Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

takaowaka

Zamieszcza historie od: 18 kwietnia 2015 - 9:26
Ostatnio: 28 września 2015 - 19:01
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 951
  • Komentarzy: 6
  • Punktów za komentarze: 128
 

#68615

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z dzisiejszego poranka...

Na osiedlu, na którym pracuję, pomiędzy blokami jest mały parking. Na jednej jego części można parkować równolegle, na drugiej prostopadle do trawnika. Oczywiście nie jest to parking, który dla własnych potrzeb stworzyli mieszkańcy, tylko normalny, oznaczony, z wydzielonymi miejscami. Dzisiaj zaparkowałam do trawnika prostopadle. Pech chce, że przez trawnik mieszkańcy wydeptali sobie ścieżkę na skróty, która dochodzi właśnie do parkingu (dlatego też nie lubię tam zostawiać samochodu, bo często widzę jak ludzie przeciskają się z tobołami pomiędzy autami). Na ale mus to mus, auto zostawić gdzieś trzeba, w końcu jest parking, jest wolne miejsce.

Zaparkowałam, wysiadam i widzę jak ścieżką idzie babcia z typowym, kółkowym wózeczkiem na zakupy. Okazuje się, że nie ma jak przejść. No i się zaczęło...

(B)abcia: No i gdzie mi na chodniku parkujesz?! Jak ja mam przejść??
(J)a: Chodniku?
(B): No chodniku. Nie widzisz, że ludzie tędy chodzą?
(J): Widzę, że chodzą ludzie zbyt leniwi, żeby pójść na prawdziwy chodnik...

Tutaj zaczęłam się oddalać, no bo co będę dyskutować?
Ale nie. To by było zbyt proste.

(B): Zabieraj mi to auto, bo na policje zadzwonię albo sama cię przegonię
(J): Powodzenia...

I nagle słyszę głośne uderzenie. Odwracam się, bo już się domyślam co się wydarzyło. I faktycznie, babcia chwieje się po tym, jak zamachnęła się swoim wózkiem i wywaliła mi nim w przód auta. Cofam się więc i czuję jak wściekłość we mnie narasta, a kolor skóry zaczyna zmieniać się z bladości w purpurę. Nie mówię nic, bo składam w głowie myśli, ale staram się też usunąć z tej wypowiedzi wszelkie niecenzuralne słowa (pomimo wszystko jestem nauczona szacunku do starszych...)

Podchodzi do nas (P).
(P)(do mnie): Wie pani co ja bym zrobił w tej sytuacji? Tym bardziej, że ma pani świadka.

Tak, wiedziałam. Niewiele myśląc wyjęłam telefon i zadzwoniłam na policję. Po zakończonej rozmowie zwróciłam się do babci:

(J): Będzie pani miała swoją policję, wedle życzenia.

Zajęłam się oględzinami auta, pan zapalił papierosa, też pooglądał i nagle okazało się, że babcia się ulotniła.

No nic, niewielka strata, mieszka w bramie, którą widać od strony auta, więc kiedyś będzie musiała wrócić z zakupów (nie jestem wariatką obserwującą ludzi :P Po prostu przy tym parkingu wychodzę sobie na papierosa i siłą rzeczy znam tam chyba wszystkich z widzenia ;).

Pojawiła się policja, pooglądała, coś panowie pospisywali, czekamy, mają czas (małe miasto, niewiele się dzieje, zgłoszeń brak).

W końcu wychodzi babcia zza bloku, po ok. 40 minutach, z wózeczkiem już pełnym.

Dalej potoczyło się szybko. Pani krzyczała, że nic nie zrobiła, że tu chodnik, że ona stara, że jej słabo itp. Niewiele to dało. Panowie po oględzinach samochodu i spisaniu notatki poinformowali mnie, że mogę złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa (?) czy uszkodzeniu mienia (?) - nie pamiętam, na pewno oba te określenia padły i oba wiążą się z wizytą na komisariacie.

