Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

daszek

Zamieszcza historie od: 5 października 2011 - 15:24
Ostatnio: 19 listopada 2013 - 13:35
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 752
  • Komentarzy: 133
  • Punktów za komentarze: 683
 

#18721

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno, dawno temu, pracowałem ja ci w pewnej firmie, powstałej w pewnym dość egzotycznym kraju. Nasz ówczesny przełożony, Koreańczyk, miał wiele bardzo ciekawych pomysłów na "usprawnienie naszego miejsca pracy". Oto kilka z nich:

1. Dostaliśmy rozporządzenie na temat prawidłowej postawy i zachowania, przy biurku. Zawarte w nim były takie kwiatki jak:
- kąt pod jakim nasze plecy muszą się znajdować w stosunku do krawędzi biurka
- sytuacje w jakich nasze dłonie mogą się opierać o biurko
- zakaz ziewania
- rozmowy z współpracownikami mogły się odbywać tylko na tematy służbowe
- w pracy mamy mieć zmienne obuwie (Serio, wpadł na pomysł żebyśmy nosili worki z kapciami. Podstawówka!)

Wszystkie te pomysły, spotkały się z wysoką dezaprobatą, choć przez jakiś czas były egzekwowane. Jak? Otóż Kapitan Korea (nawet nie pytajcie...) znalazł sobie kilku "wafli", którym obiecał sowitą premię, jeśli będą o takich srogich przewinieniach donosić. "Wafle" zostały zlokalizowane z prędkością światła i odpowiednio zeszkalowane przez całe biuro.
Reforma szkolna upadła.

2. Szanowny menago, wprowadził w pewnym czasie zakaz słuchania muzyki. Reakcja była dość intensywna, jako że słuchawki na uszach przez wiele lat, mieli tak naprawdę wszyscy. Kapitan Korea zreflektował się jednak, gdy pod wpływem coraz większej ilości abstrakcyjnych zasad, zaczęły napływać rezygnacje. Zakaz słuchania muzyki został zniesiony, ale w trochę innej formie... Otóż firma postanowiła udostępnić nam specjalny kanał muzyczny (ktoś skręcił shoutcasta)! Haczyk tkwił w tym, że na kanale znajdowały się same hity... koreańskie. Kanał nie cieszył się jednak spodziewaną popularnością i wkrótce zniknął.
Reforma muzyczna upadła.

3. Kapitan Korea miał także doskonały system motywacyjny (nie, nie były to premie, gdyż zasady zdobycia takowej, po dziś dzień są dla mnie i znajomych tajemnicą). Oficjalne przemowy. Pomijając już doskonałą angielszczyznę, z zaledwie delikatnymi naleciałościami Koreańskiego, drogi menago potrafił nas zmotywować w taki sposób, że do końca dnia zamiast pracować, staraliśmy się domyśleć o co mu tak właściwie chodziło. Przebił jednak sam siebie, kiedy przedstawił nam swoją wizję agresywnej walki z konkurencją. Otóż z śmiertelnie poważną miną, po chwili mrożącej krew w żyłach ciszy, stwierdził że: "Czeka nas krwawa wojna. Musimy bronić dobytku naszych przodków. Każdy z was powinien walczyć do ostatniej kropli krwi ! Więc chwyćcie za broń i brońcie swego domu!!!"

Wiem co myślicie. "Ściema". Otóż nie. Jest to co prawda moje wolne tłumaczenie, ale dokładnie takiego rodzaju teksty sadził nam ten człowiek. Podejrzewam że spodziewał się dzikiego ryku z naszej strony, na miarę Braveheart′a (swoją drogą, po tym spotkaniu, zdjęcie tego człowieka było chyba najczęściej otwieranym plikiem w photoshopie), jednak mógłbym przysięgnąć że słyszałem szczebiotanie koników polnych...

