Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

budyniek

Zamieszcza historie od: 19 kwietnia 2013 - 17:51
Ostatnio: 16 czerwca 2016 - 6:41
  • Historii na głównej: 23 z 28
  • Punktów za historie: 18592
  • Komentarzy: 104
  • Punktów za komentarze: 944
 
zarchiwizowany

#63889

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Postanowiłam dodać komentarz w formie historii. Chodzi dokładnie o tą opowieść: http://piekielni.pl/63876#comments

"Ja to w minutę po cesarce przewalałam już węgiel!"
"Ale te kobiety się nad sobą użalają!"

Oczy przecieram i uwierzyć nie mogę.

Ja dobrze znosiłam ciążę, znaczy, że mam teraz objeżdzać kobiety cierpiące na różne dolegliwości? Bo "Przecież moja była bezproblemowa" ?

Skąd w Was taka skłonność do oceniania? Skąd pewność, że to użalanie się nad sobą?

Też się po cesarce nie oszczędzałam. W okolicach 5 doby zaległam na fotelu i ledwo kontaktowałam, a noc wcześniej brzuch bolał mnie tak, że wyłam. Teściowa też uznała, że przesadzam i się nad sobą rozczulam (pomagała nam kilka pierwszych dni). Dopiero wieczorem gdy prawie traciłam przytomność i miałam drgawki, teściowa zmierzyła mi temperaturę. Prawie 40 stopni.
Pogotowie, przyjęcie do szpitala. Okazało się, że w środku brzucha wytworzyły się ropnie, torbiele czy inne dziadostwo.

Rozpatroszono mnie na drugi dzień rano. (Moment, gdy dwie pielęgniarki cię przytrzymują bez uprzedzenia, a drugie dwie bez słowa wsadzają nożyczki w dziurę w brzuchu i rozcinają - bezcenne) Przez tydzień byłam odizolowana od dziecka i leżałam na oddziale z dwiema butlami zwisającymi z rany (mąż obecny przy zmianie opatrunków żartował, że mam prywatną kieszeń na smartfona - taki kaliber dziurki) zalepionej opatrunkami. Dostawałam naraz kilka kroplówek, moja córka nie mogła jeść mojego mleka a ja... doiłam co trzy godziny z łzami w oczach obserwując laktację zanikającą ze stresu i bólu. Zszyto mnie pod narkozą.

Przesadziłam z aktywnością. Zbyt dałam się ponieść nurtowi "ciąża i poród to nie choroba". I miałam efekt. Nie chciałam wyjść w oczach społeczeństwa na lenia co to zalega na kanapie, bo przecież "Kiedyś kobiety w polu rodziły, przegryzały pępowinę, zawijały małe i dalej zbierały kartofle".

Więc, pora na konkluzję.
Kobiety, kochane, wspaniałe przyszłe mamy; proszę, nie dajcie sobie wmówić co powinnyście bądź nie powinnyście. Słuchajcie własnego ciała. Jeśli czujecie ból - nie bądzcie na siłę superwoman i wyluzujcie. Nie zwracajcie uwagi na "dobre rady" opisujące jak to kobiety szalały zaraz po cesarce. Bo one to nie Wy. To inne ciało, inny organizm. I każdy znosi to inaczej. Nie pozwólcie nikomu oceniać Waszego postępowania.

Zaś jeśli chodzi o oceniających... Znam kobiety, które znosiły ciążę bardzo źle. Nawet mały brzuszek przeszkadzał. Bo naciskał na żołądek a w efekcie - kobieta wiążąc buty puszczała malowniczego pawia. To, że jedna kobieta po porodzie jest samodzielna a druga potrzebuje pomocy - nie świadczy o tym, że ta pierwsza jest gorsza.

Jeśli nie potraficie okazać życzliwości przyszłej/doszłej mamie, nie odzywajcie się do niej. Wystarczająco już zalewa jej umysł zestaw hormonów, żeby musiała się jeszcze barować z ludźmi, którzy nie mają w sobie kszty empatii.

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 537 (639)
zarchiwizowany

#60079

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak zasłużyć na miano mendy?

Otóż.
Warsztat samochodowy mamy. Malutki. Zatrudniliśmy "mechanika". Po pewnym czasie mechanik... trafił do więzienia. Za co? Oj mnogo wytłumaczeń było. Nieistotne.

Po kilku miesiącach mechanik może wyjść za opłatą. 2 tysiące. Mój śp. teść płaci za niego, odbiera z "pierdla", daje mieszkanie i pracę. Układy się zmieniają i "mechanik" ma od nas wynajmować warsztat za darmo, dopóki nie stanie na nogi. Zamieszkał z żoną, mieli płacić za wynajem.

