Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pepeku

Zamieszcza historie od: 3 marca 2011 - 22:17
Ostatnio: 28 września 2013 - 18:16
  • Historii na głównej: 7 z 25
  • Punktów za historie: 4571
  • Komentarzy: 63
  • Punktów za komentarze: 408
 

#52739

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdy byłem jeszcze dzieciak na moim podwórku był plac zabaw. Ulokowany był po środku czegoś w rodzaju deptaka wśród bloków. Przekrój sytuacji wyglądał tak: bloki, chodnik, trawnik, chodnik, plac zabaw, chodnik, trawnik, bloki. Sam plac zabaw wyglądał jak przerośnięta plaża: masa piachu, otoczone wszystko barierkami, piaskownice i kilka huśtawek, karuzel czy drabinek. Same sprzęty pozostawiały wiele do życzenia: farba obdrapana, pordzewiałe, skrzypiące, ledwie wbite w ziemię (podczas korzystania z huśtawki całość kiwała się razem z dzieckiem, drabinki miały przechyl jak szczyt drapaczy chmur itp... Ogólnie - cholernie niebezpieczne.

Zbliżały się wybory na prezydenta miasta. I nagle na nasze podwórko wjechały duże sprzęty, usunęły stare zabawki, a na trawniku postawiono przepiękny ogród jordanowski - drewniane domki, mostki, huśtawki, drabinki. Pełno ławeczek, całość otoczona wysokim płotem i zamykana przez dozorcę na noc. Po prostu szał i cudo.

Całość trwała mniej więcej do miesiąca po ogłoszeniu wyników na prezydenta miasta. I nagle zaczęły mieszkańcom przeszkadzać krzyki dzieci - tych dzieci, które krzyczały na starym placu zabaw ulokowanym 3 metry dalej niż obecnie.

Efekt tego był taki, że ogród jordanowski zwinięto. Całość byłaby do przeżycia, gdyby sprzęty z niego ulokowano na miejscu starego placu zabaw. Ale nie. Na stary plac zabaw wróciły stare, te same zabawki, które były na nim wcześniej. Tak samo kiepsko zamontowane. W takim samym stanie technicznym. Nawet nie odmalowane.

mieszkańcy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 358 (406)

#52034

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio w natłoku obowiązków służbowych zapomniałem zapłacić za Internet mobilny sieci na literkę "P". Trudno, zdarza się. Dzwoni do mnie [P]ani konsultantka.

[P]- Dzień dobry, dzwonię z sieci "P" w sprawie zaległości opłat abonamentu za Internet, bla bla bla. Faktura została wystawiona z terminem płatności takim to a takim, planowane odłączenie usługi planowane jest na dzień taki to a taki (około za tydzień), kiedy mogę spodziewać się zapłaty za usługę?
[J] - Wie Pani, akurat nie mam możliwości skorzystania z Internetu, opłacę jak będę w domu (byłem na wyjeździe poza domem)
[P] - Dobrze, jaką datę płatności wpisać?
[J] - Nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć, na pewno przed terminem odłączenia, jak wrócę do domu z urlopu
[P] - Dobrze, jaką datę płatności wpisać?
[J] (Już lekko poirytowany) - Nie jestem w stanie określić dokładnej daty, na pewno opłacę przed terminem odłączenia...
[P] - Dobrze, to jaką datę płatności Pan podaje?
Kurde, kataryna jakaś...
[J] - Niech Pani wpisze jutrzejsza (już dla świętego spokoju)
[P] - Dobrze wpisuję... Chciałabym Panu zaproponować abonament telefoniczny oraz dodatkowy Internet mobilny.

Jako "Dodatkowy Internet mobilny" w pierwszej chwili zrozumiałem zwiększenie limitu danych... jednak nie, Pani konsultantce chodziło o sprzedanie mi drugiego abonamentu na Internet...

[J] - Proszę Pani... dzwoni do mnie Pani w związku z zaległą płatnością za istniejącą usługę. Może Pani uznać, że jestem niewypłacalny, mam problemy finansowe czy cokolwiek innego co jest powodem braku płatności... I proponuje mi Pani kolejny abonament na Internet i dodatkowo na telefon, tak?
[P] - Rozumiem, że wysłać kuriera z umową.

