Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

lish

Zamieszcza historie od: 5 października 2010 - 11:42
Ostatnio: 20 sierpnia 2014 - 21:28
Gadu-gadu: 2548873
  • Historii na głównej: 5 z 9
  • Punktów za historie: 4662
  • Komentarzy: 92
  • Punktów za komentarze: 623
 

#61610

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W maju postanowiłem wyjechać z Polski. Przyczyn było kilka, ale główna - brak płatności od firmy dla której pracowałem przez ponad rok na umowę o dzieło (ponad 20 000 złotych).

Jak już się na miejscu ogarnąłem z pracą i mieszkaniem po pierwszej wypłacie postanowiłem upomnieć się o swoje. Najpierw grzecznie - to usłyszałem te same wymówki co zwykle, czyli, że już pod koniec miesiąca albo na początku kolejnego "jakieś" pieniądze będą. Takie przekomarzanie trwało już wcześniej kilka miesięcy, ostatecznie wysłałem do Sądu pozew. I tu stał się swego rodzaju cud. Po otrzymaniu nakazu zapłaty księgowa z tejże firmy odnalazła mój numer, a nawet e-mail, napisała, żebym się nie wygłupiał, iże pieniądze już czekają, niech no tylko będę łaskaw podać numer konta. Podałem.

Następnego dnia na moim rachunku zagościła kwota netto z pierwszej z pięciu umów jakie miałem z tą firmą podpisane.
Uprzejmie poinformowałem, że to trochę mało, ale jestem wdzięczny chociaż za to. Tydzień później kolejna wpłata - tym razem drobna część z drugiej umowy. To było w lipcu.

Na początku sierpnia kiedy nakaz się uprawomocnił przesłałem firmie pismo, iż odsetki rosną, zwrot kosztów procesu również się należy, a do tego z kwoty głównej ponad połowy dalej nie zobaczyłem. Otrzymałem odpowiedź (na e-mail), której fragment pozwolę sobie przytoczyć:
"(...) Ponieważ w chwili obecnej przebywa Pan poza granicami kraju, gdzie według naszych informacji otrzymuje Pan wynagrodzenie miesięczne wyższe od naszego zadłużenia wobec Pana, może Pan chyba jeszcze trochę poczekać, a odsetki przecież nie są Panu do niczego potrzebne. W końcu chcielibyśmy aby nasza współpraca zakończyła się korzystnie dla obu zainteresowanych stron".

No cóż - dla nich na chwilę obecną na pewno zakończyła się korzystnie, a dla mnie jakoś nie. A najbardziej na naszej współpracy skorzysta chyba komornik, do którego niedługo trafi tytuł egzekucyjny z wnioskiem o wszczęcie egzekucji :).

praca

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 849 (869)

#23025

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poszedłem raz z klientką - nazwijmy ją Mary, po akt zgonu jej męża. W zasadzie nic niezwykłego, poza tym, że klientka była Angielką. Kuriozalne w jej sytuacji było to, że z mężem dogadywała się tylko po francusku, ponieważ i ona i jej mąż mieli po jednym z rodziców pochodzących z Francji - więc po polsku ani mru mru. Zatem ja w razie potrzeby miałem robić za tłumacza.

1. Wchodzimy do urzędu, rozmawiając cały czas po angielsku.
2. Stajemy ładnie w kolejce - ona wypytuje się mnie o mój pobyt w Henley on Thames, a ja opowiadam.
3. Nasza kolej - wręczamy pismo, odpis aktu małżeństwa, pismo z wyjaśnieniem (na początku klientka chciała iść sama, ale uznałem, że gdzie jak gdzie, ale w urzędzie sobie nie poradzi;)).
4. Urzędnik nas obsługujący błysnął płynną angielszczyzną i powiedział, że no problem, zaraz wypisze akt, trzeba tylko uiścić opłatę, ale żeby nie robić kłopotu on pójdzie do kasy i dokona opłaty.
5. Mary wniebowzięta. Ja - szczęka do ziemi.
6. Pan stwierdza, że opłata to 200 złotych lub 40 pounds.
7. Mary dalej wniebowzięta. Ja - wciąż szukam szczęki.
8. Odezwałem się. Po polsku.
9. Teraz na pana przyszła kolej zbierać szczękę z podłogi. Z deka zsiniał tak jakby.
10. Mary dalej wniebowzięta.
11. Poszedłem do kasy, uiściłem 22 złote, odebraliśmy akt.
12. Mimo wszystko - Mary wierzy dalej, że pan się pomylił, a ja mam nowy sposób na sprawdzenie uczciwości urzędników ;).

urząd

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1058 (1100)

#22797

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wykonywałem niedawno zlecenie, gdzie jednym z elementów było dokonanie wyceny nieruchomości, a konkretnie gospodarstwa rolnego.

