Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

miroon

Zamieszcza historie od: 17 sierpnia 2015 - 23:02
Ostatnio: 30 listopada 2017 - 22:44
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 1339
  • Komentarzy: 26
  • Punktów za komentarze: 379
 
zarchiwizowany

#73829

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Różnego rodzaju piekielności mnie w życiu spotykają, o wielu słucham, ale niczym są dla mnie te zawodowe/usługowe wobec piekielności życiowych/prywatnych...

Mam bardzo dobrego znajomego. Współpracujemy razem od lat, jeszcze dłużej się znamy. Był w związku małżeńskim przez 9 lat. Żadna tam miłość i bicie serca- imprezowa para spotykająca się w czasie studiów,krótko po ich skończeniu wpadka. Początkowo oboje uznali, że nie jest to powód, by brać ślub, niech dziecko się urodzi, zobaczą jak wyjdzie w praniu. Naciski rodziny oczywiście silne, ale nie dawali się. Syn urodził się z poważną wadą serca, spędzali mnóstwo czasu w szpitalach, były operacje, dochodziły inne problemy zdrowotne synka, drogie leczenie- ale pieniądze nigdy problemem nie były, był dobrym fachowcem, pracę rozpoczął już na studiach, dawali radę. I tak minęły im 4 lata razem. Związek oparty na przyjaźni, wspólnych problemach, zbliżyli się do siebie, ciąża. Teraz presja brania ślubu była większa, sami uznali, że może to nie jest taki zły pomysł, wzięli. Urodziło się drugie dziecko. W miarę niemal 100% zażegnania problemów chorobowych u syna, zobowiązań kredytowych jednak już nie wychodziło. Uczuć dalej brakowało, te co były- nie wystarczały bo tworzenia małżeństwa, dochodziła frustracja, kłótnie, było gęsto. Z relacji jego i znajomych wiem, że zdarzyły się "przygody" z obojga stron. Miotali się, ale żadnych decyzji podjąć nie umieli. No i historia właściwa- stało się, kolega kogoś poznał. Średnio w porządku wobec obu kobiet- statusową żonę zdradzał, kochankę- młodszą o 10 lat,okłamywał. Nie wiedziała, że jest kochanką bo jak on to powiedział, porządna dziewczyna, nigdy by się na to nie zgodziła, a naprawdę fantastyczna, mądra, intrygująca i ciekawa. No i jak świat światem, kłamstwo ma raz krótsze, raz dłuższe nogi, po paru miesiącach podwójnego życia dowiedziała się, płacz, krzyk, koniec. Kolega znosił to strasznie, znając go mogę śmiało powiedzieć- no mimo tego draństwa, to się zakochał. Wiecie, człowiek staje się lepszy, te sprawy/ Coś tam próbował, szukał kontaktu, mówił, że rodzinę zostawi, ale uznała, że kolejny w kryzysie wieku co to wykorzystał, i się temat skończył. Banał, no nie? I tutaj- choć brzmi to nierealnie i polecą minusy za "zmyśloną historię"-krótko potem okazało się, że dziewczyna jest poważnie chora- z racji iż w mieście studiowała i wynajmowała pokój, była na co dzień sama, schowała dumę i poszukała z nim kontaktu. Początkowo- według jego opowiadań- by mieć czarno na białym, że naprawdę najgorszy ch.... który ją okłamywał i wykorzystywał, co by jej łatwiej było te wciąż istniejące uczucia zabić, po drugie z nadzieją, że nie byłaby sama ....Oczywiście whisky się lała, "co mam zrobić, co mam zrobić" się nasłuchałem, no ale postanowił co zrobi. Poszedł o wszystkim powiedzieć żonie. Nie było źle, żona podzielała jego zdanie, że małżeństwo było porażką, ale czasu się nie cofnie, lepiej, żeby dzieciakom takiego wzorca małżeństwa, czyli dwójki nie potrafiących się dogadać ludzi- nie fundować, dojrzale i świadomie podjąć pewne kroki w celu ułożenia sobie życia na nowo. Z opowiadań znajomych wiem, że i po drugiej stronie jakiś "kolega" był, potem i on stał się partnerem, chyba dlatego dramaty się nie odstawiały. Cała sytuacja z rozstaniem miała miejsce przeszło rok temu. Rozwód prostą sprawą nie jest, nawet taki bez orzekania o winie. Kredyty, dorobek, ciężko, wnioski, oczekiwanie. Dzieci nie rozumiejące dlaczego, on w poczuciu winy, "młoda" (nowa partnerka) w jeszcze większym. No i sedno- mimo przyjacielskich relacji między dwojgiem jeszcze małżonków, mimo świadomości, że każde z nich kogoś ma, dzieleniem czasu między pracę,dzieciaki, dodatkowo kolejne wizyty w szpitalu bo choroba, dochodzi do wszystkiego jeszcze otoczenie. Tak zwani ludzie życzliwi, rodzina bliższa, dalsza. Mimo dobrych relacji głównych zainteresowanych, ba- znajomości nowych partnerów i akceptowaniu ich, bo przecież z założenia będą obecni przy etapie wzrastania dzieci, komentarze krytykujące, nie mojego znajomego, ale tą, która sama nic przez długi czas nie wiedziała, sama została oszukana.
"No i kara boska, nie brałaby się za cudzych mężów, to by nie była chora" "Wszystko wraca, rodzinę rozbiła" to jeszcze nic, bo ŻYCZENIE ŚMIERCI to był standard. "Co cię obchodzi co mówią inni"- można by rzec. Ale niestety odbija się echem na wszystkim, czuje się napiętnowanie, nawet w tych czasach, gdzie rozwody odbywają się lawinowo.