No nie powiem, jej to rozumowania mnie powalił...

[J] - Niech się Pani zastanowi... Zakładamy, że jestem niewypłacalny, nie płacę za usługę i chce mi Pani sprzedać dodatkowy abonament?
[P] - Fakturę wysłać na adres podany w systemie?
[J] - Proszę jeszcze raz... niech się Pani zastanowi...
[P] - Dobrze, to ja wysyłam kuriera, do widzenia
Rozłączenie.

Dobrze, niech wysyła. Najwyżej zaproszę kuriera na herbatę. Bo dodatkowej umowy podpisywać nie będę.

call_center

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 555 (623)
zarchiwizowany

#49385

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wspomnienia z poszukiwania mieszkania.

Jakiś czas temu musiałem się wyprowadzić z wynajmowanego mieszkania. Zgodnie z umową miesiąc na poszukiwanie nowego lokum - więc bez spiny, coś fajnego w rozsądnej cenie da radę znaleźć. Ale co się człowiek cudów architektury naogląda to klękajcie narody. Poniżej dwa najlepsze kwiatki (w zasadzie chwasty).

1. Mieszkanie w bloku czteropiętrowym. Balkon, blisko przystanek, sklepy, sąsiedztwo lasu. Cud, miód i orzeszki. No to jadę oglądać. Mieszkanie samo w sobie wyremontowane, meble ładne, żadnego kiczu - serio mi się podobało. Cena przystępna, więc już w myślach sprawdzam czy wszystkie moje graty się na półkach zmieszczą. Ale niestety, tutaj nastąpiło otworzenie trzech bramek: Bramka numer jeden - zonk. Balkon to tak naprawdę krata na równi z drzwiami balkonowymi. Bramka numer dwa - zonk. W mieszkaniu nie ma możliwości podłączenia pralki (a nie jest to żadne stare budownictwo). I następnie gwóźdź programu - bramka numer trzy, czyli kuchnia. Ogólnie ładna, wyposażona, a w jej końcu gustowna zasłonka. Myślę sobie spiżarka jakaś pewnie, wnęka czy coś. Nie, za zasłonką był zonk-potwór. A mianowicie brodzik i prysznic. W kuchni. Badum-ts.

2. Mieszkanie w ścisłym sąsiedztwie centrum, główna ulica, przystanki, sklepy, restauracje, kwiaciarnie, fryzjery - chłopa z babą brak. Dzwonię, umawiam się. Ze starszą Panią, która nie potrafiła zlokalizować klatki w bloku, później mieszkania w klatce. A następnie dobrać odpowiedniego klucza. Cała procedura trwała coś około pół godziny. Ale ok, cena przystępna, metraż spory - obejrzę. A tutaj obraz nędzy i rozpaczy - powyrywane klepki parkietu, poodpadane kafelki, szczątki mebli zawilgocone tak, że półki przypominały ciasto na karpatkę. Z kuchni okno na klatkę schodową (wtf?!). Powyrywane żyrandole, które w towarzystwie resztek tynku migotały do mnie z podłogi rozbitym szkłem. Tapety pozrywane. Ogólny odór wilgoci. Na balkon bałem się wyjść. A oprowadzająca pani była strasznie zawiedziona, że nie ma zielonych firanek, które zawiesiła wcześniej. "O jakby się panu te firaneczki spodobały, no szkoda, szkoda...". Tak. Jakby te cholerne firanki miały zmienić ogólny obraz mieszkania. Chociaż muszę oddać honor - łazienka była po remoncie. I co tu dużo mówić, ładniejszej łazienki w życiu nie widziałem. Nie jestem tylko pewien czy to efekt takiego odpicowania tego pomieszczenia, czy kontrastu z resztą mieszkania. Fakt faktem, gdy otworzyłem drzwi łazienki, uderzył mnie blask niebios, a aniołki zdawały się chórkami śpiewać "gloria".