Tak więc owszem, zdecydowałam się na takie rozwiązanie. Po pracy idę na komisariat złożyć takie zawiadomienie, pani babcia otrzyma wezwanie w celu złożenia wyjaśnień, dalej prawdopodobnie sprawa skończy się w sądzie. Nie obchodzi mnie to, że biedna babuleńka będzie miała teraz taki problem na głowie. Ja nie zamierzam kosztów jej bezmyślności pokrywać z własnej kieszeni. A trochę jest. Maska i grill raz, że są mocno wgniecione przez koło wózka i ten cały stelaż, to jeszcze widnieje głęboka rysa, praktycznie do gołej blachy. Tak więc może na starość babcia nabierze trochę pokory i nauczy się korzystać z chodników.

Póki co wolę jednak parkować w innym miejscu...

nibymiłemiasteczko

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (270)

#68276

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia dotyczy mojego hobby oraz tego jak inni starają się pomóc mi w rozwinięciu siebie i moich działań.

Otóż robię zaproszenia ślubne. Poświęcam na to praktycznie każdą wolną chwilę.
Swoje prace umieszczam na blogu. Lubię się pochwalić tym co urodziło się w mojej głowie, a i krytyka każdego rodzaju bardzo mi się przydaje i wszelkie porady biorę sobie do serca.
Może właśnie dzięki temu już 4 pary powiadomiły o swoim ślubie właśnie na moich pracach :)
Czytelniczki bloga same napisały do mnie czy jest możliwe abym wykonała zaproszenia na ich ślub. Bardzo mnie to ucieszyło, tym bardziej, że dodatkowe pieniądze zawsze się przydadzą, chociażby na zakup tego co jest mi do tworzenia zaproszeń potrzebne :)

Ceny zaproponowałam niewielkie, bo po 2-2,5 zł za sztukę, gdzie koszt 1 zaproszenia to ok 1,30-1,70 zł. Wszyscy zadowoleni, a zwłaszcza ja, bo mogłam czytelników śmiało powiadomić o tym, że mogę zaproszenia zrobić także dla innych, a nie tylko dla siebie "do pudełka".

No i się zaczęło (skopiowane wiadomości):

1. "Potrzebuję 120 zaproszeń, takich jak wrzuciłaś 3 dni temu. Płacę 100 zł ale dopiero jak je dostanę" - no chyba nie.

2. "Znalazłam takie zaproszenia (tu link do zdjęcia). Umisz zrobić? Bo one idealnie by pasowały do mojego pomysłu. Tylko jaka cena?" - żadna. Nie kopiuję innych wzorów, wszystko wymyślam sama.

3. Tu wszystko ustalone, pani zdecydowana, wzór wybrany, tekst na zaproszenie też, zaliczka wpłacona (niewielka bo niewielka ale tak się dogadałyśmy). Ale dostaję ostatnią wiadomość: "Aha, ja wezmę te zaproszenia tylko do tego chcę jeszcze winietki na stół z tym samym wzorem, z tym, że już za nie nie dopłacę, bo będzie za drogo". Nie zgodziłam się i teraz toczy się bój o zawrotną kwotę 50 zł zaliczki, którą mam oddać, bo nie dopełniłam warunków umowy(?). No nie oddam, bo dogadałyśmy się co do wszystkiego (o winietkach nie było mowy) i za tą kwotę dokupiłam część materiałów (papier, wstążki, cyrkonie).

