Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

r1979

Zamieszcza historie od: 2 marca 2012 - 19:36
Ostatnio: 15 listopada 2023 - 17:27
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 255
  • Komentarzy: 32
  • Punktów za komentarze: 200
 

#49486

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w przychodni na rejestracji.

Jednym z moich obowiązków jest oddawanie słynnych L4 do ZUS-u. Dla normalnego petenta procedura przyjścia do tej świątyni jest jasna: podchodzisz do magicznej maszynki, wciskasz kilka razy guziczki, dostajesz numerek i siedzisz jak kołek czekając w kolejce. Jeżeli chodzi o mnie to podchodzę do wolnego okienka, wymawiam formułkę "Dzień dobry, ja ze zwolnieniami z przychodni", Pani je zabiera, mówi "Dziękuję, do widzenia" i kończę wizytacje. Całość trwa dosłownie 5 sekund.

Mogę zrozumieć zdenerwowanie ludzi kiedy sobie tak wbiegam i "zajmuję okienko" - uwierzcie mi, że wybieram zawsze wolne, nie wpycham się przed nikim. Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć ile razy ktoś na mnie nie fuknął podczas tego procederu. Nie mam ludziom tego za złe i szybko tłumaczę proceder.

Do meritum.

Mam 15 minut do zamknięcia ZUS-u. Procedura jak wyżej, ale zamiast standardowego "Dziękuję, do widzenia" wywiązuję się dialog między mną, a Panią z okienka:
[Pani] A czemu mi przynosi tak późno?!
[Ja] Mają państwo otwarte do 15, więc nie rozumiem problemu.
[P] Ale to teraz trzeba wpisać, a zaraz zamknięcie!
[J] Moim zadaniem jest dostarczenie świstków, pani obowiązkiem ich przyjęcie, więc nadal nie rozumiem sprawy.
[P] Bo komputery trzeba włączyć i wpisać teraz!
[J] No to życzę pani powodzenia i do widzenia.
[P] Ja cię zapamiętam smarkulo!

Zastanawiają mnie 3 rzeczy:
1) Skoro jest to taki problem, to dlaczego gdzieś w regulaminie nie ma wpisu, że zwolnienia można donosić maksymalnie pół godziny przed zamknięciem?
2) Czemu pani miała już wyłączony komputer, skoro były czynne dwa okienka i 4 osoby w kolejce?
3) Dlaczego dla spokoju ducha innych ludzi w kolejce przy wejściu obok magicznej maszyny do wydawania numerków lub portiera, nie ma pudełeczka na takie dokumenty z maksymalną godziną dostarczenia? W ciągu dnia można sobie ją na spokojnie opróżniać i wpisywać dane do komputera, a o 14:30 ja chować żeby nie kusiło. Działa to w innych oddziałach w moim mieście ale ten jakoś do tej pory na to nie wpadł.

No cóż. Myślenie nie boli ale niektórym przeszkadza.

ZUS

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 435 (499)
zarchiwizowany

#26527

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
To moja pierwsza historia, nie będzie idealna stylistycznie, ale chcę opisać pewne zdarzenie, które miało miejsce na dworcu PKP w Białymstoku.

Wraz z kilkoma koleżankami wracałyśmy do Warszawy po weekendzie spędzonym w Puszczy Knyszyńskiej. W oczekiwaniu na pociąg, dwie z nas udały się do toalety, która, jak to często bywa, była płatna, zdaje się 2 zł od osoby. Dziewczyny zapłaciły, nie ma problemu. Okazało się jednak, że jedna z nich zapomniała podpasek, które zostały w plecaku na korytarzu. Ola zaoferowała, że jej te podpaski podrzuci. Tutaj zaczęło się piekiełko...
Pomimo iż od progu powiedziała, że z toalety korzystać nie zamierza, natychmiast została zrugana przez Władczynię Klozetu - "Bo tu się płaci za wejście a nie za korzystanie!". Szczytem szczytów było jednak zachowanie jej Przybocznego Rycerza (dziadek klozetowy?), który dosłownie zaczął szarpać Olę, siłą wyrzucił ją za drzwi i krzyczał za nią "wywłoka", tak, że cały słyszał.

