Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

szafa

Zamieszcza historie od: 9 czerwca 2012 - 18:23
Ostatnio: 22 kwietnia 2024 - 20:04
  • Historii na głównej: 10 z 12
  • Punktów za historie: 2379
  • Komentarzy: 3377
  • Punktów za komentarze: 8380
 
zarchiwizowany

#72465

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
A taka tam krótka opowiastka o Polsce A i polsce B:
Jadę sobie z mojego małego miasteczka na Podkarpaciu do Wrocka za pomocą środka lokomocji znanego jako Intershitty. Pociąg jedzie jeszcze gdzieś tam het z Lublina czy innego Zamościa. Podróż długa - ode mnie do Wrocka 6 czy 7 godzin jazdy, od początku trasy jeszcze dłużej. Jak dla mnie oczywiste być powinno, że skoro jadę Intershitty (więc niekoniecznie tanio) i to na długiej trasie, to jak nie Wars, to chociaż pan z wózkiem z wodą do picia powinien być (nie mówiąc o kanapkach), co by nie zdechnąć z pragnienia, zwłaszcza że jadę w święto narodowe, wszędzie wyzamykane (i słusznie), a na mojej stacji w środku lasu to ewentualnie borówek można nazbierać w ramach prowiantu.
Ale ni ma, pani, Warsu, rzecze konduktor. W Krakowie podepną może, prawdopodobnie. Do Krakowa tylko trzy czy cztery godzinki (ode mnie, od początku trasy dłużej), więc jaki problem?
I rzeczywiście w Krakowie podpięli. No bo ta chołota z podkarpacia to i tak swoje słoiki na pewno wiezie, to po co im jakiś wars. Co tam te kilka godzin. A że płacą tyle samo co państwo z Dużych Miast? Ech.

polska b; intercity

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (23)
zarchiwizowany

#34328

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiastka z czasów moich dziecięcych o tym, jak to na religii bywało.
W życiu mym miałam do czynienia z różnymi katechetami i księżmi, co uczuliło mnie, by nigdy nie generalizować, bo zdarzają się w tej grupie (jak i w każdej innej) zarówno ludzie tzw. "do rany przyłóż", którzy rzeczywiście wzięli sobie do serca przykazanie "miłuj bliźniego swego, jak siebie samego", jak i chciwe, bezczelne chamy. Bywały też jednostki po prostu dziwne, takie jak jedna z moich podstawówkowych katechetek.
Co w niej było dziwnego? Poza tym, że kompletnie nie panowała nad klasą i nauczanie ją przerastało (a może i przerażało), to miała specyficzne podejście do ministrantów. Jak możecie się domyślić - z założenia byli oni traktowani ulgowo. Ulgowo, tzn. mogli sobie robić na lekcjach, co im się żywnie podobało, włącznie z krzyczeniem, bieganiem po sali itp., a mimo to mieli zawsze maksymalne oceny na koniec. Inne osoby dostawały oceny dość losowe (po jakimś czasie doszłyśmy do wniosku ze znajomą, że pewien wpływ na nie miała chyba m.in. wielkość biustu, jako że ma znajoma, obficie obdarzona, nigdy nie dostała oceny celującej, mimo że była jedną z najgrzeczniejszych i dobrze uczących się osób).
Razu pewnego katechetka przeszła jednak samą siebie. Gdy przyszliśmy na lekcję, na którą planowany był sprawdzian, okazało się, że... ułożenie pytań zostało powierzone jednemu z ministrantów. Co więcej, on również testy sprawdzał i oceniał. Co więcej, sprawdziany, które przygotował, były imienne (i bynajmniej nie identyczne).
Do dziś zastanawiam się, jak to się stało, że nikt tego dyrekcji nie zgłosił. Pewnie nikt nie chciał zgnębić kobiety, która w sumie bardziej budziła współczucie dla jej nieporadności niż niechęć. A i oceny w sumie dostali wszyscy przyzwoite. Niemniej dziś, gdy sobie to przypominam, sama kręcę z niedowierzaniem głową, że taka sytuacja w ogóle miała prawo mieć miejsce...

religia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 41 (117)

1