Koniec końców wylądowałem w przestronnym, wyposażonym mieszkaniu, z balkonem, widokiem na morze z lewej i na góry z prawej. W sąsiedztwie kilku marketów, małego bazarku, pętli autobusowej i przyjaciół.

wtórny rynek mieszkań

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 78 (186)
zarchiwizowany

#33485

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dwie historie: jedna z pocztą polską, druga z kurierem. O ile pierwsze bardzo pozytywna, to druga już tak średnio ;)

Mieszkam 300 km od domu, święta wielkanocne spędzałem poza nim. Mamę moją wzięła litość i postanowiła mi podesłać paczkę z jedzeniem świątecznym - ot, żebym domu zasmakował. Wybór padł na przesyłkę priorytetową pocztą. Jedzenie zamrożone, wsadzone w torbę termiczną, wysłane w czwartek. W piątek przyszło. Awizo. Zmartwiłem się, bo w tej sytuacji moja paczka będzie leżała cały weekend, z pewnością się rozmrozi, a jedzenie zepsuje (awizo odebrałem po pracy, już po godzinie zamknięcia poczty. Pogodziłem się z utratą żarełka, ale moje zdziwienie, gdy pół godziny później do drzwi zadzwonił listonosz, z wielką (i ciężką) paczką i wręczył mi ją osobiście. Mówił, że przechodził jeszcze raz przez okolicę i stwierdził, że spróbuje jeszcze raz. Chwała mu za to.

Historia z kurierem. Zamówiłem coś przez allegro, wybrałem opcje wysyłki kurierskiej. Paczka przyszła szybko, ale w kartonie była dziura na wielkość pięści. Kurier zaczął przepraszać (o dziwo), prawie mnie po stopach całował, żebym tylko nie pisał skargi. Powiedziałem, że chcę otworzyć przy nim paczkę. Ten blady jak ściana, mało nie zemdlał. Pokazałem mu, wyjęte z paczki, w pełni sprawne i ani trochę nie uszkodzone hantle :) wiem, że to perfidne, ale chciałem się z nim podrażnić ;)

wysyłki

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (195)
zarchiwizowany

#31736

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie krótko. Moja dziewczyna posiada telefon zakupiony w (wtedy jeszcze)Erze, a numer ma z Plusa. Ja również numer z Plusika posiadam, telefon także od nich. Jednak wysyłać mmsów bezpośrednio z telefonu na telefon się nie da, bo moja piękna ma w erowskim telefonie ustawienia mmsów z tej właśnie sieci. Więc każdego mmsa trzeba odbierać przez Internet. Postanowiliśmy więc to zmienić. Najpierw postanowiliśmy iść do zielonego salonu. Pan z obsługi powiedział nam, że skoro telefon był kupiony w Erze, to musimy załatwić to tam. Ok, no to zabieramy umowę, dowód zakupu i idziemy do różowego salonu. Odstaliśmy swoje w kolejne (chyba z 30-40 minut). Wreszcie nasza kolej. Usłyszeliśmy, że nie da rady, bo numer nie od nich i trzeba załatwić to jednak w plusie. Wkurzyło mnie już trochę ganianie z kąta w kąt, ale idziemy znowu do zielonych (w tym samym centrum handlowym, więc daleko nie było). Przedstawiliśmy sytuację, powiedzieliśmy co i jak, że nas tu odesłano. Pan powiedział, że to jednak oni powinni to załatwić, ale żeby już tak nie latać, to on się postara. Niestety, modyfikacja tych ustawień była zablokowana, stworzenie nowego profilu nic nie dawało (przeprowadziliśmy test). No i co teraz? Znowu do różowych. Już mocno podminowani, wchodzimy, trafiamy na kolejkę, znowu 30-40 minut. Podchodzimy, do tej samej Pani. Mówimy, że ustawienia są zablokowane, telefon ich, tu jest proszę umowa i proszę (błagam, żądam, przekupuję?) żeby to zmienić. Pani stwierdziła, że nie może, bo telefon kupiony w erze, a teraz to jest t-mobile... Po wytknięciu Pani kompetencji (a raczej ich braku) nastąpiło oburzenie i rzucanie w moją stronę "taki mądry, to sam zrób!", "ty się nie znasz!", "nie z tobą rozmawiam!" (fakt, sprawę załatwiała moja dziewczyna, ale ona z natury cicha, więc wykłócać się o swoje nie potrafi, psucie krwi innym to moja działka). Finał jest taki, że mmsów jak nie można było wysyłać, to jest nadal. Z całego tego cyrku jedynym pozytywem była postawa konsultanta z zielonej sieci, który naprawdę szczerze próbował coś tam w ustawieniach zmienić i poświęcił nam kilkadziesiąt minut.

