Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

budyniek

Zamieszcza historie od: 19 kwietnia 2013 - 17:51
Ostatnio: 16 czerwca 2016 - 6:41
  • Historii na głównej: 23 z 28
  • Punktów za historie: 18592
  • Komentarzy: 104
  • Punktów za komentarze: 944
 
[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
30 stycznia 2015 o 15:30

@soraja: Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że... jedzenie w stołówkach jest zazwyczaj niedobre. Podczas wielu lat szkoły, ani na licznych obozach - nigdy nie byłam zachwycona żywieniem. Rozwodnione, niesmaczne, niedoprawione. Nic dziwnego, że dzieciaki nie chcą tego jeść. Kiedyś organizowałam wykład i skorzystaliśmy z auli szkolnej. Dyrekcja zaproponowała wyżywienie ze stołówki w korzystnej cenie, wiec wykupiliśmy. Obrzydliwe pseudoklopsy w szarym sosie z rozwodnionym "pire" w którym latały kawałki suchych ziemniaków a do tego niezidentyfikowana masa sałatkowa. Zupa "ala woda", zupełnie pozbawiona smaku. I od razu przypomniały mi się czasy szkoły, kiedy tak wyglądało żywienie stołówkowe. Oczywiście wszędzie zapewniają, że smaczne, a w efekcie jest to paskudna "masówka" ala breja. Może wynikało to z tego, że w moim domu jedzenie było niesamowite. Mimo, że do bólu polskie, gotowane przez 80 letnią babcię. Śląsko, dość ciężko, ale smacznie. Dlatego bezpłciowa breja nijak mi nie odpowiadała. I to nie dlatego, że oczekiwałam kalmarów, a dlatego, że głupi schabowy będzie smakował inaczej zależnie od kuchni.

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 19) | raportuj
30 stycznia 2015 o 10:16

Ja tam nie widzę nic piekielnego w zostawieniu jedzenia na talerzu... Przecież mogło mi nie smakować. Wzięłam - bo lubię, ale okazało się, że przyrządzone przez tego konkretnego kucharza - nie smakuje. Nie będę pchać na siłę czegoś, czego nie jem z przyjemnością... Poza tym... w domu jedzenie na wpół zjedzone - można schować do lodówki na później. A na potańcówce? Nie trafi to do "potrzebujących", nie będzie zjedzone przez nikogo innego. Pójdzie do śmieci. Niezależnie od tego czy z talerza czy z tacy. W restauracji jak zamawiam posiłek to też mam prosić co do grama wyliczony? a jak zjem 80g frytek i się nie najem to mam iść poprosić o te zaległe 20g z porcji? Czy brać normalną porcję i potem siedzieć i pchać na siłę, żeby zjeść, bo zostawić to grzech? Już nie przesadzajmy...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 6) | raportuj
28 stycznia 2015 o 11:12

@matias_lok: Taak, żeby sprzedawać buty to trzeba mieć niewiarygodnego skilla... Że przeprowadzają wręcz badania i podstawiają kierownika z niewiarygodnymi umiejętnościami aktorskimi, który potencjalnych kandydatów testuje na odporność psychiczną. Taa... Na pewno sklepik z butami przeprowadza tak skomplikowaną procedurę a kierownik to nie jest zwyczajny cham.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
28 stycznia 2015 o 11:09

