Profil użytkownika
marcelka ♀
Zamieszcza historie od: | 25 lipca 2017 - 14:34 |
Ostatnio: | 16 kwietnia 2024 - 15:09 |
- Historii na głównej: 63 z 64
- Punktów za historie: 8530
- Komentarzy: 1069
- Punktów za komentarze: 9209
Bohater: piekielni rodzice.
Miejsce akcji: pociąg - pendolino, relacji Gdynia - Rzeszów.
Wśród pasażerów dwie pary rodziców, z - w sumie - czwórką dzieci, niemowlę + trójka w wieku na oko +/- 5 lat.
I tak, wiem - dzieci mają swe prawa, nie będą siedzieć jak trusie przez kilka godzin.
I tak, wiem - mogłam wybrać wagon "podróżuj w ciszy", a jechałam normalnym - bo nie sądziłam, że normalny wagon zwalnia podróżnych z zachowania kultury i starania się, żeby współpasażerom nie uprzykrzać nadmiernie podróży.
I przechodząc do sedna - pominę skoki po fotelach, biegi przejściem między siedzeniami, okrzyki, kłótnie i płacz.
Ale drodzy rodzice - obecni, przyszli, jacykolwiek - trąbka nie jest najlepszą zabawką dla dziecka na podróż pociągiem, autobusem, samolotem... a trąbki sztuk 3... boli mnie samo wspomnienie...
Miejsce akcji: pociąg - pendolino, relacji Gdynia - Rzeszów.
Wśród pasażerów dwie pary rodziców, z - w sumie - czwórką dzieci, niemowlę + trójka w wieku na oko +/- 5 lat.
I tak, wiem - dzieci mają swe prawa, nie będą siedzieć jak trusie przez kilka godzin.
I tak, wiem - mogłam wybrać wagon "podróżuj w ciszy", a jechałam normalnym - bo nie sądziłam, że normalny wagon zwalnia podróżnych z zachowania kultury i starania się, żeby współpasażerom nie uprzykrzać nadmiernie podróży.
I przechodząc do sedna - pominę skoki po fotelach, biegi przejściem między siedzeniami, okrzyki, kłótnie i płacz.
Ale drodzy rodzice - obecni, przyszli, jacykolwiek - trąbka nie jest najlepszą zabawką dla dziecka na podróż pociągiem, autobusem, samolotem... a trąbki sztuk 3... boli mnie samo wspomnienie...
pendolino dzieci rodzice podróż
Ocena:
155
(175)
Nawiązanie do historii #79405.
"Bohaterki": piekielne (niestety) pielęgniarki.
Przez pewien czas bywałam prawie codziennie, po parę godzin, w szpitalu na oddziale, gdzie leżeli głównie ludzie starsi, po udarach itp. I o ile o salowych i lekarzy nie mogę powiedzieć złego słowa, o tyle pielęgniarki...
Tak, wiem, że mają ciężką pracę. Wiem, że jest ona ciężka zwłaszcza na takim oddziale. Wiem, że dostają mało pieniędzy i że są braki kadrowe. Ale moim zdaniem to nie jest usprawiedliwienie.
Sytuacje, gdy pielęgniarki spędzały czas na pogaduszkach o przysłowiowej d*** maryny i narzekaniu na przełożonych, którzy - bezczelni! - gonią je do roboty, były na porządku dziennym. I nie, nie było to 10 czy 15 minut "oddechu" od pracy. Czasem była to godzina, czasem więcej. Gdy ktoś przychodził i o coś prosił, mówiły "zaraz" i... wracały do pogaduszek. Teksty "ta spod 3 znów się zesrała do kosza", "ten spod 12 znów gmerał przy ch*ju i cewnik wyciągnął" były na porządku dziennym. W dodatku, jeśli zauważyły, że do kogoś przychodzi codziennie rodzina, to ta osoba była względnie "zaopiekowana". Najgorzej mieli pacjenci, których nikt nie odwiedzał - leżeli we własnych odchodach godzinę, dwie, trzy, pół dnia, a może i dłużej.
I wiem, że przebieranie dorosłej, obcej osobie pampersa do przyjemnych nie należy, ale po pierwsze - przecież ci ludzie nie leżeli tam na własne życzenie! Jakby im ktoś dał wybór, na pewno woleliby być młodzi, sprawni i chodzić za potrzebą do toalety. A po drugie, pielęgniarki, wybierając zawód wiedzą (a przynajmniej powinny wiedzieć) na co się piszą. I wypełniać swoje obowiązki. I niska pensja to słabe usprawiedliwienie. Bo jakby np. strażak przyjechał do pożaru, popatrzył i stwierdził "eeee, za 2000 to mi się nie chce" i odjechał, no to chyba byśmy go nie pochwalili?
