Profil użytkownika
katka_katka
Zamieszcza historie od: | 27 grudnia 2013 - 19:19 |
Ostatnio: | 29 maja 2017 - 8:51 |
- Historii na głównej: 3 z 3
- Punktów za historie: 1815
- Komentarzy: 46
- Punktów za komentarze: 210
zarchiwizowany
Skomentuj
(14)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Po dość długich wakacjach, przyszedł czas powrotu do rzeczywistości i musiałam dostać się z Teneryfy do Polski. Tylko czartery latają bezpośrednio, wiedziałam więc, że czeka mnie przesiadka. Żeby uniknąć długiego czekania na lotnisku pomiędzy jednym lotem, a drugim, kupiłam nieco droższy bilet. Wydawało mi się, że warto dopłacić, żeby dolecieć sprawnie- szczególnie, że w Polsce czekała mnie jeszcze podróż pociągiem. Wybrane przeze mnie połączenie miało wyglądać następująco:
- wylot z Teneryfy o 15:15
- lądowanie w Barcelonie o 19:25
- wylot z Barcelony o 20:50 (tylko 1h 25 min czekania)
- lądowanie w Krakowie o 23:35
Dalej komunikacja miejska, wspomniany wcześniej pociąg i znowu komunikacja miejska. Zapowiadało się więc na długą podróż, nawet przy tak dogodnym połączeniu.
Pierwszy problem pojawił się dość wcześnie. Z jakichś nieznanych mi przyczyn odprawa online była niedostępna. Wszyscy pasażerowie musieli zatem przybyć na lotnisko odpowiednio wcześniej- większość (w tym ja) była już od godziny 13:00. Uniemożliwiło mi to, niestety, pożegnanie się z bliskimi dla mnie osobami, ale nie w tym rzecz, zdarza się przecież.
Po odprawieniu się i przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa okazało się, że lot do Barcelony będzie opóźniony o niemal dwie godziny. Zamiast wylecieć o 15:15, wylecieliśmy ok 17:00. Wylądowaliśmy ok 21:10. Naturalnie na samolot do Krakowa o 20:50 już nie zdążyliśmy.
Pierwsza rzeczową informacje na temat tego, co dalej otrzymaliśmy o 22:30. Wspomniana informacja sprowadzała się do tego, że zalecono nam obserwację monitorów od godz 2:00- wtedy to miał się na nich pojawić nasz lot, planowany orientacyjnie na 2:40. Zaproponowano nam również posiłek w jednej z trzech wyznaczonych restauracji- miał zostać wydany po okazaniu karty pokładowej. Kwestia tego posiłku, to temat na osobną historię- nie wszystkim udało się go uzyskać. A wierzcie mi, że próbowałam. Po paru godzinach, milionie pytań kierowanych do wszystkich, których udało się spotkać i wielu kilometrach z nieporęcznym bagażem podręcznym, poddałam się i kupiłam bułkę.
Ogółem w ciągu całego czasu oczekiwania na podstawienie jakiegoś samolotu dla nas, nie było możliwości skontaktowania się z jakimkolwiek pracownikiem linii vueling lub iberia. Wszelkie stanowiska były zamknięte, osoby pracujące w punkcie informacyjnym nie miały możliwości wykonania telefonu do pracowników wyżej wymienionych linii, bo ich telefon obsługuje wyłącznie linię wewnętrzną tzn. dzwoniłyby do zamkniętego punktu, w którym nie było żywej duszy. Chaos, brak organizacji, pełen nieprofesjonalizm.
W końcu faktycznie pojawił się nasz lot- odlot zaplanowano na 2:50. Po wejściu na pokład samolotu i wysłuchaniu standardowych instrukcji postępowania w razie awaryjnego lądowania itd. dowiedzieliśmy się, że... nasz lot będzie opóźniony. Tym razem ze względu na jakieś prace na pasie w Krakowie. Kiedy ponownie odpalono silinki i wydawało się, że w końcu odlecimy, lot został znowu opóźniony- zepsuł się wyświetlacz/ monitor/ panel (przyjmijmy, że po prostu jakieś urządzenie w kabinie pilotów). Musieliśmy zaczekać na mechaników i dopiero po naprawie mogliśmy odlecieć. Było już ok 4:00.
W Krakowie wylądowaliśmy ok 6:05, czyli 6,5 godziny po planowanym czasie przylotu.
Jakby tego wszystkiego było mało- zgubiono moją walizkę. Nie tylko moją zresztą. Żeby zgłosić ten fakt, musiałam czekać do 8:00, bo dopiero od tej godziny zaczynały pracować panie w odpowiednim okienku.
W walizce miałam wszystko- bagaż podręczny zawierał jedynie laptopa, poduszkę, pastę i szczoteczkę oraz portfel.
Zostałam więc z niczym.
Żeby było zabawniej przed samym odlotem z Teneryfy zgubiłam swój telefon, nie miałam możliwości powiadomienia bliskich o opóźnieniu.
Żeby było jeszcze zabawniej, nie miałam przy sobie praktycznie żadych pieniędzy- jedynie na bilety. Karta do bankomatu straciła ważność w czerwcu, a inteligo ma to do siebie, że nie można wypłacić środków w placówce, legitymując się dowodem osobistym.
Tym sposobem dzięki liniom vueling, których naturalnie nie polecam, znalazłam się w niezmiernie trudnej sytuacji- bez ubrań i szeroko pojętych środków higieny osobistej, niemal nieprzytomna ze zmęczenia. Ostatecznie do miejsca docelowego dotarłam ok 17:00 w sobotę- znacznie później, niż było to planowane.
