Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

szafa

Zamieszcza historie od: 9 czerwca 2012 - 18:23
Ostatnio: 22 kwietnia 2024 - 20:04
  • Historii na głównej: 10 z 12
  • Punktów za historie: 2379
  • Komentarzy: 3377
  • Punktów za komentarze: 8380
 

#35982

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Widzę, że ostatnio stosunkowo popularne są historie o szukaniu pracy. Stwierdziłam więc, że podrzucę co ciekawsze sytuacje i ogłoszenia, na jakie natknęłam się w ciągu mojego kilkumiesięcznego szukania pracy w Kraku. Na początku szukałam pracy w zawodzie, zwłaszcza, że już mam doświadczenie, ale niestety nic z tego nie wyszło, więc zaczęłam szukać pracy gdziekolwiek - opowieści są właśnie głównie z tego etapu.
Przez całe studia nie miałam najmniejszego problemu ze znalezieniem lepszej lub gorszej pracy. Nie spodziewałam się więc żadnych problemów po powrocie ze stypendium na mój ostatni rok. Niestety nie doceniłam faktu ukończenia 26 roku życia.

Jak więc wyglądało szukanie pracy?

- przynajmniej połowa ogłoszeń - student poniżej 26 roku życia. No nic.

- 75% pozostałych ogłoszeń wymaga doświadczenia. Rozumiem w części branż, ale kiedyś "utrącono" mnie na rozmowie o sprzątanie w hostelu. Za "brak doświadczenia w tej branży" (zaznaczam, że w ogłoszeniu nic nie wspominali o wymaganym doświadczeniu. Podkreślam, że nie chodzę w tonie tapety i tipsach, które sugerowałyby, że nigdy nie widziałam odkurzacza na oczy). Widziałam też ogłoszenia takie jak "poszukujemy do stoiska z łososiami w hipermarkecie. Tylko z doświadczeniem w pracy na stoiskach z łososiami". O tym, że za kasę do sklepu czy hipermarketu bez doświadczenia praktycznie nie da się dostać, nawet nie wspominam. Ostatnio nawet do ulotek szuka się osób z doświadczeniem. Taki to problem przyuczyć pracownika w takich miejscach? A później narzekania, że nie ma chętnych do pracy :/.

- śmieszne stawki. Temat rzeka (zaznaczam, że moje wymagania to 1200 zł netto + dwa dni wolne w tygodniu). Miałam ofertę pracy jako promotorka lokalu... za 4 zł/h. Na czarno. Gdzie indziej 950 zł netto za umowę zlecenie na cały etat w pracy na telefonie (przedłużanie umów) z obietnicą prowizji (jak to jest z prowizjami, pewnie wiele osób wie niestety). 1200 zł netto na zlecenie za półtora etatu w sklepie (6 dni pracy po 9 godzin + dostawy do późnej nocy raz w miechu). 1200 zł za półtora etatu (6 dni w tygodniu) w myjni samochodowej, przy czym wymagana płeć żeńska i ładna aparycja. Poniżej 10 zł za stronę tłumaczenia rzadkiego języka, tylko z kilkuletnim doświadczeniem - wybiorą najatrakcyjniejsze oferty

- niewyrabialne normy/warunki - raz pracowałam jako fundraiser - łazisz i namawiasz ludzi do datków na szlachetne organizacje. Jako człowiek bardzo zaangażowany w działalność jednej z takich organizacji z wielkim zapałem i nadziejami rzuciłam się na tę pracę (jako że zaczepianie ludzi na ulicy w celach szlachetnych mnie nigdy nie odstręczało, a i płaca była godziwa). Mieliśmy normę zalecaną (taką, po której mogliśmy iść do domu, a dostawaliśmy kasę za cały dzień) i minimalną (jeśli jej nie wyrobisz, to niestety papa). Po pierwszym dniu niezmiernie aktywnego namawiania kogo się dało i nie dało, nikomu z naszej 5-osobowej grupki nie udało się wyrobić normy minimalnej nawet (a byli wśród tych osób faceci, którzy by sprzedali kamień w sreberku). Kiedy pracowałam jako promotor, miałam szczęście musieć namawiać ludzi na pizzę w takich godzinach i w takim miejscu, że nie było żadnych chętnych - popracowałam jeden dzień, ubiegałam się jak głupia, ugadałam, aż mi gardło zachrypło zachwalając mój lokal, a mimo to NIKOGO nie namówiłam i dałam sobie spokój (zwłaszcza że chciano mi płacić 4 zł/h na czarno, jak wspomniałam wyżej + obietnica prowizji)

- niedwuznaczne cele - temat rzeka. Ogłoszenia typu: "do sprzątania. Sprzątanie odbywa się w specjalnym stroju. Koniecznie przesłać zdjęcie sylwetki!"; "osobista asystentka, nie obawiająca się przygód, gotowa na liczne wyjazdy z szefem, zdjęcie sylwetki! Mile widziana, ale niewymagana obsługa komputera", "para poszukuje pomocy do sprzątania. Konieczna tolerancja dla związków jednopłciowych (tu się ucieszyłam, bo już część konkurencji odpadnie ;) ). Wymagane zdjęcie sylwetki!" (co u licha?!)