Serio ludzie, serio?! Mnie tam niebywale bawią dopiski w ogłoszeniach "cv oraz list motywacyjny na adres..." przy ofertach pracy na kasie, na 1/30 etatu, na umowę śmieciową, za śmieszne grosze. Bo pracodawcom się wydaje, że co ludzie powinni napisać? "Ochhh taaak! (orgazmiczny szept) Zawsze chciałam tyrać na kasie za niegodną pensję! To moje największe marzenie i moja aspiracja życiowa. Po to kształcę się w zupełnie innym zawodzie od wielu lat, żeby ledwo wiązać koniec z końcem na tym wymarzonym stanowisku! Pomoże to mi się rozwijać twórczo, spełniać marzenia (o ile nie będą droższe niż 3 złote) i podróżować! (wszędzie, gdzie wystarczy dobowy bilet tramwajowy)" Przecież nie ma ludzi, których życiowym marzeniem jest praca przy taśmie, na kasie albo jako dystrybutor darmowych gazet! Wszyscy idą tam pracować, bo nie mają większego wyboru na ten moment. Teraz nawet zamiatacz ulic musi mieć magistra, dwa fakultety i pracę dyplomową z fizyki kwantowej. I oczywiście musi napisać esej pochwalny na temat potencjalnej pracy, jaka gówniana by ona nie była... Jeśli kiedykolwiek aplikowałabym do takiej pracy to napisałabym otwarcie, że chcę pracować, bo potrzebuję pieniędzy. I tyle. Czego się pracodawcy spodziewają przy tak nędznych warunkach? że ktoś tego pragnie? Każdy idzie tam, bo potrzebuje pieniędzy, więc po co jakieś durne listy motywacyjne, jakby zatrudniali prezesa?

[historia]
Ocena: 24 (Głosów: 24) | raportuj
28 stycznia 2015 o 10:47

Haha! Nie wiem czy ktoś pamięta jak Quo Vadis było w kinach ;) wtedy mieliśmy iść na to z klasą, ale... Rada rodziców stwierdziła, że to zbyt brutalne, bo lwy zjadają ludzi i dostaliśmy czerwone światło, bo film zbyt brutalny ;)

[historia]
Ocena: 27 (Głosów: 31) | raportuj
28 stycznia 2015 o 10:45

Nie czytałam Greya, ale kiedyś był taki boom na Zmierzch. Z ciekawości ściągnęłam ebooka, żeby zobaczyć, czy warto to kupić. Po kilku stronach dziękowałam opatrzności, że nie kupiłam, bo napisane to jest makabrycznie. A jednak karierę zrobiło i dorobiło się wielkiego grona fanów! Nie jestem znawczynią literatury, czytam głównie fantastykę. Ale jak nie było funduszy i odnalazłam na strychu Harlequiny to zabijałam nimi czas. I wszyscy się z Harlequinów śmieją, że szmiry. A były napisane dużo lepiej niż ten cały Zmierzch, który jest uwielbiany. Jak widać, z odpowiednią reklamą i nośnym tematem - każda szmira może stać się hitem.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
27 stycznia 2015 o 21:23

Nie mogę już edytować, więc dopiszę w komentarzu. Nie dość jasno napisałam jak widać - byłam tam tylko na dwóch dniach próbnych. Po poznaniu kulis pracy tego sklepu - przestało mi na tej pracy zależeć. Stwierdziłam, że jeśli kiedykolwiek miałabym pracować w zoologu - to w własnym, gdzie takiego klienta pogoniłabym miotłą. Nie miałabym żadnych problemów, żeby nieodpłatnie i prywatnie pomóc założyć akwarium "działające" zamiast umieralni, dlatego to zaproponowałam. Zgłoszenie gdziekolwiek nic nie da, bo i jak? Przecież sprzedawca tylko sprzedaje. Tak jak hodowca. To co klient potem zrobi - to jest jego sprawa, znaczy jeśli naraża dobro zwierząt to może za to odpowiedzieć, ale za zaniedbania właściciela nie odpowiada już sprzedawca. Działa to w smutny sposób, bo ... ludzie mało wiedzą o zwierzętach a sprzedawcy chcą zarobić. Jeśli jako sprzedawca powiem, że szczury trzeba trzymać minimum w parze i muszą mieć ogromną (drogą) klatkę to... klient nie kupi. A klient jest naszykowany na "tanio". I dopóki po pierwsze nie zacznie obowiązywać kodeks moralny sprzedawców i ludzie nie zaczną nabywać wiedzy i szacunku do zwierząt... nic się nie zmieni... Ale co tu daleko patrzeć... Od wieeelu lat fora akwarystyczne są pełne młodzieży, która butnie prezentuje zbiorniki w których pływa (dosłownie!) zupa rybna i nijak nie da się im wyjaśnić, że mają tam solidne przerybienie. "Przecież ryby pływają!" czy "Ja też mieszkam w małym mieszkaniu!" to wieczne wytłumaczenia. Tylko jakoś młodzieży wypada z głów to, że oni w mieszkaniu nie są szczelnie zamknieci całe życie a ryba w akwarium jest. Na próby wyjaśnienia, że nie można trzymać ryb w takich warunkach - 90% reaguje agresją, krzykiem i zerową checią poprawy. Sądzę, że problem leży znacznie głębiej niż tylko w kwestii sprzedaży zwierząt. Leży w elementarnym braku szacunku do żywych stworzeń, które wynosi się z domu. Moja 1,5 roczna córka uwielbia akwarium i wiecznie chce karmić ryby, pcha się do psów i kotów i tylko prosi o kiełbasę żeby dać "kotowi". Takie rzeczy wynosi się z domu. A jeśli zamiast dokarmiania psa kiełbasą dziecko uczy się kopniaka i krótkiego łańcucha... to uznaje to za normę i mamy społeczeństwo kompletnie niewrażliwe na zwierzęcą krzywdę.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 17) | raportuj
27 stycznia 2015 o 16:01