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 493 (583)
zarchiwizowany

#18250

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio przypomniała mi się historia sprzed kilku miesięcy.
Wychodząc w jakże cudowny poniedziałkowy poranek do kołchozu, jedyną czynnością jaka ratowała mnie przed rytualnym samobójstwem, był papieros. "Och, słodka nikotyno. Tylko ty jesteś w stanie sprawić bym nie przegryzł dziś tętnicy szyjnej mojemu przełożonemu." Tak pomyślałem. Naiwność...
Nie powiedziałbym że jestem człowiekiem który jest uporządkowany i cały swój dzień wykonuje wg. grafiku. Właściwie to bardzo mi od takiego stanu daleko. Jednak poranny fajek ma swój rytuał. Autentycznie - zawsze rozpalam go w dokładnie tym samym miejscu, przechodząc z nim tyle a tyle metrów, zatrzymując się w dokładnie tym samym miejscu i kończąc go przy ślicznym śmobrze z popielniczką. Tak było i tym razem. Jednak komuś musiał się mój rytuał wyraźnie nie spodobać. Naszej ukochanej straży miejskiej (tak, nazwę instytucji przedstawiłem małymi literami celowo, jako że zabieg odwrotny zazwyczaj przedstawia szacunek. Ale w tym wypadku...). Zatem gdy spokojnie delektowałem się moją ulubioną trucizną (każdy ma swoją...), zza pleców, niczym ninja, pojawił się ON. Postukał mnie swoim serdelkiem pełniącym rolę palca i ukazał swe lico.
Mały ustęp. Nie będę udawał że pałam szacunkiem do tej instytucji. Naprawdę nie. Daleko mi do uogólniania, ale opinie zbiera się na podstawie doświadczenia. A doświadczenia z instytucją sm miałem zawsze wyjątkowo nie sprzyjające wzrostowi szacunku.
Tak czy inaczej, wspomniany ninja, był chodzącym stereotypem tępego buraka któremu szkoła nie sprzyjała. Małe świńskie oczka - puste niczym afrykańska studnia, dwie dziury zamiast nosa (co by uzupełnić wizerunek tego jakże inteligentnego zwierzęcia - z całym szacunkiem dla świnek) i kaban jak u Elvisa w latach późniejszych. Liczyłem na głośny kwik, z ewentualnym chrumkaniem, ale osobnik ów przemówił.
(SM) - Gdzie pali ?! Dowód osobisty ! Mandat będzie !
Zaskoczony zarówno aparycją stojącej przede mną kreatury, jak i treścią wypowiedzi, chcąc nie chcąc parsknąłem mimo woli krótkim śmiechem.
(SM) - Coś cię śmieszy ?!
(J) - Nie nie... kawał sobie przypomniałem.
(SM) - To opowiedz ! Też się pośmieję !
(J) - Czarny humor - wątpię żebyś zrozumiał.
(SM) - Wódki nie piliśmy ! Nie jestem z tobą na "ty" !
(J) - Na tematy służbowe możemy porozmawiać kiedy indziej. Chcesz pan czegoś ?
(SM) - Na przystanku tramwajowym się nie pali ! Mandat będzie.
Hmmm. Faktycznie stoję obok przystanku tramwajowego. Ale wyraźnie widzę że buty me stoją na chodniku który jest z przystankiem połączony (niektóre przystanki w Warszawie są wyłożone charakterystyczną kostką w różnych kolorach. Łatwo je odróżnić od przylegającego chodnika dla pieszych).
(J) - Na przystanku owszem, ale chodniki dla pieszych takim prawem obięte nie są.
(SM) - Kawałek stopy ci na przystanek wchodzi !
Wzrok w dół. Caramba ! Faktycznie ! Mniej więcej kawałek pięty lewego buta przekroczył magiczną strefę zakazu palenia. Swoją drogą chyba dlatego że odwróciłem się do Oficera Porky′ego (tak go nazwałem w myślach - czułem że zostaniemy przyjaciółmi)
(J) - No to faktycznie mamy problem... Ale ja mandatu nie przyjmuję. Trzeba będzie powiadomić kolegów z Policji. Na pewno wzbudzisz pan szacunek na dzielni swoją brawurową akcją.
Oficer Porky otworzył ryjek wydając z siebie jakieś niekontrolowane wymioty werbalne, wychrumkując coś na temat kolegi w porkymobilu. Niestety nie miałem czasu poczekać na posiłki bo przyjechał mój tramwaj. Zgasiłem grzecznie papierosa i pojechałem w siną dal.
Oczekują oczywiście głosów oburzenia, jako że straż miejska to przecież tak ważna instytucja. Nie. Po prostu nie. Każdy kto tak twierdzi absolutnie nigdy nie miał z nimi bezpośrednio doczynienia. Są oni absolutną definicją słowa pasożyt. Ale doceniam fakt że ktoś postarał się żeby zapewnić pracę tym dla których matura (albo i nawet nie...) była bolesnym wspomnieniem.

straż mięsna

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (310)

1