Pomijając fakt, że toalety na dworcach mogłyby być darmowe (na niektórych, mniejszych, są), zastanawiam się, jak można było się w ten sposób zachować? Poza tym, zawsze wydawało mi się, że w takim miejscu płacę za wodę czy mydło, a nie zużycie zawiasów w drzwiach...

dworzec PKP w Białymstoku

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (130)

#25309

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie trochę o nieodpowiedzialności i skutkach bezstresowego wychowania.

Jeżdżę konno. Dość długo, toteż po zdaniu brązowej odznaki (dla niewtajemniczonych - odznaka uprawniająca do udziału w zawodach niższych klas i weryfikująca podstawowe umiejętności jeździeckie) moi rodzice zdecydowali się na zakup konia. Klacz znałam już wcześniej i byłam zachwycona mając ją w końcu na własność, nasza współpraca przebiegała zupełnie bezproblemowo.

Rzecz dzieje się pod koniec wakacji w zeszłym roku. Pewnego dnia postanowiłam wybrać się w teren nad pobliskie jezioro. Dzień był śliczny, grzało słonko, wiał lekki wietrzyk, koń raźno idzie do przodu. Nic nie zapowiadało nadchodzących kłopotów.

Dojeżdżając do celu naszej wyprawy, natknęłyśmy się na spacerowiczke. Jak zwykle w takiej sytuacji zwolniłam do stępa i grzecznie się przywitałam. W tym momencie spomiędzy drzew wyskakuje na nas para dzieciak-pies. Chłopiec może pięcioletni, z wielkim owczarkiem na smyczy. Hestia nie należy do strachliwych, dodatkowo darzy mnie zaufaniem, więc tak jak ja zachowała spokój, jednak poczułam że spięła się zdenerwowana i wyraźnie boi się przejść obok psa.

- Przepraszam. - Zwracam się do kobiety, która stanęła kilka metrów od nas, obserwując swoją pociechę. - Czy mogłaby pani zabrać psa, bo mój koń się go boi?
Pani mierzy mnie ciężkim spojrzeniem, po czym mówi do chłopca:
- Piotruś, przestań. - I z tymi słowy mija nas i idzie dalej.
Piotruś wrzeszczy, rzuca w nas piachem, pies szczeka, a we mnie narasta niepokój. Koń sparaliżowany, ani pójść do przodu ani zawrócić. Podejmuję decyzję o przeprowadzeniu konia w ręku i już chcę zsiadać, gdy dzieciak znajduje kamień i trafia nim w nogę konia. Ostatnią rzeczą którą pamiętam jest szyja konia nade mną.

Budzę się w karetce, każdy ruch sprawia mi niesamowity ból. Poruszam nogą i chyba z bólu mdleję ponownie.

W szpitalu dowiaduję się że karetkę wezwał mężczyzna, który zauważył mojego konia galopującego asfaltem i skręcił w najbliższą trasę konną (są u nas specjalnie wyznaczone i oznakowane przez nadleśnictwo). Oczywiście po kobiecie i jej synu nie było śladu.

Diagnoza: Złamanie przezpanewkowe w obu stawach biodrowych. Złamanie gałęzi prawej kości kulszowej z nieznacznym przemieszczeniem odłamów oraz gałęzi kości kulszowej lewej bez przemieszczeń. Rozejście się spojenia łonowego na ok. 12 mm z asymetrią ustawienia gałęzi dolnych kości łonowych w stosunku do siebie. Poszerzenie szpary stawowej prawego stawu krzyżowo biodrowego. Dwa miesiące w pozycji leżąco-siedzącej, miesiąc rehabilitacji.

Do jazdy wróciłam, mam się dobrze, żyje normalnie. Skończyło się to dla mnie naprawdę dobrze, bo przecież przez pobłażanie matki i zachowanie dzieciaka, mogłabym pisać teraz opowieść bez happy endu. Z wózka inwalidzkiego.

pomorskie lasy

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 956 (1000)

1