Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

etam

Zamieszcza historie od: 4 kwietnia 2014 - 13:39
Ostatnio: 22 marca 2018 - 12:40
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 1000
  • Komentarzy: 42
  • Punktów za komentarze: 340
 

#72571

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bardzo piekielne.
Bliska mi osoba (nazwijmy ją P) oddała samochód do warsztatu w celu dokonania drobnej naprawy.
Dzień później P przegląda w internecie wiadomości lokalne. Widzi zdjęcia z wypadku, samochód totalnie zniszczony, leży na dachu: "O, marka i kolor taki, jak mojego wozu... i rejestracja też podobna*...!!!" P zmroziło, łapie za telefon i dzwoni do warsztatu pytać o samochód. Właściciel potwierdza najgorsze przypuszczenia.
Jak to się stało? Okazało się, że pijany pracownik warsztatu wybrał się na nieplanowaną przejażdżkę. Jadąc po mieście z prędkością dużo większą niż 50km/h, przywalił w barierkę, samochód dachował. Kierowcy właściwie nic się nie stało, na szczęście też nikogo nie zabił.

Nie mieści mi się w głowie, dlaczego właściciel warsztatu dopuścił do samochodów klientów, pijanego pracownika. Sprawa jest w toku. Warsztat jest ubezpieczony, jest więc nadzieja na odszkodowanie, chociaż czarno to widzę, bo sprawca wypadku podobno już przedstawił jakieś papiery od psychologa (niby że niepoczytalny, czy co - szczegółów nie znam). P uzbrojony w adwokata, czeka na razie na wycenę szkód przez ubezpieczyciela warsztatu.

Uważajcie - gdy oddajecie samochód do naprawy, to możecie go już nie zobaczyć w jednym kawałku.

*Fragment rejestracji był widoczny na zdjęciach z wypadku.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (260)

#68147

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam świadkiem przykrej sytuacji w poczekalni u lekarza - wiem, że historii na ten temat jest sporo, dlatego postaram się opisać to zwięźle.

Towarzyszyłam malutkiej siostrzenicy w kolejce do lekarza dziecięcego. Czekających dzieci było bardzo dużo, w tym dziewczynka z zespołem Downa pod opieką mamy i brata w wieku ok. 12 lat. Dziewczynka - na oko pięcioletnia - wykazywała zainteresowanie kontaktem z innymi ludźmi: podawała rękę, głaskała po buzi, pokazywała swoją książeczkę itd. Wszyscy (absolutnie wszyscy, i rodzice, i dzieci) byli jej bardzo życzliwi, uśmiechali się, zagadywali - miło było popatrzeć. Jej mama tymczasem pozwalała córce na swobodny kontakt z kolejkowiczami - wydawało się to OK w tamtej chwili.

Dziewczynka podeszła także do mnie. Niestety, poza podaniem ręki, zdecydowała się na silne szarpnięcie mnie za włosy. Powiedziałam stanowczo - absolutnie nie krzyczałam - "Nie rób tego". Na to mała podeszła do chłopca stojącego obok i zdzieliła go w rękę. Gdy chłopiec zaczął płakać, obudziła się ze letargu mama dziewczynki i karcącym tonem przywołała swojego syna: "Weź ją stamtąd, widzisz przecież, co robi". I do córki: "Idź, zobacz, jaką tamta dziewczynka ma fajną lalkę".

Córce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Podbiegła do właścicielki lalki, wyrwała jej zabawkę, rzuciła na podłogę i wróciła do swojej mamy krzycząc na cały głos. Opiekunka poszkodowanej, skonsternowana, nie śmiała chyba zwrócić uwagi matce. Potem jeszcze kilka razy powtórzyła się sytuacja z zaczepianiem, biciem i podszczypywaniem innych dzieci i nawet ich rodziców... za co najwidoczniej odpowiedzialny był syn tej pani, bo to on zbierał cięgi. Sama pani nie ruszyła się ani razu do swojej niesfornej córki. Ja cieszyłam się, że sprawczyni zamieszania nie zainteresowała się moją siostrzenicą-niemowlakiem. Nie wiem, jak to się wszystko skończyło, bo nadeszła nasza kolej na wejście do gabinetu.

Uważam, że piekielne było zachowanie matki dziewczynki. Nie reagowała na powtarzające się, jednoznacznie agresywne zachowania córki. Swojego syna traktowała, brzydko mówiąc, jak popychadło, które ma biegać za siostrą i pilnować, podczas gdy mama sobie posiedzi w spokoju. Rozumiem, że matka ma prawo być zmęczona, a także może oczekiwać pomocy od swojego starszego dziecka. Jednak to, co zobaczyłam, było po prostu przykre. Ta pani widziała, że córka bije inne dzieci, jest głośna, napastliwa - a nie wstała nawet z krzesełka, a jedynie pokrzykiwała na syna. Bardzo mu współczuję...

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 444 (542)
zarchiwizowany

#59039

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielną byłam ja.

Mieszkam w bloku, w którym parter jest zajmowany przez lokale handlowo-usługowe, w tym przez graffiti shop sprzedający m.in. spraye z farbą. Co było do przewidzenia, od momentu pojawienia się tego sklepu w szybkim tempie zaczęło przybywać "dzieł sztuki" na ścianach bloku, chociaż oczywiście nie było na to żadnego zezwolenia. Bazgroły raz na jakiś czas zamalowywano, ale to była walka z wiatrakami. Administracja w końcu odpuściła, bo szykował się kompletny remont elewacji budynku.

Remont trwał długo, ale efekty były super - ściany jak nowe, oczywiście do czasu... Przyznaję, że nie od razu, ale w końcu zaczęły pojawiać się pojedyncze nowe sprayowe podpisy (czy cokolwiek to jest). Naprawdę tego nienawidzę. Denerwowałam się strasznie, że ładnie odmalowane ściany są niszczone. Raz nawet, wracając wieczorem do domu, natknęłam się na dwóch kolesi psikających sprayem, ale ponieważ szłam sama, a oni byli z tych trochę większych - po prostu stchórzyłam i nie odezwałam się. Później wściekałam się za to na siebie i postanowiłam, że następnym razem nie odpuszczę. Ten następny raz trafił się szybko - przyuważyłam młodego chłopaka produkującego naprawdę spore graffiti w przejściu wybitym na wylot w ścianie bloku. Krew mnie zalała i zaczęłam do niego krzyczeć: "NIE WIDZISZ, ŻE JEST ODMALOWANE, CH*** J***NY??" i dalej w ten deseń... Ludzie się na mnie gapili, ale najważniejsze, że osiągnęłam swój cel - chłopak odszedł i nawet nic mi nie odkrzyknął.

Byłam z siebie bardzo zadowolona aż do następnego ranka. W miejscu, w którym przyłapałam graficiarza, pojawiła się karta od administracji: "W tym miejscu na zamówienie administracji budynku powstaje artystyczne grafitti autora xxxxx". Wyszło na to, że nawyzywałam w sumie niewinnego człowieka.

Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że nie było żadnej informacji o planowanym powstaniu "artystycznego graffiti".

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (345)

1