Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sixton

Zamieszcza historie od: 25 lutego 2013 - 20:48
Ostatnio: 31 grudnia 2017 - 16:16
O sobie:

Błazen.

  • Historii na głównej: 5 z 12
  • Punktów za historie: 2965
  • Komentarzy: 727
  • Punktów za komentarze: 6311
 

#66821

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pogoda dzisiaj ładna, miły wieczór, więc wybrałem się z żoną na piwo do lokalnego pubu. Miejsce to dość specyficzne, gdyż jakby zatrzymało się w czasie 20 lat temu. Posiada jednak zielony ogródek, który jest sporym atutem przy lokalnej konkurencji.

Większość stolików była zajęta, kilka par i rodzin z małymi dziećmi. I to niespodziewanie z ich strony doświadczyliśmy piekielności. Beztroski nastrój bawiących się około czteroletnich pociech, zakłócił nagle widok młodej mamusi ściągającej gatki swemu synkowi, który metr od stolików najnormalniej zaczął sikać. Przyznam szczerze, że zupełnie mnie zatkało i zanim się otrząsnąłem było po wszystkim.

Nie rozumiem. W pubie jest schludna ubikacja, kolejek brak, a dorosła kobieta jakby nigdy nic obnaża swe dziecko na oczach obcych ludzi (wcale a wcale nie próbowała niczego ukrywać, w tym "siusiaka" małego, czy choć przeprosić obecnych za nagłą sytuację). No jakiś absurd.

Rozmawiamy z żoną o tym czego właśnie doświadczyliśmy, gdy żona wskazuje drugi koniec ogródka. Deja vu! Inna młoda mamusia trzymała na rękach kilkuletnią dziewczynkę w tej żeńskiej pozycji do sikania. Co najdziwniejsze ludzie obok udają, że nic się nie dzieje.

Myślałem już, że to wszystko, gdy za chwilę do gry wrócił chłopczyk numer jeden. Już samodzielnie zdjął spodenki obok fontanny i prawie zaczyna powtarzać proces sikania. Tym razem jednak moja reakcja była szybka.

- Proszę pani - zwracając się do mamusi. Tam w środku jest ubikacja.

Mamusia niezbyt skonsternowana pociągnęła mu spodenki i poprowadziła ku temu luksusowi. Nie odpowiedziała słowem, nie przeprosiła.

Prawdopodobnie ze swoją matką i jeszcze trzecią kobietą zajmowała sąsiedni stolik. Niedługo potem doszły mnie słowa najstarszej:
- Widać, że nie mają dzieci.

Byłaby to idealna puenta dla tej historii ale jak to w życiu... Gdy stolik już opustoszał przyszedł właściciel by go ogarnąć. Wziął niedopite kartonowe soczki, po czym wylał ich zawartość prawie w to samo miejsce gdzie pół godziny wcześniej załatwiał się chłopczyk.

Nie wiem czy tam jeszcze wrócimy...

Pub matki_z_dziećmi

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 413 (467)

#66010

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o kocie, który się wspinał.

Mam kotkę, Kumpla. Zwierzak prawie idealny - żona śmieje się, że zachowuje się bardziej jak pies niż kot. Ma jednak bardzo silny instynkt łowiecki, co nieraz przysporzyło nam trochę kłopotów.

Nasze poprzednie mieszkania ulokowane było na II piętrze kamienicy. Pewnego lipcowego ranka obudziło nas ciche miałkolenie, dochodzące jakby z oddali. Co się okazało? Kota nigdzie w domu nie było, dopiero po dłuższych poszukiwaniach udało się go zlokalizować, siedzącego na pobliskim drzewie, na wysokości III piętra. (Jestem przekonany, że wyskoczył za jakimś ptactwem - tym bardziej, że przez długie godziny atakowany był przez sroki. Bezpośrednio z okna na drzewo skoczyć nie mógł - jedyna opcja to na ziemię i w górę po drzewie).

