Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

szamanisko

Zamieszcza historie od: 15 maja 2015 - 16:21
Ostatnio: 29 września 2015 - 16:36
  • Historii na głównej: 7 z 12
  • Punktów za historie: 2565
  • Komentarzy: 106
  • Punktów za komentarze: 488
 
zarchiwizowany

#68303

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Stoję ostatnio na przystanku i czekam na autobus. Podchodzi dzieciak tak na oko 10-letni, ze smartfonem w ręku i słuchawkami na uszach. Chłopak podchodzi do kosza na śmieci, by wyrzucić zmięty bilet MPK, jednak dochodzi do wniosku, że lepiej jest bilet... rzucić w stronę kosza zamiast wrzucić do środka. Oczywiście nie trafia, ale co tam... Taki mały skrawek papieru przecież nie będzie nikomu przeszkadzał.
Gostek siada na ławce obok matki, a ja tymczasem podnoszę jego zgubę, podchodzę do (P)iekielnego (D)zieciaka i mówię:
JA: - Kolego, zużyty bilet się wyrzuca DO kosza, a nie obok.
PD: - Ale ja wrzuciłem do kosza!
JA: - O nie, mój drogi, podszedłeś i rzuciłeś ten papierek OBOK kosza, zamiast go wrzucić do środka.
W tym momencie głos zabiera Piekielna Matka:
- Ale o co panu chodzi? Przecież dobrze celował!

Racja, o co mi chodzi... To niedobry Bóg zesłał wiatr, który zmienił kierunek lotu...

przystanek autobusowy śmiecenie

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (30)
zarchiwizowany

#68057

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam podobny zestaw jak autor http://piekielni.pl/68017

Kiedyś niechcący wyrwało mi się, że mój kolega-anglista to ma dobrze, dostanie 3 dychy za 45 minut pracy i to na rękę :)
Kumpel tylko na mnie brzydko popatrzył i odparł, że korepetycje z angielskiego to tylko w teorii fucha lekka, łatwa i przyjemna i że piekielności zdarzają się nader często. Przytoczył kilka z nich.

1# Niewychowane bachory
Ileż razy mój kumpel był w domu, wydawałoby się, porządnym, a dzieci, które miał uczyć, okazywały się niegrzeczne i niewychowane. Dziecko jedzące na lekcji? Piszące smsa albo odbierające telefon? Standard. Niektóre dłubały w nosie (i wiadomo, co robiły dalej, nie chcę przytaczać), inne kręciły się bez przerwy na obrotowym krześle albo włączały sobie jakąś gierkę na komputerze. Nie dziwię się kumplowi, że może 2-3 razy zdarzyło się, że uczył kogoś przez kilka lat. Z reguły było to kilka miesięcy, potem już nie chciał wracać do tych smarkaczy.

2# "To ja miałem jakieś zadanie?"
90% uczniów mojego kolegi nie odrabiało zadań. Poważnie! Przez te kilka lat nauczania miał on może jedną osobę, która zadania robiła na czas, a nawet jak nie dała rady, potrafiła uprzedzić wcześniej, że nie zdąży (wiadomo, różne są sytuacje). W pozostałych przypadkach albo nie potrafili zrobić zadania (po co wziąć słownik, po co skorzystać nawet z wujka googla, po co poprosić kogoś o pomoc - angielski to nie chiński, naprawdę setki osób go znają), albo, i to o wiele częściej, po prostu nie otwierali zeszytu. Kolega mówił, że normą jest sytuacja, gdy na początku lekcji prosi ucznia o pokazanie zadania, a ten/ta otwiera szeroko usta i ze zdziwieniem pyta: "To ja miałem/-am coś zadane???"

3# "Nie nauczyłem się, bo miałem trening"
Sytuacja powiązana z poprzednią.
Normalne i oczywiste jest, że skoro nauczyciel daje z siebie wszystko, uczeń tym bardziej powinien, zwłaszcza, że za to płaci. Brednie! Uczeń może sobie bimbać, nie umie i uczyć się nie będzie (ile razy kumpel słyszał od matki chłopaczka: "On jest zdolny, tylko taaaaki leniwy"). Nauczyciel nie jest od tego, żeby wychowywać, tylko żeby nauczyć konkretnej rzeczy. Tymczasem rodzice z reguły nie robią NIC, by pociecha zaczęła się uczyć. Jeżeli gostek nie jest przygotowany na dziesiątą lekcję z rzędu, naprawdę nie ma sensu uczenie go. Jak korepetytor ma ruszyć z materiałem, jak dzieciak nie może pojąć "to be", "to have", nie zna liczebników, miesięcy, dni tygodnia itd.?
Jest jeszcze inna kwestia. To, że uczeń nie zostanie w przyszłości anglistą, nie oznacza, że korepetycje z angielskiego są na dalszym miejscu w hierarchii. Jeżeli rodzice decydują się na godzinę angielskiego tygodniowo, to chyba są świadomi, że synek będzie musiał ciężej pracować? Nic bardziej mylnego. Ileż to razy kumpel słyszał od ucznia: "Nie zrobiłem zadania, bo miałem trening"... Niekiedy opierdzielał jego i rodziców, że nie szanują jego czasu i że angielski jest tak samo ważny jak trening.

