Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

fuin

Zamieszcza historie od: 29 lipca 2012 - 23:32
Ostatnio: 4 października 2015 - 15:03
O sobie:

studentka ;3

  • Historii na głównej: 4 z 14
  • Punktów za historie: 5380
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 95
 

#39542

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja tak świeża, że wciąż czuję pulsującą żyłę na mej skroni. Do rzeczy.

Nie przepadam za dziećmi, zwyczajnie nie czuję się pewnie w ich otoczeniu, nie mam tego instynktu, który mówi co mam robić jak dzieciak płacze i najzwyczajniej w świecie na dzień dzisiejszy trzymam się od nich daleko.
Czas nadszedł jednak taki, że 5 lat temu mojej najlepszej przyjaciółce urodził się syn. Z czasem zaakceptowałam małego łobuza, ale głownie dlatego, że zajmowałam się nim od maleńkości i nauczyłam się już trochę.

Chłopczyk lubi przesiadywać pod moim blokiem na karuzelach, a ponieważ jego mama ma bardzo sporo na głowie nie widziałam problemu by usiąść z książką na ławce i pilnować go, a żeby nagle np na ulicę nie wyleciał. Wiadomo, dzieci i ich pomysły :)
Z czasem większa grupka dzieciaków się doczepiła, głównie w przedziale wiekowym od 4 do 7 lat. Nie wadziło mi to, znałam większość rodziców, w końcu sąsiedzi, a dzieci ładnie się do mnie zwracały i słuchały w razie kłopotów. Jak poprosiłam by nie sypały piaskiem to nie sypały, git malina, aż cud, że daję rade. A raczej dawałam do teraz...

Popołudnie ciepłe, słoneczne, żar leje się z nieba, a ja siedzę na ławce z jedną z dziewczynek i słucham jak to jej zdaniem chłopcy są obrzydliwi, bo jaszczurki łapią. Na kolanach książka coby zerkać przy odrobinie spokoju. Nagle wyrasta obok mnie pani co na rękach trzyma na oko 2 letnią córeczkę. Właściwie pani to za dużo powiedziane, ponieważ znałam ją i była ledwo 3 lata starsza ode mnie. Mimo to uśmiechnęłam się lekko i skinęłam na powitanie.
B-baba
J-ja

B - Mówi się dzień dobry, dziecko - rzuciła słodko i dosłownie wcisnęła mi małą na kolana. Książka spadła na piasek, a dziewczynka obok mnie z ławki zniknęła szybko. - Posłuchaj, ja muszę iść teraz do kosmetyczki bo się umówiłam, za jakieś dwie godziny po moją Kasiunię wpadnę. Jak będzie głodna to kup jej coś tu w sklepie, daleko nie masz.
I tak nawijała mi parę minut, aż w końcu ja wstałam i podałam jej Kasiunię do rąk.
B - Ach rozumiem, chcesz zapisać sobie wszystko co mówię! Świetnie, no tak, żadnych chipsów..
J - Ależ proszę Pani.. - dałam ogromny nacisk na litery P - Ja nie mam zamiaru zajmować się pani córką, nie prowadzę żłobka ani przedszkola. - Tu kolor jej makijażu zmienił się z różu na purpurę.
B - Co ty mi tu pie*dolisz?! Ja chcę żebyś mi się dzieckiem zajęła i masz bez pieprzenia zrobić to! - Tu kolejna próba wduszenia małej w moje ręce, stanowczo jednak odsunęłam się i podniosłam książkę.
J - Jeśli chce pani mogę posiedzieć tutaj z panią i ewentualnie pomóc, ale nie będę brać odpowiedzialności za tak małe dziecko.
B - Płacę ci k*rwa!
J - Nikt mi za to nie płaci.
B - Siedzisz tu kilka razy w tygodniu, pracy nie masz, opie*dalasz się i jeszcze kręcisz nosem na pomoc innym?!
J - Studia zaczynam za tydzień. Mówię po raz ostatni, nie zajmę się dzieckiem, nie mam żadnego doświadczenia.
B - Ale ja idę DO KOSMETYCZKI!

Ręce mi opadły, wzięłam za łapkę synka przyjaciółki i ruszyliśmy do domu napić się czegoś. Pożegnałam się jeszcze z innymi dziećmi, którym było przykro, bowiem skoro mnie nie ma, to prędzej czy później ktoś je zawoła do domu.