I możecie zapytać- gdzie piekielność? Dla mnie piekielnością są osądy ludzi, które niszczą, krzywdzą, uprzykrzają codzienność. Ta łatwość w chęci niszczenia innych, życzenie śmierci, wtrącanie się w nieswoje sprawy, prawo do wygłaszania takich opinii na głos. Głęboko zakorzenione społeczne przyzwolenie na to wszystko. Rozumiem, gdyby faktycznie żona została z niczym. Ale na Boga- ich relacje są dobre, ona ma kogoś. A przyszłość różowo się nie zapowiada- jeśli leczenie nie zacznie przynosić efektów- a jest takie ryzyko, bo mi kumpel po paru drinkach w rękach popłakiwał- to wszyscy będą mogli sobie przyklasnąć "A nie mówiłem/am, kara boska "DOSIĘGŁA".

Możecie zarzucać fikcyjność i minusować :) Nie zależy mi, ale jakoś tak podzielić się tym chciałem.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 62 (158)

#71432

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam, może niektórym wyda się to mało piekielne, ale jakże to, kurczę, przykre i prawdziwe.

Z autobusów korzystam rzadko. Na szczęście.
Ale i auto czasem nawali, byłem więc zmuszony do skorzystania z jednej z linii autobusowych w magicznym mieście - Bydgoszczy.

Z racji, iż śledzę równie magiczną grupę mieszkańców miasta na Facebooku i wiem, ile tam narzekań na MZK, a bo to zmiany, a bo spóźnienia, a bo nie można otworzyć okien bo klimatyzacja itp. Dodatkowo mam znajomą, która w innym mieście, w innej firmie, obsługuje reklamacje i 3/4 z nich to pretensje o spóźnienia Jedno mnie zastanawia...

To, że kierowcy mają trasy ustawione czasowo na styk, wiemy.
W każdym autobusie linii miejskiej (nie międzygminnej) jest informacja, i pisze tam jak byk, że sprzedaż biletów u kierowcy dopiero po godzinie 19, to też wiemy.
Wszędzie kioski, biletomaty, dodatkowo wiedząc, że planujemy podróż na bilecie jednorazowym, warto pomyśleć o zdobyciu go wcześniej. Ale po co?

No i tak mijałem sobie dzisiaj 9 przystanków. Niemal na każdym przystanku podchodziła osoba prosząc o bilet. Kierowca poirytowany, trochę czasu zajmuje oderwanie biletów, wydanie reszty, bo po co mieć odliczone (w regulaminie również jest informacja, iż pieniądze mają być odliczone... po 19). I kierowca już poirytowany, wręcz wkurzony mówi do tych kupujących, że co jest niezrozumiałego w tym, że biletów nie wydają o takiej porze, to każdy oburzony "Ah, bo co, tak to pana boli", "Matko, ale pan problemy robi" i w ten deseń każda osoba... Po czym ci sami, niepotrafiący czytać i stosować się do regulaminów pasażerowie zaczynają rozmawiać między sobą "No tak, miał być dwanaście po na końcowym przystanku, a to już 18 po, i licz człowieku na autobusy, wszystko z zapasem trzeba robić".