No to od początku. Mechanik nie płaci. Ani za opłaty (co wykorzysta na warsztacie) ani za mieszkanie. Pożycza. Wiecznie zwodzi, obiecuje zapłatę. W końcu idzie do pracy z pensją, bo jego dług za mieszkanie już opiewa na kilka tysięcy. I cały czas obiecuje, że zapłaci.

W tym czasie ma mały wypadek, niegroźny. O pierwszej w nocy z pogotowia odbiera go mój mąż, bo rodzinka się nie kwapi. Nie dość, że za mieszkanie nie płaci to pomieszkuje u niego dwóch synków. W ramach odrobienia długu ma naprawić nasze auto - psuje je i kosztuje to nas prawie 10 tysiecy.

Pieniędzy ciągle nie oddaje, nie płaci dalej. Dług rośnie. Przyjeżdza jeepem pod dom i kłamie, że wcale go nie kupił, tylko dostał w pracy.

U teścia diagnozują raka. Płuc. Zaawansowanego. Po chemii dostaje udaru i jest w stanie prawie wegetatywnym. Teściowa prosi o zwrot kilku tysięcy, bo potrzebuje pieniędzy na leczenie.

Co robi mechanik? UCIEKA. Jak wsza. Jak tchórz. Kłamie o wyjeździe służbowym. Potem jest rozwód, atak serca, rak, śmierć matki, wypadek... oczywiście wersja zależnie od tego kto pyta, bo dla swojego szefa był w pracy a dla nas w szpitalu ledwo żyjący.

Oszczędzę perypetii. Zwodzący ZŁODZIEJ i KŁAMCA uchylał się bezczelnie od spłaty długu ludziom, którzy wyciągali go z więzienia, dali dach nad głową, znosili zaleganie, pożyczali pieniądze, odbierali z pogotowia. Którzy pomogli mu bardziej niż rodzina. A on okłamuje i okrada ich w czarnej godzinie, gdy teść jest na łożu śmierci.

Teraz próbujemy odzyskać pieniądze. Sprawę zgłaszamy kuratorce, lada dzień pójdziemy na policję i do sądu. Ale ciągle mam drgawki jak pomyślę, że istnieją takie ludzkie potwory, którzy potrafią tak niecnie wykorzystać dobre serce.

Ta historia nie jest śmieszna. Jest smutna. Oszust znów znikł z miejsca pracy i jest nieuchwytny. Ale pewnie jego synowie czytają. I powiem krótko. Nie popuścimy.
Jeśli ktoś wie, gdzie przebywa JERZY LUDWISIAK lub ma z nim kontakty zawodowe - polecam unikać, bo nie dość, że najpierw narobi długów to potem jak tchórz ucieknie. Najpewniej grasuje po województwie łódzkim. Sprawia naprawdę miłe wrażenie, szkoda, że okazuje się krętaczem i złodziejem.

Próbowaliśmy po dobroci. Bo żal człowieka. Bo nikt się nie spodziewał, że po tym wszystkim zrobi takie świństwo. Bo mamy dobre serca. Ale czas dobroci się skończył. Koniec obiecanek. Niech cały świat się dowie jak potraktował rodzinę przeżywającą tragedię.

Łódź Jerzy Ludwisiak

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 284 (410)
zarchiwizowany

#52324

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Córkę powiłam. Ot, bobas jak bobas. Żre, krzyczy, rzyga i wydala. Choć dla mamy najpiękniejsza na świecie.

Teściowa na punkcie wnusi zwariowała. Dostała ją na jeden dzień, żeby marudzić przestała.

Mała cały dzień ryczy. Marudzi. Kwęka. Dziwne, bo w domu najczęściej przesypia cały dzień albo patrzy z zaciekawieniem na świta. Ryczy tylko jak mama za wolno z butelką biegnie. A tu Jej Kulkowaty Żarłoczny Majestat kolokwialnie... pruje ryja jak obdzierana ze skóry.

-U nas tak nie krzyczy - ośmieliłam się delikatnie powiedzieć.
-HMPF! Ona nie chce spać, żeby się nacieszyć babcią! oj tititititi - odparowała teściowa.

Wtedy rozstąpiło się piekło. Nastała nagła ciemność, przecinana jaskrawym światłem błyskawic. Ptaki skrzecząc uciekły w popłochu. Myszy porzuciły okruchy i zabarykadowały wejścia do norek.
a to wszystko spowodowane zaćmieniem umysłu młodej matki, która ośmieliła się powiedzieć :

"NO, WIDAĆ JAK SIE CIESZY, ŻE BABCIĘ WIDZI..."

chyba boję się pojechać tam ponownie...