"Bohaterki": piekielne (niestety) pielęgniarki.
Przez pewien czas bywałam prawie codziennie, po parę godzin, w szpitalu na oddziale, gdzie leżeli głównie ludzie starsi, po udarach itp. I o ile o salowych i lekarzy nie mogę powiedzieć złego słowa, o tyle pielęgniarki...
Tak, wiem, że mają ciężką pracę. Wiem, że jest ona ciężka zwłaszcza na takim oddziale. Wiem, że dostają mało pieniędzy i że są braki kadrowe. Ale moim zdaniem to nie jest usprawiedliwienie.
Sytuacje, gdy pielęgniarki spędzały czas na pogaduszkach o przysłowiowej d*** maryny i narzekaniu na przełożonych, którzy - bezczelni! - gonią je do roboty, były na porządku dziennym. I nie, nie było to 10 czy 15 minut "oddechu" od pracy. Czasem była to godzina, czasem więcej. Gdy ktoś przychodził i o coś prosił, mówiły "zaraz" i... wracały do pogaduszek. Teksty "ta spod 3 znów się zesrała do kosza", "ten spod 12 znów gmerał przy ch*ju i cewnik wyciągnął" były na porządku dziennym. W dodatku, jeśli zauważyły, że do kogoś przychodzi codziennie rodzina, to ta osoba była względnie "zaopiekowana". Najgorzej mieli pacjenci, których nikt nie odwiedzał - leżeli we własnych odchodach godzinę, dwie, trzy, pół dnia, a może i dłużej.
I wiem, że przebieranie dorosłej, obcej osobie pampersa do przyjemnych nie należy, ale po pierwsze - przecież ci ludzie nie leżeli tam na własne życzenie! Jakby im ktoś dał wybór, na pewno woleliby być młodzi, sprawni i chodzić za potrzebą do toalety. A po drugie, pielęgniarki, wybierając zawód wiedzą (a przynajmniej powinny wiedzieć) na co się piszą. I wypełniać swoje obowiązki. I niska pensja to słabe usprawiedliwienie. Bo jakby np. strażak przyjechał do pożaru, popatrzył i stwierdził "eeee, za 2000 to mi się nie chce" i odjechał, no to chyba byśmy go nie pochwalili?
szpital piekielne_pielęgniarki
Ocena:
164
(182)
"Bohater": Piekielny Kierowca.
Sytuacja z niedzieli. Jadę sobie spokojnie jedną z (prawie) bieszczadzkich dróg.
Droga dość kręta, teren zabudowany, chodnika obok nie ma. Przede mną "zawalidroga", matiz jadący przepisowo 50 km/h. Za nim bus, który go nie ma zamiaru wyprzedzać. Za busem sedan, który również do wyprzedzania nie przejawia ochoty i ja - wyprzedzać nie miałam ani zamiaru, ani na tyle mocy w silniku, żeby podjąć taką "akcję". Za mną jeszcze jedno auto.
I nagle w lusterku widzę jego - Piekielny Kierowca w wypasionej furze, któremu najwyraźniej między nogami się pali jak przestrzega przepisów.
Widzę jak "slalomuje", próbując ocenić, ile aut jest przed nim. I już, gaz do dechy i wyprzedza... ciąg pięciu aut. W terenie zabudowanym. Na podwójnej ciągłej. Przed górką i zakrętem.
Gdyby coś jechało z naprzeciwka...
Sytuacja z niedzieli. Jadę sobie spokojnie jedną z (prawie) bieszczadzkich dróg.
Droga dość kręta, teren zabudowany, chodnika obok nie ma. Przede mną "zawalidroga", matiz jadący przepisowo 50 km/h. Za nim bus, który go nie ma zamiaru wyprzedzać. Za busem sedan, który również do wyprzedzania nie przejawia ochoty i ja - wyprzedzać nie miałam ani zamiaru, ani na tyle mocy w silniku, żeby podjąć taką "akcję". Za mną jeszcze jedno auto.
I nagle w lusterku widzę jego - Piekielny Kierowca w wypasionej furze, któremu najwyraźniej między nogami się pali jak przestrzega przepisów.
Widzę jak "slalomuje", próbując ocenić, ile aut jest przed nim. I już, gaz do dechy i wyprzedza... ciąg pięciu aut. W terenie zabudowanym. Na podwójnej ciągłej. Przed górką i zakrętem.
Gdyby coś jechało z naprzeciwka...
na_drodze piekielny_kierowca
Ocena:
139
(153)