
Co do mnie, to te swoje "obchodziki" robiłam jeszcze częściej i skrupulatniej niż dotychczas.

słuzba_zdrowia; pielęgniarki

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 966 (1078)

#54038

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będąc młodą lekarką, często trzeba się naoglądać przykrych skutków ludzkiej głupoty.

Jeszcze na pierwszym roku, kiedy mieliśmy zajęcia z ratownictwa, nasz asystent postanowił pokazać nam "piękny" przykład ran szarpanych i ciętych, którym niedawno miał okazję się zajmować.
Na zdjęciach owych widniał pan z oderwaną lewą nogą na wysokości kolana, z oderwaną ręką i licznymi śladami poparzeń, oraz kobieta która była dosłownie poszatkowana przez odłamki szkła. Cóż się takiego stało?

Pan, lat 48 był rolnikiem, który na swoim polu znalazł niewybuch z czasów II wojny światowej, a że był człowiekiem z natury ciekawym świata, to zamiast zawiadomić odpowiednie służby, postanowił zabrać swoje znalezisko do szopy. Niestety, jego ciekawość nie obejmowała jedynie obejrzenia niewybuchu, ale także próbę jego otwarcia za pomocą nieocenionej w takich przypadkach szlifierki kątowej.
Efekt był taki, że pan cudem przeżył, szopa wyleciała w powietrze, a w domu wybiło wszystkie okna. Niestety, małżonka niedoszłego sapera stała tuż przy oknie, w wyniku czego odniosła liczne obrażenia na rękach, twarzy i klatce piersiowej.

"Dwie rzeczy są nieskończone, wszechświat i ludzka głupota, choć do co do tego pierwszego, nie jestem pewien."

słuzba_zdrowia; niedoszły majsterkowicz

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 673 (735)

1