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 27 (75)
zarchiwizowany

#51327

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Co jest z tymi ludźmi?

Rynek, bazar, targowisko. Wszędzie pozapychane, auta na poboczach.

Mąż ustawił się również na poboczu, pogoniony, żeby wielkie truskawki przytargał, bom spragniona. Siedzę na miejscu pasażera, z tyłu w bagażniku i na złożonych siedzeniach wózek inwalidzki. Widoczny. Choćbym się chciała przestawić-nie przestawię. Z resztą stoimy "legalnie" tak jak kolejnych kilkanaście samochodów.

Gramoli się babsko. Wciska pomiędzy zaparkowane na poboczu samochody a rów. Jojczy, psioczy, złorzeczy.

"No i jak tu przejść?! no jak?! no pozastawiali, no! jak tak można! przejść się nie da! uf, puf, no nie przejdę!"

Marudzi tak przeciskając się obok kolejnych samochodów. Dochodzi do naszego pierdzibąka. Ufa, pufa, wzdycha, opiera łapsko na lusterku, przeciska się, żeby trzewika nie zanurzyć w błocie.

"No jak tu stoją! tu się przejść nie da!"
"Bo tu chodnika nie ma!" odkrzykuję, gdy była na wysokości maski. Przetruchtała kolejne 50 metrów i chyba dopiero wtedy wymyśliła ripostę, bo zaczęła wygrażać podniesioną łapą.

Lepiej się uświnić jak nieboskie stworzenie i gramolić poboczem, zamiast pustym, równiutkim chodnikiem naprzeciw, prawda?



Koniec wrażeń? Otóż nie.
Czytam dalej, a tu gramoli się dwóch średniozaawansowanych wiekowo panocków. Jeden zatrzymuje się przy moim otwartym oknie i zaczyna odgrażanie.

"No jak to tak?! jak tak można?! tu się przejść nie da! Milicja jakby jechała to byś taaaaki mandat dostała! Józek, dzwoń po milicję! Przestaw to auto babo, bo milicję zawołam! Tu nielegalnie stoisz! mandat taki! tylko milicja będzie jechała!"

i taka tyrada dobre kilka minut. Sama, w dwupaku, nie będę dziadygi prowokować mocniej i się odszczekiwać, czytam dalej. Perorowali dalej kilka metrów za samochodem, chyba zastanawiając się jak tu milicję wezwać...

Do tej pory zastanawiało mnie, czy faktycznie jeszcze komuś się wydaje, że zomo i milicja istnieją. Sądziłam, że to przejaskrawione historie. Ale odszczekuję.

ONI ISTNIEJĄ!

logika pieszych

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 17 (59)
zarchiwizowany

#49468

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z serii przygód w MPK, sprzed kilku lat.
Wsiadam w autobus na pętli. Busior z tych nowych, przegubowy, z tyłu trzy miejsca przy tylnej szybie, zaraz obok podwójne siedzenie na podwyższeniu. Sadowię się na końcu, na jednym z krańcowych miejsc potrójnego siedzenia, a autobusie może z 10 osób.

Wchodzą ONE. Klasyczne [M]ocherki. Sztuk trzy. Rozanielone po wizycie na cmentarzu przerzucają się historiami o wspaniałościach zniczowych dostępnych w niedalekim sklepiku.

Dwie sztuki gramolą się na dwa wolne siedzenia obok mnie, trzecia sztuka sterczy obok. Wyczuwam ognie piekielne przypiekające mnie delikatnie z oddali. Dobrze wyczułam. (dialog odwzorowany z pamięci)
[M1]: Weź kochana siadaj, co będziesz tak stała. (tu następuje seria szturchnięć i kuksańców)
[M2]: Eee, widać, że teraz młodzież taka niewychowana. Sądzi taka gówniara, że ja mam widać nogi zdrowsze, to postoję.
[M3]: Niekulturalne to wszystko. Starsi muszą o laskach stać, a taka pinda miejsca nie ustąpi.

I tu miejsce na potok narzekań, od mojego wątpliwego prowadzania się, bo sprowadzenie śmierci i chorób na rodzinę, spowodowanych moją bezczelnością.

Nie miałam pojęcia jak postąpić. Pamiętam, że wychowana w szacunku do starszych wstałam i usiadłam tuż obok, spuszczając uszy po sobie.

Do tej pory nie wiem jak bardzo trzeba być nienormalnym, żeby w autobusie robić awanturę o miejsce, skoro jest on w 90% pusty...

komunikacja_miejska

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 21 (63)

1