Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pechowatrzynastka

Zamieszcza historie od: 5 listopada 2012 - 17:03
Ostatnio: 16 grudnia 2012 - 9:37
  • Historii na głównej: 2 z 6
  • Punktów za historie: 2569
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 12
 
zarchiwizowany

#44291

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wiecie kto jest najbardziej piekielny? Odpowiedź jest prosta - MY SAMI!

Tak, tak dobrze czytacie.

Kiedy po raz 127 czytam historię, która jest przeróbką jakiejś innej to krew mnie zalewa. Rozumiem, że schemat piekielności bywa podobny, ale gdy czytając daną historię wiem już jakie będzie jej zakończenie, to chyba nie wszystko jest ok...

Jeśli kogoś uraziłam, z góry przepraszam.

piekielni

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (16)

#42571

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Korki na mieście... Stoję zastanawiając się czy zdążę do pracy... nagle słychać i nawet widać karetkę. Krawężniki wysokie, nie ma za bardzo jak zjechać... ale udaje się, karetka przejeżdża.

Co robią panowie ratownicy? Podjeżdżają pod bank, jeden z nich wypłaca pieniążki z bankomatu i jadą dalej, a jakże, na sygnale do szpitala. Skąd wiem? Bo tam pracuję...

Wstyd panowie, wstyd!

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 741 (825)

#42375

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w szpitalu, zajmuję się administracją.

Krótko po skończeniu przeze mnie studiów, jakieś dwa lata temu gdy już pracowałam, spotkała mnie dość piekielna sytuacja.

Siedzę w pokoju, zajmuję się bieżącymi rozliczeniami (dodam, że w żaden sposób nie jestem związana i nie odpowiadam za ludzi zatrudnionych w placówce). Nagle do pokoju wpada [F]acet, koło 40-stki i jak nie zacznie drzeć mordy:

[F]: Co to ma być, ja już 3 godziny czekam, niech ktoś w końcu k*rwa coś zrobi!

[J]: Przepraszam bardzo, ale co się stało?

[F]: No jak to co, ten p*eprzony konował najpierw się spóźnia, a teraz trzyma ludzi po pół godziny!

[J]: Ale bardzo przepraszam, ja nie jestem za to odpowiedzialna, trafił pan do administracji. Jeśli chce pan złożyć skargę, proszę udać się do pokoju 123.

[F]: Co ty mi tu będziesz p*erdoliła szmato. Jestem tutaj i ty coś z tym zrobisz.

[J] Proszę wyjść albo wezwę ochronę. Do widzenia.

I tu myślałam, że historia się skończy. Jednak byłoby za pięknie. Mam pecha, bo pokój w którym pracuję jest pierwszym zaraz za gabinetami lekarzy na parterze. Pracuję spokojnie a tu on znów wpada z hukiem:

[F]: To jakiś burdel, idź i to załatw.

[J]: Proszę wyjść, bo wezwę ochronę!

W tym momencie gość doskoczył do mnie i zaczął szarpać. Ktoś usłyszał hałas i wpadła ochrona obiektu. Gdyby nie oni, to szczerze mówiąc nie wiem jak by to się skończyło. Sińce miałam długi długi czas. Sprawa znalazła się w sądzie.

Potem pytałam tego lekarza o co chodziło.
Otóż facetowi odmówił wypisania L4, wcześniej odmówił mu tego również lekarz rodzinny. I chyba dobrze zrobili, bo facet jak na chorego to dobrze wyglądał i miał dużo siły.

szpital

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 810 (852)
zarchiwizowany

#42499

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
w historii http://piekielni.pl/42386 wspominałam, że opiekuję się chłopakiem z zespołem DOWN-a. Dla historii nazwijmy go Grzesiek.

Ostatnio, korzystając z w miarę ładnej pogody zabrałam go na spacer. Grzesiek, jak to on, tu podniesie listek, tu uśmiechnie się do kogoś, tu jeszcze coś do mnie powie. Ot wydawałoby się sielanka. W tej historii nie będzie najbardziej piekielne to, że gdy Grzesiek się uśmiechał do kogoś to ta osoba odwracała czym prędzej wzrok. Nie wiem, bała się że się zarazi? Piekielne będzie to jak zachowała się pewna kobieta około 50-tki.