Szkoda mi małej, za kilka lat pewnie zostanie podrzucona do koleżanki kuzynki ciotecznej wujka, bo mama będzie umówiona do solarium.

karuzele

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 648 (700)
zarchiwizowany

#39430

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj będzie o ludzkiej zawiści, głupocie, chęci zabłyśnięcia i pokazania się w świecie innych.

Jakiś czas temu wystawiłam tutaj moją historię z pewnym bankiem. Moim największym błędem było podanie w profilu moim gg oraz nazwy tego banku. Pytacie dlaczego? Otóż z miejsca zarzucono mi fake. Nie krytykuję, każdy ma prawo do własnego zdania, nie przejmowałam się, w końcu nie chodzi o dostanie się na tzw główna, ale o to by ostrzec innych. Zabolało mnie co innego... od tamtej pory dostawałam wiadomości na gg, w których byłam wyzywana od najgorszych. Od ,,głupich s*k" po ,,niemyte k*rwy". Było też kilka kwiatków, które szczególnie mnie zainteresowały, ale też zaniepokoiły.

1. Przez takie k*rwy jak ty klientów potem nie mam! Po ch*ja zakładałaś konto jak ci tak źle!?
2. Mam nadzieje, że zdechniesz jak pies hahah oby ci dowalili więcej problemów!!!!
3.Osobiście dopilnuję, żebyś do końca życia nie wypłaciła się i w ogóle k*rwa jesteś poje*ana, że piszesz to w necie w życiu takiego zje*a jak ty nie widziałem!
4.Znajdę cię i zabiję za takie pierd*lenie k*rwa!

Takich tekstów było około 20, nie wiem czy to była jedna osoba, czy kilka. Tych najgorszych nie pokaże, gdyż zwyczajnie samo ich czytanie sprawia, że chcę mi się wymiotować.

Nasuwają się pytania teraz. Czy ludzie naprawdę nie mają co ze sobą robić? Dlaczego, w ogóle piszą tak, chcą zabłysnąć? Pokazać jacy są "zajeb*ści"? To smutne, że pomimo możliwości jakie niesie internet większość osób używa go do pokazania swojej głupoty i braku kultury.

Wiem tyle, że nie ma co wierzyć osobą podającym się za pracowników takich a takich ,za ludzi takich a takich. A dlaczego? No właśnie, dlaczego mam wierzyć skoro ona nie wierzy mi? To prawda, że jest wielu solidnych pracowników, ale niezaprzeczalnie istnieją też kwiatki, które należy omijać jak najdalej.
Ten tekst nie musi mieć dużo plusów, ma on być przekazem dla użytkowników - ignorujcie komentarze i większość wiadomości, no chyba, że nagle stwierdzicie ,że macie w rodzinie policjantów prawników i prezydentów, wtedy można grozić do woli ;)

internet

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 235 (271)

#38584

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj nie o mnie i nie będę ukrywać, że cieszę się z tego.

Znacie to uczucie, kiedy wszystko zaczyna się walić? Wtedy każdy potrzebuje jakiejś motywacji by iść dalej mimo odniesionych ran. Wielu z was zapewne w takich chwilach myśli - ja nie dam rady? Patrz tylko!
Inni wolą odczekać, zebrać siły i powoli od nowa do celu. Są też tacy co dopiero po usłyszeniu zdań typu "i tak ci się nie uda, inni robią to lepiej, jesteś żałosny" nabierają największej pary do działania.
Osobiście uważam, że ten ostatni sposób jest najgorszy, w każdym razie mnie on tylko dobija i utwierdza w przekonaniu, że jestem bezwartościowa. Kumpel mój ma jednak całkiem inne zdanie na ten temat.

A teraz historia właściwa.

Moja koleżanka Baśka kochała rysować. Węgiel, sangwina, pastele czy zwykłe kredki, wszystko to było dla niej sposobem na życie (podobnie jak i dla mnie z resztą ). Pasja ta łączyła nas na swój dziwny sposób, bo przyjaciółkami nie byłyśmy, ale jak wybrać się w plener to tylko we dwie. Wiązała ona plany na przyszłość: Akademia Sztuk Pięknych, praca w muzeach, wystawach, galeriach. Dla niej to było jak powietrze. A dlaczego piszę "było", a nie "jest"?