Ale co, jakby ten kierowca tego biletu nie dał? Skarga i pretensje połowy autobusu solidarnych dziadów.
A potem wpłynie skarga, że autobus znowu opóźnienia miał i się kierowcy zapytają dlaczego, a on powie, że przez ludzi, to tamci mu powiedzą, że sprzedaż po 19, a tylko ten kierowca wie, że ludzie to chamy i pół drogi by mu dogadywali.

Samochód to luksus. Nie trzeba słuchać durnych ludzi... bo ludzie są głupi. Po prostu. Brak im wyobraźni, kojarzenia faktów, dopatrywania się związków przyczynowo-skutkowych, do tego są egoistami, tępymi egoistami.

Może dla was to nic takiego, ale biorąc pod uwagę, że tacy inteligenci pojawiają się w każdej dziedzinie gospodarki, branży, usługach itd. nie dając tym samym dobrze wykonywać swoich obowiązków innym, to naprawdę zatrważające, jak ciężko ludziom się przystosować do pewnych reguł, które nie są robione im na złość.

komunikacja_miejska

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (241)

#70790

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno przeczytane historie, pierwsza - o pani prawnik, której to mąż wypytywał ją o to jak wygląda sprawa rozwodowa, druga - o panu policjancie, który przez wiele lat okłamywał żonę i prowadził podwójne życie, przypomniały mi historię, która miała miejsce w mojej rodzinie.

Mam kuzyna. Na pozór bardzo rodzinnego, ułożonego człowieka, który poznał kobietę, bardzo się w niej zakochał, nieba chciał jej uchylić, ślub wzięli. Kuzyn wziął sobie za punkt honoru, aby zapewnić wszystko swojej wybrance, tym samym namawiał ją, aby nie traciła czasu na pracę, nie martwiła się niczym, bo on zrobi wszystko, aby im było dobrze i by ona mogła oddać się w pełni pielęgnowaniu ich pociech i pięknego domu pod miastem. Pociech dorobili się dwóch. Wszystkich dziwiło to, że taka bystra niegdyś kobitka, wykształcona, z szansą na dobrą pracę, tak dała się omotać i zamknąć w domu. Mąż ideał, prawda? Ano nie, bo jak się okazało, obmyślił on sobie to wszystko już na początku, do czego z dumą się jej przyznał, aby w pełni ją od siebie uzależnić finansowo, a nawet psychicznie, by na końcu, kiedy dowiedziała się o jego licznych zdradach, móc powiedzieć "No i gdzie pójdziesz, jak gówno potrafisz i grosza przy dupie nie masz?".

Dla mnie to kolejny dowód na to, że samemu sobie ufać nie można, a co dopiero innym. Polegać trzeba tylko na sobie, bo kiedy tylko ktoś wywęszy nad nami przewagę, to będzie to wykorzystywał i im większa bajka i szał z początku, tym potem boleśniejsze zderzenie z rzeczywistością.

Całe szczęście żona mojego kuzyna odnalazła wsparcie w... tak, w jego przyjacielu. Złapała się byle jakiej pracy, bo ciężko znaleźć pracę w wyuczonym zawodzie (magisterium jednego z kierunków medycznych, nie lekarski), skoro przez 10 lat było się tylko kurką domową. A wiecie, co najgorsze? Że te stare parszywe dziady z mojej rodziny (wujostwo, ciotki) są wielce oburzeni jej postępowaniem, bo przecież wszystko miała! No wszystko, a jeszcze jej źle.

Miłego dnia wszystkim ;]

rodzina

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 420 (438)

#68126

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak mi się wesoło zrobiło, czytając w poczekalni historię faceta, któremu to ciotka kobiety zaczęła reklamować własną córkę i mnie naszło...

Nie wiem na ile dla was takie postawy okażą się piekielne, ale ja wiem, iż fakt, że osobą rodzinną nie jestem, jest całkowicie uzasadniony.

