Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

arya_stark

Zamieszcza historie od: 18 sierpnia 2014 - 23:13
Ostatnio: 22 października 2016 - 15:33
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 846
  • Komentarzy: 25
  • Punktów za komentarze: 90
 

#75082

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając historię Kajtka (http://piekielni.pl/74776), na zasadzie dość zagmatwanego skojarzenia przypomniała mi się historia mojej koleżanki.

W ramach wstępu zaznaczę, że:
1. również nie rozumiem jak można wyśmiewać inne osoby z jakiejkolwiek "wady" zewnętrznej, np. otyłości.
2. Sama nie jestem ani otyła, ani chuda. Ot, taka jakich milion- (zaznaczam to, żeby było wiadome, że jestem, a raczej staram się być obiektywna).

Teraz do sedna historii: moja koleżanka - nazwijmy ją Monika - jest osobą chudą, nawet wychudzoną. Je za to jak opętana - ot, taka przemiana materii. Sama za to przyznaje, że wolałaby mieć nieco więcej kilogramów, ale nic nie potrafi z tym zrobić. Często słyszy na ulicy, że jest "chudzielcem", "wieszakiem", czy, naprawdę przezabawne, "jak udało ci się uciec z Auschwitz". Z racji tego, że ma dystans do siebie, to takie teksty spływają po niej, jak po kaczce.
Ale jedna z jej znajomych z pracy (dość korpulentna babeczka) niestrudzenie kazała jej przytyć. I to rozkazywała bardzo często i natarczywie.

W końcu Monice puściły nerwy i na pozornie niewinne pytanie: "Kiedy w końcu trochę przytyjesz?" odpowiedziała: "Jak ty trochę schudniesz". Oczywiście kobieta się o mało nie rozpłakała i finalnie obraziła. Znajomi koleżanki z pracy orzekli, że Monika była niemiła i bezczelna.

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 329 (355)
zarchiwizowany

#66285

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Druga historia, no i drugie wspominki ;)

Historia http://piekielni.pl/66159 przypomniała mi zeszłoroczne zdarzenie. Umówiliśmy się grupą znajomych (ok 10 osób), że spotkamy się w mieście Kraka. Chwilę pozwiedzaliśmy, zrobiliśmy się głodni. Wybór lokalu padł na pewną sieciową pizzerię na Starym Mieście (taką z koniem szachowym ;) ). Pogoda piękna, więc zdecydowaliśmy się siąść na zewnątrz (zwłaszcza, że lokal w środku był lekko zadymiony - chyba im się jakaś pizza zjarała). Jak już zaznaczyłam - było nas niemal dziesięcioro, stoliki malutkie, ale że nasi męscy towarzysze są dżentelmenami, w kilka sekund złączyli dwa stojące obok siebie. Zasiedliśmy i... Pani kelnerka, przyglądająca się nam ze współpracownikami przez całą sytuację, podeszła. Bynajmniej nie po to, żeby przynieść zamówienie, o nie! Z żądaniem rozsunięcia stolików. Na nasze słowa, że i tak nie są zajęte, że będzie nam wygodniej, dawała jeden koronny argument: "Taką mamy politykę firmy". Na moje pytanie, czemu nie zwróciła uwagi, kiedy chłopaki tarabanili się ze stolikami, powiedziała, że musiała to przeoczyć. WTF? Ale zaniechałam kłótni, szturchana co chwilę przez kolegę w nogę. Bo jakby nie było - jedzenie już już miało być na stole, żadne z nas nie chciało, by miało dodatek "ekstra" nieuwzględniony w menu *. I faktycznie - za 2 min. podano nam część zamówienia (jakiś makaron z sosem), koleżanka, która miała to jeść była w toalecie z dzieckiem, pizza miała "przyjść" za jakieś 5 min. No i tutaj właśnie było podobnie, jak w wywołanej wcześniej przeze mnie historii - nagle zmaterializowała się przed nami Cyganka, śliniąca się na widok makaronu. Tylko ta zaczęła na początku nagabywać o pieniądze. Chłopaki grzecznie powiedzieli jej nie. Ta więc prosi o to danie, bo przecież i tak nikt go nie je (tiaaa, a my zamówiliśmy je, żeby sobie popatrzeć). W tym czasie miła nasza pani kelnerka wraz z koleżankami i kolegami przyglądają się całej sytuacji, zero, null reakcji. Ja patrzę na nich, na kobietę i czuję jak mnie coraz większy wku*w bierze. A to babsko wkłada palucha do paszczy - mnie trybiki zaskakują, łapię talerz i szybko przesuwam. Paluch babska ląduje na stole. No i żeby było bardziej epicko - patrzy na mnie i syczy: "Ty kurrrrr*wo", na co ja jedynie: "Wynocha!". Nie wiem czemu, ale mnie posłuchała, nie nasłała swoich kompanów (a też się o to bałam). Znajomi zaniemówili, mnie jeszcze złość w uszach tętniła, dziecko z matką wróciło z łazienki i do mnie rzecze: "Ciocia, ale Ty się opaliłaś na buzi. Cała czerwona jesteś" :D
I jeszcze pani kelnerka przynosi pizzę - na pytanie, czy polityka ich firmy też nie pozwala na reagowanie w takich sytuacjach bezczelnie odpowiada - "Widziałam, że państwo sobie poradzą". Noż kurrr...