Kilka miesięcy temu Basia miała wypadek. Zderzenie czołowe tira oraz samochodu, który prowadziła jej siostra. Pan za kółkiem wielkiego potwora po prostu zasnął. Angela wyszła z tego wypadku z uszkodzonym kręgosłupem, ale za rok czy dwa wróci do zdrowia. Panu wiadomo, poza siniakami nic nie ma. Natomiast moja koleżanka, nie wiem jak i szczerze mówiąc nie chcę wiedzieć, straciła prawą rękę od łokcia po nadgarstek, a z lewej został jej dosłownie mały palec...
Dziewczyna się załamała, w szpitalu płakała, krzyczała, że mogą jej urżnąć nawet nogi i wyciąć serce, ale dłonie muszą odratować. Nie udało się.

Czas mijał, a z Baśką coraz gorzej, brak możliwości tworzenia rysunków wpędzał ją w depresję coraz większą. Do tego z czasem wyszło kilka urazów kręgów przez które większość doby spędzała w łóżku. Nie będę ukrywać, że nie wiedziałam co jej powiedzieć. W końcu straciła całe swoje marzenia i jak sama mawiała "powietrze".

I w tym momencie wchodzi na scenę kolega Artur. Chłopak po naoglądaniu się w TV historii ludzi, którzy potracili pół twarzy a wciąż żyją, stwierdził iż czas aby Baśka również zaczęła żyć. Moje tłumaczenia, że on po pierwsze ledwo ją znał, a po drugie nie ma prawa jej się wpieprzać w życie i nie ma on bladego pojęcia co ona przeżywa poszły się kochać. Udało mi się wywalczyć jedynie by przemyślał słowa "motywujące" ją do życia.
Kilka dni później zadzwoniła do mnie Baśka płacząc, że ma dość i nie wytrzyma dłużej. Okazało się że Artur już przemyślał to co chce jej powiedzieć, a o to co uznał za świetną motywację do życia. Zacytuję to, bowiem wryło się w moją psychikę na długi czas.

- Baśka, jesteś żałosna. Tylu ludzi ma o wiele gorsze problemy, a ty płaczesz nad bazgrołami w brudnopisie?! Oszalałaś chyba! Patrz na mnie, nie dostałem się na Turystykę i nie robię z tego afery, powinnaś przestać w końcu beczeć i zabrać się za coś ważnego. A tak swoją drogą to gdybyś naprawdę kochała ten cały rysunek to nauczyłabyś się pyskiem rysować czy palcami u stóp, bo sam widziałem jak ktoś tak robił!

Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo rozłączyła się, pobiegłam więc do niej. Przeprosiła i powiedziała, że jest dobrze. Zauważyłam, że jej mama wyciąga na stół kartki i ołówki. Rozmawiać jednak nie chciały za bardzo, więc wróciłam do siebie z przekonaniem, że czas wyleczy rany.

Baśka następnego dnia wyskoczyła z czwartego piętra. Usłyszałam później, że noc przed tym starała się nauczyć rysować trzymając ołówek wpierw w małym palcu a później ustami. Artur nawet nie przeprosił jej rodziców, ogólnie nie czuł się ani trochę odpowiedzialny.

Niech ci ziemia lekką będzie kochana.

rysunek

Skomentuj (82) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1214 (1350)
zarchiwizowany

#38950

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na wstępie powiem, że piekielnych zaczęłam traktować jako sposób na wypuszczenie pary(podejrzewam, że wielu tak robi;) ). Toteż dzisiaj będzie trochę o przeszłości, o cudownych wyznawcach religii i niestety... o rodzinie.
Będzie długo...

Zacznę od tego, że moja babcia jest z tych co całe życie są chore, cały czas coś je boli i jest źle. W ciągu 20lat mojego życia nigdy nie usłyszałam, żeby czuła się przynajmniej ,,nieźle". Jeśli chodzi o bycie rodzicem to nie spisała się moim zdaniem w ogóle. 3 Synów wychowała w przekonaniu, że są tak doskonali idealni i w ogóle boscy, że mają prawo do wszystkiego. Najstarszy jeszcze wyszedł na ludzi pozostała dwójka to mówiąc delikatnie chamy. Jednym z nich jest własnie... mój ojciec.

Pan A (bo ciezko nazwać go w sumie czymś więcej) był moim oraz brata i matki katem wiele lat. Począwszy od pobicia mnie w wieku lat 4 za zjedzenie kruszonki z ciasta, uderzania brata w brzuch nerki czy szczękę bo nie odniosł talerza do kuchni po rzuceniu moją matką w drzwi tak, że zrobiła się w nich spora dziura.
Pan A żył sobie spokojnie mając na karku od 10lat komornika, za wszystko w domu płaciła mama. Za meble, rachunki, czynsze i inne rzeczy. On nigdy kasy nie miał, no chyba ,że robił się wiatr wtedy żagiel i deska do windsurfingu za 2000zł i do zobaczenia za 2 dni. Wbrew wszystkiemu to były cudowne dwa dni, bo bez niego.

