Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mikra25

Zamieszcza historie od: 28 października 2012 - 22:30
Ostatnio: 6 września 2016 - 2:43
  • Historii na głównej: 4 z 8
  • Punktów za historie: 3257
  • Komentarzy: 27
  • Punktów za komentarze: 260
 
zarchiwizowany

#60207

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja którą chciałbym Wam opowiedzieć miała miejsce kilka lat temu. Sam opis sytuacji jest krótki natomiast muszę przytoczyć całą otoczkę.

Miałem wtedy 15 lat i zaczęła mnie boleć noga. Najpierw odczuwałem lekki ból, z czasem budziłem się w nocy ze łzami ponieważ tak bolała mnie noga. Poszedłem z rodzicem do ortopedy, lekarz zrobił mi rentgen i ze względu, że na zdjęciu wyglądało to jak guz dał skierowanie do szpitala. Trafiłem do szpitala, zrobiono mi scyntygrafię, PET, USG, rezonans, tomograf i ponownie rentgen nogi ale nadal cały czas we wszystkich opisach pojawiało się magiczne zdanie „brak możliwości jednoznacznego wykluczenia ,że narośl ma charakter nowotworowy, wynik niejednoznaczny”. Ponieważ nadal nic nie było wiadomo zostałem skierowany do dużego instytutu medycyny dziecięcej w innym mieście. Zgodnie z zaleceniem pojechałem tam z rodzicami na pierwszą wizytę. Byliśmy przerażeni, zestresowani (sytuacja trwała już ponad miesiąc a my żyliśmy cały czas przekonaniu, że mogę mieć raka), niewyspani bo mieszkaliśmy daleko od miasta w którym był szpital i żeby móc się zarejestrować musieliśmy wyjechać wczesną nocą. Krótko mówiąc mieszanka wybuchowa uczuć i stanów emocjonalnych.

Przybyliśmy do szpitala, najpierw skierowano nas na powtórny opis badań i następnie do Poradni Chirurgii Onkologicznej. I to właśnie kilka minut spędzone na pierwszej wizycie w tej poradni sprawiło, że chce Wam przekazać tą historię.

Weszliśmy do gabinetu w którym była pielęgniarka-sekretarka i lekarz (onkolog) który wziął od nas wyniki badań, przejrzał je pobieżnie (bo jak inaczej można to zrobić czytając opisy kilku badań w ciągu 20 sekund?) i patrzy się na nas znudzonym wzrokiem. W końcu pyta nas co od niego jeszcze byśmy chcieli (dokładnie tymi słowami). Tata odpowiedział na to, że chcielibyśmy się dowiedzieć co mamy dalej zrobić. Na to lekarz mówi tak: „A to nie wiecie co się robi z rakiem? Albo się wycina guza, albo ucina kończynę, daje się chemie i czeka na rezultat”. Tate zamurowało, mama stoi z mokrymi oczami, ja podobnie a lekarz po chwili pyta: „Coś jeszcze?”. Tata po chwili się otrząsnął i pyta: „To w takim razie chce nam pan powiedzieć, że syn ma raka?”. Na co lekarz: „Nie mówię, że chłopak (to o mnie) jest chory ale nie mówię też, że jest zdrowy. Różnie może być. Teraz przepraszam ale 5 minut temu skończyłem dyżur i mam coś jeszcze do załatwienia.” Wstał z krzesła po czym jakby nigdy nic wyszedł z gabinetu i zostawił nas z pielęgniarką. Ta przez cały czas się nie odzywała ale wyjęła kartkę, napisała coś i podaje nam ją mówiąc, że jeśli możemy przyjechać jeszcze raz za dwa dni to przyjmie nas profesor który jest szefem poradni i zarazem całego oddziału onkologicznego i on nam wszystko wyjaśni i odpowie na wszystkie pytania.

Ostatecznie cała historia zakończyła się dobrze bo po jeszcze kilku badaniach okazało się, że nie mam nowotworu tylko inną, niezwykle rzadko występującą w moim wieku przypadłość i dlatego tak długo trwała diagnoza. Chciałbym również powiedzieć, że broń Boże nie chcę szkalować całej służby zdrowia ponieważ zarówno mój pierwszy ortopeda i jak zespoły lekarzy i pielęgniarek z obydwóch szpitali okazali się ludźmi-aniołami. Niestety trafił się też jeden osobnik który wiedzy medycznej nie umiał połączyć z tym co chyba w onkologii jest najważniejsze czyli empatią.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (215)
zarchiwizowany