Z tego co wiem, należy mi się odszkodowanie tak za opóźnienie, jak za każdy dzień bez walizki. Jeśli ktoś jest lepiej zorientowany w temacie, bardzo proszę o informacje. Jak złożyć wniosek o takie odszkodowanie, ile mam na to czasu itp. itd.
- wylot z Teneryfy o 15:15
- lądowanie w Barcelonie o 19:25
- wylot z Barcelony o 20:50 (tylko 1h 25 min czekania)
- lądowanie w Krakowie o 23:35
Dalej komunikacja miejska, wspomniany wcześniej pociąg i znowu komunikacja miejska. Zapowiadało się więc na długą podróż, nawet przy tak dogodnym połączeniu.
Pierwszy problem pojawił się dość wcześnie. Z jakichś nieznanych mi przyczyn odprawa online była niedostępna. Wszyscy pasażerowie musieli zatem przybyć na lotnisko odpowiednio wcześniej- większość (w tym ja) była już od godziny 13:00. Uniemożliwiło mi to, niestety, pożegnanie się z bliskimi dla mnie osobami, ale nie w tym rzecz, zdarza się przecież.
Po odprawieniu się i przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa okazało się, że lot do Barcelony będzie opóźniony o niemal dwie godziny. Zamiast wylecieć o 15:15, wylecieliśmy ok 17:00. Wylądowaliśmy ok 21:10. Naturalnie na samolot do Krakowa o 20:50 już nie zdążyliśmy.
Pierwsza rzeczową informacje na temat tego, co dalej otrzymaliśmy o 22:30. Wspomniana informacja sprowadzała się do tego, że zalecono nam obserwację monitorów od godz 2:00- wtedy to miał się na nich pojawić nasz lot, planowany orientacyjnie na 2:40. Zaproponowano nam również posiłek w jednej z trzech wyznaczonych restauracji- miał zostać wydany po okazaniu karty pokładowej. Kwestia tego posiłku, to temat na osobną historię- nie wszystkim udało się go uzyskać. A wierzcie mi, że próbowałam. Po paru godzinach, milionie pytań kierowanych do wszystkich, których udało się spotkać i wielu kilometrach z nieporęcznym bagażem podręcznym, poddałam się i kupiłam bułkę.
Ogółem w ciągu całego czasu oczekiwania na podstawienie jakiegoś samolotu dla nas, nie było możliwości skontaktowania się z jakimkolwiek pracownikiem linii vueling lub iberia. Wszelkie stanowiska były zamknięte, osoby pracujące w punkcie informacyjnym nie miały możliwości wykonania telefonu do pracowników wyżej wymienionych linii, bo ich telefon obsługuje wyłącznie linię wewnętrzną tzn. dzwoniłyby do zamkniętego punktu, w którym nie było żywej duszy. Chaos, brak organizacji, pełen nieprofesjonalizm.
W końcu faktycznie pojawił się nasz lot- odlot zaplanowano na 2:50. Po wejściu na pokład samolotu i wysłuchaniu standardowych instrukcji postępowania w razie awaryjnego lądowania itd. dowiedzieliśmy się, że... nasz lot będzie opóźniony. Tym razem ze względu na jakieś prace na pasie w Krakowie. Kiedy ponownie odpalono silinki i wydawało się, że w końcu odlecimy, lot został znowu opóźniony- zepsuł się wyświetlacz/ monitor/ panel (przyjmijmy, że po prostu jakieś urządzenie w kabinie pilotów). Musieliśmy zaczekać na mechaników i dopiero po naprawie mogliśmy odlecieć. Było już ok 4:00.
W Krakowie wylądowaliśmy ok 6:05, czyli 6,5 godziny po planowanym czasie przylotu.
Jakby tego wszystkiego było mało- zgubiono moją walizkę. Nie tylko moją zresztą. Żeby zgłosić ten fakt, musiałam czekać do 8:00, bo dopiero od tej godziny zaczynały pracować panie w odpowiednim okienku.
W walizce miałam wszystko- bagaż podręczny zawierał jedynie laptopa, poduszkę, pastę i szczoteczkę oraz portfel.
Zostałam więc z niczym.
Żeby było zabawniej przed samym odlotem z Teneryfy zgubiłam swój telefon, nie miałam możliwości powiadomienia bliskich o opóźnieniu.
Żeby było jeszcze zabawniej, nie miałam przy sobie praktycznie żadych pieniędzy- jedynie na bilety. Karta do bankomatu straciła ważność w czerwcu, a inteligo ma to do siebie, że nie można wypłacić środków w placówce, legitymując się dowodem osobistym.
Tym sposobem dzięki liniom vueling, których naturalnie nie polecam, znalazłam się w niezmiernie trudnej sytuacji- bez ubrań i szeroko pojętych środków higieny osobistej, niemal nieprzytomna ze zmęczenia. Ostatecznie do miejsca docelowego dotarłam ok 17:00 w sobotę- znacznie później, niż było to planowane.
Z tego co wiem, należy mi się odszkodowanie tak za opóźnienie, jak za każdy dzień bez walizki. Jeśli ktoś jest lepiej zorientowany w temacie, bardzo proszę o informacje. Jak złożyć wniosek o takie odszkodowanie, ile mam na to czasu itp. itd.
linie lotnicze
Ocena:
-1
(39)
Nie wiem jakim sku...synem trzeba być, żeby udusić kotka sznurkiem, a potem podrzucić go właścicielowi prosto pod drzwi. Nadal z tym sznurkiem na szyi.
Babcia jesienią przygarnęła kociaka, wczoraj pierwszy raz był sam na podwórku. I ostatni.
Babcia jesienią przygarnęła kociaka, wczoraj pierwszy raz był sam na podwórku. I ostatni.
village
Ocena:
632
(730)
1
« poprzednia 1 następna »