- aparycja - na hostessy bywają podawane wymagane wymiary kobiece - ja, ważąc 55 kg przy wzroście 165 cm się w nich nie mieszczę. Brawo. Bywały sytuacje, w których ktoś rzuci okiem na mnie i mi się w oczy wypiera, że ogłoszenie nieaktualne (podczas gdy wisi potem jeszcze kilka dni) i nawet nie weźmie CV. Jeszcze zrozumiałabym problem aparycji w drogerii albo w pracy jako promotor, ale w kebabie czy pizzerii? :/ Zaznaczam, że nie mogę i nie lubię nosić tony makijażu na twarzy i lakieru na włosach. Żeby nie było, nie wyglądam jak niezadbany potwór, po prostu mój makijaż jest bardzo delikatny zawsze, a włosy niestety po deszczu czują pewne powinowactwo z Hermioną Granger.

- z "maków", "burgerów" i innych KFC nawet nie odpisują - jak to wyjaśniła mi znajoma - nikomu nie opłaca się zatrudniać kogoś ze zbyt dobrymi kwalifikacjami, bo zaraz ucieknie, gdy znajdzie lepszą pracę. A jak nie znajdzie, to najwyraźniej jest coś z NIM (bo bynajmniej nie z rynkiem) nie tak.

- podsumowując, jeśli się skończy 26 rok życia, to nie idzie znaleźć pracy nawet na ulotkach, za kasą w sklepie czy na targowiskach za sensowną kwotę - z wielu takich miejsc nawet nie dostałam odpowiedzi, mimo pełnej dyspozycyjności :/

- i już jako ciekawostkowa wisienka: "poszukuję żołnierza na emeryturze do zmywania okien" ^^ Chyba nie tylko o zmywanie tu chodziło, hehe.

Informacje dodatkowe (dla trolli ;) ) Początkowo szukałam pracy w zawodzie - gdy szłam na swoje studia, wybierałam je nie tylko pod kątem swoich zainteresowań i talentu, ale też pod kątem perspektyw i ryzyka bezrobocia. Wybrałam zatem kierunek, "po którym na pewno każdy znajdzie sensowną pracę" i po którym "nie ma bezrobotnych". Poza tym mała ilość absolwentów na skalę krajową, nie groziła też przesyceniem rynku. Niestety gdy kończyłam studia, rynek całkowicie się zmienił.

szukanie pracy

Skomentuj (80) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 455 (517)
zarchiwizowany

#34328

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiastka z czasów moich dziecięcych o tym, jak to na religii bywało.
W życiu mym miałam do czynienia z różnymi katechetami i księżmi, co uczuliło mnie, by nigdy nie generalizować, bo zdarzają się w tej grupie (jak i w każdej innej) zarówno ludzie tzw. "do rany przyłóż", którzy rzeczywiście wzięli sobie do serca przykazanie "miłuj bliźniego swego, jak siebie samego", jak i chciwe, bezczelne chamy. Bywały też jednostki po prostu dziwne, takie jak jedna z moich podstawówkowych katechetek.
Co w niej było dziwnego? Poza tym, że kompletnie nie panowała nad klasą i nauczanie ją przerastało (a może i przerażało), to miała specyficzne podejście do ministrantów. Jak możecie się domyślić - z założenia byli oni traktowani ulgowo. Ulgowo, tzn. mogli sobie robić na lekcjach, co im się żywnie podobało, włącznie z krzyczeniem, bieganiem po sali itp., a mimo to mieli zawsze maksymalne oceny na koniec. Inne osoby dostawały oceny dość losowe (po jakimś czasie doszłyśmy do wniosku ze znajomą, że pewien wpływ na nie miała chyba m.in. wielkość biustu, jako że ma znajoma, obficie obdarzona, nigdy nie dostała oceny celującej, mimo że była jedną z najgrzeczniejszych i dobrze uczących się osób).
Razu pewnego katechetka przeszła jednak samą siebie. Gdy przyszliśmy na lekcję, na którą planowany był sprawdzian, okazało się, że... ułożenie pytań zostało powierzone jednemu z ministrantów. Co więcej, on również testy sprawdzał i oceniał. Co więcej, sprawdziany, które przygotował, były imienne (i bynajmniej nie identyczne).
Do dziś zastanawiam się, jak to się stało, że nikt tego dyrekcji nie zgłosił. Pewnie nikt nie chciał zgnębić kobiety, która w sumie bardziej budziła współczucie dla jej nieporadności niż niechęć. A i oceny w sumie dostali wszyscy przyzwoite. Niemniej dziś, gdy sobie to przypominam, sama kręcę z niedowierzaniem głową, że taka sytuacja w ogóle miała prawo mieć miejsce...

religia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 41 (117)