#54374

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od zawsze mieszkam na osiedlu które składa się z kilku bloków. Można powiedzieć, że jest to miejsce gdzie odnaleźć w praktyce można wszystkie stereotypy na temat polskich blokowisk. Moje osiedle zamieszkuje też wiele nietuzinkowych osób. I historię jednej z nich chciałem dziś opowiedzieć.
Karolek ,który jest głównym bohaterem tej historii, pomimo młodego wieku (17 lat) może zaliczyć się do osób przedsiębiorczych. Niestety nie wiadomo czemu nikt Karolka do żadnej pracy zatrudnić nie chciał. Jak wspominałem jednak nasz bohater był niezwykle przedsiębiorczy i sposób na zarobienie szybkich pieniędzy postanowił znaleźć sam. Karolek zaczął wśród swoich kolegów rozprowadzać marihuanę. Jako, że biznes szedł bardzo dobrze i przynosił nadspodziewanie duże zyski Karolek postanowił wydać gdzieś swoje „ciężko zarobione” pieniądze. Postanowił kupić samochód. Jak postanowił tak też zrobił. Do dzisiaj nikt nie wie jakim cudem siedemnastolatkowi udało się kupić samochód za 2000 tysiące złotych. Nie wiadomo dlaczego sprzedający nie chciał spisać umowy, nie poprosił o dokumenty Karolka. Nie wiadomo też nic ani o samochodzie ani o samym sprzedającym (Karolek auto nabył bez tablic rejestracyjnych czy innych niepotrzebnych gadżetów). Ponieważ rodzice Karolka nie zgłaszali żadnych zastrzeżeń, nasz bohater od czasu do czasu wybierał się w podróż po osiedlu swoim nowo kupionym wehikułem (poza osiedle się bał bo ani prawa jazdy ani żadnych dokumentów pojazdu nie posiadał). Podczas jednej z takich wypraw, podczas jazdy drogą przed wjazdem na którą stał znak „zakaz wjazdu”, Karolek zobaczył w lusterku złowieszczo migające niebieskie światła. Ponieważ nasz bohater nie miał zbyt dobrych wspomnień z udziałem stróżów prawa postanowił zrobić coś co podpowiadał mu instynkt samozachowawczy. Gwałtownie zahamował i po prostu uciekł z samochodu w głąb osiedla. Jeden z policjantów próbował go gonić, ale Karolek za dobrze znał topografię dzielnicy. Udało mu się zbiec. Po nieudanym pościgu policjant powrócił do swojego partnera i razem rozpoczęli przeszukanie pojazdu. Tym czasem w głowie Karolka, który odpoczął chwilę po ucieczce, zrodził się plan. Do dzisiaj z kolegami kłócimy się czy był to plan głupi, śmieszny czy po prostu szalony. Karolek doszedł do wniosku, że nie po to „ciężko pracował” na swój pojazd aby go teraz stracić. Chwycił więc w jedną rękę kawałek kostki brukowej, w drugą jakiegoś niewielkiego badyla i postanowił wrócić walczyć o swoje. Jak pomyślał tak też zrobił. Karolek powrócił do miejsca gdzie zostawił swój samochód. Zobaczył tam dwa radiowozy i kilku policjantów. W chwili bitewnego szału (albo kompletnego zidiocenia, tego też nie jesteśmy pewni) rzucił w jeden z radiowozów kawałkiem kostki brukowej, a kiedy policjanci chcieli go zatrzymać próbował bronić się kawałkiem gałązki który zabrał ze sobą. Jego próby walki spełzły jednak na niczym. Ostatecznie Karolek leżał skuty na asfalcie rzucając pod nosem wszystkie inwektywy dotyczące policji jakie znał. Ostatecznie trafił on do izby dziecka, gdzie dalej czeka na decyzje o swoim dalszym losie.
Zapytacie jaka tu piekielność? Moim zdaniem wszystko co dotyczy tej sprawy jest piekielne. Siedemnastolatek handluje narkotykami a za pieniądze z ich sprzedaży kupuje samochód (policja do dzisiaj próbuje ustalić kim był sprzedawca wozu). Rodzice Karolka (który w kiedy cała sytuacja miała miejsce był nieletni) nie widzą problemu w tym, że ich syn ma samochód. Nie interesuje ich też to skąd ich dziecko na ten wóz miało pieniądze. Piekielne jest w końcu zachowanie samego Karolka bo nie wiem co trzeba mieć w głowie żeby postąpić tak jak on na koniec historii.
Nie wiem jak potoczy się jego dalsze życie ale jeśli za głupotę faktycznie się płaci to Karolek narobił sobie długu którego może nie spłacić do końca życia.