Otóż Grzesiek nawet zbytnio nie zwrócił na nią uwagi, spojrzał i zaraz zainteresował się czymś innym. Ale widać i to było dla tego babska za dużo. Momentalnie zaczęła krzyczeć w naszą stronę:
Jak tak może być, kto to widział? Z takim czymś wychodzić na ulicę! Toż to tylko obrzydza ludziom spacery. Takiego to najlepiej zabić, albo zamknąć w jakimś ośrodku, niech to po ulicach nie chodzi!

I splunęła w naszą stronę.

Tego było mi już za wiele, a łzy w oczach Grześka dodatkowo mnie rozwścieczyły.

Podeszłam i dałam jej w twarz. Wiem, wiem, nie powinnam. Ale... to był odruch. Traktuję Grześka jak młodszego brata i przede wszystkim chcę go chronić.

Babsko na moment się zamknęło. A ja zgarnęłam Grześka i poszliśmy na ciacho:). Jednak nadal ścigały nas krzyki babska... Nie zareagował nikt. NIKT.

To że ktoś jest inny, nie znaczy chyba, że mamy go traktować jak śmiecia?

park

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 288 (382)
zarchiwizowany

#42444

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak wcześniej wspominałam pracuję w szpitalu.

3 tyg. temu przejęłam stanowisko po pani, która przeszła na emeryturę, dla mnie pewnego rodzaju awans, w końcu samodzielne stanowisko. Awans i... katorga.

Od 3 tygodni usiłuję uporządkować papiery. Oto kwiatki:

-dokumenty z marca b.r. znajduję w tych z kwietnia 2007

-dokumenty dot. wypłat pracowników znajduję w tych dotyczących wyposażenia placówki

-Połowa dokumentów nie ma pieczątek urzędowych

-1/4 nie ma w aktach w ogóle(albo są ale ich jeszcze nie znalazłam:)).

-Pisma nie mają powpisywanych nr.

Po prostu tragedia. Dla was może to niezbyt piekielne, ale właśnie przez takie panie w dużej mierze mamy tyle "kwiatków" w służbie zdrowia. Bo zwyczajnie jest burdel.

I ciesz się tu człowieku z awansu....

szpital

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (251)
zarchiwizowany

#42386

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O ropuszku...

Zaczęłam spotykać się z mężczyzną, fajny przystojny facet, jak się wydawało myślący. Owszem, wydawało się.

Po pracy pomagam pewnemu człowiekowi, chłopak 29 lat, z zespołem Downa. Chłopak kontaktuje, mówi, choć trzeba się wsłuchać, ale sam nie jest w stanie funkcjonować. Mieszka z babcią, kobieta pod 80-tkę. Nie daje już rady. Dlatego przychodzę, pomagam w sprzątaniu, zakupach, wizytach u specjalistów. Ot taka mała pomoc.

Ropuszek wiedział o tym, tolerował (akceptacja to za duże słowo). Pewnego dnia będąc na mieście spotkaliśmy chłopaka z babcią. Swoim zwyczajem przytulił się i powiedział, że mnie kocha :) ot taka wylewność charakterystyczna dla tej choroby. Ropuszek powiedział tylko: nie waż się jej dotykać!

Potem wróciliśmy z ropuszkiem do domu i zaczęła się awantura: że czemu ja się na to zgadzam, jak mi nie wstyd przed ludźmi, że może wolę sobie być z tym Downem (tu już porządnie mnie wkurzył) i albo przestanę pomagać albo on odchodzi.

Zgadnijcie co wybrałam? :)

Nie rozumiem jak można w ten sposób mówić o drugim człowieku, chorym, ale wciąż człowieku.

P.S. anonse matrymonialne mile widziane :D

...

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 351 (439)

1