różowa sieć komórkowa

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (31)
zarchiwizowany

#30372

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio wracam z pracy, piję swoje ulubione Mountain Dew w puszcze. Zbliżam się do pasów na jezdni. Spojrzenie w prawo - pusto, spojrzenie w lewo - jedzie samochód, ale w takiej odległości i z taką prędkością, że zdążyłbym się przeczołgać i zdrzemnąć po drodze jeszcze. Jestem na pasach, kierowca przyspiesza i po hamulcach. Zatrzymał się z pół metra ode mnie.
[K]ierowca - jak łazisz, gnoju zaj*bany! Sk*rwysynu głupi! (itd, itd...)
Niewiele myśląc (po pracy się już przeważnie nie myśli...) kazałem mu spadać na drzewo i poszedłem dalej. Do przejścia zostały mi jeszcze jedne pasy, pech chciał, że tamten kierowca skręcają w lewo znowu przecinał moją ścieżkę. Tym razem byłem już w połowie pasów, on z mniejszą prędkością, jednak przyspieszył i zatrzymał się na pasach prawie uderzając mnie zderzakiem w nogi (zabrakło może z 5 cm...). Patrzę na niego, ten cwaniacki uśmiech coś tam gada do mnie. Co zrobiłem? Dopiłem napój, postawiłem mu pustą puszkę na masce i poszedłem dalej. Takiej tyrady przekleństw, w dodatku tak głośnej w życiu nie słyszałem.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (240)

#28109

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Próbowałem jakiś czas temu oddać buty na reklamacji w sklepie z trzema identycznymi literkami w nazwie. Buty kupione w listopadzie, zimowe. Chodziłem w nich gdy śnieg jeszcze nie spadł, po prostu na trampki było już zbyt zimno. O buty zawsze dbałem, zawsze wypastowane, jak przemokły, napychałem do środka gazet.

Chodzę więc sobie wesoło w tych kamaszkach i czekam na pierwszy śnieg. Spadł wreszcie, biały puch, był chyba styczeń, albo luty. Chodzę w swoim obuwiu przez dwa dni, po czym podeszwa odpadła prawie do połowy. No tak, tyle czasu chodziłem w butach ZIMOWYCH, a jak tylko śnieg spadł to już nie wytrzymały. Ale paragon mam, zareklamuję, dostanę nowe buty albo zwrot gotówki. Bajka.

Poszedłem do sklepu, buty w oryginalnym kartonie, wyczyszczone. Składam protokół reklamacyjny. Pani powiedziała, że w ciągu 14 dni roboczych się odezwą. Czekam.
15 dnia roboczego idę do rzeczonego sklepu. Na pierwsze pytanie "co z reklamacją?" odpowiada, że rozpatrzona. Na drugie "dlaczego nie daliście znać?" (podałem swój mail, numer telefonu i adres) - odpowiedź - zapomnieliśmy (?!). Sprawdzam, reklamacja nie uznana, brak śladu konserwacji na butach(!). No tego za wiele. Buty wypastowane, czyste, suche, tylko podeszwy osobno. Co się okazało?