osiedle starych bloków

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (186)
zarchiwizowany

#48980

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótka opowieść o tym jak polscy wydawcy traktują swoich klientów.
W 2001 roku firma Revistronic wydała grę pod tytułem „Toon Car”. Jej dystrybucją w Polsce zajęła się polska firma Top Ware Interactive. Rok po premierze firma Revistronic wydała bezpłatną łatkę dodającą trzy nowe mapy, nowego kierowcę oraz zmieniającą wygląd menu głównego gry. Łatka ta była bezpłatna i każdy mógł ją pobrać. Wszyscy jednak wiemy jak wiele osób w roku 2002 miała Internet. Co robi więc firma Top Ware Interactive? Wycofuje ze sprzedaży grę „Toon Car” i wprowadza zupełnie nową i innowacyjną grę pt. „Odjazdowy rajd”. Tak, nasza polska firma sprzedawała coś co tak naprawdę każdy mógł mieć za darmo. Polski wydawca nigdzie nie poinformował, że producent wydał uaktualnienie do gry. Reklamował za to swoją nową grę. Jedyne co mnie zastanawia to czemu producent gry nie interweniował? Może nie wiedział o całej sytuacji (wątpię) a może doszedł do wniosku, że to nasza polska specyfika? Nie wiem.

internet

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (54)
zarchiwizowany

#45843

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chciałbym napisać o według mnie piekielności a może głupocie polskiej telewizji. Dzisiaj głośno jest o strzelaninie w Sanoku. Dla niezorientowanych sytuacja wygląda tak: mężczyzna podejrzany o zabójstwo zabarykadował się w mieszkaniu, przebywa z nim dobrowolnie dziewczyna. Facet jest uzbrojony, strzelał z okna do policjantów, nie odpowiada na nawoływania negocjatora. Tyle słowem wstępu.
Jak można się domyślić sprawa w szybkim tempie została rozgłośniona na cały kraj, media złapały haczyk i możliwość zwiększenia oglądalność. Jestem w stanie to zrozumieć, w końcu nie codziennie dzieją się takie rzeczy.
Około godziny siedemnastej włączyłem telewizor. Skacząc po kanałach trafiłem na TVP Info. Reporter, będący niedaleko bloku w którym przebywa podejrzany, zdaje relacje z aktualnie prowadzonych działań. Pozwolę sobie zacytować jedno ze zdań: "Przed momentem w stronę bloku w którym przebywa podejrzany ruszyła grupa policyjnych antyterrorystów".
Niewiele później na innej stacji telewizyjnej (wydaje mi się, że był to TVN 24 ale niestety nie jestem pewien) wypowiadał się Jerzy Dziewulski. Opowiadał on co zazwyczaj robi się w takich sytuacjach. Powiedział, że jego zdaniem do szturmu na mieszkanie dojdzie w nocy, około godziny trzeciej. Swoją teorię opierał na doświadczeniu wyniesionemu z pracy w brygadzie antyterrorystycznej.
Na onecie do artykułu który opisuje całe wydarzenie dołączono zdjęcie antyterrorystów na dachu jednego z bloków niedaleko miejsca gdzie znajduje się podejrzany.
W tym momencie postawmy się na miejscu podejrzanego. Zakładając, że ma on dostęp do telewizji jest on na bieżąco informowany o wszystkich działaniach mających na celu schwytanie go. Jeśli reporter powie, że w kierunku bloku w którym znajduje się podejrzany wyruszyła grupa policjantów to informuje podejrzanego o tym, że coś zaczyna się dziać. Ba, daje mu czas na zorganizowanie ewentualnego ostrzału. Wypowiedź Dziewulskiego podpowiada poszukiwanemu kiedy przygotować się na wizytę "kominiarzy". I nawet jeśli policjanci rzeczywiście mieli taki plan to teraz będą musieli go dobrze przemyśleć. Dlaczego? Bo jaką mają pewność, że o rzeczonej trzeciej nad ranem podejrzany nie stanie z bronią wycelowaną w drzwi czekając na nieproszonych gości? Niestety ale takiej pewności nie mają. Zakładając, że mężczyzna ten zna dobrze topografie osiedla, zdjęcia które zamieścił onet informuje go którędy policjanci mogą planować rozpoczęcie szturmu.
Sytuacja jest niewątpliwie piekielna ponieważ odbiera policjantom jeden z ich największych atutów jakim jest zaskoczenie a to może bezpośrednio wpływać na zagrożenie ich życia. Gdybym był na miejscu policji całkowicie zabroniłbym pokazywania miejsca zdarzenia i opowiadania o nim. Po akcji proszę bardzo, ale nigdy w trakcie jej trwania. Rozumiem, że ludzie są ciekawi tego co się tam dzieje ale w takich sytuacjach są ważniejsze rzeczy niż zaspokojenie ciekawości tłumu.
Nie wiem jak zakończy się ta sytuacja ale z całego serca życzę policjantom żeby żadne z moich przypuszczeń się nie sprawdziło.

telewizja

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 226 (294)

1