Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ohne

Zamieszcza historie od: 26 lutego 2011 - 22:37
Ostatnio: 13 lipca 2016 - 17:59
  • Historii na głównej: 3 z 6
  • Punktów za historie: 2681
  • Komentarzy: 125
  • Punktów za komentarze: 1173
 

#61268

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym, którzy nie urządzają się w Ikei na wstępie wyjaśnię pokrótce, jak wygląda tamtejszy system kas: drobne towary wypakowuje się na taśmę, natomiast duże paczki z meblami podwozi się wózkiem bezpośrednio do stanowiska kasjera, który sczytuje z nich kody bez konieczności wyjmowania. Początek taśmy od miejsca kasjera dzieli około półtora metra.

Podczas ostatnich zakupów nabyliśmy kilka mebli oraz całe mnóstwo drobiazgów. Całość podzielona była na dwa wózki - platformę na gabaryty i zwykły kosz na resztę. Odpowiednio do posiadanej tężyzny fizycznej zostałam kierowcą kosza, stery platformy objął mój chłopak.

Gdy już swoje w kolejce do kasy odstaliśmy, on podjechał do kasjerki i wspólnie z nią zajął się poszukiwaniem kodów na pudłach, ja zaś zajęłam się rozładunkiem na taśmę. Gdy byłam mniej więcej w połowie stawki, podeszła do mnie mocno ciężarna pani i poprosiła o przepuszczenie w kolejce.

- Kurcze, bardzo bym chciała, ale my już się liczyć zaczęliśmy - odpowiedziałam, więc pani wróciła na koniec kolejki. Nie powiem, trochę się zdziwiłam, że nie poprosiła o to samo osoby stojącej za mną.

Po uregulowaniu należności za zakupy udaliśmy się do punktu wystawiania faktur. Ponownie pokrótce wyjaśnię: tu obowiązują numerki, ponadto czeka się bardzo wygodnie, bo na kanapach z aktualnej oferty. No więc siedzimy sobie zapadnięci w poduchy, gdy nagle podchodzi do nas On - ojciec w drodze.
- Życzę pani, żeby pani też nikt nie przepuszczał, jak pani w ciąży będzie - zagadnął mnie przemiło.
- Dziękuję bardzo - odpowiedziałam z uśmiechem, bo i co niby miałam zrobić.

Zanikanie logiki - pierwszy, przedporodowy objaw pieluszkowego zapalenia mózgu. Bo w końcu to jasne, że o przepuszczenie w kolejce prosi się wyłącznie osobę, która aktualnie znajduje się przy kasie - wycofanie jej dotychczasowego paragonu znacznie skraca oczekiwanie!

IKEA

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 689 (743)

#38479

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypuszczam, że każdemu długowłosemu facetowi przynajmniej raz w życiu zdarzyło się, że ktoś zagadnął go - czy to w kolejce w sklepie, czy w autobusie, ogólnie w sytuacji 'od tyłu' - per "Pani". W sumie jest to zupełnie normalna sytuacja i nie ma się co dziwić czy obrażać, ot, pierwsze wrażenie bywa mylne.

Ja jednak chcę Wam dziś opisać sytuację, która miała miejsce lat temu około pięć, a którą do dziś wspominam ze śmiechem.Od razu zaznaczam, nie jest ona piekielna sensu stricte, rzekłabym raczej, że to taki znak czasów.

Najpierw krótka charakterystyka mojego wyglądu. Włosy mam i miałam zawsze naprawdę długie. Co najmniej za łopatki. Nosze w zasadzie bez wyjątku rozpuszczone. Wzrost z gatunku średnio wyższych, jak na dziewczynę - około 170 cm. Budowę ciała mam typowo kobiecą, z wcięciem w talii i resztą inwentarza, że tak powiem.

To była zima. Jechałam autobusem, odziana w zimowy płaszcz (czarny) oraz glany. Tu od razu muszę zaznaczyć, że strój mój nie był związany z żadną muzyką, a z mrozem. Poza tym miałam na sobie zapewne jakieś jeansy, szalik, torbę...

I tak stałam sobie przy drzwiach, gotowa do wysiadki na najbliższym przystanku, autobus zatrzymał się jeszcze w korku...

- Przepraszam, czy pan wysiada? - usłyszałam kobiecy głos gdzieś z tyłu. Żaden pan jednak nie odpowiedział. - Proszę pana? - ponowiła pytanie kobieta. A tu dalej cisza.

I w tym momencie ktoś dotknął mnie w ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam poczciwą niziutką staruszkę, która na widok mojej twarzy się speszyła, ale zaraz zreflektowała się i powiedziała:
- Ojej, ja tak panią przepraszam! Pani ma takie długie włosy i te buty, to pomyślałam, że pani jest mężczyzną! Chciałam być nowoczesna, ale mi nie wyszło...

Prawdziwa babcia XXI wieku :)

Autobus

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1278 (1338)

#14544

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia z czasów, gdy miałam jakieś dziesięć, może dwanaście lat.
Byłam z dziadkami na wakacjach nad morzem. Nad morzem, jak to nad morzem, pełno drobiazgów można kupić. Większość sprzedaży odbywała się na straganach, ale było i kilka sklepów. W jednym z nich panowały klimaty surferskie - kwieciste spodenki, japonki, rzemykowe ozdoby. I właśnie stojak z takimi plecionymi z rzemyka bransoletkami przyciągnął moją uwagę. Z doświadczenia wiem, że nad morzem trzeba uważać na szalejące ceny, więc w pierwszym ruchu skierowałam się do [S]przedawczyni.

[Ja] Przerpraszam bardzo, ile kosztują te bransoletki? - wskazałam stojak.
[S] One są w różnych cenach, musisz spytać o konkretne.

Skoro tak, poszłam do stojaka, pobuszowałam trochę, wybrałam kilka, pewnie z siedem sztuk, które mi się spodobały. Uznałam, że wezmę jedną lub dwie najtańsze z nich.
Tak więc znów do kasy.

[Ja] To ja bym chciała o tych ceny spytać - podaję bransoletki.
Dziewczyna wzięła czytnik kodów i 'pika' nad bransoletkami. Popikała, popikała...

[S] To będzie razem 117 złotych.
[Ja] Ale ja nie chcę ich wszystkich! - (Po pierwsze, po co mi ich aż siedem, a po drugie która dziesięciolatka w ogóle nosi ze sobą taką kasę?)
[S] Ale ja już policzyłam.
[Ja] Ale ja nie mam tyle pieniędzy.
[S] To po co tu przyszłaś?
[Ja] Chciałam o cenę zapytać...
[S, pod nosem] Głupie żarty będą mi dzieciaki robić... - zabrała bransoletki i anulowała transakcję.
[Ja, o naiwna] To powie mi pani, po ile one są?
[S] Żebyś znowu zrezygnowała?

Ja w tym momencie uznałam, że nic z tą panią nie załatwię, pożegnałam się i poszłam. Ja nie wiem, czy ja mówiłam po chińsku, czy ona jakaś zamyślona była, bo żeby "Po ile to?" od "Biorę wszystko!" nie odróżniać...
A ja sobie później dwie bransoletki po sześć złotych na straganie kupiłam, więc i tak dobrze na tym wyszłam, bo tamte sklepowe musiały pewnie po około piętnaście za sztukę kosztować :)

Sklepik nad morzem

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 361 (509)

1