Konserwacja cholewki i podeszwy to nie wszystko. Powinienem zakonserwować KLEJ pomiędzy wyżej wymienionymi. No tak, przecież klej w butach ZIMOWYCH się na ZIMĘ nie nadaje, więc powinienem je jeszcze dodatkowo zabezpieczyć. Następnym razem będę chodzić w reklamówkach, albo podeszwy gwoździami przybiję (czemu ja od razu glanów nie kupiłem?!). Butów z powrotem nie przyjąłem, niech sobie leżą tam, w sklepie. Kolejne kupiłem w innym.

Obuwniczy

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 596 (656)
zarchiwizowany

#28107

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opiszę dziś przykład sklepu z, chyba najbardziej na świecie, porąbanym systemem sprzedaży.
Prowadzę od niedawna sklep internetowy dla pewnej hurtowni. Wiadomo, towary trzeba w czymś wysyłać, a że nie wszystkie mają gabaryty wymagające przesyłki w kartonie, trzeba było zakupić koperty bąbelkowe. W tym właśnie celu udaliśmy się z moją przełożoną do hurtowni papierniczej. Jak wygląda robienie tam zakupów? Ano, ciekawie. Najpierw trzeba odstać swoje w kolejne. Gdy przyszła na nas pora, zostaliśmy wpuszczeni za ladę i zaprowadzeni na miejsce, gdzie owe koperty się znajdują. Dostaliśmy do tego własnego przewodnika w osobie pani sprzedawczyni. Całość wyglądała jak chodzenie po zwykłym markecie (półki z towarem, nawet wózki sklepowe były), jednak nie można było wpuścić tam wszystkich klientów, należało ich obsłużyć z osobna (stąd też długi okres oczekiwania). Wzięliśmy co potrzeba, a pani przewodnik wręczyła nam ręcznie wypisaną kartkę z naszymi zakupami i... kazała iść na drugi koniec budynku, żeby zapłacić(!). A nasze koperty zostały za ladą. No nic, idziemy. W pomieszczeniu znajdującym się jakieś 50 metrów od hali sprzedażowej jedna pani przepisała na komputerze informacje z kartki, wydrukowała i... nie, nie zapłaciliśmy jeszcze, o nie! Zostaliśmy odesłani do kolejnej osoby, aby uiścić rachunek. Dopiero z zapłaconym rachunkiem mogliśmy iść z powrotem do punktu numer jeden i odebrać nasze koperty... Zapachniało mi to pythonowskim absurdem. Mam nadzieję, że zapas kopert zbyt szybko się nie skończy. I nie mogę pozbyć się wrażenia, że w Makro mniej bym się nachodził...

Hurtownia papiernicza

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (168)

#24582

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałem w Empiku.
Pracę zmieniłem, pozostało mi po niej kilka spostrzeżeń.

1. O nieumiejętności czytania:
Promocja: kup dwa filmy oznaczone odpowiednią etykietką, a za każdy z nich zapłacisz 19.99. Dziesiątki wycofywanych z kasy filmów, bo ktoś nie doczytał, że aby mieć cenę 19.99 należy kupić dwa filmy. O obniżkach na kilka produktów, pod warunkiem dotychczasowego rachunku wyższego niż 20 zł.

2. O głupocie zarządu.
Zablokowanie kasjerom możliwości otworzenia szuflady. Aby otworzyć kasetkę z pieniędzmi należy prosić kierownika o przejechanie kartą. Efekt? Wszyscy jesteśmy ludźmi, czasem zdarzy się źle wydać resztę, albo nie schować potwierdzenia płatności kartą. Do każdej takiej sytuacji należało wołać kierownika (co przy dużym ruchu jest często kłopotliwe). Więcej: aby przeliczyć gotówkę w kasetce celem zalogowania się na kasie, także należało wołać kogoś wyższego rangą.

3.O głupocie dyrekcji.
Nie mieliśmy toalety na zapleczu, więc za potrzebą należało się udać na teren centrum handlowego do toalety dla personelu. Zasady mówią, że na salonie musi znajdować się co najmniej dwójka pracowników. Gratuluję mojej pani dyrektor za zrobienie porannej zmiany, na której od 10 rano byłem tylko ja z koleżanką. Na widok osób z drugiej zmiany przychodzących na 14 nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Skakałem już od godziny z nogi na nogę.