Niby rzecz całkiem zwyczajna - kot na drzewie: ani do góry, ani na dół. Pat. Od piątej rano do dziesiątej próbowaliśmy go jakoś zachęcić do zejścia. Nic z tego. Pozostało wezwać pomoc. I tu zaczęły się schody.

Człowiek naogląda się obrazków, na których dzielni strażacy przyjeżdżają uratować biednego futrzaka. A figa! Telefon na straż pożarną:
- proszę go przywołać,
- proszę poczekać - w końcu sam zejdzie,
- gdzie to się dzieje - a, to nie nasz rejon,
- proszę zadzwonić do dyspozytorni - dyspozycję możemy przyjąć tylko od nich.

Ok, dzwonię na 112:
- koty czasem wchodzą na drzewa, takie już są - proszę poczekać to sam zejdzie (jakbym to już słyszał),
- kto jest właścicielem kota? państwo? niestety nie możemy pomóc,
- jutro wyjeżdżacie na urlop? to proszę przedzwonić jutro jakby nie zszedł do tego czasu.

Zdani na siebie dalej próbowaliśmy go jakoś przywołać. Następnego dnia mieliśmy wyjechać na dwa tygodnie, więc nie mogliśmy go tam zostawić. Widział nas i tym bardziej miałkolił - wczepiony pazurami w drzewo nawet nie był w stanie bronić się przed dziobaniem srok (pewnie gdzieś blisko miały gniazdo).

Oczywiście efektów nie było - raczej przemieszczał się do góry niż na dół. Próbowałem jeszcze kilkukrotnie dzwonić na dyspozytornię (112), licząc że trafię może na kogoś innego, kto wyrazi większe zrozumienie, ale bez efektu.

I kiedy już byliśmy w łóżku, około 23, dało się słyszeć hałasy ciężkiego sprzętu i strumień światła z reflektorów. Przyjechała straż pożarna. Skąd ta nagła zmiana? Otóż KTOŚ zadzwonił, że JAKIŚ kot siedzi na drzewie i miauczy. Przyjechali od razu...

Wychodzi na to, że gdybyśmy nie przedstawili się jako właściciele zguby, a tylko przechodnie - interwencja odbyłaby się natychmiastowo i bez problemów. Ale "jeśli to Wasz kot to sami sobie radźcie". Takie podejście.

A Kumpel? Wrócił do nas za potwierdzeniem "zwrotu mienia". Nic mu się nie stało. Ucierpiała co najwyżej jego duma. Pierwsze co zrobił to poszedł do kuwety, potem jeść.

kot_na_drzewie

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 415 (587)

#61398

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niektórzy autostopowicze to idioci, albo potencjalni samobójcy. No bo jak inaczej nazwać człowieka, który łapie podwózkę stojąc na rozwidleniu drogi z ograniczeniem 100 km/h. I to w miejscu, gdzie nie ma pobocza, na którym można bezpiecznie się zatrzymać?

Tym autostopowiczem była jakaś kobieta, stojąca dziś rano przy Alei Roździeńskiego w Katowicach, w tym miejscu:
https://www.google.pl/maps/@50.264642,19.048453,3a,75y,220.58h,62.1t/data=!3m4!1e1!3m2!1sCJ1YVQkziKzGkv8vCCQrOQ!2e0

Jedynie samochody ze środkowego pasa miałyby możliwość zatrzymania się przy niej. Kto tamtędy przejeżdżał ten wie, że samochody jadą nim jak leci - raz w lewo, raz w prawo - i często nawet nie widać co się dzieje dalej z przodu, a ciężko zatrzymać pojazd jadąc 80-90 km/h.

Wystarczy, że ktoś się tam zatrzyma, a do wypadku już niewiele więcej potrzeba. Co ciekawe jakieś 200-300m dalej jest idealne miejsce na łapanie stopa - bezpieczne dla łapiącego, jak i dla samochodów.