Komentarzy dużo, to i ja sobie pozwolę. Po części mają rację ci, którzy mówią, że babcia jest u siebie i ma prawo dyktować warunki. Natomiast nie daje jej to prawa do poniżania i krzywdzenia bliskich. Jeśli sytuację by odwrócić... i babcia niedomagająca by się stała? Od razu każdy by powiedział, że babcię przygarnąć trzeba! Pomóc trzeba! A jeśli babcia byłaby traktowana tak jak teraz wnuczka - byłoby oburzenie, że nad starszą panią się znęcają. Więc jeśli Babcia oczekiwałaby pomocy od rodziny gdy zaniemoże - uważam, że rodzina może oczekiwać takiej samej pomocy. Babcia nie została "odarta z prywatności" siłą. Zgodziła się. Mogła się nie zgodzić - matka i córka musiałyby poradzić sobie same, ale wtedy w moim mniemaniu - nie miałaby prawa oczekiwać od nich wsparcia, gdy przestanie sobie radzić. I tu mam słowo do autorki. Przypomnij babci, że kiedyś będzie potrzebowała pomocy i dobrze by było, gdyby miała od kogo tą pomoc uzyskać. Jeśli chce wkroczyć na wojenną ścieżkę - uprzedź, że zostanie sama i nie będzie miał kto podać jej tej przysłowiowej szklanki wody. Brakuje mi w tym wszystkim matki autorko. Co Twoja mama na to? Najlepiej, gdybyście usiadły i wspólnie doszły do planu działania. Ja na Waszym miejscu postawiłabym sprawę jasno. Albo babcia zacznie się zachowywać normalnie, a Wy będziecie szanować jej zasady, albo nie będzie mogła na Was liczyć i wynosicie się. Innej rady nie ma. Rozumiem, że finansowo może być ciężko. Poprzeglądaj ogłoszenia. Często ktoś chce wynająć mieszkanie "za opiekę i rachunki", bo wyjeżdza, często też oferują mieszkanie za pomoc domową, którą możecie razem z mamą wykonywać po godzinach wspólnie. Albo w ostateczności możecie też wynająć pokój, dużo taniej niż mieszkanie. Wysyłam Ci masę dobrej energii i napisz proszę jak się sprawa rozwiązała.

