Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

jotem02

Zamieszcza historie od: 22 stycznia 2018 - 18:33
Ostatnio: 7 lipca 2025 - 19:34
O sobie:

Nauczyciel od 1979. Uprawnienia do matematyki, fizyki i angielskiego. Dwukrotnie, przez kilka lat, dyrektor szkoły polskiej poza granicami Polski (Budapeszt, Benghazi). Ukończony pierdyliard szkoleń i kursów. Prywatnie żonaty, dwóch synów, czwórka wnuków dzięki którym mam bieżący podgląd na publiczny system edukacji. Od wielu lat nauczyciel w szkołach STO.

  • Historii na głównej: 62 z 70
  • Punktów za historie: 8818
  • Komentarzy: 390
  • Punktów za komentarze: 2064
 
poczekalnia

#92056

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na Wielkanoc wywiało nas do Lizbony. Po 46 latach przygotowywania śniadanka i świątecznego obiadku stwierdziliśmy, że wystarczy. Do/i z Lizbony lecieliśmy narodowymi liniami portugalskimi czyli TAP. Odradzam. Stanowczo odradzam, chyba, że załatwicie sobie aprowizację na własną rękę, ale to też może nie wystarczyć.
Przypominam, że to nie są tzw tanie linie. Lot na tej trasie trwa ponad cztery godziny. Po pierwsze samolot, a raczej bydłowóz. W 37 rzędach po 6 osób mieści się dobrze ponad 200 pasażerów. Jak to osiągnięto? Fotele nie mają żadnej regulacji, a oparcia są ustawione prawie pionowo. Ja mam 170 cm wzrostu, a kolana mi się słabo mieściły (a gdybym miał 185, to porażka). Szerokość fotela jak w ciasnym tramwaju, ale tam się siedzi kwadrans a nie cztery godziny.
Chciałem sobie poczytać na laptopie, ale było tak ciasno, że trudno było sprzęt rozłożyć.
Teraz jedzonko. ZERO. Przy czterogodzinnym locie TAP nie oferuje nic gratis, nawet wody. Napoje po 3.30 euro za drobiazg. O cenach czegoś do zjedzenia nic nie powiem, bo w menu były jakieś trutki na szczury za miliony monet. Generalnie po lądowaniu człowiek wysiada jak paralityk, zmęczony i głodny oraz odwodniony. Na szczęście w drodze powrotnej byliśmy mądrzejsi i zrobiliśmy sobie prowiant na drogę.
A, i jeszcze lotnisko w Lizbonie. Drogi do gejtów są bardzo oszczędnie oznaczone, bo chodzi o to, aby jak najdłużej plątać się po alejkach sklepów. A na zakończenie dobra rada. Jeśli jesteście, tak jak my w cztery osoby, to najlepszy jest uber. Wychodzi o wiele taniej niż (droga!) komunikacja miejska,

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 30 (50)
poczekalnia

#91902

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak, jak pisałem w poprzednim poście z przyczyn żałobnych musiałem się udać do Suwałk. Oczywiście bilety kupowałem na stronie PKP. I tu zaskoczenie. Z mojej podwarszawskiej wiochy bilet do stolicy kosztuje (ze zniżką dla seniora) niecałe 9 złotych - 24 km. z Warszawy do Suwałk IC (ponad 300 km) 29 złotych. Z Białegostoku do Warszawy IC (190 km) 14 złotych. Nie szukałem zniżki dla seniora żeby nie robić wiochy. Nie mam nic przeciwko promocjom, ale chyba kogoś tu pogięło . . A tak z innej beczki, to sobie dokładnie obejrzałem dworzec kolejowy w Suwałkach, Dawniej miasto wojewódzkie, pociągi IC w rozkładzie, w tym międzynarodowy do Wilna. Sypiący się barak z carskiej czerwonej cegły, kasa nieczynna, poczekalnia przez którą wiatr wieje i zero obsługi. Szkoda.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 25 (55)
poczekalnia