To tylko kilka z przytoczonych historii. Tak sobie myślę, może niektórym korepetytorom nie przeszkadzałoby, że pracują na darmo, że ich uczniowie niczego nie umieją, a oni zgarniają kasiorę praktycznie bez wysiłku... Ja tak bym pracować nie mógł, mój kumpel też nie, dlatego od jakiegoś czasu ma dwoje - tak, DWOJE - uczniów, oboje z polecenia, uczy ich drugi czy trzeci rok i ma święty spokój :)

Korepetycje angielski uczniowie

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (35)
zarchiwizowany

#66954

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając historię http://piekielni.pl/66930, przypomniała mi się moja własna rekrutacja na studia.
Były to studia magisterskie (jest to ważne w tej historii), uczelnia prywatna w niewielkim (w porównaniu z Warszawą czy Krakowem) mieście.
Ponieważ bardzo mi zależało na uzupełnieniu mojej edukacji, a nie udało mi się dostać na uczelnię państwową, postanowiłem zasilić szeregi tejże uczelni.
Przyjechałem do tego miasta (mieszkałem gdzie indziej, ale dojazd miałem nie najgorszy), odstałem swoje w kolejce, w końcu wchodzę. I na dzień dobry szok: kilkoro kandydatów wypełnia na kolanie jakieś przepotężne stosy papierzysk... W biurze (jednym) znajdowały się cztery panie, ale tylko dwie obsługiwały petentów, pozostałe dwie natomiast plotkowały na tematy wszelakie, niezwiązane z pracą.
Podchodzi do mnie jedna z tych, powiedzmy, "pomagających" i mówi:
- "Usiądź sobie".
Normalnie zdębiałem, miałem wtedy 24 lata, na 10 lat raczej nie wyglądałem, a babka wylatuje do mnie per "ty". No ale nic, usiadłem i czekałem na dalsze instrukcje. Panienka do mnie podchodzi, wciska mi plik papierów i mówi: - "Musisz to wypełnić".
Nie wytrzymałem i poinformowałem ją, że nie jesteśmy kolegami i niech zwraca się do mnie normalnie, jak do klienta, a po drugie to te panie chyba po o tam pracują, żeby wypełnić dokumenty dla nas (a przynajmniej część z nich).
Panienka wybałuszyła oczy, przeprosiła mnie i potulnie pomogła mi przy dokumentach. Szkoda tylko, że musiałem zrobić scenę...

Uczelnia wyższa

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (35)
zarchiwizowany

#66816

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wujek mojej znajomej ma dwoje dzieci. Historia, którą opowiem, wydarzyła się dosyć dawno, teraz te dzieciaki zapewne chodzą do liceum (nie mam z nimi kontaktu od dekady). Znajoma dużo mi opowiedziała o swoim wujku, generalnie nie był złym człowiekiem, wręcz przeciwnie, był za dobry, zwłaszcza wobec dwójki swoich dzieci: (P)iekielny (S)ynek, lat 7-8, i (P)iekielna (C)óreczka, młodsza od brata o kilka lat.
Rodzeństwo uważało się za pępek świata, wszystko im się należało, ale mało tego - nikt nie miał prawa się odezwać w ich obecności, usiąść na ich miejscu czy przełączyć bajki, którą oglądali. Widziałem kilka razy, jak wydarły się na matkę, ojca albo na Bogu ducha winną babcię, która usiadła na kanapie naprzeciwko telewizora, by złapać trochę tchu po całym dniu harówki. Cała rodzinka była przez PS i PC ustawiona, a dzieciaki stanowiły żywą definicję słowa "rozpieszczone".
Znajoma opowiedziała mi również jedną z perełek.
Otóż PS miał zwyczaj porannego symulowania choroby. Oczywiście nic mu się nie działo, ale rzucił hasło, że coś tam go boli i do szkoły w takim stanie pójść nie może. Mamusia i tatuś oczywiście się zgodzili, bo jakże to tak, boli go, a ma iść?
Sęk w tym, że PS zaraz po wyjściu rodziców z domu włączał komputer i ciupał gierki do ich przyjścia. Skąd to wiem? Moja znajoma miała młodszego brata, który z kolei miał PS w kontaktach na gadu-gadu. Mniej więcej o godzinie 8:05 cierpiący niewyobrażalne katusze PS pisał do brata mojej znajomej:

"Znowu udało mi się wykiwać starych".......

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (32)
zarchiwizowany

#66618

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może nie tak mega-piekielne, ale daje do myślenia.
Rzecz się dzieje w kolejce w popularnym sklepie z owadem w kropki w nazwie. Podchodzę do kasy z sokiem, jednym małym soczkiem, i widzę, że przede stoi małżeństwo w średnim wieku z wypchanym po brzegi wózkiem. Widząc żółwie tempo, w jakim wypakowują rzeczy z wózka i kładą na taśmę, zdobyłem się na największy uśmiech, na jaki było mnie stać i pytam:
- Przepraszam najmocniej, mam tylko jedną rzecz, byliby państwo tak uprzejmi i zgodzili się, bym stanął przed nimi?
I tu nastąpiła piekielność typowa dla naszych szanownych rodaków - jak się domyślacie, pan Piekielny nie przerwał wykładania towarów na taśmę, mruknął tylko, bardziej do siebie niż do mnie, że są inne kasy.
Gwoli wyjaśnienia, nie było innej czynnej kasy, ta była jedyną.
Stwierdziłem jednak, że będę się płaszczył i poczekałem na swoją kolej.
Co w tym piekielnego? Na Zachodzie normalnym jest, że jeżeli w kolejce stoi osoba nr 1 z całym wózkiem zakupów, a za nią osobą nr 2 z jedną-dwiema rzeczami, osoba nr 1 przepuszcza tę drugą. Jest to zupełnie normalne i nieraz zostałem przepuszczony przez 80-letnią staruszkę, która nie chciała słyszeć, żebym miał czekać, aż ona zrobi swoje zakupy.
U nas, niestety, taka uprzejmość to ciągle rarytas...

sklepy

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (54)

1