[historia]
Ocena: 31 (Głosów: 35) | raportuj
25 stycznia 2015 o 18:05

@Zeus_Gromowladny: jasne, że jest od sprzedaży. Ale nie wiem jak dla Ciebie, dla mnie to nie jest normalne, że człowiek ŚWIADOMIE kupuje zwierzę, po to, żeby JE ZABIĆ. Ba, uczy tego dziecko! Jest stanowcza różnica pomiędzy niewiedzą, która mimo dobrych chęci - doprowadza do padnięcia ryby a świadomym zapewnieniu jej złych warunków, żeby zdechła. W tym wypadku - był to brak jakiejkolwiek filtracji i napowietrzania. Ryba produkuje kupę, kupa zmienia się w związki azotowe, które w dużym skrócie - duszą rybę, bo nie ma w wodzie tlenu, którym ryba oddycha. to tak jakby kupić psa i uwiązać go na łańcuchu bez wody i jedzenia i pokazywać dziecku jaki to fun jak pies stopniowo zdycha a potem zapewnić rozrywkę podczas kupowania nowego pieska. Jeśli to byłby mój sklep - nie sprzedałabym żywego stworzenia takim ludziom.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
25 stycznia 2015 o 12:49

@Aeshna: na wsiach do tej pory mówi się "ciut" inaczej. Niekoniecznie poprawnie. Takie "pseudo staropolskie" zwroty. Np "Jak tam u Was, panie gospodarzu żywina rośnie?" będzie tu zupełnie zrozumiałe jako zwrot grzecznościowy z zapytaniem o zdrowie zwierząt. Jeśli odwiedzisz jakąś zapyziałą wieś (nie takie piękne podmiejskie domki z białymi płotkami, tylko taką "prawdziwą" wieś ze starymi gospodarzami, gdzie śmierdzi obornikiem) to zwracanie się "Wy" zamiast "Pan" będzie dobrze odebrane. Nie jestem znawczynią języka, ale mam wrażenie, że to naleciałości pseudo gwary. Moja wieś znajduje się w centralnej polsce, więc nie ma tu typowej "gwary" regionalnej, są tylko takie naleciałości. Jak choćby zamiast "pieniek" mówi się "pinek", każy tu zamiast "ziemia" mówi "zimia". Młodsze pokolenie mówi już "normalniej", ale starsi gospodarze - mają takie swoje frykasy językowe.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
24 stycznia 2015 o 13:49

@andzia_: nie wiem kim są "Tosinki", ale nigdzie nie publikowałam jeszcze jej (bo zdarzyła się bardzo niedawno), wiec nie sądzę, żebyć gdzieś mogła ją przeczytać :)

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 10) | raportuj
23 stycznia 2015 o 21:04

@smal: haha, jak masz ochotę, to mogę Ci wysyłać "preordery" ;)

[historia]
Ocena: 20 (Głosów: 22) | raportuj
23 stycznia 2015 o 19:45

@dab68: a ja wiem ile taka kura kosztuje? Jakbym uraziła? Wiesz, najlepsza kura. (nie dam sobie obciąć palca, ale chyba jedyna). Jakbym za mało dała? Wtedy to byłabym dopiero...

[historia]
Ocena: 36 (Głosów: 38) | raportuj
23 stycznia 2015 o 18:54

@Day_Becomes_Night: czego nie rozumiesz konkretnie? Chętnie przetłumaczę :) starałam się oddać w pisowni to, co słyszałam, tak zapisać fonetycznie. A dialekt pachniał mi jakby był z "Pół-litro-landii".

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
18 stycznia 2015 o 11:22

zachowanie kobiety nie jest dobre, ale... "jeśli jedziecie komunikacją miejską, starajcie się nie brać wózka. Nosidełko lub chociaż stara dobra ręka wystarczą" To jest jakaś rewelacja. Spróbuj zrobić zakupy z 4-10 kilowym klockiem na rękach i potem targać te zakupy. Nosidło też nie zawsze się sprawdza - nie każde dziecko toleruje. To tak jakby powiedzieć kulawemu, żeby się starał kuśtykać bez kul. Wózek jest w większości przypadków NIEZBĘDNY do przemieszczania się z dzieckiem. I sorry, ale może jestem inaczej wychowana, ale w moim mniemaniu zdrowy, młody człowiek może poczekać na następny tramwaj i matka powinna mieć tu pierwszeństwo. A już zwłaszcza jak pada/jest zimno/jest gorąco. Nie dlatego, że święta krowa, tylko ze względu na malucha. A zapewniam, że to frustrujące, gdy np dziecko płacze. I nigdy nie zrozumiem sytuacji w której matka z płaczącym dzieckiem stoi w kolejce a reszta posyła jej tylko spojrzenia w stylu "uspokój bachora" a nikt jej nie wpuści, żeby szybko załatwiła sprawy i mogła dać wszystkim spokój i wyjść. Jestem ciekawa autorze czy masz dzieci. Daję sobie rękę uciąć, że nie. Bo inaczej nie powiedziałbyś, żeby dzieciaka na zakupy wziąć na rekach. Już widzę jak pomykasz z takim 10 kilowym wierciochem i torbami sprawunków...