#91654

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak mnie ostatnio na czterodniowy weekend wywiało do Brukseli. Ostatnio byłem tam 30 lat temu, więc byłem ciekaw, co się zmieniło. A jednak sporo. Nie jestem w żadnym razie rasistą i ksenofobem, ale liczba nie-Europejczyków mnie nieco zadziwiła. Podobno, jak twierdzi nasza mieszkająca tam od 30 lat nasza znajoma (Hiszpanka) w tej chwili liczba Belgów mieszkająca w Brukseli to około 30-40% populacji miasta. Wracamy do domu ze spaceru spokojna dzielnica. Na skróty chcieliśmy przejść przez spory park. Ale się zmierzchało, więc dobra rada: nie wróćmy tą dużą ulicą, bo różnie może być. Na starówce lepiej mieć komórkę i dokumenty dokładnie pozapinane w kieszeniach. Niby policja pilnuje (i widać ich) ale... I wisienka na torcie: tydzień przed naszym przyjazdem banda gostków porwała z ulicy innego gostka. Stawiał się więc klamki poszły w ruch. Postrzelona została sąsiadka moich znajomych. W dniu naszego wyjazdu o poranku obudziły nas policyjne syreny i to, tak skromnie licząc chyba z osiem. Cóż się porobiło? Albo ktoś na sąsiedniej ulicy wybuchnął vana, a on się sfajczył, albo ktoś go podpalił, a on wybuchnął. Oczywiście spalenizna i smród, a znajomy moich gospodarzy trafił podtruty do szpitala. A to, proszę Państwa jest jedna z najspokojniejszych dzielnic tego pięknego miasta.
A teraz z zupełnie innej beczki. Modlin ma jeden terminal i cztery gejty. Charleroi ma dwa terminale, a na T1 gejtów jest 29. Miejsca na obu terminalach jest mniej więcej tyle samo. Cóż mogę rzec - puszkowana sardynka na ten widok chętnie by wróciła do puszki.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 36 (62)
poczekalnia

#91530

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako wiekowy dość gostek zmieniam miejsce pobytu mietkiem w245 z rocznika 2006 i mam przebieg 173000. Mało, bo z racji wieku nie szaleję na dużych dystansach. Od lat ubezpieczam się (z lenistwa) w tej samej firmie z czwórką na końcu i po niezbędnych negocjacjach (rankomat) za OC/AC płacę około 1200 za rok. Tyle wstępu.
Mój syn jeździ Corollą prawie równie wiekową (wartość około 7 kafli), choć staruszka dobrze się trzyma, ale codziennie pokonuje około 70km.. Trzeba było babcię ubezpieczyć. No, cóż do ubezpieczyciela z czwórką. telefonik i system wygenerował ofertę. I teraz trzymamy się stołu! Za samo OC 19663 złot. e. Nie, to nie błąd. Prawie dwadzieścia tysięcy za strupla wartego siedem. Rozmowa z konsultantem: To system. Ale dlaczego? Owszem, straciłem prawko na trzy miesiące za prędkość w zabudowanym, ale już odzyskałem. Jedna szkoda (niezawiniona) w czasie ostatnich sześciu lat... Jeszcze jeden telefon i inny konsultant i ta sama wygenerowana kwota. No chyba komuś odbiło. Prawie trzykrotna wartość ubezpieczenia w stosunku do ceny wozidełka. A co w innych towarzystwach? Prawie to samo, tylko przecinki na innych miejscach. Maks to 900. Czyli kogoś porąbało. Pozdrawiam społeczność.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 18 (62)
poczekalnia

#90198

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna piekielność podróżnicza z mojej bogatej historii. Onego czasu byliśmy w Argentynie, koło wodospadów Iguazu i na dzionek odwiedziliśmy Paragwaj. Kupa granicznych sklepów z fajnymi cenami, kieszonkowcy oczywiście, niezłe jedzonko w knajpkach. Najbardziej nam się podobało serwowanie piffa w styropianowych futerałach na butelkę, co by się tak szybko nie zagrzało. Jako, że nam to nie wystarczyło postanowiliśmy na trzy dni śmignąć do stolicy Paragwaju, czyli Asuncion. Podróż autobusem z trzema częściami Rambo na telewizorku była OK. Hotel w centrum miasta, przy nieczynnej stacji kolejowej też bez zastrzeżeń, aczkolwiek mieliśmy wrażenie przenosin do lat czterdziestych ubiegłego wieku. No to hajda na miasto i zwiedzanie. Jakoś tak, przy zachodzie słońca trafiliśmy na pałać prezydencki z obowiązkową statuą gostka na wspiętym koniu. Pałac jak pałac, pomnik typowy, ale na tyłach, na równinie nadrzecznej takie slumsy, jakich w życiu nie widziałem (a widziałem sporo). Kartonowe budy, góry śmieci, szczury widoczne gołym okiem - no dramat. No i jesteśmy przy pałacu prezydenckim, a ruch uliczny zero. Nie ma samochodów, żadnych przechodniów, dziwne. Jacyś ludzie nie mogli odpalić auta, pomogliśmy popchnąć, ale dalej pustynia. W końcu zgłodnieliśmy i zaczęliśmy szukać knajpy. O drogę nie było kogo zapytać, bo pieszych brak. Zagadaliśmy do jakiejś baby, ale ona tylko w guarani, a my w tym języku niegramotni. W końcu jest! restauracja, sądząc po menu dość droga. Niczewo, zamawiamy, spożywamy i pytamy kelnera czemu to takie wymarłe miasto. A on na to: bo proszę państwa te okolice to ekstremalnie niebezpieczne miejsce!!! A my, jak turyści z aparatami fotograficznymi na widoku i w ogóle ofiary łatwe do oskubania. Do hotelu wracaliśmy szykiem ubezpieczonym.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 20 (80)

1