4. "Mam propozycję. Widzę, że chcesz sprzedawać zaproszenia. Ja potrzebuję 56 zaproszeń. Może zrobiłabyś mi wzór ten i ten, a ja za to zareklamuję Cię wśród znajomych i w internecie" - oczywiście po wymianie maili okazało się, że reklama ma być jedyną formą zapłaty :)

Wpis o tym, że oferuję sprzedaż zaproszeń dodałam 8 dni temu. Te wiadomości dostałam w ciągu ostatnich 4 dni. Do tego zaczęły się pojawiać pod moimi wpisami komentarze, że nie oddaję pieniędzy, kradnę, nie potrafię robić zaproszeń i inne podobne. Musiałam na jakiś czas dodawanie komentarzy zablokować.
I zastanawia mnie skąd taka złość w ludziach. Bo nie chcę zrobić czegoś za półdarmo, a nawet dopłacić do tego z własnej kieszeni? Wiem, że to moje hobby ale nie znam tych osób i nie zamierzam robić im ślubnych prezentów. Bo nie oddaję zaliczki, którą ustaliłyśmy jako bezzwrotną, kiedy wina leży po stronie KUPUJĄCEGO? Bo nie chcę skopiować czyjejś pracy, a mówiąc wprost ukraść jej?

Na szczęście trafiły się kolejne 3 dziewczyny, z którymi świetnie się dogadałam i jestem w trakcie tworzenia zaproszeń dla nich :)

internety

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 428 (482)

#65881

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w salonie jednej z sieci komórkowych.

Z racji tego, że jest nas jedynie dwójka pracowników, (mały punkt, nie ma możliwości dostawienia 3 biurka i zatrudnienia kolejnej osoby), zdarza się czasami, że jedno z nas zostaje samo. Wiadomo, różne sytuacje mogą się zdarzyć - ktoś się gorzej poczuje i weźmie wolne, ktoś potrzebuje urlopu czy chociażby samo odebranie nadgodzin już sprawia, że drugie z nas pracuje w pojedynkę. Trudno, radzimy sobie.

Szkoda tylko, że nie każdy jest w stanie takie rozwiązanie zaakceptować. Przykładowe komentarze klientów, kiedy w punkcie pozostaje jedna osoba:

- A pani to sama?
- Tak proszę pana, sama
- I co, ja mam teraz czekać nie wiadomo ile?
- Proszę pana, przykro mi, nic nie poradzę.
- To po co wy w ogóle tu jesteście?!
Trzasnęły drzwi, okna się zatrzęsły, brrr.


- Tego pana to nie ma?
- Niestety już nie ma
- A kiedy będzie?
- Jutro proszę pana.
- To co, do jutra mam tu stać??


- Długo jeszcze mam czekać?
- Proszę panią, ok 15 minut
- Pani chyba zwariowała, ja nie mam całego dnia!
- Przykro mi ale sporządzenie umowy (z klientami przy biurku) tyle czasu zajmie.
- Pani się chyba pracować nie chce...


- A dlaczego pani jest sama?
- Ponieważ kolega ma wolne
- A z jakiej racji? Pracujecie przecież od 9 do 17.
Taka oto kadrowa się znalazła.


- Ktoś tu jeszcze poza panią pracuje?
- Tak, jest jeszcze kolega
- Gdzie?
- Na przerwie, na obiedzie.
- To pani go zawołać, zje sobie później.
- Proszę panią, kolega ma przerwę i nie będę go ściągała z obiadu (na który wyszedł na drugą stronę ulicy, więc oczywiście wyproszę ludzi i pobiegnę go szukać)
- Dobrze, że mąż już przeszedł do Pomarańczowych, ja zrobię to samo, bo to jest żałosne, żeby stać w kolejce a on sobie je.
Pani w kolejce była druga...

Ja rozumiem, że nikt nie lubi czekać w kolejce. Ale może warto zwrócić uwagę na to, że po pierwsze każdy ma prawo do urlopu, do zwolnienia lekarskiego, a przede wszystkim do przerwy. Niejednokrotnie słyszałam "to proszę GO/JĄ z przerwy". Nie, nie będziemy ściągać, kiedy w kolejce są 2 osoby, bo sprzedawca też musi zjeść i skorzystać z toalety.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 355 (427)

1