Z okazji 30-lecia małżeństwa rodzeństwa moich rodziców (brat mojej mamy ożenił się z siostrą mojego taty), organizowana były spora uroczystość rodzinna na blisko 30 osób. Z rodziną widujemy się rzadko, mieszka ponad 150 km od nas.

Kuzynów, wujostwo pamiętałem jako tako, bardziej z facebooka, niż ze wspomnień. Tego też dnia zrodziło się we mnie współczucie wobec kobiet i tego, jak dalej ich rola jest postrzegana i jakie mają dla mojej rodziny znaczenie.

Przykładowo, jestem 29-letnim kawalerem, od dwóch lat sam (tak się złożyło, zerwałem zaręczyny). Nie usłyszałem ani słowa krytyki, raczej wsparcia (?) brak zrozumienia, iż mnie fakt bycia samemu nie boli tym bardziej, że od jakiegoś czasu spotykam się z nieco młodszą niewiastą), że mam czas, że kogoś porządnego znaleźć to trudno. Przy okazji zostałem wypytany o zarobki, czy mieszkanie moje czy wynajmowane, czy samochód w leasing, czy już moje, jaki dochód roczny w działalności, którą prowadzę, po czym obrzucony zostałem stosem propozycji matrymonialnych, na temat córek sąsiadów, bo one dobre, skromne, dobrze gotują, znają swoje miejsce (?), dobrze będą się mną opiekować (trzeba mi zmieniać pieluchy czy co?)

Moja siostra ma 27 lat, ukończyła fajne studia, po których znalazła równie fajną pracę, bardzo dobrze sobie radzi. Mogłaby dużo opowiadać o pasjach (wspina się, jeździ na nartach, żaglach). I ona jakiś czas temu zakończyła związek, zdarza się. Ale... nie została o nic zapytana, a kiedy zaczęła mówić, przerwano jej.

"A gdzie masz kawalera?" kilkanaście razy, jakby za pierwszym razem nie dotarło, iż jest aktualnie sama. (cyniczne uśmieszki).

"Nasza Ania (23 l) to wyszła za syna "tych i tych", drugi dzieciak jej się teraz rodzi, nie musi pracować i się szarpać o przetrwanie, bo Szymon o nią dba!"

"Studia tam, sranie, tyle studentów i wyjeżdżać muszą za pracą (na moją uwagę, że przecież Sylwia ma świetną, "a tam świetną, a dupa coraz starsza a nie rodziła" - autentyk).

Sto pięćdziesiąt historii o rozczulających wnukach, córkach, dobrych, skromnych, co to oporządzić potrafią i o męża dbają, domy mają (znam to ja męża jednego z niej, się facet ustawił, w domu czysto, ugotowane a w delegacjach szaleje).

Uprzedzam, nie mieszkają na wsi, tylko w stutysięcznym miasteczku. Wszelkie próby rozwinięcia wypowiedzi przy stole przez kobiety (głównie Sylwię i parę kuzynek, bo miejscowe, chyba wiedzą, że odzywać im się nie wolno albo i nic do powiedzenia nie mają, bo ile można mówić o swoich zasmarkanych dzieciach?) były przerywane "zobacz lepiej, czy się już barszcz zagotował i pomóż tam"... nie, nie tylko przez starszych facetów, ale i młodszych i co najgorsze, inne, starsze kobiety.

Kiedy tylko wyszedłem na papierosa z mężami kuzynek, nasłuchałem się tyle o tym, jak sobie życie umilają na bokach, akcentowane ciągłym "hehe, wiadomo facet musi mieć tajemnice, toć pieniądze przynoszę". Nie wiem, czy faktycznie tym kuzynkom takie życie odpowiada, czy są tak głupio wychowane, czy po prostu zależne od nich... ale nie wierzę, że komukolwiek takie coś odpowiada.

Spotkanie rodzinne się skończyło, my odetchnęliśmy i cieszymy się, że mieszkamy tak daleko, bo Ci tutaj podobno spotykają się co weekend przy stole...

Mimo ciągłych zgrzytów z moim ojcem, kiedy po powrocie do domu zrobiliśmy sobie drinka, chyba pierwszy raz od bardzo dawna mu powiedziałem, że moja siostra i ja to mamy jednak świetnych rodziców. ;) I jestem dumny ze swojej siostry, bo jest świetną, interesującą i mądrą kobietą.

spotkanie rodzinne

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 525 (621)

1