Jako że dość sporo jeżdżę widziałem już niejedno dziwactwo i bezmyślność autostopowiczów, ale to przebija wszystkie dotychczasowe - nawet łapiących stopa na autostradzie, bo tam przynajmniej jest się gdzie zatrzymać.

autostopowicz_na_drodze

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 287 (343)

#60861

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Night skating" w Katowicach. Przejazd setek rolkarzy ulicami miasta. Pewnie nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego gdyby nie forma. Ze zdziwieniem obserwowałem przejazd grupy o długości kilkuset metrów (jazda raczej wężykiem) bez żadnego formalnego zabezpieczenia. Ot, co dwudziesty w kamizelce i tyle. Żadnej policji czy wstrzymanego ruchu.

A czemu nie mieliby jechać normalnie? Akurat byłem świadkiem jak jakaś rolkarka "darła mordę" na kierowcę ledwo mijającego ich samochodu. Chwilę później samochód ten stał już na poboczu, czekając końca przejazdu. Pewnie dla świętego spokoju, po zostaniu "idiotą" i "ch**em" odpuścił dalsze przepychanie się.

Ja jednak nie potrafię zrozumieć jak taka impreza może nie być zabezpieczona przez policję, która choćby wstrzymałaby ruch na drodze. A jeśli już nie była to rolkarze, choćby dla własnego bezpieczeństwa, powinni pamiętać że nie są sami na drodze.

sport w mieście

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 371 (483)

#56433

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielności w naszej służbie zdrowia powiedziano już tak dużo, że nie wiem czy cokolwiek może jeszcze zaskoczyć. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na wielowymiarową piekielność, można by powiedzieć nawet że wszechogarniającą.

Mniej więcej w połowie roku zdarzyło się nieszczęście - dysk w kręgosłupie wysunięty o 8mm. Opis ten pewnie jest niepoprawny medycznie, ale nie o jednostkę chorobową chodzi - najważniejsze, że jak zabolało to człowiek nie mógł się chodzić, wstać czy nawet usiąść. Trzeba było jechać do szpitala.

Tutaj miała miejsce pierwsza piekielność, czyli drastyczna rozbieżność metod leczenia: w szpitalu koniecznie chcą operować, natomiast rehabilitant radzi by dopóki trzyma się kał i mocz, za nic w świecie nie dać się operować. A człowiek, nie znając się ma decydować. Wybrał rehabilitację.

Krótki pobyt w szpitalu się skończył. Udaje się ze skierowaniem na rehabilitację, by móc wrócić do normalności. I tu kolejna piekielność, dla wszystkich pewnie oczywista: jasna, witamy Pana, proszę przyjść za siedem miesięcy, bo jest kolejka.

Przez siedem miesięcy człowiek ma nie pracować, męczyć się zwykłym czynnościami i nie płacić składek zdrowotnych. Jednak człowiek miał trochę własnych pieniędzy, więc zamiast czekać poszedł od razu na rehabilitację, za własne pieniądze. Dzięki temu już po ponad miesiącu mógł wrócić do pracy.

Teraz, gdy zbliża się czas rehabilitacji, dowiaduje się od urzędnika państwowego, że jest "frajerem" (oczywiście nie dosłownie), bo powinien to rozegrać inaczej: zrobić kolorowe ksero skierowania, powysyłać w kilka miejsc i w ten sposób miałby parę niezależnych, darmowych rehabilitacji.

Podsumowując. Człowiek płaci od X lat niemałe składki na ubezpieczenie zdrowotne, ale gdy stanie się mu coś poważniejszego, zdany jest na łaskę służby zdrowia, czyli wielomiesięczne czekanie. W tym czasie, jeśli choroba uniemożliwia pracę, nie płaci składki zdrowotnej, więc i służba zdrowia na tym traci (teoretycznie powinno im zależeć by jak najszybciej doprowadzić człowieka do stanu używalności - chyba że tym czymś był nacisk na operację). Jeśli człowiek tyle czekać nie chce to może z własnych funduszy próbować się "ozdrowić" - tylko po co w takim razie te niemałe składki na ubezpieczenie? A na koniec dowiaduje się od urzędnika jak najlepiej i najbardziej efektywnie "doić państwowego cyca" (i może tu jest jedna z przyczyn kolejek...?)

słuzba_zdrowia

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 326 (412)

1