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
16 stycznia 2015 o 14:05

@sla: haha, nie, mówię o damskiej. ba, nawet pamiętam baseny sprzed 20 lat, kiedy jako dzieciak byłam solidnie przerażona damskim włosiem pod prysznicem, bo własnego jeszcze nie miałam ;) ale bardzo wyraźnie pamiętam, że kobiety wesoło gawędziły szorujac włochate pachy. Natomiast zapytałam męża jak to wygląda u facetów.Był zdziwiony, bo przecież normalnie, gacie się zdejmuje, zakłada drugie i tyle. A jak się myje? "no ściągasz gacie i szorujesz".

[historia]
Ocena: 16 (Głosów: 24) | raportuj
16 stycznia 2015 o 9:32

Teraz na basenach, w szatniach, sa takie przebieralnie, gdzie można się przebrać na osobności. Ale 10-15 lat temu nie pamiętam, żeby ktokolwiek się krygował. Szatnia to rząd szafek w pomieszczeniu, w którym każdy świecił zadem, pod natryskami wszyscy byli nago. Teraz dopiero zaczął się robić problem. Ja osobiście nie rozbieram się do rosołu w większym gronie, bo się wstydzę, ale też nie widzę nic złego w tym, że ktoś bez skrępowania się przebiera / myje. Nie wiem jak teraz, ale kiedyś na basenach ludzie zachowywali się kulturalnie, nikt się nikomu w zadek nie gapił, tylko skupiał na sobie. A głównie problem występuje u kobiet. Mężczyźni nigdy się nie krępowali, mieli to w nosie. Nie wiem dlaczego, ale nigdy nie słyszałam od żadnego mężczyzny opisu innego faceta w szatni czy jego koloru ręcznika - bo zajmują się sobą i co ich obchodzi co robią inni.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
14 stycznia 2015 o 22:32

raczej węży czy ptaszników nie karmi się królikami, bo to zwyczajnie nie ma sensu. Królik jest duży = dla dużego jedzącego = duże to cenne = królik bardzo łatwo może uszkodzić okaz. Gra nie warta świeczki zwyczajnie. Nie daje się też szczurów czy chomików. Znaczy, inaczej - porządni hodowcy nie dają. Dają oseski, ale tylko z pewnych źródeł, bo takie "noname" mogą zaszkodzić. Dorosłych osobników się raczej nie skarmia, bo ryzyko uszkodzenia jest duże. Co najwyżej myszy, bo najmniej groźne. A nigdy nie zrozumiem nawiedzonych, krzyczących, że to okrutne. Bo oni chyba nigdy w domu myszy nie mieli. Taka polna niczym się od "sklepowej" nie różni. I mieszkając na wsi - myszy są na kilogramy. Co obrońcy by zrobili? zaakceptowali plagę? Zaakceptowaliby odchody i smród w każdym możliwym miejscu? Nie wytruliby?

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 12) | raportuj
14 stycznia 2015 o 18:29

Kompletnie nie rozumiem takiego braku asertywności. Po pierwsze Twój mąż naprawdę zachowuje się jak pantofel... bez słowa przywozi nieproszoną matkę, pozwala poniżać swoją żonę... Cały czas siedzi cicho zamiast zrobić porządek, albo na samym początku powiedzieć : "NIE".