4. O głupocie dostawcy 1.
Czasem robi się coś takiego jak zwroty, tj odsyłanie do magazynu centralnego towarów ze specjalnie wygenerowanej listy. Niby nic dziwnego, gdyby nie to, że często zdarzało mi się coś pakować do zwrotu, odsyłać do magazynu, żeby jeszcze TEGO SAMEGO dnia z dostawy wypakować TEN SAM towar, w tej samej ilości, co przed chwilą spakowany i zwrócony.

5. O głupocie dostawcy 2.
Kontenery, w których dostawaliśmy dostawę mają dość spore gabaryty. Gratuluję wkładania do pustego kontenera JEDNEGO startera do Orange. Jednego, nic więcej w kontenerze.

6. O głupocie klientów.
Notoryczne sytuacje, kiedy klient mówi coś w stylu:
-Macie płytę Paktofoniki?
-Tak, na muzyce polskiej, płyty ułożone są alfabetycznie.
-No bo szukam pod "O" (!) i nie ma.

-Czy mogę odsłuchać tę płytę?
-Tak zapraszam na odsłuch.
Po chwili woła mnie klient trzymając płytę wyjętą z pudełka.
-Gdzie ja mam to tutaj wsadzić?

Notorycznie podchodzący klienci do stanowiska pewnej sieci komórkowej z GIGANTYCZNYM znaczkiem PLAY pytający się o asortyment Empiku i strasznie zirytowani, że nie uzyskali odpowiedzi.

7. O chamstwie klientów.
Robienie bałaganu na regałach. W pamięci zapadł mi zwłaszcza jeden osobnik. Na pytanie, gdzie mamy gry na Kinecta uzyskał odpowiedź, że alfabetycznie na regale z grami na XBOXa, w fioletowych pudełkach. Kilkanaście minut później, przechodząc obok tego regału, spostrzegłem wszystkie gry w fioletowych pudełkach dosłownie rzucone na podłogę. Klienta już nie znalazłem. Notoryczny bałagan na regałach z muzyką. I zawsze, codziennie 19/20 wywalonych było na podłogę, za regał, gdziekolwiek, płyt z muzyką hiphopową. Do tego wydzieranie się na nas, że nie mamy danego asortymentu, że to niedopuszczalne, chamskie i ignoranckie. Do większości klientów nie docierało, że towar się sprzedał, nie było jeszcze premiery, albo płyta/książka/film jest sprzed wielu lat i zwyczajnie nie dostajemy już dostaw. Pijani ludzie, reagujący agresją (raz nawet pięściami) na próbę wyproszenia ich z salonu.

I specjalne brawa dla pewnej pani, która zrobiła mi tyradę tysiąclecia, za to, że nie chciałem zadzwonić do MediaMarktu zapytać się, czy mają coś tam na stanie i po ile.

W nowej pracy z pewnością odetchnę. Jedynie ludzi, z którymi się pracowało będzie brakowało.

Empik

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 650 (738)
zarchiwizowany

#24646

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała i się jeszcze jedna historia Empikowa.
Pewnie niektórzy z Was zauważyli, że ceny na empik.com′ie różnią się często - gęsto od tych salonowych. Przychodzi Pan, taki koło 30-stki i pyta o jakąś pozycję, czy jest i ile kosztuje. Odpowiadam, że jest i kosztuje, dajmy na to 49.99. Pan oczy jak pięć złoty, bo na empik.com ta sama pozycja jest za 45.99. Tłumaczę, że ceny się różnią, że może kupić u nas w salonie, albo zamówić sobie z dostawą do salonu po cenie ze strony internetowej. Pan się zgadza na taki układ. Przy mnie wstukuje coś w telefon, po chwili podsuwa mi pod nos ekran, na którym napisane jest, że dokonał zakupu tego towaru i chciałby go teraz odebrać (tzn ten nasz z półki dostać po cenie z empik.com′u).

Na szczęście udało mi się wytłumaczyć, że to nie tak działa i obyło się bez linczu.

Empik

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (169)