W trakcie okazało się, że do całej sprawy brakuje nam zdjęć wnętrza domu i mamy tylko zdjęcia zabudowań, pól, lasów itd. Ponieważ jechać 100km dla pstryknięcia kilku fotek wydawało mi się zbytnią fanaberią, zadzwoniłem do klienta z prośbą, czy nie mógłby tych zdjęć zrobić sam i wysłać mi e-mailem na firmowy adres. Klient stwierdził, że nie ma problemu. Mija kilka godzin, zdjęcia faktycznie przyszły. Nie otwierałem, bo akurat wychodziłem na fajkę. Wracam po paru minutach i widzę jak rzeczoznawca coś drukuje i dosłownie wyje ze śmiechu. Pytam się go, o co chodzi, a on pokazując zdjęcia:
- Miesiąc temu robiliśmy fotki tego gospodarstwa na bagnach, pamiętasz? Właściciel właśnie dosłał zdjęcia wnętrza domu.
- Wiem, z rana do niego po nie dzwoniłem. Coś z nimi nie tak?
- W sumie nie, tylko ja się zastanawiam jak mu w ciągu miesiąca za oknem wybudowali 3 dziesięciopiętrowe wieżowce...

No cóż, pan poszedł na totalną łatwiznę i wysłał nam fotki domu swojego brata/siostry, który znajdował się przy osiedlu w centrum jakiegoś większego miasta :).

usługi nieruchomość zdjęcia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 436 (526)

#22790

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak mi się w firmie składa, że od czasu do czasu do różnych urzędów muszę iść. Ten dzień był wyjątkowy, bo najpierw szedłem do urzędu, a potem do firmy:
Miejsce akcji: małe miasto, czas: zima 2011.

1.wziąłem numerek w urzędzie (full wypas, i tu też dotarła technika)
2.liczba osób w kolejce: 1 (jupi!)
3.pani za biurkiem gapi się w ścianę 10 minut, potem 3 minuty bawi się długopisem, aa i jeszcze 2 minuty rozmawia z koleżanką
4.ja patrzę na to wszystko i się uśmiecham (do stopera)
5.napisałem 3 smsy
6.rozwiązałem sudoku
7.z nudów zamierzałem wyciągnąć kanapki i spytać się czy zrobi mi ktoś herbatę
8.rozglądam się: osób w kolejce do 11 różnych okienek, tudzież tajemniczych pokoi zwierzeń: 1 (JA), czajników w zasięgu wzroku: 0 (po pokojach bałem się zaglądać)
9.pogadałem sobie z kumplem co pracuje w tym urzędzie i akurat przechodził (bez czajnika niestety), odebrałem telefon
10.zaczynam wyciągać kanapkę - zapakowana w cholernie szeleszczący papier ^^, ofc proces rozpakowywania przeprowadzam "na chama" tak aby cała okolica słyszała :).
11.DZYŃ - numer jakiś tam proszony tu i tu (znaczy ja, i lipa, nie zjem kanapki)
12.czas załatwienia sprawy: 1min30sec od "dzień dobry" do "do widzenia".
epilog:
13.Zauważyłem czajnik!

urząd

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 876 (994)

#21185

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę firmę doradczą i mam takiego klienta, który bardzo lubi rozmawiać - niekoniecznie na temat, ale ogólnie ciekawy człowiek i przyjemnie się z nim konwersuje. Ostatnio umówiłem się z nim z rana na odbiór papierów pod komendą policji, bo mi tak droga do pracy wypada, a i jemu również.
Zadzwoniłem wcześniej, że się spóźnię, ot głupia sprawa - zaspałem. Klient, że nie ma problemu, bo on musi na komendę na chwilę zajść, cytując go "bo coś tam ma do powiedzenia".

Umówiliśmy się na 8:30, ja zjawiam się 8:45, patrzę, że jego samochód stoi więc czekam... około 9:15 dzwoni telefon, że mu jednak chwilę zejdzie, że on wpadnie do firmy po papierek i ogólnie przeprasza, itd...
Około 12:00 dzwoni telefon, że on już wychodzi z komendy, 5 minut i będzie u mnie. Faktycznie wpada, bierze papiery, a ja z ciekawości pytam:
- To co pan, panie Władku tak długo tam robił?
A on z uśmiechem od ucha do ucha:
- Odmawiałem składania wyjaśnień.

policja

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 649 (707)

1