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
13 stycznia 2015 o 23:08

@reinevan: Ja miałam cc z powodu złamania i operacji w czasie ciąży. ALE! Jeśli miałabym rodzić jeszcze raz, bez przeciwwskazań - zapłaciłabym prywatnie za cc. ZAWSZE bałam się porodu panicznie, przerażała mnie wielogodzinna męka. Dlatego na dzieci nie chciałam zdecydować się nigdy. Wyszło jak wyszło ;) Nawet jeśli kobieta decyduje się na cc z powodu "szybciej, wygodniej i mniej boli" to jest to jej decyzja. Zazwyczaj takie kobiety dobrze nie współpracują podczas porodu, a współpraca jest tu kluczem do sukcesu. Ja wiem, że bym raczej nie współpracowała i z moim negatywnym podejściem do sn - nie byłoby to "magiczne" czy "cudowne" a bardziej "makabryczne". Więc skoro taka kobieta i tak miałaby problem z sn, to ... najpewniej skończyłoby się to interwencyjnym cc, co jest chyba najgorszą opcją. Kobieta nastawiona do sn negatywnie, przerażona - nigdy nie przeżyje pięknego porodu a koszmar. Więc nie widzę żadnego powodu (poza zadowoleniem społeczeństwa), żeby celowo sobie musiała ten koszmar fundować, skoro nie czuje się na siłach... Dzieciom z cc i wykrmionym MM nic nie brakuje, nie są gorsze, nie będę się chwalić, ale moja córka od początku większość "rzeczy" robiła szybciej niż rówieśniczki. Teraz ma 1,5 roku i w przedszkolu przewyższa w wielu rzeczach 2 latkę. CC nie jest złem. Jest inną opcją. To, czy będzie wybrane czy będzie to przymus - to jest sprawa indywidualna. I ponownie, w czym szkodliwe i niezdrowe jest NAWET udawanie cierpiętnicy? Kobieta truje co najwyżej mężowi, na pewno nie będzie latać i zalegiwać u Ciebie w łóżku.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
12 stycznia 2015 o 23:12

@funmilayo: Szwy po zabiegu pod narkozą (ponownym zszyciu) wyciągali tylko przecinając nitki.Nie wiem czy to coś zmienia, ale wcześniej miałam szwy rozpuszczalne a po drugim szyciu - nierozpuszczalne. A wtedy bez slowa przytrzymano mnie, położono nerkę na udach, odsłonięto i wsadzono nożyczki i widziałam tylko ruszające się "zamykanie" od nożyczek i czułam szarpanie. Potem pielęgniarka powiedziała mi, że musieli to wszystko rozciąć, żeby oczyścić. Jeśli nie wierzysz, opiszę inną sytuację. Miałam naprzemiennie milion antybiotyków. Był czerwiec, gorąco. Plastry przytrzymujące wenflony odpadały po godzinie. Miałam praktycznie przy każdej zmianie kroplówki - zakładany wenflon. A mam bardzo kiepskie żyły, więc musiały wkłuwać się nawet kilkanaście razy przy jednym wenflonie. Było to bardzo bolesne. Zamiast malutkiego plasterka założono mi jedną warstwę cienkiego bandaża, który też wenflonu nie utrzymał. Płakałam, bo nie miałam już sił do kłucia nawet kilkadziesiąt razy dziennie. Poszłam błagać o plaster, porządny, niech przyczepią jak trzeba. No ale oni plastrów nie mają, mają tylko "noworodkowe", bo się skończyły, a apteka w weekend zamknięta (to była chyba moja 4 doba). Musiałyby iść na inny oddział pożyczać... Oczywiście nie poszły. Zawinęłam rękę paskiem od szlafroka na noc, bo zaczynałam płakać na myśl o igłach. Rano zauważył to ordynator. Opisałam sytuację. Pielęgniarki były wsciekłe. I nawrzeszczały, że nie musiałam ordynatorowi od razu donosić. Przy poprzednim pobycie w szpitalu straszono mnie cewnikiem, bo z połamaną nogą za często wołam o basen, a to nienormalne, żeby ciężarna tak często siusiała. O dziwo w szpitalu gdzie rodziłam - mogłam dzwonić o każdej porze dnia i nocy i wchodziła uśmiechnięta pielęgniarka skora do pomocy. Sama pytała czy czegoś nie potrzebuję. Było to najfajniejsze zdarzenie szpitalne w moim życiu. Myk w tym, że był to szpital prywatny.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 9) | raportuj
12 stycznia 2015 o 22:44