* Nie zmieniliśmy lokalu tylko ze względu na nasz ogromny głód, w każdej restauracji nie dostalibyśmy nic na cito, a był z nami syn koleżanki, więc fast-food nie wchodził w rachubę.

pizzeria

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 105 (233)

#65709

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając historię http://piekielni.pl/65551 miałam ochotę ją skomentować, ale wyszłoby za długo.

Nazywam się dość specyficznie - zarówno z imienia, jak i nazwiska można zrobić zupełnie inne i obecne w języku polskim "twory", dodatkowo pochodzę z malutkiej miejscowości, której nazwa jest jedną jedyną w Polsce, a w dodatku można w niej popełnić błędy - i ortograficzne i "logiczne". Na potrzeby historii nazwijmy mnie więc Joanną Drozdą z Piekielnichowiszcz*.

Odbierając pewien dokument z wydziału uczelni, dowiedziałam się, że opłata się zwiększyła - mój błąd, mogłam zadzwonić i zapytać (nie były to czasy wszechobecnego Internetu). Panie były na tyle miłe, że pozwoliły mi, żebym dopłaciła brakującą kwotę na uczelniane konto i przyniosła za poświadczenie dowód wpłaty. Więc ja w te pędy na najbliższą pocztę (wydział ten znajdował się na peryferiach, najlepiej było załatwić sprawę na poczcie). Szybko uzupełniłam blankiecik, kłaniając się w pas** "Panience z Okienka", podaję tenże, odliczone pieniążki i dowód osobisty - właśnie z racji na częste przekręcanie i imienia, i nazwiska, i miejscowości. No i wywiązał się taki oto ciekawy dialog:

P(anienka) z O(kienka): Po co mi to daje? - wskazując na dowód.
J(a): Wiem, że wszystkie dane, jakie podałam, są czasem przekręcane. Mój brzydki charakter pisma również sprawy nie ułatwia - dodałam pospiesznie widząc morderczy wzrok PzO.
PzO: Ja czytać umię (sic!) - no i sunęła moim dowodem tak, że upadł na podłogę.

Nie jestem cierpliwą osobą, nienawidzę chamstwa, buractwa i cwaniactwa. Spojrzałam na zegarek (miałam jeszcze godzinę na doniesienie dowodu wpłaty), z opanowaniem schyliłam się po dowód, pieniądze wzięłam sobie pod ręce i czekam na dalszy ciąg występów PzO. Ta z małym zapałem, metodą nazwaną przeze mnie "jastrząb nad ofiarą" (kojarzycie na pewno: jeden palec, najczęściej wskazujący, każdej z dłoni zostaje wyprostowany, reszta zwinięta w piąstkę, następnie palce te krążą nad klawiaturą w poszukiwaniu utęsknionego i wymarzonego klawisza) wystukuje dane. Przy czym bezczelnie patrzę jej w monitor i czytam, a jakże:
ANNA DROZD, PIEKIELNIHOWICE 54.

I pani swoim smoczym głosikiem burczy kwotę:
PzO: Daje 12 złoty (sic!)
J: Nie daje, nie daje, w moich danych osobowych są błędy. Zgadza się jedynie numer domu i kwota - czyli zna się pani jedynie na liczbach. O czytaniu pojęcia nie ma.
PzO: Skąd może wiedzieć, że błędy?!?! Pieniądze daje i się nie wymądrza.
J: Nie dam, proszę poprawić. Jest to dopłata konieczna, żeby odebrać imienny dokument.
PzO: A co to za różnica?
Jedyne, co przyszło mi na myśl, to wtf? Zresztą chyba malowało mi się to na twarzy, bo zaraz usłyszałam:
PzO: To da ten dowód.
J: Nie da, przecież Pani umie czytać.
I po kolejnych minutach udało mi się wykonać przelew.
Wiem, byłam piekielna, wiem, byłoby szybciej, jakbym podała drugi raz dokument.

Dowód zdążyłam donieść, dokument otrzymałam :D

* Zdaję sobie sprawę, że nazwa Piekielnichowiszcze jest - delikatnie mówiąc - koślawa, jednak z powodów: 1. wielkości miejscowości; 2. unikalnej nazwy musiałam coś wymyślić, żeby dobrze zobrazować sytuację i pozostać anonimową.
** Dawniejszy styl stanowiskowy - malutkie, wycięte okienko, które dla większości ludzi było na wysokości brzucha.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 295 (375)

1