W przedszkolu chodziłam często posiniaczona, nikt jednak nie zadał sobie trudu zeby spytac o co chodzi. W końcu mama na 5lat oddała mnie swoim rodzicom u których spędzałam prawie całe dnie, aż do 21 kiedy to mogłam iść spać. No, ale podstawówka, ojciec zabronił mi do dziadków chodzić bo ich naciągam(?!). Zajęli się mną drudzy dziadkowie, z którymi wtedy mieszkaliśmy.
Nie chce nawet mysleć o koszmarze jaki miał moja mama mieszkając z matką ojca pod jednym dachem. Nigdy nie było dobrze, zawsze k*rwa źle. Bo koszyk od pomidorów tutaj a nie tam, bo krzesło nie tak blisko ściany. Raz nawet oblała mamę wrzątkiem bo ta śmiała nie ugotować dla niej ziemniaków. Pan A nie reagował, po co? To z reszta jego matka i na pewno ma rację.

W wieku 8 lat przeprowadziliśmy się do bloku (oczywiście za mieszkanie zaplacila babcia ze strony mamy i moja mamcia bo pan A nie ma pieniedzy).

W ciągu 10lat mieszkania tam nic nie było przez niego dokończone. Kable od lamp zwisały z sufitu, łazienke w całości robił moj dziadek, kuchnie robilam z bratem i wujkiem. Ojciec nie ma czasu, pojechał do Czech na narty.
Narty... lata zmuszania mnie do tego sportu bo on musi mieć czym się chwalić. Zostawianie mnie na samym szczycie w obcym kraju bo on chce sobie pojezdzić, a ja mu zawadzam. Wyobraźcie sobie 7 letnie dziecko zostawione pomiedzy drzewami zima w gorach bo ,,ja z tobą nie najeżdzie się". Wpierw kupował mi sprzęt, na moje prośby że nie chce bo nie wiem czy chce jezdzic byłam znowu bita bo... bo pyskuje. A później byłam bita bo nie chciałam jeździć. Ten cykl był powtarzany zawsze, czy to rower czy to rolki. Mówiłam, nie chcę bo nie jeżdze, nie ma dyskusji on kupuje. Później podbite oko i rozcięta warga bo ZIMĄ NIE JEŻDŻĘ NA ROLKACH.

W gimnazjum nadal chodziłam w tym co on wybierał bo ja cytuje ,,ubieram się jak szmata i dzi*ka". No cóż... faktycznie bojówki i tshirt to okropne odzienie prawda?
Koniec roku szkolnego, tydzien po zakończeniu nie wychodziłam z domu. Nigdy nie byłam dobra z geografii i matmy więc miałam 2 3 lub 4. Za mało, ma byc minimum pięć.

Liceum, koniec ataków? W końcu dorosła dziewczyna nie? A skąd! Czas na tortury psychiczne! Codziennie nasłuchałam się jaka ze mnie szmata, a moja matka to niemyta urwa bo po 20 wychodzi z domu BEZ MĘŻA!

W końcu pozbyłyśmy się ojca z domu, czarę goryczy przelał fakt, że zaczął mamę już dusić w szale. Zamki w drzwiach zmienione ( wielkie podziękowania dla moich kumpli :*)spakowane rzeczy pana A.
Niespodziewany zwrot akcji! On nas kocha! Nie wie co takiego nam zrobił, że tak go nienawidzimy. Bratu który jest w anglii(farciaz uciekl...) naopowiadał, że wszystko wina matki. Od stycznia tego roku nie powiedział mi nawet słowa przepraszam bo jego zdaniem ,,wszystko zmysliłam".

A wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Rodzina nic nie widzi, babcie uważają, że matka powinna do niego wrócić bo bóg bo kościół i SĄSIEDZI. Nauczyciele ślepi, a ja... brzydze się dotyku i własnego ciała. Rzygać mi się chce jak patrze na własne odbicie w lustrze. Ale najbardziej dobija mnie fakt, że chcę uwierzyć, że tata się zmieni chociaż wiem gdzieś tam głęboko, że to nigdy nie nastapi...

rodzina ach

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 220 (288)