@funmilayo: nie brzuch a szwy i ledwo co złączone tkanki. Nie to, że ktoś mi rozciął cały brzuch do żołądka ;) Po cc nie ma czucia w rejonie wokół rany, mnie brak czucia przez torbiele - wzmocnił się i poszedł dalej. Było to prawie dwa lata temu a ciągle nie mam czucia w pewnych regionach wokół blizny (testowane szpilką, nie czuję przebicia skóry). Stąd - naprawdę tak to wyglądało. Nic nie czułam, ale było nieprzyjemne, głównie przez zaskoczenie. Przytrzymano mnie siłą, na udach położono nerkę z akcesoriami i rozcięto ranę powtórnie. Z tego co się orientuję - przy cc szyje się "warstwami", więc pewnie przecięto tylko wierchnią, choć potem nie zaszywano przez kilka dni, żeby było ujscie dla ropy a potem zaszyto dopiero i wsadzili sączki. Dziura była ponoć spora, ale sama (dzięki bogu) nie widziałam. (z resztą... ja nic nikomu udowadniać nie muszę. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą podważać każde słowo.)

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 11) | raportuj
12 stycznia 2015 o 21:56

@nisqa: moim zdaniem - nie ma co się zmuszać. Jeśli kobieta jest obolała i zmęczona - niech leży i niech wokół niej skaczą. Na pewno mniej to jej zaszkodzi niż ryzyko przeciążenia. Dla mnie NORMALNE codzienne funkcjonowanie to obsługa koni (noszenie paszy, wody, siana, słomy, wyprowadzanie), w zimie odśnieżanie, noszenie worków węgla do kotłowni, noszenie zakupów, które też nie są lekkie itp. To NORMALNE i CODZIENNE rzeczy. A nijak nie polecę robienia tego kobiecie w połogu. Każdy ma inną "codzienność i normalność". I jeśli kobieta przez te dwa tygodnie nie będzie robić zakupów, sprzątać i działać aktywnie - świat się nie zawali. Opieka nad noworodkiem jest trudna. Kobieta nie dość, że obolała, zmordowana wysiłkiem to jeszcze poznaje zupełnie nowe życie - wraz z dzieckiem. Jakby tego było mało - zalewają ją fale hormonów, które naprawdę potrafią zrobić jesień średniowiecza w głowie. Dla mnie połóg to czas, kiedy mama może poznać dziecko, skupić się tylko i wyłącznie na nim i regeneracji. Jeśli będzie leżeć wtulona w dziecko cały dzień - jaka makabra się stanie? świat się nie zawali. A uniknie przeciążeń.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
12 stycznia 2015 o 20:48

@nisqa: to chyba zależy od szpitala i stanu pacjentki. W porządnych klinikach nie pędzą każdej kobiety taśmowo. Mnie np pionizowali po dobie. I inne kobiety w moim pokoju również dochodziły do siebie w różnym tempie.

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 16) | raportuj
12 stycznia 2015 o 20:17

@Kanna: Bidulo :( Pewnie, że czasem nas sytuacja zmusza do zachowań, których nie chcemy. Ale niech zmusza nas do tego sytuacja a nie krzywdzące słowa i ocenianie, a już zwlaszcza ze strony kobiet, które nie rodziły. Ja mimo wszystko uważam, że wszystko zniosłam w miarę dobrze (biorąc pod uwagę poważne złamanie nogi i składanie jej operacyjnie na płytki i śruby w 26/27 tc, na cc pojechałam jeszcze na wózku...) To, że sobie dałaś radę zasługuje na najpiękniejszy order z ziemniaka od dzieciaków ;)

« poprzednia 1 2 3 4 5 następna »